wtorek, 12 maja 2015

Hellada 2: rozdział V

Fejdon spojrzał na ukochanego. Bał się. Bał się, że stojący przed nim brat był tylko iluzją, marą. Bał się, że Nikiasz za moment zniknie...

Ale ten wciąż był obecny. Poruszył się, uśmiechając się przepraszająco do kochanka i córki. Usiadł na brzegu łóżka, a po jego policzku spłynęła łza. Fejdon przysunął się do swojego najdroższego i uniósł dłoń.

Nikiasz odwzajemnił ten gest. Bracia siedzieli na łóżku w milczeniu, bez ruchu, jakby bali się przerwania tej magicznej chwili.

- Nikiasz... Mój maleńki, kurzy głupcze... - szepnął wreszcie Fejdon, czując gulę w sercu. Tak bardzo za nim tęsknił... Miesiąc. Nie widział go miesiąc. Cztery miesiące, jeśli nie liczyć tamtej feralnej kolacji...

Nikiasz nie odpowiedział. Poszerzył swój uśmiech, a po jego policzkach spływały kolejne słone krople.

Fejdon przyłożył kciuk do skóry ukochanego, chcąc zetrzeć te łzy. Najchętniej by to zrobił językiem, aby posmakować brata.

Najchętniej wziąłby Nikiasza w ramiona i już nigdy go nie wypuścił.

Kciuk nie dotknął jednak twarzy mężczyzny. Palec przeszedł płynnie przez skórę Nikiasza tak, jakby jej tam w ogóle nie było.

- Co to ma...?! - Fejdon uniósł głos, z bólem wpatrując się w ukochanego. Spróbował chwycić jego nadgarstek, jednak w rzeczywistości zacisnął palce na niczym. - Nikiasz... Co to ma być... Nikiaszu...

Zmarły pokręcił głową. Fejdon widział w jego oczach cierpienie. Nikiasz znów zaczął płakać, jednak tym razem nie były to łzy wzruszenia.

- To ona... - Tylko tyle zdołał wydusić bezcielesny, przysuwając się do starszego brata. Reszta zdania była niesłyszalna. Nikiasz tylko poruszał ustami, nie wydając z siebie żadnego dźwięku.

Fejdon ze strachem dostrzegł, że ukochany staje się coraz bledszy i bledszy, aż w końcu był niewidzialny. Nikiasza znów nie było.

- To kolejny koszmar? Za co jestem tak dręczony... - Fejdon chciał poznać odpowiedzi na te pytania. - Jeśli to sen, to z tobą mogę śnić wiecznie...

Nagle znów rozbrzmiał głos Nikiasza, dużo cichszy i słabszy:

- Zawsze tu jestem, najdroższy...

***

Tanatos obudził się miesiąc po ataku Aresa. Całą energię poświęcał na leczenie skrzydła. Przyjrzał się swoim kończynom. Kruczoczarne lotki lśniły, miejscami mieniąc się na fioletowo i zielono.

Bóg poruszył na próbę skrzydłami i nogą. Ciało Tanatosa było już bez skazy.

Syn Nyks nie mógł powiedzieć tego samego o swoim sercu. Był zdruzgotany. Nie czuł Isagorasa w pobliżu. A tak bardzo pragnął po przeprosić. Wyjaśnić wszystko. Paść na kolana i całować jego stopy, błagając o przebaczenie.

Tanatos spojrzał na króla Teb. Lajos wyglądał mizernie. Otaczała go woń śmierci, dużo silniejsza niż w chwili przybycia Aresa.

- Gdzie on jest...? - szepnął bóg, siadając na posłaniu. Znajdował się w okrągłym pomieszczeniu z kamiennymi ścianami i żelaznymi kratami w oknach. Poza nim i chorym królem nie było nikogo.

- Wyruszył do Liwadii. Spóźniłeś się. - oznajmił Lajos, patrząc na boga tajemniczo. - Tanatosie... Isagoras odzyskał pamięć.

Bóg wypuścił powoli powietrze z płuc, opierając się o chłodną ścianę.

