środa, 3 czerwca 2015

One-shot: Guzik

Stark-Loki, czyli pierwszy one-shot na zamówienie. Ostrzegam: tentacles i inne brutalności, bla, bla, bla... Foch za tylko jeden komentarz przy Kronikach Imperium, ale ciii...

Miłego czytania!

Ogień. To ostatnie, co widziałem.

Wybuch reaktora. Bolesny gorąc. Topiąca się stal. Krzyki moich przyjaciół. Huk żelaznych prętów, które opadały na moją odsłoniętą pierś...

Ocknąłem się po paru minutach. Godzinach. Dniach. Latach. Nie wiedziałem, ile czasu minęło od wybuchu, gdy otworzyłem oczy.

Niechętnie uchyliłem powieki. Bolała mnie głowa, a w ustach miałem Saharę. Gobi! Pieprzony piach! Nie ma, nie ma koniaku na pustyni...!

Gdy wreszcie uniosłem ozdobioną rzęsami kurtynę, ujrzałem... sufit. Nie taki zwykły sufit, ot, zwykła, biała powierzchnia. Nie. Bogate, misternie zdobione ornamenty – tak to się nazywało? – pokrywały całe sklepienie. Mrużąc oczy dostrzegłem, że każda ozdoba nade mną była wykonana z błękitnawego, lśniącego materiału. Przypominał mi on o rzeźbach lodowych, jakie kiedyś kupowałem na akcjach charytatywnych.

Pokręciłem głową na boki, oglądając całe pomieszczenie, w którym się znajdowałem. Wciąż nie wiedziałem, gdzie byłem.

Ściany były obite jasnymi, ciepłymi tkaninami. Łososiowymi? Różowymi? Nie znałem się na kolorach, ale materiał wyglądał wystarczająco męsko, abym...

BUM.

Do ,,mojego” pokoju ktoś wszedł, z hukiem otwierając dwuskrzydłowe, wysokie drzwi. Albo wrota. Tak. ,,Wrota” było dużo lepszym określeniem.

Pewnie zdaliście już sobie sprawę z tego, że jestem beznadziejnym narratorem. Mógłbym grać w ,,Kiss Kiss Bang Bang” i nikt by nie dostrzegł różnicy! Zacząłem opowiadać Wam moją historię od środka! Nie wiecie, kij jestem, nie wiecie, gdzie jestem... dobrze, tego ostatniego również sam nie wiedziałem, dopóki do pomieszczenia nie wkroczył...

NO PO PROSTU DAJCIE MI MÓWIĆ!

Przede mną stanął Loki. Wiecie. Długie, chude, czarne, ale nie afroamerykańskie. Ciemne włosy zalizane do tyłu, jakby splunął sobie na dłoń i rękami układał fryzurę... Image jak u starzejącej się gwiazdy popu, gdyż rockowcy mają swoją klasę... A Loki jej nie miał wcale. No, może trochę. Z wyróżnieniem skończył szkołę dla:

1. gnid,
2. krętaczy,
3. oszustów.

Był bogiem. Podobno. Moim bóstwem i najpiękniejszą kochanką było moje odbicie, ale Loki nie mógł nawet podejść do lustra, gdyż ono od razu by pękło od tego szkaradnego ryja.

No. może nie aż tak paskudnego. Dobry skalpel i jeszcze lepszy stylista, a Kózek mógłby wyjść z domu.

Albo z szafy.

Dlaczego Kózek? Otóż dlatego, iż w Asgardzie to nie wąsy były symbolem hipsterstwa i oryginalności, a dziwne nakrycia głowy. Tyle przynajmniej wywnioskowałem. A może ten złoty, tandetny hełm z rogami jak u koziorożca był radarem mającym namierzyć niesfornego zbrodniarzyka? Pewnie tatuś Odyn dawał małemu mordercusiowi klapsy i parę  razy trafił w tę małą, pokrytą czarnymi kłakami łepetynkę.

