wtorek, 15 września 2015

Hellada 2: rozdział IX

Rok. W sobotę będę mogła powiedzieć, że męczę Was moimi wypocinami już równo rok. I będę Was męczyć nimi jeszcze dłużej! :)
Tak. Blog ma już prawie rok. W sobotę zdmuchniemy świeczkę.Jestem dumna i szczęśliwa, że wytrwałam i nie rzuciłam tego w cholerę, chociaż wiele razy kusiło i pewnie wciąż będzie kusić. W sumie... to najlepsze jest w tym to, że dzięki głupim wypocinom zdołałam poznać tak wiele cudownych osób...
W związku z tym rozdział leci z dedykacją dla Imci, Oli i reszty FS, którzy mnie nie tylko nie udusili, ale także stale wspierali. JESTEŚCIE WIELCY!



- Chrysippos!

Szczęśliwy Isagoras padł na kolana przed przyjacielem, zanurzając palce w jego sierści. Od dawna niczyj widok tak nie uradował młodzieńca. Ateńczyk, głośno się śmiejąc, drapał wilka za uszami i po gardle, wywołując w Chriosie radosne powarkiwanie.

- Tak się bałem... - wyszeptał młodzieniec z ulgą, czule muskając ustami okolice oczu wilka. - Co się z tobą działo? Opowiedz mi, przyjacielu... - poprosił cicho.

Isagoras zamknął oczy, gdy Chrios, wciąż w ciele wilka, zaczął łaskotać go po twarzy wąsikami. Po chwili na łące klęczeli dwaj obejmujący się mocno młodzieńcy.

Chrysippos westchnął, gładząc włosy towarzysza. Spojrzał na szczęśliwego przyjaciela.

- Nie spodziewałem się po tobie aż takiej radości... - szepnął. Najwyraźniej był zdziwiony reakcją Ateńczyka. - A ja... cóż, cały czas trzymałem się blisko. - Rzucił uważne spojrzenie stojącemu nad nimi Aniketosowi, a następnie wrócił do zwierzęcej formy.

- Chyba powinienem wam powiedzieć prawdę - mruknął książę.

Isagoras spojrzał z niepokojem na Aniketosa, tuląc do siebie w obronnym geście Chriosa.

- Wypadałoby -warknął. Był zły i zawiedziony. Tak bardzo tęsknił za wilkiem, a krętactwo księcia tylko dolewało oliwy do ognia.

- Jak myślisz, dlaczego nigdzie nie spotkaliśmy dzisiaj króla? - spytał Aniketos, patrząc na towarzyszy z góry.

Mając twarz wtuloną w wilka, Ateńczyk nie mógł dostrzec w spojrzeniu towarzysza pogardy.

Isagoras przez chwilę się zastanawiał w milczeniu. Chciał odpowiedzieć księciu, jakby miał mu w ten sposób utrzeć nosa. Bezskutecznie. Przełykając gorzki smak małej porażki, westchnął. Przegrał.

- Nie mam pojęcia.

- Król jest zbyt zajęty wojną. To nie są Teby, Isagorasie, a ja nie jestem Chrysipposem. - Wilk zawarczał, najwyraźniej niezadowolony. - Mogę robić tu wszystko. Jestem prawdziwym księciem. Spędziłeś dużo, dużo czasu w moim domu. Niedosłownie, oczywiście.

- Nie rozumiem, co to ma wspólnego ze mną. 

- Możemy robić wszystko. Dzisiaj nauczę cię jeździć konno. Później będziesz mógł sam urządzać sobie wycieczki... domyślam się, że do Chriosa - odparł Aniketos, podchodząc do konia.

- Chcesz dać mi złudne wrażenie wolności? - warknął Isagoras, prostując się. Wilk zaskomlał, przysuwając się do kompana. - Nie zamierzam wierzyć w każde twoje słowo.

- Mam nadzieję. W innym razie byłbyś jeszcze durniejszy, niż sądziłem  - zakpił książę. Skinął głową na Ateńczyka. - Chodź tutaj. Twoje wrażenie wolności będzie złudne, dopóki naprawdę nie będziesz wolny. Zanim to się stanie, zrobię z ciebie księcia.

- Księcia?

- Jeśli twój brat umrze, to tron w Knossos będzie twój.