- Nienawidzi mnie?

Władca pokiwał ze smutkiem głową.

- Wydaje mi się, że tak. Nie wiem, czy go odzyskasz, czy nie. On ma jeden cel.

Bóg uniósł brew, jednocześnie wstając z łóżka. Jego ciało było znów w najwyższej formie. Tanatos poruszył skrzydłami, nie interesując się słowami Lajosa. Podszedł do drzwi, po czym otworzył je. Skrzywił się, gdy zawiasy zaskrzypiały.

- Pośpiesz się, Tanatosie. Jeśli nie zdążysz, Isagoras zawędruje na Kretę, do Knossos. Musisz wiedzieć, że...

- Że Isagoras jest bożkiem przez durną roślinę, którą mu podrzuciłem w jednej z nielicznych chwil, gdy byłem wolny o Hadesa? - warknął bóg, patrząc groźnie na mężczyznę. - Że zdechł niczym pies, kiedy ty zarażałeś go jakimś wenerycznym paskudztwem, na które ty sam wkrótce zginiesz?! Widziałem to wszystko! Jak myślisz; ile razy go obserwowałem za pomocą magii?! Ile razy widziałem, jak go krzywdziłeś... Muszę wiedzieć, że...

- Że go kochasz i musisz szybko lecieć do Liwadii, zanim dzieciak wróci do brata... albo zostanie wykorzystany przez Herona.

Tanatosowi nie trzeba było tego powtarzać. Wybiegł z pomieszczenia. Jego srebrne, kocie oczy zabłysły, gdy znalazł się w niemalże absolutnych ciemnościach. Na szczęście dla niego, widział wszystko dzięki swoim mocom i małej wiązce światła na końcu korytarza.

Bóg gnał na złamanie karku, w szerszych miejscach wzbijając się w powietrze. Dotarł do schodów. Pokonywał następne stopnie, w głowie układając sobie plan.

Najpierw Tespie, później Haliartos. I do Liwadii.

***

Isagoras jęknął cicho z bólu, kuśtykając za Fedusem, zaufanym poddanym Lajosa. Przez miesiąc bożek zdołał poznać część żołnierzy króla Teb.

Podróż do Liwadii przebiegła bez najmniejszych zakłóceń. Każdego dnia Isagoras i Chrios byli budzeni o świcie i karmieni, aby szybko ruszyć w dalszą drogę. Po południu była przerwa na obiad - czyli suche, czerstwe jedzenie oraz to, co zdołano zebrać w ciągu kilkunastu minut. I zaczynała się dalsza wędrówka. Pokonywanie kolejnych kilometrów. I dopiero wieczorem, a właściwie w nocy, Isagoras mógł odpocząć.

Bożkowi początkowo zdawało się, że podróż nie była niczym męczącym. Ot, kilka godzin siedzenia na grzbiecie osła. Nie robienie niczego.

Isagoras nie wiedział, czym się męczył podczas wędrówki. Chrios miał większe szanse na zmęczenie - poruszał się pieszo. Ale ten był przecież wilkiem, zatem pewnie nie miał problemów z długimi wędrówkami.

Nagłe muśnięcie uda  sprawiło, że Isagoras powrócił do rzeczywistości. Spojrzał na przyjaciela. Podczas tygodni podróży bożek i Chrios bardzo się do siebie zbliżyli.

-Co się stało? - spytał Isagoras, kładąc dłoń między uszami wilka. 

Chrios potrząsnął łbem, pyskiem wskazując przed siebie. Ateńczyk uniósł głowę.

Trzej podróżnicy znajdowali się w sali tronowej. Olbrzymie pomieszczenie mogło pomieścić setki osób. Biała, kamienna podłoga była śliska i zimna, cudownie chłodząc zgrzane, spocone ciała wędrowców. Ściany były pożółkłe, pokryte płaskorzeźbami. Ale to nie sala tronowa interesowała Isagorasa. Bożek zwracał uwagę na osobę siedzącą na pozłacanym tronie.

Heron.