- Jak się czujesz? - spytał Loki, podchodząc do mnie. Właśnie wtedy skapnąłem się, że leżałem na łóżeczku – całkiem mięciusim i ładnie pachnącym – mając na sobie aż zero ubrań. - Długo musieliśmy cię leczyć.

- Witam cię z wątpliwą radością, koziołku! - zawołałem radośnie, nagle mając ochotę na kebaba z czerwoną kapustą i sosem czosnkowym. - Czy, będąc największym psycholem, zbrodniarzem, mordercą i zdrajcą, jaki chodził po tym wszechświecie, zgodzisz się odpowiedzieć na kilka pytań małemu reporterowi ze wsi NYC?

Loki spojrzał na mnie niezrozumiale. Jego oczy wyrażały tyle zrozumienia, co dupa Steve'a, gdy ten kimał w lodzie. Wiecie, zimno i nieprzyjemnie. Jestem beznadziejnym narratorem.

- Jesteś w Asgardzie, w którym obecnie i już na zawsze królem jestem i będę ja. - A to się menda awansu dorobiła! - Miesiąc temu nastąpił wybuch w bazie NASA. Proszono cię o to, abyś przeniósł pręty paliwowe starego reaktora nazistów. Miałeś pomóc złożyć wszystkie części w jedną całość. Coś poszło nie tak. Chciałeś wsadzić pręt sterujący, gdy zepsuła się chłodnia, a wtedy...

- Wielkie bum... - szepnąłem, mając przed oczami przerażone twarze moich przyjaciół. Zerwałem się z łóżka i doskoczyłem do Lokiego, łapiąc poły jego płaszcza. - Co się stało z pozostałymi?!

- Żyją odparł Loki, a ja wyczułem w jego głosie niechęć. - Ale ty już ich nie zobaczysz.

- Jak... to?

Nie docierało do mnie to, co mówił bóg. Nie zobaczę? Nie spotkam moich przyjaciół? Steve, gdzie jesteś? Natasza? Banner?!

Byłem zrozpaczony. Moi przyjaciele. Moi najbliżsi. Tylko oni – Steve, Natasza i Bruce – zostali przy mnie, gdy Potts odeszła. Zostałem sam, bez najmniejszego wsparcia próbując pojąć moje życie i wyjść na prostą. To oni mi pomogli. Natasza i Steve stawiali mnie do pionu, wymuszając na mnie iście na przód. Banner stał u mojego boku, zapewniał mi nie tylko wsparcie, co rozrywkę... A ja... miałem już ich nie ujrzeć...?!

Moje słabe, osłabione ciało nie wytrzymało. Zemdlałem, padając prosto na nogi Lokiego.

***

Gdy obudziłem się po paru dniach, bóg znów był przy mnie. O dziwo, zachowywał się zupełnie inaczej niż wtedy, gdy przebywał na Ziemi. Wręcz przeciwnie; był miły, uśmiechnięty. Zdawał się być radosny i pozbawiony wszelkich trosk.

Każdego ranka jedliśmy razem śniadania – owoce, zero mięsa, gdyż takową dietę zalecił mi jakiś uduchowiony medyk – a następnie wędrowaliśmy po pałacu. Albo zamczysku. Kto to niby odgadnie!

O dziwo, nie miałem problemów z dogadaniem się z poddanymi Lokiego – Loki królem! To śmieszne! - gdyż każdy mieszkaniec Asgardu perfekcyjnie porozumiewał się za pomocą angielskiego. Pewnego dnia zażartowałem, iż mój język to język wszechświata i z tego powodu Ziemia była potęgą militarną i kulturową.

Loki nie zrozumiał żartu, gdyż tylko się uśmiechnął z wyższością, jakby pozwalał dziecku wierzyć w jakieś brednie.

Czas, jaki spędziłem z bogiem, był wspaniały. Owszem wiele razy się kłóciliśmy, parę razy nawet pobiliśmy – byłem prawdziwym cieniasem, nie mając zbroi czy Jarvisa, ale tylko raz chodziłem z limem przez tydzień.

