czwartek, 8 października 2015

One-shot: Przeznaczenie

Miał być rozdział ,,Hellady", ale jestem leniwą krową i nie mam nastroju na opisywanie całej bitwy... więc macie one-shota. Miłego czytania :)


Siedziałem przy sekretarzyku, czytając. Chociaż książkę każdy mógł kupić w pierwszej księgarni za rogiem, to nikt nie wiedział, jaką wartość miały te strony pełne drobnych literek. Tylko ja byłem tak wyjątkowy, uparty i inteligentny, aby dostrzec głębszy sens powieści.

A przynajmniej tak sądziłem.

Chwyciłem ołówek i zaznaczyłem kolejny fragment książki. Przeczytałem ponownie, a następnie powtórzyłem słowa w pamięci. Marszcząc czoło, sięgnąłem po gruby brulion będący moim notesem naukowym. Przepisałem kilka linijek ,,drukowanymi", po czym zacząłem liczyć. Uderzyłem się w dolną wargę ołówkiem, a następnie przygryzłem ten kawałek drewna. Skrzywiłem się od smaku obrzydliwej farby. Wytarłem język rękawem swetra, który miałem na sobie... i wróciłem do pracy.

Byłem wyjątkowym człowiekiem. Już jako młodzieniec w szkole średniej widziałem to, czego nie widzieli inni. Ludzie śmiali się lub przewracali oczami ze znużenia, słuchając moich historii. A przecież ja to wszystko przeżyłem! Doskonale to pamiętałem!

Wstałem i schowałem ołówek w książce na stronie, na której skończyłem. Zerknąłem na zegar na ścianie... i zamarłem.

Była już dziesiąta. Nie, nie rano. Za dużym oknem widziałem tylko ciemną, wręcz czarną noc. Byłem wściekły. Następnego dnia miała być pełnia, a od kilku dni na przemian padał deszcz lub były burze! Ludzie dziwili się - w lipcu powinny być upały, może nawet susze, a po nich dopiero miały pojawiać się pioruny i huki... Moi sąsiedzi nie rozumieli tej anomalii. Dla nich deszcz w wakacje był jak śnieg w... no, w wakacje!

Ale oni byli zaślepieni. To byli tylko prości ludzie, niczym nieróżniący się od tych ze średniowiecza. Akurat ja coś o tym wiedziałem.

To wszystko były... znaki.

Rozpoznawałem je. Były wszędzie. Literatura, matematyka... Wszędzie! Wystarczyło spojrzeć w niebo. Policzyć odpowiednie litery, tu pomnożyć... Człowiek mógł stworzyć wszystko, jeśli tylko chciał, jeśli miał wystarczająco otwarty umysł...!

A ja właśnie taki umysł miałem.

Mało kto mógł osiągnąć to, co ja. Było to dla mnie proste – nie każdy umiałby żyć z wiedzą, którą ja posiadłem.

Ruszyłem w stronę schodów, kierując się do salonu. Mój dom składał się z dwóch pięter. Na parterze miałem pomieszczenia, do których mogłem zaprosić gości. Jednak każdy, kto do mnie przychodził, wiedział jedno - nie wolno za żadne skarby nawet dotykać pierwszego stopnia schodów.

Dlaczego? Otóż dlatego, iż miałem tam moją pracownię.

Cały dom był wykonany z jak największej ilości naturalnych materiałów. Im więcej technologii i chemii, tym gorzej. Chociaż na parterze można było dostrzec telewizor plazmowy bądź mikrofalówkę, to moja pracownia była niczym wyjęta z kostiumowego filmu. Sweeney Todd mógłby mieć tam swój salon fryzjerski! Ale rzeczy w moim gabinecie były zdecydowanie więcej warte, niż jego brzytwy. I znacznie, znacznie starsze.