Król Liwadii niemalże nie zmienił się od ostatniego spotkania z Isagorasem. Przez kwartał przybyło mu zmarszczek, jednak wciąż miał przystojną twarz. Kwadratową szczękę pokrywała czarna, kręcona broda. Isagoras najwyraźniej urósł w trakcie podróży, gdyż sięgał Heronowi już do ramienia.

-Witajcie. - przywitał się władca, patrząc z pozornie łagodnym uśmiechem na Ateńczyka. Isagoras spiął się. W oczach mężczyzny widział niebezpieczny błysk. Zbyt wiele razy widział to samo w spojrzeniu Lajosa. - Mam nadzieję, że podróż przebiegła bezproblemowo. Ty - król wskazał żołnierza Lajosa - możesz już odejść.

Mężczyzna skłonił się, po czym opuścił salę. Isagoras uniósł sceptycznie brew, wplatając palce w gęstą, szorstką sierść na grzbiecie Chriosa.

- Witaj, mój panie... - szepnął bożek, klękając przed władcą.

Heron podszedł do Isagorasa, po czym złapał go lekko za szczękę i uniósł jego twarz.

- Możesz mówić mi po imieniu... - Król uśmiechnął się uprzejmie do Ateńczyka, chociaż jego spojrzenie było zimne. - W końcu zamieszkasz tu, dopóki nie dojdziemy do porozumienia z Aratosem.

- ,,Porozumienia"? - powtórzył Ateńczyk. - Chciałbym się czegoś o tym porozumieniu dowiedzieć.

Władca Liwadii zaśmiał się.

- Już czegoś żądasz? - Król pokręcił głową. - Widzę, że rośnie nam mały królewicz... - Spojrzenie Herona przeniosło się na Chriosa. Wilk zawarczał groźnie. - O, tak. Królewicz. Niczym słynni trzej bracia z Nemei, racja?

Isagoras nie rozumiał słów władcy. Nie miał pojęcia, co miał król na myśli... a sam miał większe zmartwienia. Chrios był wściekły. Szczerzył groźnie kły, chyląc głowę. Uginał się na grubych łapach, czujnie obserwując każdy ruch władcy.

-Tak, żądam. - odpowiedział Isagoras, palcami gładząc zjeżonego wilka. - Chrios, spokojnie... Porozmawiamy o tym później... - Ateńczyk spojrzał na króla. - A ty, Heronie, możesz mi powiedzieć o swoich planach.

- Interesujesz się polityką? - spytał władca, patrząc na młodzieńca sceptycznie.

- Mam imię jednego z ateńskich polityków. - zaśmiał się sztucznie bożek. - Isagoras, syn Tisandera, miał w Atenach urząd archonta. To chyba o czymś świadczy.

Władca zaśmiał się, tym razem szczerze.

- Nie wyobrażam sobie ciebie w formie tyrana, mój drogi gościu...

Isagoras wzruszył ramionami.

- Nie jestem tyranem, a jedynie bratem króla Krety. I chcę wrócić do domu, a nie rządzić jakimś imperium.

Król skinął głową, po czym z łagodnym uśmiechem położył dłoń na ramieniu bożka. Isagoras został poprowadzony przez środek sali tronowej, oglądany przez służących i dworzan. Ateńczyk u boku Herona opuścił pomieszczenie, trafiając do małego, okrągłego pokoju. Na środku znajdował się hebanowy stół o kształcie rombu. Podłoga była z błyszczącego granitu. Światło wpadające do sali przez małe, prostokątne okna sprawiało, że kamień lśnił.

Obok stołu stał młody, niebrzydki młodzieniec. Mógł mieć około siedemnastu lub osiemnastu lat. Był średniego wzrostu, a jego sylwetka, choć szczupła, była bardzo umięśniona. Isagoras ze zdumieniem spostrzegł, że był smuklejszy i wyższy od obcego.

Nieznajomy z uśmiechem podszedł do Ateńczyka. Uścisnął jego dłoń.

- Isagoras, tak? - spytał młodzieniec z tajemniczym błyskiem w ciemnych oczach.