Pogodziliśmy się, wypijając za nasze zdrowie porządne procenciki. Jedno musiałem Asgardowi przyznać – był pełen nieziemskiego alkoholu i jeszcze lepszych dam, które tenże trunek podawały.

Niestety, nie było mi dane w pełni się cieszyć tym, co miałem. Czułem się tak, jakbym nic nie miał. Tęskniłem za Steve'em, a żadne alkohole czy kobiety, których i tak nie dotykałem, nie mogły mi wynagrodzić braku mojego przyjaciela.

Loki starał się wyplenić ze mnie tę tęsknotę. Widziałem to. Ale... To właśnie on mnie więził.  To Loki zabraniał mi opuszczać jego świat. A ja tak bardzo pragnąłem wrócić do domu! Żyć u siebie, na zanieczyszczonej, pełnej plugastwa Ziemi, a nie złotej klatce Asgardu!

Minęło może pół roku, odkąd trafiłem do krainy Lokiego i Thora. Nie byłem pewny – czas zdawał się to przyśpieszać, to zwalniać. Skakał jak szalony. Każdy dzień zaczynałem od biegania do lustra, aby sprawdzić, czy nagle nie stałem się pomarszczonym starcem. Loki tylko śmiał się z moich dziwactw.

Nie ufałem mojemu oprawcy, jak to w myślach nazywałem boga. Nie wierzyłem w jego nagłe nawrócenie się i dobro. Na to, że trzymał mnie w Asgardzie, nie mając z tego żadnych  zysków. Loki nigdy nie odpowiadał mi na pytania. Nie mówił, jaki miał cel w więzieniu mnie.

Wreszcie, pół roku po moim przybyciu do Asgardu, Loki dał mi szansę na powrót. Chociaż on sam w życiu by nie przypuszczał, że właśnie on mnie uwolni...

***

To spotkanie różniło się od poprzednich. Loki zaprowadził mnie do swojej sypialni. Była cała w zieleni i złocie. Rozmiarem dorównywała salonowi w moim domu – czyli nie była mała.

Na środku pokoju stało olbrzymie, okrągłe łoże. Było ono przykryte cienką, jakby satynową pościelą. Zerknąłem na Lokiego podejrzliwie. Za bardzo pamiętałem jego liczne spojrzenia, tak podobne do wzorku Steve'a, aby nie wiedzieć, czego ode mnie chciał bóg.

Nie zdążyłem nic powiedzieć. Nic. Zupełnie. Loki złapał mnie w pasie i rzucił na łoże. Zanim zdołałem cokolwiek zrobić, moje ręce i nogi były przywiązane do łoża jakimiś dziwnymi, zielonkawymi sznurami.

Bałem się. Byłem przerażony. Ze Steve'em niejednokrotnie pozwalaliśmy sobie na lekkie związywanka, a nawet sado-maso, jednak zawsze to ja byłem aktywem, a nie mój kochanek!

Kątem oka dostrzegłem jakiś ruch. Zamarłem, gdy uświadomiłem sobie, że wiążące mnie liny samoistnie się poruszały!

Jeden ze sznurów przysunął się w stronę moich ust. Otworzyłem je, chcąc prosić Lokiego o pomoc, a wtedy lina wsunęła mi się prawie do gardła! Jęknąłem, protestując, ale bóg nie zwracał na mnie uwagi. Zamiast mnie wesprzeć, on odchylił głowę do tyłu i sapnął.

- Masz świetne usta... Moje kwiatki są zachwycone

Z obrzydzeniem uświadomiłem sobie, że ten gruby jak mój nadgarstek sznur prawdopodobnie był rośliną. Jego powierzchnia była śliska, jakby został wypolerowany, a następnie zanurzony w olejku.