Salon był oświetlany przez płomienie z kominka. Chwyciłem zapałki i podpaliłem knoty świec ustawionych nad kanapą. Otoczony licznymi, małymi jęzorkami ognia, stanąłem przed drzwiami tarasowymi. Podziwiałem ciemną, pochmurną noc, w duchu modląc się, aby wreszcie pokazał się księżyc. Pragnąłem go ujrzeć. Wyjść na zewnątrz, stanąć w okręgu drzew... i kontynuować rytuał. Ten sam, który trwa już tysiące, jeśli nie miliardy lat.

Ale czekanie i tak nic by mi nie dało. Musiałem czekać na odpowiednią noc.

Po szybkiej kąpieli - nie, nie w wannie pełnej bąbelków, a w drewnianej, zabytkowej balii z letnią wodą z dodatkiem kilku naturalnych olejków - położyłem się spać. Ubrany jedynie w lnianą koszulę, leżałem w otoczeniu ukochanych książek...

Aż wreszcie zasnąłem.

***

Pogładziłem kochanka po twarzy. Leżałem na posłaniu z głową na kolanach mężczyzny, przez co anioł wyglądał przedziwnie. Ale i tak pięknie.

- Później pójdziemy do dzieci, dobrze? - zaproponował, a ja przytaknąłem.

Uwielbiałem dzieci mojego kochanka, podobnie jak on kochał moje. Nie, nie byliśmy jedną rodziną. Solon miał swoich bliskich, ja swoich... i przy okazji mieliśmy siebie. Znaliśmy nasze żony, często spotykaliśmy się w dużym gronie. Jadaliśmy razem, rozmawialiśmy o dzieciach i wychwalaliśmy małżonki. Każdy wiedział o tym, co nas łączyło... ale też każdy o tym milczał... gdyż robił to samo.

To było na porządku dziennym. W domu i na przyjęciach piękna i mądra żona, w każdej chwili dumni, godni potomkowie... a pod kocami inny mężczyzna.

Ale jedno nas różniło od innych par.

My naprawdę byliśmy sobie przeznaczeni. Nie wierzyliśmy tylko w Zeusa i Mojry. Bogowie, którzy nas połączyli, musieli być znacznie starsi. Sama Gaja nas zrodziła i połączyła. Albo Ra. Może Odyn? Nieważne, gdzie i kiedy żyliśmy - gdzieś żyła istota, która od zarania dziejów nas sprowadzała na odpowiednią drogę, abyśmy w każdym kolejnym wcieleniu spotykali się i... kochali.

- Solonie, pokaż mi, jak bardzo za mną tęskniłeś - zażądałem, w jednej chwili wstając i podchodząc do ściany. Oparłem się o nią plecami i czekałem. Niedługo.

Już po chwili syczałem z rozkoszy. Oplatałem kochanka nogami wokół pasa. Trzymałem się go mocno i wręcz do krwi wbijałem paznokcie w jego ramiona. Kochaliśmy się. Dosłownie i w przenośni.

- Wczoraj, dziś i jutro - sapał mi do ucha Solon, trzymając mnie za pośladki. - Zawsze za tobą tęsknię i nigdy nie jestem tobą nasycony - warknął.

Przycisnął mnie do ściany, a ja zakwiliłem. Byliśmy szczęśliwi. Ja i mój zaborczy, brutalny ukochany.

- Zawsze tęsknię i zawsze cię znajdę - oznajmił surowo, odbierając mi dech.

Patrzyłem na kochanka z przymrużonymi oczami. W jednej chwili zaczął się zmieniać. Jego twarz stawała się coraz piękniejsza, jakby jaśniała. Niczym księżyc. Po chwili światło zaczęło opanowywać resztę ciała mężczyzny. Jęknąłem z zachwytem, podziwiając wyrastające skrzydła. Długie, białe, wręcz świecące lotki. Szybko przymknąłem oczy, nie chcąc zostać oślepionym.

- Najdroższy... mój piękny...


***

Obudziłem się, ciężko dysząc. Dotknąłem przez materiał swojego krocza, krzywiąc się pod wpływem nagłej wilgoci. A już tyle lat minęło, odkąd byłem nastolatkiem...