Bożek wzdrygnął się. Obcy był zimny i blady, a jego wzrok... Isagoras już kiedyś widział kogoś podobnego. Ciemne włosy i oczy. Jasna jak piasek skóra. Twarz... szczupła, koścista. Wyraźne kości policzkowe...

- Tak, to ja. - potwierdził młodzieniec, pragnąc zabrać rękę. - A ty nazywasz się...?

- Aniketos.

- Skoro już się poznaliście, to może przejdziemy do tej części, w której poważnie rozmawiamy? - zakpił Heron, kładąc dłoń na barku Aniketosa. - Isagoras chciałby poznać nasze plany, Aniu.

Ciemnowłosy młodzieniec zaśmiał się, a bożek pozwolił sobie na słaby uśmiech. Król i jego towarzysze usiedli przy stole wygodnie. Chrios położył się przy Isagorasie, kładąc łeb na udzie Ateńczyka.

- Jak zapewne wiesz, mój drogi, wraz z Lajosem planujemy podbić pozostałe polis. Półwysep Peloponeski będzie moją własnością. - Chrios zawarczał głośno, słysząc nazwę krainy. Isagoras delikatnym, powolnym głaskaniem ukoił wilka. - Jestem młody. Mam armię i złoto, ale brakuje mi doświadczenia. Zagroziłem Lajosowi.

- Albo Teby dołączą do nas i jako wspólnicy będziemy zdobywać kolejne państwa - wyjaśnił Aniketos - albo Liwadia zmiecie je z powierzchni ziemi jako pierwsze. Lajos od razu się zgodził. Siebie mógłby ocalić, jednak poddani byli dla niego najważniejsi.

- Istnieje parę potęg, Isagorasie. Helladą rządzą Ateny, Teby, Liwadia, Kreta, Haliartos i Tespie. - kontynuował Heron. - Teby zgodziły się pomóc. Szpiedzy do dziś informują Lajosa o sytuacji w innych polis...

- Król Teb dowiedział się o planach Tespie. - wtrącił Aniketos. - Mój ślub z księżniczką Haliartos miał zapewnić pokój między Tespie a polis mojej niedoszłej żony.

Isagoras otworzył szeroko oczy, wspominając swoją podróż do Teb. To dziwne spotkanie. Zmasakrowani żołnierze. Niezrozumiałe słowa umierającego...

Żołnierz mógłby być nawet przystojny, jednak zakrwawiona i wykrzywiona w cierpieniu twarz upodabniała go do staruszka.

- Jes... Thecie... Ff... Eb? - wydusił z siebie, kaszląc krwią.

Umierającym wstrząsnęły torsje. Z trudem uniósł prawą dłoń, zaciśniętą na jakimś małym, metalowym przedmiocie. Tanatos wziął obiekt.

- Jesteś żołnierzem z Tespie? Co się stało między wami a ludźmi z Haliartos?!

- Ne Haliaarh... Teby... Liadii...

- Nie rozumiem...! Proszę, mów spokojnie. Będzie dobrze. Zginąłeś w walce, w imię swego króla. Sędziowie będą łaskawi... - kłamał Tanatos, mając w oczach łzy. Był to pierwszy raz, gdy oszukiwał swoją ofiarę.

- Nie my... oni zatchęli... Oni zaathakowali... Książę... Ślub... Teby... Liwaaia... - Mężczyzna ponownie zaniósł się kaszlem. Zaczął spazmatycznie oddychać. Zakrztusił się krwią. Oczy straciły blask, po czym obróciły się. Było widać tylko zaczerwienione białka...

Tanatos wziął głęboki oddech, po czym wyjął z kieszeni szaty nóż. Uciął pukiel włosów żołnierza i włożył mu pod język drachmę.

- Więcej nie możemy już dla niego zrobić...

- To ty, Heronie, stałeś za rzezią w okolicach Teb prawie pięć miesięcy temu? - spytał Ateńczyk, zaciskając trzęsące się dłonie w pięści. - To ty byłeś tym księciem, Aniketosem?