Czułem, że moje wargi pękały, kiedy pnącze to się wsuwało, to wysuwało. Roślina miażdżyła mi usta i język. Wchodziła głęboko, wywołując we mnie odruchy wymiotne. Cieniutki jak bicz koniuszek pnącza poruszał się, drażniąc moje wnętrze.

Do jednej rośliny dołączyły kolejne. Dwie, cieniutkie i długie, owinęły się wokół mojej klatki piersiowej, uprzednio zdzierając ze mnie resztki ubrań. Traciłem dech. Rozpaczliwie próbowałem zaczerpnąć świeżego powietrza.

Zaatakowała mnie kolejna para pnączy. Rośliny otoczyły moje nogi, a następnie je rozsunęły. Zabolało. Traciłem czucie w stopach. Chociaż szarpałem się i wyrywałem, nie mogłem się uwolnić.

Bałem się. Chciałem, aby to wszystko się wreszcie skończyło. Pragnąłem być szczęśliwy. Starałem się przez cały czas postępować słusznie...

Wydałem z siebie zduszony okrzyk, gdy trzy niemiłosiernie grube pnącza wślizgnęły się do moich spodni. Czułem cienkie, przypominające języczki koniuszki, które podrażniały moje wejście, a następnie wsunęły się we mnie. Tylko znajdująca się w moich ustach roślina stłumiła pełen bólu wrzask.

Byłem brutalnie penetrowany. Gwałcił mnie dziwaczny bóg kierujący roślinami. Cierpiałem. Pragnąłem, aby to wszystko się już zakończyło... To zamykałem, to otwierałem oczy. Za każdym razem widziałem Lokiego, który aż drżał z przyjemności, jakby te rośliny były jego strefami erogennymi.

Kolejne pnącza oplatały moje kończyny. Niektóre próbowały wślizgnąć się między pośladki, jednak pierwsze trzy rośliny, brutalnie mnie penetrujące, zajmowały całe miejsce.

Jedno pnącze zaczęło masować moje jądra. Podrażniały mosznę, wywołując u mnie drgawki. Inne rośliny, zachęcone reakcją mojego ciałą, przysunęły się do prącia. Jedna otoczyła członek i zaczęła się na nim zaciskać oraz poruszać. Druga wślizgnęła się do dziury na czubku prącia, wyrywając z mojego gardła rozpaczliwy jęk.

Szalałem. Byłem na granicy rozpaczy i rozkoszy. Oazy dobra i szaleństwa... Zresztą, to nie była pora na poezję!

Wygiąłem się w piękny łuk, rozsuwając jeszcze szerzej nogi. Miałem problemy z oddychaniem, a przez ,,knebel” nie mogłem nic powiedzieć, zatem całym ciałem starałem się przywołać Lokiego.

Bóg od razu zrozumiał. Większość roślin zniknęła. Pozostały tylko te dwie, które trzymały moje ręce. Loki objął mnie mocno, wchodząc aż po same jądra. Jęknąłem cicho z bólu i ekstazy. Było mi tak dobrze!

- Kocham cię, Tony...!

Wystarczyło parę pchnięć, aby Loki doszedł, wypełniając mnie. Szczytowaliśmy prawie w tej samej chwili. Spiąłem wszystkie mięśnie, brudząc brzuchy mój i mojego kochanka nasieniem.

Loki opadł na poduszki obok mnie, od razu zasypiając, a do mnie dotarło, co właśnie uczyniłem.

Upewniłem się, że mężczyzna obok mnie spał, po czym pośpiesznie się ubrałem. Bolało mnie całe ciało, zwłaszcza jego dolne partie. Czułem się żałośnie. Zostałem upokorzony. Na trzęsących się nogach wyszedłem na jeden z tarasów Lokiego. Tak bardzo zapragnąłem zniknąć...

Uderzyła mnie raptowna myśl. Szaleńcza.

- Jarvis, Jarvis... Gdzie ty jesteś? - szepnąłem do siebie podchodząc na skraj barierki.