Isagoras wzdrygnął się. Nie podobała mu się myśl, że straci brata. Tęsknił za Aratosem, chociaż myśl o spotkaniu króla go przerażała. Bał się, że nie sprosta oczekiwaniom. Że nie będzie w stanie przynajmniej częściowo dorównać bratu, którego pamiętał. Gdy ostatni raz go widział, obaj byli dziećmi, jednak Aratos już wtedy był dojrzały, silny i mądry.

Nowy władca zapewne poszedł w ślady ojca, stając się dumnym i potężnym królem. Z kolei Isagoras nie potrafił nawet uczyć się na własnych błędach. Czy Aratos zechce mieć takiego brata? Chłopca, który powinien stać się mężczyzną, a nie być wciąż zależnym od innych dzieckiem?

- Jeśli nawet nie umrze - zaczął Isagoras, ostrożnie dobierając słowa - to chcę być księciem. Chcę zamieszkać w Knossos, ale nie jako tchórzliwe dziecko, którym jestem teraz - szepnął ponuro. - Nie chcę zawieść Aratosa. Uczyń mnie silnym.

- Silnym? - powtórzył Aniketos, jakby nie rozumiejąc słów towarzysza. Dopiero w chwili, gdy ich spojrzenia się spotkały, w oczach księcia pojawił się błysk... satysfakcji? - Zrobię wszystko, co w mojej mocy. Ale jestem surowym nauczycielem - ostrzegł, uśmiechając się.

- Czy uda ci się mnie zmienić na lepsze? - spytał niepewnie Isagoras. Wahał się. Czy powinien zaufać Aniketosowi? Tak łatwo wierzył ludziom w ich szczere intencje... co, jeśli tym razem w szczególności nie powinien powierzać innym samego siebie?

Książę westchnął ciężko, po czym poklepał ciemnobrązowe, skórzane siodło swojego konia.

- Koniec przemyśleń, głąbie. Zaczynamy lekcję od tego, co jest najważniejsze w życiu mężczyzny... Na początek zapamiętaj, że to jest siodło, głupcze. Jeśli będziesz musiał kiedyś samodzielnie osiodłać konia, to pod spód dajesz odpowiedni materiał. Jakiś czaprak. Wystarczy koc. Wtedy nie skrzywdzisz wierzchowca. W przeciwnym razie mógłbyś mu nawet odparzyć skórę. Dodatkowo... Cóż, pamiętaj o tym, że podczas nakładania siodła musisz najpierw położyć je wyżej, tu, przy kłębie, a dopiero później obsunąć w dół. To podstawa. Kantar założyć potrafisz?

Przez cały czas książę pokazywał wszystkie wspominane przez siebie części ciała zwierzęcia oraz sprzęt. Nie czekając na odpowiedź Ateńczyka, rozsiodłał konia. Ogłowie i siodło ostrożnie rzucił na ziemię, prowizoryczny czaprak pozostawiając w ręce. Po chwili podał ,,uczniowi" koc.

- Działaj. Zrób po prostu to, co ja... tylko, oczywiście, w drugą stronę - oznajmił, a Isagoras uniósł sceptycznie brew.

- Dawno nie słyszałem bardziej pokrętnego zdania.

- Przyzwyczaisz się - odparował z uśmiechem książę, po czym popędził Ateńczyka, klaszcząc w dłonie.

Młodzieniec niepewnie wziął od nauczyciela czaprak. Najpierw pogładził króciutką, lśniącą od potu sierść konia, zastanawiając się, czy zwierzę nie było zmęczone. Bzdura. Na pewno było. Tylko... skąd on sam, Isagoras, o tym wiedział? Był w pełni przekonany, że wierzchowiec potrzebował odpoczynku... ale nigdy wcześniej nie był tak blisko żadnego rumaka. Nie umiał stwierdzić, jaka była różnica między wypoczętym a zmęczonym stworzeniem, gdy to nieruchomo stało. Nie dyszało, nie sapało niczym pies... a jednak Isagoras nie mógł pozbyć się wrażenia, że koń słabł na jego oczach.

- Coś z nim jest nie tak - oznajmił z niepokojem, puszczając koc. Przysunął się do konia i spojrzał mu w jego czarne, wielkie ślepię. Westchnął, marszcząc brwi z przejęciem. - Aniketosie, on chyba jest... nie wiem, chory lub słaby!