- Tak. - Ciemnowłosy młodzieniec uśmiechnął się ciepło. - Nie jesteś głupi. Lajos mówił, że się natknąłeś na moją eskortę...

- Aniketos miał być jabłkiem niezgody. - wyjaśnił Heron.

Król wstał, po czym podszedł do hebanowych drzwi i załomotał w nie mocno. Do sali już po chwili wysoka służąca w białym chitonie. Niosła dzban. Zapach wskazywał na kwaśne wino. Za kobietą dreptała druga służąca, a w rękach trzymała kubki.

Niewiasty nalały bordowego napoju każdemu z zebranych. Nawet Chrios otrzymał kubek z winem. Służąca postawiła naczynie na podłodze, ostrożnie omijając łeb wilka.

- Lajos nasłał na żołnierzy Tespie i Haliartos swoich ludzi. - wspomniał Aniketos. - Wyglądało to tak, jakby wojownicy moi i mojej narzeczonej się nawzajem pozabijali. Ja zostałem porwany i zaprowadzony do Herona.

- Wyjaśniłem Aniketosowi wszystko. - zamruczał z pożądliwym uśmiechem Heron, patrząc na ciemnowłosego pożądliwie. - Ujawniłem mu nasze plany...

- Może wreszcie mi wyjaśnić, co to są za plany? - spytał zirytowany Ateńczyk. Opowieść była ciekawa, ale bożek musiał dowiedzieć się czegoś więcej o tym, co będzie.

- Tespie i Haliartos ze sobą walczą. Nie ma szans na pokojowe negocjacje... - oznajmił z paskudnym uśmieszkiem Aniketos. - Zniszczą się. Oba polis nie będą miały siły, aby obronić się przed Liwadią i Tebami.

- Ale Tespie i Haliartos to nie jest jedyne miejsca w Helladzie. Nie mamy szans ani z Atenami, ani z Mykenami, ani z Aulidą, ani z Koryntem...

-Knossos nam pomoże. - wyjawił Aniketos. - Dzięki tobie Aratos przyłączy się do nas. Kreta zmiażdży ufne Ateny. Wyobraź to sobie, Isagorasie: Ateny zaatakowane na północy przez Teby, a od zachodu przez Liwadię...

- A ze wschodu ma nadciągnąć armia mojego brata? - spytał Isagoras.

Nie podobała mu się perspektywa wojny. Przerażała go wizja śmierci tysięcy osób, w tym niewinnych ludzi. Może nawet dzieci... 

- Dokładnie. Gdy Ateny upadną, wszystkie inne polis zaczną się poddawać. Niektóre, jak Korynt, pewnie będą stawiać opór... Nie będzie on skuteczny.

- Ja jestem wam potrzeby tylko po to, abyście mieli dobre relacje z Knossos? - spytał Ateńczyk. 

Isagorasowi nie było żal Aten. Żył w nich przez sześć lat... i ani razu nikt mu nie pomógł. Był dla polis nikim. On i jego przybrani rodzice nic dla Aten nie znaczyli...

- W jaki sposób mam wam pomóc? - Bożek wbił wzrok w Herona.

Król uśmiechnął się przerażająco, upijając łyk wina. Aniketos wstał od stołu i stanął za Isagorasem, kładąc dłonie na ramionach jasnowłosego młodzieńca.

- To proste. - oznajmił władca. - Wysyłamy na Kretę coś należącego do ciebie. Pukiel włosów, może palec - król i Aniketos zaśmiali się okrutnie, a Isagoras skulił się w sobie - a Aratos udostępni mi wszystkich swoich ludzi, aby zapewnić ci bezpieczeństwo. Do tego czasu... - Heron skinął głową.

To się stało w ułamku sekundy.

Aniketos skoczył na Chriosa, zanim ten zdążył drgnąć. Ciemnowłosy przyszpilił wilka do podłogi, a król podszedł do struchlałego Ateńczyka i dłonią przykrył mu usta i nos.