Moja zbroja pewnie została przetopiona na ramę do roweru lub zamek błyskawiczny. Zawsze była przy mnie. Jedno naciśnięcie guzika i już leciała do mnie, chcąc ocalić swego pana i stwórcę.

Spojrzałem na oddaloną ode mnie o kilkaset metrów wodę. Wspiąłem się na barierkę. Po  raz ostatni spojrzałem na piękny, złoty pałac. I zrobiłem krok do przodu.

- Guzik się zaciął... - zaśmiałem się, zanim ciemna toń mnie pochłonęła.

13 komentarzy:

  1. super, ale chyba chciałbym coś dalej. nie będę się rozpisywać bo coś krzyczysz ostatnio na czytelników

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Ciebie nigdy nie krzyczę <3 Obowiązek czytelnika wypełniasz w 100% 3:) Rozpisuj się, ile chcesz... To daje wielkiego kopa w cztery litery. Jak mi Imcia tworzy komentarz W Trzynastu Księgach Pisanych Wierszem, to od razu siadam i piszę :D Co do długości - mam parę zamówień na różne one-shoty, zatem nie rozpisuję się za bardzo :P

      Usuń
  2. Ale to za krótkie jest !!!!!!
    Ja chcę więcej....

    OdpowiedzUsuń
  3. Ktos tu chyba naogladal sie za duzo japonskich chorych filmow z robalami gwalcacymi ludzi ;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ,,[...] na zamówienie. Ostrzegam: tentacles i inne brutalności"
      Proszę nic nie insynuować moim czytelnikom.

      Usuń
  4. Ciekawy paring nie powiem ^^ choć to trochę smutne. Lekkoducha Starka usidlić w ten sposób...
    Opko fajne pomimo tentacles, za którymi nie przepadam. Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Cóż, podoba mi się przedstawienie postaci Lokiego przez Starka, bo jest naprawdę bardzo realistyczne. Tak właśnie Iron Man oceniał swojego wroga.
    Także jego wtrącenia są bezcenne, takie w jego stylu :')
    Jednak za bardzo przejął się możliwą stratą przyjaciół, wątpię, aby ubrał to w tak poetyckie słowa.
    Scena seksu była na pewno zadziwiająca, aczkolwiek podobała mi się ze względu na swoją... niecodzienność(?).
    I ten koniec... jeju, po prostu mnie zatkało. Tony popełniający tak głupie samobójstwo. Rozdarło moje serce na pół.
    Jedyną uwagę jaką mam to to, że po scenie "+18" mogłoby być więcej przemyśleń Starka.
    Ale ogólnie cudo, genialne. Podobało mi się, weny życzę <3
    /kuroko-no-basuke-yaoi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się spodobało. Co do przyjaciół... cóż, niby lekkoduch, a jednak widać, że jest częścią drużyny i martwi się o swoich kompanów.
      W wolnym czasie do Ciebie zajrzę :)

      Usuń
  6. Taki niedosyt trochę czuję,co dalej ... :)
    A tak po za tymciekawe coś innego .

    OdpowiedzUsuń
  7. Jej... Szczerze? Sponiewierałaś moje uczucia... Tenatcles, no okey... Tony w złotej klatce, da się znieść. Tony wege - przeżyję... Ale Loki taki krótko dystansowiec? Ja rozumiem, że był mega podniecony, czy coś no ale bez przesady 0: A tak poważnie. Dobrze oddałaś charakter Starka, Lokiego niestety nie. Leży i kwiczy. Jest szalony, jest chaotyczny ale czegoś w tym brakuje... Tzn. Ja wiem czego ale obejrzałam sobie Thora Ragnarok i tam też czegoś Lokiemu brakowało, więc nawet w kanonie Loki, to nie Loki, ale co tam... Jest to dobry tekst, ze względu na Tonyego. Gdyby nie pare szczegółów byłby mistrzowski. Pozdrawiam i zapraszam do mnie, a nóż dasz dobrą radę, albo ci się spodoba ffmarvel.blogspot.com Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo proszę o opinie :)