Nie myślał o tym, że mógł zabrzmieć niedorzecznie. Że wystawiał się na pośmiewisko, a koń najprawdopodobniej czuł się dobrze. Że tylko panikował. Że Aniketos po takim incydencie mógł odmówić dalszych nauk... Myślał tylko o zwierzęciu. W głębi ducha... nie martwił się o stan zwierzęcia. To było samolubne, może nawet okrutne... ale bardziej przejmował się tym, że... CZUŁ to zwierzę.

- Więc to prawda... - szepnął z przejęciem książę, podchodząc do towarzysza.

Isagoras wbił spanikowane spojrzenie w Aniketosa. Bał się. Nie o konia, a o siebie. Czyżby już zaczynało władać nim szaleństwo?

- Jaka prawda, Aniketosie?! - zawołał, drżąc ze strachu. Nie chciał oszaleć. Nie chciał tracić ostatniej części swojej osoby, która należała tylko do niego. Nie chciał tracić umysłu.

- Czym żywią się bogowie?

- Słucham?!

To pytanie było absurdalne. On, Isagoras, prawdopodobnie tracił resztki rozumu, a książę zamierzał rozmawiać o bogach? O tych potworach, które najprawdopodobniej odpowiadały za szaleństwo młodzieńca...?!

- Jesteś bogiem, Isagorasie - powiedział spokojnie Aniketos. - Bogowie żywią się nektarem i ambrozją. Ty nawet nie masz do nich dostępu.

- Do bogów czy do ich jedzenia? - spytał Ateńczyk, marszcząc czoło.

Nie podobały mu się słowa księcia. Co one miały wspólnego z koniem i dziwnymi przeczuciami Isagorasa...? Majaczył z głodu? Przecież go nawet nie odczuwał...

- Energia - szepnął nagle ze zrozumieniem.

Wbił przerażone spojrzenie w zwierzę. To on krzywdził konia. Isagoras uświadomił to sobie z szokiem. Pamiętał słowa Lajosa. W tamtej chwili miał wrażenie, że przemiana nastąpiła tak dawno temu, wręcz w zamierzchłej przeszłości... ale w rzeczywistości nie minęło wiele czasu, odkąd wrócił do życia jako nieśmiertelny.

Zadrżał z przejęcia, przymykając na moment oczy. To była jego wina. Jego.

Poczucie winy sprawiło, że Isagoras odskoczył od konia, patrząc na zwierzę z przejęciem, ale też strachem. Skrzywdził niewinną istotę. Był potworem. Potworem... I on chciał wracać do Aratosa, do domu?

Co by uczynił, gdyby pewnego dnia... zaczął wykorzystywać siłę brata? Gdyby zamieszkał z Aratosem, w pełni odbudował ich dawną więź... a następnie własnoręcznie pozbawił brata sił?! Nie mógł przecież ryzykować życia i zdrowia króla Krety. Tron w Knossos należał do Aratosa. Isagoras nie mógł ryzykować życia brata... i poddanych. Kto zastąpiłby obecnego władcę, gdyby młodzieniec go...

Zabił...?

- Isagorasie...? Isagorasie!

Młodzieniec zamrugał, nagle wracając do rzeczywistości. Spojrzał nierozumnie na Aniketosa, nie pojmując jego zmartwionej miny.

- Co się stało...?

- To ja chciałbym wiedzieć! - warknął książę, wbijając palce w ramię towarzysza. Potrząsnął Ateńczykiem, marszcząc groźnie czoło. - Odpłynąłeś! O czym myślałeś?!

- O tym, co zrobiłem temu stworzeniu - wyznał Isagoras, wyrywając rękę. Zagryzł wargę do krwi, ze smutkiem myśląc o swojej nowej mocy.

- A co mu zrobiłeś? Za parę godzin będziemy zajadać się rybami i drobiem. Ty już... zjadłeś - odparł spokojnie książę, kładąc dłoń na szyi konia. - Obwiniasz się o to, że zabrałeś zwierzęciu odrobinę jego... nie wiem, siły?