Isagoras zaczął poruszać się rozpaczliwie, potrzebując tlenu. Robiło mu się słabo. Miał mroczki przed oczami. Wszystko zostało zakryte mgłą...

I już wtedy Ateńczyk był pewny, że jego koszmar powróci. Że zemdleje i obudzi się w wilgotnym lochu Lajosa...

Nic takiego się nie stało. Duszony przez Aniketosa Chrios padł na ziemię, nieprzytomny. Ciemnowłosy podszedł do spanikowanego Isagorasa.

- Ech, gdyby nie był bożkiem, to już mielibyśmy spokój... -westchnął Aniketos. - Chodźmy, Heronie. Isagoras musi poznać swoje cztery kąty. A ten kundel... Wyrzućmy go poza mury miasta. Pies wróci do Lajosa.

- Biedny Lajos, co? - rzucił złośliwie król. - Tak mnie prosił o to, abym był dobry...

- Będziesz dla niego najlepszy... - zapewnił Aniketos. Wspiął się na palce i musnął policzek króla. - O ile nie będziesz w niego wkładać. - zawarczał.

- Hah, masz rację... - Król pogłaskał ciemnowłosego po bladym policzku, wciąż mocno trzymając wyrywającego się Isagorasa. - Ale teraz... Zaniesiesz go, jeśli go poz...

Ciemność.

***

Isagoras obudził się dopiero po paru godzinach, co wywnioskował z ciemnego nieba za oknem.

Bożek leżał na miękkim posłaniu w nieznajomej sypialni. Gdyby nie mała pochodnia, Ateńczyk byłby w absolutnej ciemności.

- Jak się czujesz?

Młodzieniec uniósł się na łokciach, wbijając wzrok w Aniketosa.

- Ty... Ty draniu... - warknął Isagoras.

- Dobry ze mnie aktor, prawda? - spytał ciemnowłosy. Uśmiechnął się złośliwie, kładąc się obok bożka. - Spokojnie, dopilnuję, aby Heron cię nie skrzywdził, braciszku...

- ,,Braciszku"? - powtórzył kpiąco Isagoras.

- Tak. - Aniketos dotknął lekko dłoni Ateńczyka. - Tak się mówi na kogoś, z kim dzielisz rodziców.

- O czym ty mówisz? - spytał bożek, zabierając gwałtownie rękę. - Wyjaśnij mi to! Wyglądasz na osobę w moim wieku, nie możesz być moim bratem... Moi rodzice...

- Twoi rodzice... - Ciemnowłosy uśmiechnął się okrutnie. - Nie mówię o tych biologicznych... Moimi rodzicami byli ludzie, którzy przygarnęli cię, kiedy uciekłem do Tespie. Pyrrona i Sikinnos.

Aniketos. Ciekawy gostek? Imię wzięte od bohatera dzieUa Merkuriuszki czy jakiego tam Patrycja ma teraz, kurwa, nicka. Link do dzieu Merkuriuszki. Owacje dla tych, którzy czytali książkę o pewnym Merkuriuszu i moim Bogu, Durzo Blint, i widzieli między bohaterami chemię :P

19 komentarzy:

  1. No mało było ci męczenia Isagorasa, chyba mnie pokręci. Nie wiem ile ludzi czyta ten blog bo nigdy nie patrze na liczniki ale wiem że wielu czyta niewielu komentuje. Weź pod uwagę okres maturalny i zbliżającą się sesje. Sama specjalnie założyłam sobie blogera by nie ominęły mnie odcinki ulubionych blogów nie każdy ma na to ochotę lub wie o tym, że nie trzeba być blogerem żeby z tego korzystać. (Pewnie go wykorzysta w innym zbereźnym celu). Łączenie kont różnych poczt i portali też u większości budzi agresję i niekoniecznie chcą żeby ich mail był dostepny na takich blogach. ITD itd. Mich wrażeń i weny sadystko:-) buziak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od razu ,,sadystko"... Ja po prostu lubię pomęczyć bohaterów... Ale będzie happy end, spokojnie :P Zabiję tylko... 1/3 populacji Hellady oraz 3/4 bogów... Ale będzie dobrze :3
      Isiak zasłużył na szczęście, chcę mu dać wreszcie spokój... I ciągle coś. To Kora, to Lajos, to Aniketos... To on ma pecha :3
      Na liczniki nie patrzę... Część i tak czyta inne opowiadania, w dodatku sporo osób przychodzi, odwiedza spamownię i idzie :/
      Ach, rozumiem problemy z kontami... Ja sama miałam z nimi mnóstwo kłopotów...

