poniedziałek, 30 listopada 2015

Hellada 2: rozdział X cz. druga

- Leandrze, wróć do mnie, mój piękny...

Nazwany Leandrem mężczyzna odwrócił się od okna, patrząc z rozczuleniem na swojego młodziutkiego kochanka. Ślicznego, szczuplutkiego peltastę. Młodzieniec wyglądał inaczej, niż większość mieszkańców Liwadii. Był egzotycznej urody: ciemna karnacja, czarne, kręcone się włosy, brązowe niczym ziarna kawy oczy. Przybył z Tracji, a jego przodkowie pochodzili z różnych części świata. To właśnie wygląd peltasty sprawił, iż Leander zwrócił na niego uwagę. W Liwadii większość osób miała jasne włosy, podobnie jak mieszkańcy wysp Morza Egejskiego.

- To zależy, co będę miał z tego powrotu - mruknął Leander, podchodząc do kochanka. Położył się obok niego na kocu. Parze nie przeszkadzał chłód posadzki - wręcz przeciwnie, kontakt z podłogą był przyjemny po całym dniu pracy w upale - jednak starszy mężczyzna lubił wygodę podczas zbliżeń. - Mikonie, mój piękny chłopcze, co mi zaoferujesz?

- To, co parę godzin temu - zaśmiał się peltasta, kusząco się przeciągając.

Leander usiadł przy kochanku. Przyciągnął do siebie młodzieńca, wtulając jego plecy w swoją pierś. Mocno objął Mikona i złożył czuły pocałunek na jego włosach. Nie chciał o tym mówić, jednak cierpiał. Sam przez wiele lat był hoplitą. Walczył za pieniądze, ryzykując własne życie. Został nagrodzony - otrzymał pracę w pałacu. Zamieszkał w nim i całymi dniami pracował jako strażnik. Praca spokojniejsza i bezpieczniejsza, choć gorzej płatna i wymagająca większej odpowiedzialności. Leandrowi to odpowiadało. Co w końcu mogło się zdarzyć w pałacu? To hoplici i reszta armii walczyli, nie on. Zanim on miałby bronić króla, swoje życie ryzykowaliby...

Ludzie pokroju Mikona.

I jego Mikon we własnej osobie.

- Wolę, abyś był w pełni sił - oznajmił Leander po dłuższej chwili ciszy. - Nie chcę, abyś był jutro słaby. Narażający się na niebezpieczeństwo. Wystarczy jedna zbłąkana strzała i... - urwał, nie mogąc mówić dalej. Miał ściśnięte gardło. Kochał tego pięknego efeba, tego dzielnego wojownika i tego cudownego kochanka. Nie umiał spokojnie myśleć o tym, iż ukochany mógł zostać skrzywdzony... lub, co gorsza... - Nie mogę nawet myśleć o tym, że coś ci się stanie - wyznał słabo.

- To skup się na czymś innym. - Mikon odsunął się od kochanka i popchnął go na koc, po czym położył się przy nim. Przykrył ich kocem i położył głowę na jego piersi, a Leander objął go w pasie. - Król i jego książę będą w pałacu. Ten ciemnowłosy potwór pewnie się gdzieś ukryje, jak to każda gnida... ale władca zostanie. I będziesz musiał być gotów...

- Jeśli wróg wedrze się do pałacu, to i tak nie będę mieć po co żyć - oznajmił zimnym tonem Leander.

Mężczyzna mówił prawdę, jednak nie zamierzał jej wyjaśniać na głos. I nie musiał. Wróg dostanie się do pałacu, jeśli cała armia upadnie. Cała armia, w tym Mikon.

- Przeżyjmy obaj - oznajmił młodzieniec i zamknął oczy. Westchnął głośno. - Śpijmy już, kochany. Obaj będziemy w pełni sił. Obaj przeżyjemy... Jeśli nie... to zginiemy w walce. Zasłużymy na Elizjum. A ja cię kocham. I pokocham cię nawet po utracie pamięci.

- Ja ciebie też.

Kłamstwo. Perfidne kłamstwo. Ułuda. Oszukiwanie samego siebie, że przeżyją. Że, jeśli nie, to wciąż będą razem. Że na pewno ktoś ich pochowa, że na pewno się spotkają i ponownie pokochają. Że będą szczęśliwi.

- Żałuję, że nie jestem zwykłym rzemieślnikiem - wyznał nagle Leander. - Nauczyłbym cię mojego fachu, a następnie uczynił swoim wspólnikiem. Zero stresu. Mielibyśmy żony, dzieci... a nie skupiali się tylko na tym, aby dla pieniędzy ryzykować zdrowie i życie.

- I siebie - dodał Mikon z uśmiechem.

- Skoro będziemy razem nawet po śmierci, to tym bardziej bylibyśmy ze sobą w spokojniejszym życiu.

- Jak wygląda walka? - spytał nagle młodzieniec, przybierając melancholijny ton głosu. - Słyszałem różne historie.

I co miał odpowiedzieć Leander? Że peltasta był bezpieczny? Marzenie. Że walka to tylko starcie dwóch falang? Bzdura. Że nie następowały problemy w szyku, że wszystko przebiegało sprawnie i schematycznie? Chciałby.