- Kiedyś w ten sposób zabiłem - wyznał grobowym głosem Isagoras, jakby nie mogąc zrozumieć słów Aniketosa. - Zabiłem kilku niewolników Lajosa.

- Myślisz, że o tym nie wiem?

Isagoras wbił zszokowane spojrzenie w towarzysza. Zadrżał ze strachu, odsuwając się i od Aniketosa, i od konia. Spojrzał z obawą na Chriosa. Tyle czasu razem podróżowali z Teb do Liwadii...

Mógł skrzywdzić nawet wilka.

- Skąd to wiesz? - spytał, wbijając zdumiony wzrok w Aniketosa. Nikomu nie mówił o tym, co zrobił w Tebach z niewolnikami Lajosa. Nawet z Chrysipposem nie rozmawiał na ten temat... - Skąd to wiesz? - powtórzył ostrzejszym tonem.

- Lajos na bieżąco informował Herona o tym, co się z tobą działo. Król wszystko mi powtarzał - wyjaśnił spokojnie książę, wzruszając ramionami. - Nic zwierzęciu nie zrobisz. Później odpocznie na pastwisku, ale teraz bierz koc i się nim zajmij.

- Na pewno nic mu nie zrobię? - spytał z niepokojem Isagoras, podnosząc materiał.

Rozłożył koc, a następnie złożył w dokładny prostokąt. Pogładził niepewnie bok konia, patrząc zwierzęciu w oczy. O dziwo, nie czuł już nic więcej. Nie mógł stwierdzić, co się działo z koniem... i czy w ogóle cokolwiek coś się działo.

Westchnął, powoli i nieporadnie siodłając konia. Podniósł siodło, sapiąc ze zdumieniem.

- Ale ono jest ciężkie! - zawołał ze zdumieniem.

- Po pierwsze, nie płosz konia - odparł spokojnie książę, przezornie przysuwając się do wierzchowca i uspokajająco gładząc go po łbie. - Po drugie, masz w rękach tylko parę kilogramów. To siodło jest ciężkie, gdyż, jak widzisz, do małych nie należy. Posłańcy podróżują najczęściej w cienkich siodełkach, które są tak naprawdę tylko małą warstwą skóry między jeźdźcem a wierzchowcem. Jeśli jednak TO siodło jest dla ciebie za ciężkie...

- Nie jest - odparł z urazą Ateńczyk. Czuł się upokorzony. - Po prostu nie spodziewałem się, że one mogą ważyć więcej, niż... nie wiem, niż kaczka?

Aniketos nie odpowiedział, tylko skinął głową, poganiając ,,ucznia". Isagoras założył siodło, sapiąc z wysiłku. Powinien być silniejszy fizycznie. Może Aniketos zechciałby mu pomóc?

Młodzieniec pochylił się i zaczął plątać się w paskach siodła. Zmarszczył czoło, nie wiedząc, co zapiąć, co związać, a co zostawić nietknięte.

- Pomóż mi - powiedział, nie patrząc na Aniketosa. Zmarszczył czoło, porównując pasy. - Co mam tu zrobić?

Książę kucnął obok towarzysza i w ciągu kilku sekund sprawnie pozapinał wszystkie paski i rzemyki. Już chwilę później koń znów miał na sobie również uzdę.

- Doskonale. O całym oporządzaniu konia mówić nie będę. Kiedyś się jeszcze nauczysz, a teraz możemy skupić się na jeździe - obwieścił Aniketos, przerzucając lejce nad łbem konia. -
Złap siodło na jego przodzie i końcu. Te najwyższe punkty nazywa się łękami - wyjaśnił. - Lewa noga w strzemię... Prawą odpychasz się od ziemi, a wtedy pomagasz sobie dłońmi... A teraz pożegnaj się z Chriosem. Musimy już wracać.

Wilk natychmiast przysunął się do przyjaciela i otarł się pyskiem o jego udo. Zamerdał ogonem i zastrzygł uszami, warcząc przyjaźnie.

- Niedługo się zobaczymy, tak? - spytał Isagoras, gładząc Chriosa po miękkiej sierści. - Będę tęsknił. Uważaj na siebie.

Chrysippos zaskomlał, po czym szturchnął dłoń przyjaciela nosem. Liznął palce Isagorasa, a następnie przysunął się do Aniketosa i wydał z siebie głuche warknięcie.