      Usuń
  2. Ani mi się waż rzucać pisanie tego opowiadania! Z każdym wpisem jest coraz bardziej genialne. Początkowo myślałam, że Aniketos to gnój w czystej postaci... a tu takie zaskoczenie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W przypadku naszej autorki Aniketos może się okazać zazdrosnym....., więc nie należy się cieszyć.

      Usuń
    2. Patrycja... Moja kochana, naiwna Patrycjo... :') Naprawdę - po tych wszystkich wpisach sądzisz, że ja Cię już zaskakiwać nie będę? :P

      Usuń
  3. ^True.
    Nie porzucaj tego opka! Ludzie czytają, ale nie komentują i tyle. :<
    Rozdział jak zwykle super. Nie spodziewałam się Aniketosa u Herona. Widać, że z niego cwana bestyjka jest i sama nie wiem, czego się po nim spodziewać. W sumie, to go polubiłam. :P
    Heron...uch, kolejna osoba, której śmierci pragnę soł macz.
    Weny i więcej chęci na pisanie życzę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uch... Aniketosa lubisz, powiadasz? I się go nie spodziewałaś...? Heron jeszcze pożyje. Nie powiem tego samego o innych :P Dzięki za wenę. Biorę i chowam do wiaderka.

      Usuń
  4. No co ja czytam... A jeno spróbuj tylko te opowiadanko porzucić. Nie, nie, nie, nie. No nie ma opcji. Ja się nie zgadzam i protestuję!
    Ty tego biednego Isagorasia w końcu zamęczysz. Jestem pełna podziwu, że on ma jeszcze na cokolwiek siłę. I niech Tantanos wreszcie ruszy do porządku tę swoje dupsko! Ja tam żyję w świecie, gdzie on i Isagoras mają gromadkę małych bożków i wszyscy są szczęśliwi. xD
    A Aniketos jest cudowny! Heron w sumie też. Mam jakiś dziwny fetysz postaci z kategorii "jesteśmy po ciemnej strony mocy". Chyba nie ma postaci, której u Ciebie nie lubię.
    I scena z Nikiaszem i Fejdonem - taka dramatyczno-gorzka. Ale jestem nią dosłownie zauroczona! Chyba już z siedem razy czytałam ten jeden fragment. No co te opowiadania robią z człowiekiem.

    Weny Życzę! :33

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ktoś mi kiedyś zarzucił, że spaprałam tę historię i stracę przez tę ciążę i zabójstwa czytelników. Teraz wydaje mi się, że ta osoba miała rację.
      Isiak kiedyś jeszcze będzie szczęśliwy. Chyba. Może :P
      Gromadka małych bożków? Już chyba wystarczy jednoosobowa armia w postaci Lidii Nikiasza i Fejdona, co?
      Znam takie fetysze. Ach, ta zła strona Venia z Poślubionego Wampirowi...
      Gdybym mogła, to bym pisała tylko o Fejdonie i Nikiaszu :D

      Usuń
  5. Sadystka...
    Daj w końcu chwilę spokoju Isiakowi a nie, męczysz go tylko : P
    Nie ma mowy o porzucaniu pisania Hellady, zapomnij!!!
    Tak więc wenyyy i szybko kolejny rozdział ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaaaa późnooo... Isiak będzie mieć teraz chwile spokoju :P Tia. Weny. Tia. Rozdział -.-