Było po południu. Nic nowego. Uwielbiałem długo spać. Każdy sen kończył się nagle, jednak był doskonały, póki spał.

Tym razem byliśmy w starożytnej Grecji. Ucząc się o antyku, zrozumiałem, iż był to okres hellenistyczny. Akurat tego życia nie wspominałem tak przyjemnie, jak innych. Nie zrozumcie mnie źle - kochałem każde wcielenie, które przeżyłem z moim ukochanym... ale jedne były lepsze, inne gorsze.

Były jeszcze inne życia. Najokrutniejsze. Takie, w których umierałem jako kilkuletnie dziecko. Takie, w których zginąłem na wojnie, przez kilkadziesiąt lat życia nigdy nie spotykając ukochanego. Nawet o nim nie wiedząc. Takie, w których umierałem samotnie jako pomarszczony staruszek, przeklinając swoje błędy sprzed dekad, kiedy to poznałem mojego najdroższego... i obaj ruszyliśmy nieświadomie w drugą stronę.

Obecne wcielenie było najlepsze. Mój umysł jaśniał. Rozumiałem reinkarnację. Pamiętałem wszystkie dwanaście wcieleń. A trzynaste wciąż trwało.

Jednak trzynastka zawsze była pechową liczbą.

Ukończyłem studia, momentami ucząc się o... samym sobie. Przebudowałem stary dom rodziców. Znalazłem pracę... ale nie mojego ukochanego.

Całe popołudnie przed pełnią spędziłem normalnie. Posprzątać w domu, zjeść coś... spędzić przed znienawidzonym komputerem parę godzin pracy... znów coś przekąsić. Ugotować obiad na następny dzień, aby mama po powrocie z pracy nie była głodna – mieszkaliśmy razem, ale w moja rodzicielka czasami wolała przenocować w pracy. Pojechać na zakupy, odwiedzić mamę, podrzucić parę papierów do biura, w końcu zbliżał się termin...

Podobnie jak najważniejsza godzina mojego życia.

Przed północą wykąpałem się i natarłem ciało wonnym olejkiem, który ma wspierać magię. Tak, będąc informatykiem w dwa tysiące piętnastym roku, wierzyłem w magię. Ba, uprawiałem ją.

Ubrany jedynie w lnianą, luźną koszulę, ruszyłem ostrożnym krokiem do lasu. W rękach trzymałem pudełko zapałek. Podpaliłem pochodnie, uważając, aby nie wywołać przy tym pożaru, i wygrzebałem spod korzeni drzewa liczne woreczki. Rytuał czas zacząć.

Pentagram, świece, płonące zioła w glinianych półmiskach... symbole popularne dla licznych religii, często umarłych, o których mało kto słyszał.

Stanąłem na środku polany, ciężko oddychając. Zacząłem intonować pewnym siebie głosem.

- Ptomeleuszu, Solonie, Hadrianie, Ludwigu, Aleksandrze... - wymieniałem imiona ukochanego, patrząc w niebo. - Aniele mój lśniący niczym księżyc nad nami... Obaj na niego właśnie patrzymy. Obaj znajdujemy się na jednej ziemi, oddychamy jednym powietrzem, podziwiamy jeden Wszechświat. Usłysz mnie, tak jak słyszysz świst jednego wiatru, huk jednej ulewy, strzelanie jednego ognia. Przybądź do mnie, abyśmy znów byli połączeni, tak jak zawsze, gdy byłeś Ptolemeuszem, a ja Aemulusem, gdy byłeś Solonem, a ja Isagorasem, gdy byłeś Hadrianem, a ja... - wymieniałem wszystkie nasze wspólne wcielenia.

Moja przemowa trwała znacznie dłużej. Mówiłem, dopóki księżyc nie zniknął za chmurami. Byłem pełen dobrych myśli. Wierzyłem w magię, w moc bogów, w swój upór i tęsknotę ukochanego. Nie poddawałem się. Ani na moment nie przeszło mi przez myśl, że mój anioł, mój Solon, mój Ludwig... nie przybędzie.