- Chyba cię ostrzega - rzucił złośliwie Isagoras. O dziwo, czuł się... rozluźniony.

- Małe psy głośno szczekają - odparował kpiąco Aniketos.

Wilk wyniośle zignorował słowa księcia, odsuwając się od podróżników. Ruszył truchtem w stronę lasu, z którego wcześniej wyszedł. Zanim zniknął między drzewami, zaskomlał żałośnie.

Ateńczyk pomachał przyjacielowi na pożegnanie. Miał wrażenie, że zniknęła cała radość. Spojrzał na niebo, marszcząc czoło. Słońce zniknęło za chmurami.

- Lepiej wracajmy - zaproponował książę.

Gdy Isagoras usiadł i chwycił lejce, Aniketos mu je niemalże natychmiast poprawił, a następnie przycisnął kolano młodzieńca do boku zwierzęcia.

- Tak jest lepiej. Będzie ci łatwiej porozumieć się z koniem - wyjaśnił. Skinął głową i podszedł do drugiego wierzchowca i płynnie go dosiadł. Posłał zawadiacki uśmieszek Isagorasowi, jednocześnie lekko uderzając piętami konia.

Po chwili młodzieńcy powoli jechali w stronę miasta, a książę nieustannie tłumaczył swojemu ,,uczniowi" szczegóły związane z jazdą konno. Nie minęło parę minut, gdy przyśpieszyli. Isagoras zwracał większą uwagę na towarzysza, niż na drogę, którą podążali.

Nie minął kwadrans, gdy trafili na szeroką ścieżkę, która prowadziła prosto do polis. Droga nie była pusta. Podążali nią piesi - jak wyjaśnił Aniketos - mieszkający tuż poza murami miasta, jednak wędrujący na agorę.

Między idącymi w różnym wieku ludźmi truchtały zwierzęta - białe, niskie kozy. Część była tłusta, a część - wręcz przeciwnie: tak szczupła, że aż chuda. Mało apetyczna. Bardziej zadbane osobniki zapewne miały większą wartość, gdyż pasterze ich dokładnie pilnowali.

Młodzieńcy zatrzymali się, gdy pasterz zaczął prowadzić stadko na skos drogi, idąc w stronę ciemnozielonych pastwisk. Isagoras uniósł brew ze zdziwieniem, patrząc na księcia.

- Zawsze tak jest? - spytał.

- Oczywiście. Po lewej stronie - wskazał na oddalone od nich chatki pokryte słomą - mieszkają ludzie. Po prawej zwierzęta. Nie wiem, czemu kozy nie są pasane przy kurach i domostwach... tak już jest. Można się przyzwyczaić.

Szeroka brama Liwadii była otwarta, jednak drogę zastępowali dwaj strażnicy. Młodzieńcy znajdowali się zaledwie kilkanaście metrów od niej, gdy usłyszeli podniesione krzyki.

Przed wejściem stał niski, szczupły mężczyzna w średnim wieku, trzymający w ręce lejce wysokiego konia o wręcz nienaturalnie długich kończynach i małym łbie.

- Muszę dostać się do króla!

- Obcym wstęp wzbroniony!

- Inni wchodzą!

- Inni wędrują na targ, nie do władcy!

Aniketos pośpieszył konia, gnając do bramy. Raptownie się zatrzymał, wzbijając w powietrze kurz. Rzucił gniewne spojrzenie strażnikom, a następnie wskazał palcem na nieznajomego.

- Czy jesteście tak tępi, iż nie widzicie, że ten człowiek ma na sobie fibulę Kastora?! - zawołał z oburzeniem. - Patrzcie na jego pierś! Tylko Kastor i ludzie występujący w jego imieniu mają takie zapinki! Przepuśćcie go, albo żegnajcie się z posadą!

- Wybacz, mój pa...

- Z drogi, wy żałosne pokraki! - ryknął Aniketos, wbijając pięty w boki konia.

Zwierzę parsknęło z bólu, odrzucając łeb do tyłu. O mały włos nie uderzyło swojego jeźdźca, a następnie stanęło dęba i wręcz staranowało strażników, gnając cwałem do przodu.

Isagoras pośpieszył konia, rozglądając się z niepokojem. Spojrzał na posłańca.