      Usuń
  6. Trzymaj się Fejdon, może coś się uda, ktoś się zlituje (czyt. Autorka) i ożywi ci Nikiego! :c Coś mam Lidio wrażenie, że masz jaki związek z pojawieniem się tatusia...
    Leć Tanatos, leeeć! :c Możnaby powiedzieć, że to też wina Tanatosa, bo go tam zaprowadził i Lajosa za wszystko co mu zorbił, ale w sumie Gołąbek nie podejmował sam tych decyzji, a Król? No niby też aż tak go nie chciał krzywdzić, z jakieogś powodu musiał, ale to i tak nie zmienia faktu, że mógł się powstrzymać!
    Rozrysowałam sobie plan, zapisałam na nim wszystko co mówił Heron... i jakoś ogarnęłam jak ma przebiec wojna. Jak ty to wszystko zapamiętujesz?! Eh, widać, że na wojnach to ja się nie znam. W każdym razie dość sprytny plan...ale zbyt okrutny.
    Nie lubię tego Herona :/ Kolejny, rządny władzy król. A żeby cię Aniketos oszukał! Co do tegoż właśnie ciemnowłosego chłopaka... mam mieszane uczucia. Po części go lubię, po części nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha. Mam tytuł drugiego George'a R. R. Martina, tak? :P Ale Nikuś musi być, to w końcu jedyna postać w tym opie, którą lubię (nie licząc Lajosa).
      Ejj, daj ten plan, abym się nie pogubiła! :P Ja zapamiętuję i piszę, a Ty się uczysz i pracujesz. Proste, NINO.
      Aniketos będzie chyba największym trollem w ,,Helladzie". Oficjalnie mówię, że to on jest największym spiskowcem w dziejach mojego opowiadania. Ale on tak ma z dziada pradziada... :P

      Usuń
  7. Ja chcę nowy rozdział teraz, a najlepiej wszystkie.
    Cudowne
    Dużo weny
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będę szczera - ,,Helladę" piszę. Prawie skończyłam już pisać rozdział ósmy. Nowe rozdziały po prostu wysyłam osobom, które komentowały tę historię i podały mi swoje adresy e-mail :)

      Usuń
    2. Czemu?
      A mogłabyś mi też wysyłać, podałabym ci mojego maila

      Usuń
    3. Ludzie tego opa nie czytają. Wygodniej mi i szybciej jest wysłać rozdział w formie dokumentu przez e-mail, niż srać się z kolorem czcionki, akapitami i innymi pierdołami.
      Podaj e-mail, a wyślę :)

      Usuń
  8. Czyli jednak iluzja, chyba, że to coś więcej. Chociaż ciekawa jestem jaką dokładnie moc ma Lidia. Jakiejś projekcji zmarłych? Dobra, nie zastanawiam się nad tym, będzie co będzie :P
    Jak dobrze, że te skrzydełka Tanatosa odrosły, bo to ich najbardziej było mi szkoda... Coś mi podpowiada, że jednak nie zdąży pomóc Isagorasowi i jak zwykle tamtemu coś się stanie. Właśnie, a propos Isagorasa, wkurza mnie. Nie mógłby chociaż raz nie dać się tak zrobić jak idiota i chociaż raz poradzić sobie sam? Ech, ale czego ja wymagam xD
    Ten Aniketos coś kombinuje. Niby twierdzi, że jest "bratem" Isagorasa, ale nie podoba mi się. Skoro wcześniej niby grał, może grać równie dobrze teraz, przed chłopakiem. No i wydaje mi się za bardzo związany z Heronem, żeby pomóc tamtemu idiocie...
    Właśnie! A wilczku, to już się nie wypowiem. Myślałem, że jest lepszym ochroniarzem, a tu tak mnie zawiódł. Zły wilczek! Niedobry! Pancia jest zła! :D
    Kurcze, znowu wszędzie wyczuwam podstęp. Co to twoje opowiadanie ze mną robi xD xD xD
    Ale rozdział ogólnie bardzo mi się podobał. Aaaa! Tylko czemu mam wrażenie, że rozpoczyna się powtórka z 1...?

    OdpowiedzUsuń

Bardzo proszę o opinie :)