Usłyszałem świst. Powoli się odwróciłem się na pięcie, oglądając dokładnie polanę. Zapowietrzyłem się. Miałem w oczach łzy szczęścia.

Uśmiechnąłem się szeroko do ukochanego. Znów, znów! Widziałem go! Tak bardzo za nim tęskniłem... ale teraz już będziemy razem, razem! Już nigdy go nie puszczę! Będziemy żyć razem, nikt nas nie rozdzieli!

On tam stał. Mój piękny, lśniący anioł o białych skrzydłach. Znałem ten uśmiech. Znałem te ciepłe, brązowe oczy. Ciemne, kręcone włosy, tak nienaturalne nad Nilem bądź w Knossos. Pięknie umięśnione, blade ciało, wzbudzające zachwyt nie tylko w Wersalu.

Te dłonie o długich palcach, które błądziły po klawiszach i strunach, usypiając mnie, gdy moje wcielenie wciąż było dzieckiem, a on mnie usypiał...

- Aniele... - szepnąłem, idąc do ukochanego. Nie zważałem na jeszcze niespalone ciernie, które kaleczyły moje bose stopy. Nie myślałem o odurzających właściwościach unoszącego się wokół nas dymu. - Aniele mój...

Jego ręce. JEGO ręce na mojej talii! On pochylający się nade mną. Zero słów. Bo po co nam one? Byliśmy razem. Tylko my dwaj. Ukochani rozdzieleni to na dziesiątki, to na setki lat. Namiętni kochankowie, których śmierć nie umiała rozdzielić. My dwoje.

Pocałowaliśmy się. Nie w usta. W żadnym razie. Jego usta na moim czole, moje wargi między jego obojczykami. Dla nas to były symbole miłości i zaufania. Można nawet wierzyć w czakry... ale kogo to obchodziło? Co mnie obchodziła magia, pieczołowicie czytane książki, liczne notatki... osiągnąłem mój cel.

- Tęskniłem. Nie przybyłem... wtedy - szepnąłem z bólem.

Umawialiśmy się. On, młody i piękny, siedział przy mnie. Trzymał moją rękę, czule głaszcząc pergaminową, pomarszczoną skórę. Byłem prawie ślepy. Widziałem tylko zarysy... ale jego twarz była wyraźna. Z wysiłkiem uniosłem drugą dłoń i gładziłem jego piękną twarz, niezmienną od setek lat... umierałem, a on wciąż trwał. Umierałem, a po śmierci chciałem do niego wrócić. Wiedzieliśmy, gdzie się spotkać. Petersburg. Petersburg, czyli miejsce, w którym umierałem. Mój anioł, wtedy Aleksander, zgodził się.

A po stu latach, gdy znów chodziłem po Ziemi, tym razem jako Alfred... nie dotarłem do ukochanego. Przez trzy lata cierpienia w Dachau żyłem po to, aby dotrzeć do Petersburga. Dożyłem praktycznie do upadku kraju moich oprawców... i właśnie wtedy, gdy z nadzieją czekałem na ratunek ze strony Wielkiej Brytanii... zachorowałem. Nic nie dało się zrobić.

- Przepraszam, że wtedy mnie nie było... - pisnąłem z bólem, biorąc twarz ukochanego w ręce.

- Wybaczam.

Och... jego głos. Ten sam, który szeptał mi wyznania miłosne, ten sam, który krzyczał na mnie, gdy anioł szalał z furii i zazdrości... ten sam, który czule zapewniał mnie, że będziemy już zawsze razem. Nawet wtedy, gdy umierałem.

- Najdroższy... Jak ci teraz na imię?

- Gregory - wyznałem. Z ekscytacji bolał mnie brzuch. Znów byliśmy razem... - A ty, mój aniele?