- Chodź z nami - powiedział.

Po chwili młodzieniec wraz z nieznajomym jechali w stronę pałacu. Ludzie rozstępowali się na ich widok, bojąc się ciężkich kopyt.

Błoto mlaskało pod końmi, kiedy przemierzali ulice polis, aż wreszcie znaleźli się na dziedzińcu pałacu. Przy wejściu spotkali Aniketosa, który żywo gestykulował, najwyraźniej kłócąc się z innymi strażnikami.

- Co tu się wyprawia?

Młodzieńcy, strażnicy i posłaniec wbili wzrok w stojącego u szczytu schodów króla. Władca wyglądał przerażająco, idąc w stronę gościa.

- Zostawcie konie i chodźcie - warknął władca.

Isagoras i posłaniec zeskoczyli z wierzchowców, a następnie podali lejce strażnikom. Mężczyzna zakaszlał, poruszając gęstymi wąsami.

- Mam nadzieję, że nie masz złych wieści - mruknął grobowym głosem Aniketos, idąc z towarzyszami za królem. - Heron wygląda tak, jakby nie działo się nic dobrego.

- Ta wojna męczy mnie, chociaż jeszcze się nie zaczęła - wyznał ponuro Isagoras. Był zestresowany. Bał się władcy i miał wrażenie, że zostanie ukarany... chociaż nawet nie wiedział, co takiego zrobił.

- Muszę cię zawieść, dziecko - szepnął posłaniec. - Ona już się rozpoczęła.

- Tak, wiemy - rzucił lekceważąco, wręcz pogardliwie Aniketos. - Haliartos i Tespie zaraz się rozniosą na strzępy...

- Nie, panie. Jeśli Haliartos i Tespie rozszarpią coś na strzępy... to nie siebie nawzajem. Obawiam się, że nasz pan stracił nad nimi panowanie. Ich połączone armie idą w stronę Liwadii.

16 komentarzy:

  1. Lubię niespodzianki sama czasem mam komuś ochote dokopać a ten kierunek w opowiadaniu daje mi satysfakcję:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze tak bardzo mi nie podpadłas od paru odcinków, ale pamietam, że miałam jakiegos nerwa wcześniej:-)

      Usuń
    2. Aaaa, przepraszam :c Chociaż chciałabym wiedzieć, dlaczego miałaś tego nerwa... na przyszłość mogłabym uważać :3

      Usuń
    3. Widzę że nie pamiętasz może to i dobrze bo w odpowiedzi taki mały spojler dałaś w komentarzach:-)

      Usuń
    4. Niech zgadnę: spoiler u Sabate, że Isagoras jednak żyje? :P

      Usuń
    5. Trafiony zatopiony :-)

      Usuń
  2. Oo jeszcze wiecej bitwy?!
    Nice ;D
    Ciekawe czy Isiak ucierpi :P
    wennyy i proszę szybko następny rozdział ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze się nie zaczęła, a ten już pisze ,,więcej".
      Też proszę o następny rozdział! :P

      Usuń
  3. No i cisza...... hej jest tam kto pukam do twego serca o nowy rozdział:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj, widzę że nawet tutaj poślizg czasowy... Czyżby wina szkoły?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja widzę, że jednak stoczyłaś się i przychodzisz do mnie :D
      Rozdział będzie wkrótce. Postaram się do piątku, gdyż trochę już mam. Dosłownie każdego dnia trochę piszę... ale ,,zarobiona" jestem :(

      Usuń
    2. Nie wiem jak mam rozumieć "stoczyłaś się' poniewaz rzucam palenie nie dość że jestem wnerwiona to napewo bardziej okrągła. Wróciłam z wakacji i owszem czekam az pewni autorzy wrócą po wojażach i zatęsknią do swoich czytelników. :-)

      Usuń
    3. To taki jakby żart :/ Sunrise może pamięta u Shadoweed :v
      Co do mnie - wojaże były. Było też pełne stresu organizowanie wesela przez cały wrzesień. Plus inne, poważniejsze problemy, o których nie chcę mówić publicznie. Ale zapewniam, że za czytelnikami tęsknię!

      Usuń
  5. Dobra jest, wspieram Autorkę mentalnie :3

    OdpowiedzUsuń

Bardzo proszę o opinie :)