- Różne historie to różne bitwy - odparł wymijająco. - Teraz śpij.

I zasnęli.

***

- Modlicie się do bogów o broń?

Fejdon był... zniesmaczony. Już kolejny dzień był odwiedzany przez poddanych króla Aratosa. Do władcy najwyraźniej nie docierało słowo ,,nie", gdyż nieustannie wysyłał do boga swoich służących. I to tylko po to, aby uzyskać broń, o której istnieniu reszta Hellady nie miała pojęcia.

- Modlimy się do nich, aby wyjawili nam swe sekrety, choćby przez twoje usta, panie - wymamrotał mężczyzna w średnim wieku.

Modlitwa. Ona była najgorsza. Co mogła dać? Słowa maluczkich ludzi miałyby nakłonić gruboskórne istoty do wyznania najpilniej strzeżonego sekretu? Największej broni bogów. Broni, której nawet bogowie obawiali się używać?

Oczywiście, Fejdon mógłby dać ludziom miecz lub magiczną egidę. Mógłby zakraść się do nory Tanatosa i wydobyć z niej przepis na przerażającą truciznę. Mógłby.

Ale nie chciał.

Pragnął spokoju. Chciał żyć na Rodos, opiekować się córką, podziwiać jej dorastanie i zmiany zachodzące na świecie. Nie wyobrażał sobie, że Lidia pewnego dnia stanie się dorosła i wybierze własną drogę. Odejdzie, aby pokochać człowieka i żyć z nim. Odejdzie, aby dołączyć do wuja w Podziemiu... Nie, takie opcje dla Fejdona nie istniały. Lidia była dzieckiem, które potrzebowało domu, spokoju, kontaktu z innymi. Fejdon nie wyobrażał sobie, że jego pierworodna stanie się pewnego dnia dorosła. Że go opuści.

- Coś mogę spróbować przygotować - mruknął bóg, chcąc zbyć mężczyzn.

Przybysze najwyraźniej uwierzyli, gdyż z widoczną ulgą skłonili się, pożegnali, ponownie skłonili i wyszli.

Fejdon westchnął ciężko i ruszył do pokoju, gdzie znajdowała się Lidia. Dziewczynka leżała na posadzce, trzymając w małych, pulchnych dłoniach... różę. Boginka uniosła ręce, a łodyga rośliny zaczęła się wydłużać. Mężczyzna patrzył na to z fascynacją; w jednej chwili zwiędły kwiat bezwładnie spoczywał w rękach dziecka, a w drugiej wręcz ożywał. Pomarszczone płatki znów nabierały krwistoczerwonego koloru, liście i kolce odrastały...

- Zasadzimy, co? - szepnął mężczyzna, łagodnie się uśmiechając.

Bóg wyciągnął ręce w stronę rośliny, chcąc ją odebrać. Bał się, że Lidia skaleczy się jednym z kolców. Może i był przewrażliwiony, jednak nie chciał ryzykować, iż jego największy skarb się zrani.

To, co się wydarzyło później, zszokowało mężczyznę. Dziewczynka uniosła wzrok i pokręciła głową.

- To wujka.

Mówiła. Lidia... mówiła.

Fejdon wstrzymał na moment oddech, patrząc na córkę. Był zszokowany. Dotknął policzka córki, nie będąc w stanie nic powiedzieć. 

Nikt nie uczył dziewczynki mowy. Fakt, Lidia bardzo szybko rosła, jednak wciąż nie skończyła sześciu miesięcy. Była maleńka. Nikt jej nawet nie uczył mówić!

Dopiero po chwili był w stanie zrobić coś więcej.

- Wujka? Jakiego wujka...?

- Zeusa.

7 komentarzy:

  1. Oczywiście zgłaszam się na posterunku, tak szybko się mnie nie pozbędziesz :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooooch,
    Lidia jest taka słodka, a Fejdon to taki opiekuńczy tatuś.
    Nie przejmuj się, że krótko, i tak się rozpływam.
    Weny!

    Ps.Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam wspaniałą autorkę. Właśnie dzisiaj trafiłam na Twojego bloga i zakochałam się w nim miłością czystą i niewinną :D
    Bardzo szybko pochłonęła to co tu zamieściłaś i już czuję niedosyt. Masz talent i naprawdę dużą wene. Niewielu ludzi może się pochwalić takim stylem pisania jak ty. Czyta się lekko i płynnie. Przeczytałam już wiele opowiadań na wielu różnych blogach a Twój znajduje się w mojej ulubionej 5 ;3
    Już się nie mogę doczekać następnego rozdziału któregoś z opowiadań.
    Serdecznie pozdrawiam i życzę dużo weny i cierpliwości Senri97 ~(°៛°)~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam wspaniałą czytelniczkę :) Cieszę się, że spodobała Ci się moja twórczość. Twoje słowa znaczą dla mnie naprawdę wiele. Dziękuję za nie!
      Następny rozdział może pojawi się jeszcze w tym tygodniu, jednak na chwilę obecną nie mogę nic obiecać.
      Również pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję! :)

      Usuń
  4. Kochamy cie Sarabeth! Lee i jego siostra.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo proszę o opinie :)