- Nie mam imienia. Nie żyłem wśród ludzi. Byłem... ze swoimi - wyjaśnił, uśmiechając się przepraszająco. Byłem zbyt szczęśliwy, aby myśleć o ,,tamtych". O innych aniołach.

- Na pewno nie było ci z nimi tak dobrze, jak ze mną, prawda? - zagruchałem, stając na palcach. Potarliśmy się nosami.

- Nie, z nikim nie jest mi tak cudownie, jak z tobą - zaśmiał się. Tak! Zaśmiał! Mój ukochany o perlistym, niskim, pięknym głosie...!

Rozpłakałem się.

Przez ostatnie miesiące byłem kłębkiem nerwów i żyłem tylko po to, aby ponownie usłyszeć ten cudowny, dźwięczny śmiech... Poczuć wspaniałe, silne ramiona... Zobaczyć najpiękniejszą twarz, o której śnili najwięksi rzeźbiarze świata.

- Och, Gregory, mój piękny... - szepnął ze wzruszeniem mężczyzna, a następnie czule musnął moje wargi kciukiem. - W tym ciele jesteś jeszcze bardziej niesamowity...

- Nigdy nie lubiłem mieć łysej głowy... ani obroży – zaśmiałem się.

- Gdzie mieszkasz?

- Tuż za lasem... To niecałe sto metrów – oznajmiłem i wskazałem na ścieżkę prowadzącą do mojego domu. - Pójdziemy?

- Z tobą wszędzie.

To był tak banalny, oklepany tekst... ale też wspaniały. Przecież to mój ukochany go powiedział! DO MNIE!

Najpierw po sobie posprzątałem. Zgasić pochodnie, pozbierać miski, stopą zetrzeć ślady po pentagramie... chwilę mi to zajęło. Mój anioł wiernie trwał przy mnie, pomagając przy każdej okazji. Uśmiechając się do siebie, wróciliśmy do domu. Dopiero w chwili, gdy staliśmy w przestronnej, luksusowej łazience, zrozumiałem, w jakim stanie były moje nogi.

Anioł kucnął przede mną, gdy usiadłem na komodzie. Delikatnie wziął moją stopę w ręce, a ja patrzyłem na niego z absolutnym zachwytem. Jęknąłem głośno, gdy mężczyzna pogładził moją zranioną piętę.

- Przyda ci się kąpiel.

- Mówisz, że żyłeś wśród swoich, a jednak doskonale sobie radzisz – zauważyłem.

- Ale nawet moi dorobili się porządnych hydraulików – zaśmialiśmy się, a anioł wstał i zaczął przygotowywać kąpiel.

Już po chwili leżałem w wannie, opierając się o pierś kochanka. Mężczyzna czule dotykał mojej piersi i brzucha, a ja pieściłem wnętrza jego ud. Odetchnąłem z rozkoszy.

- Tak cię kocham... - wyznałem.

- Przecież wiem – zaśmiał się. Wzdrygnąłem się, czując na karku jego zimne usta.

***

Obudziłem się, jednak wciąż odczuwałem wielkie zmęczenie. Westchnąłem i omiotłem ponurym, nieufnym spojrzeniem otoczenie.

Znajdowałem się w brzydkiej sali. Leżałem na wysokim, wąskim łóżku ze stalowymi ramami. Dookoła mnie była rozstawiona dziwaczna aparatura. Z przerażeniem spojrzałem na kroplówkę i inne paskudztwa, do których byłem podłączony. Nawet mnie zacewnikowano... Odrażające.

- Co się stało?

- Panie doktorze, pacjent się obudził.

Znieruchomiałem. Z zaciśniętymi pięściami słuchałem rozmowy zza szklanych, matowych drzwi.

- Dobrze. Siostro, proszę nie wpuszczać jeszcze policji. Przebadamy go znowu i damy mu odpocząć.

- Co za czasy... Taki młody, a już zażywa jakieś paskudztwa...

- Jak dorośnie, to zrozumie swój błąd.

- O ile dorośnie.

Opadłem bezwładnie na poduszki.

Badania nie pamiętałem. Słów o dializach i kroplówkach także. Gadki, jakie to miałem szczęście, jak to mogłem skończyć, czy zdaję sobie sprawę z tego, co to przedawkowanie – również.

Później była policja. Pytania. Skąd miałem to, kto mi sprzedał tamto...

Nie odpowiadałem. Zamknąłem się w sobie. Chociaż zewnątrz pewnie wyglądałem obojętnie... to w środku byłem kłębkiem. Mój ukochany... mój ukochany anioł, mój piękny kochanek... zniknął. Po policzku pociekła mi łza. Znowu byłem sam. Znowu.

- Nie rycz, bachorze. Nie chce się trafiać za posiadanie? Jak my ci dom przeszukamy, to się, gnoju, nie wywiniesz...

Zadrżałem. Nawet nie myślałem o więzieniu. Co mnie ono obchodziło... przecież utraciłem mojego ukochanego! Znów byłem sam. Aniele... jak mam cię znaleźć...?

***

Siedziałem na plastikowym, niewygodnym krzesełku. Dookoła mnie byli ludzie. Terapeuci przechodzili między nami. Coś mówili. Poruszały się ich wargi. Nieważne. I tak nie słuchałem.

Przede mną stał On.

Mój piękny, cudowny anioł opierał się o futrynę drzwi. Oblizałem się. Tak! Mój ukochany, mój najdroższy... wrócił do mnie.

Nikt inny go nie zauważył. I dobrze. On był tylko mój.

Uśmiechnąłem się błogo. Nie byłem sam.

- Następnym razem...

25 komentarzy:

  1. super, a krowa zarezerwowana jest dla mnie ty najwyżej ciele możesz zachachmęcić.:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż... Niezłą baję miał xD Trochę chore i podchodzące na pewno pod obsesję. No! Ale nie jestem tu po to, by pisać portret psychologiczny bohatera, a po to, że one shot wciągający, wzbudzający uczucia i idealny, by umilić sobie czas lekcji akurat informatycznych :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki właśnie - chyba - miał być :D Dzięki za dobre słowa :)

      Usuń
  3. Opowiadanie o lekkim zabarwieniu psychodelicznym,ale mnie spodobało się bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedzi
    1. Widzisz, masz u mnie wpis. Nie będzie pogody i ciekawostek? :D

      Usuń
  5. Prognoza pogody jest zbędna na blogach, na których dzieje się cokolwiek ciekawego :3

    OdpowiedzUsuń
  6. No chyba że sobie ciekawostek i pogody życzysz, to mogę się wysilić :P
    Ale sądzę że komentarze na temat treści będą bardziej odpowiednie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na temat treści są lepsze (y) A osiołka do prasówek sobie znajdę. Lub się wysilę i wyszukam sama informacji.
      Gott, ale ciekawostki od Ciebie już chcę :D O Jezuniu, u mnie też są harpie :D

      Usuń
    2. No właśnie! Co wy ludzie macie z tymi harpiami? Czyżby moda na wampiry już przeszła? ;)

      Usuń
  7. Dobra, rzucę jeszcze jedną ciekawostką na temat Gabriela, skoro już o harpiach mowa: był molestowany przez ojca i stąd jego początkowa niechęć do seksu z Cyjanem, oraz ogólnie pojęte problemy emocjonalne. Miał traumę, biedaczek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wampiry są po prostu nudne w porównaniu z kimś, kogo można pomiziać po pierzastym kroczu :v U mnie to raczej będą zapasy z Minotaurem, niż ,,akcje z prostytucją" :D

      Usuń
  8. Miznianie po pierzastym kroczu *_* Takich ciekawostek mam na pęczki, ale niektóre są tak bzdurne (interesuje Cię, jaką bieliznę nosi Diego a jaką Demasse?), że nie warto ich nawet przytaczać. :3
    Co do fantasy stworzeń, mnie się zawsze podobały nagi - pół węże, ale niewiele da się z nimi znaleźć opowiadań yaoi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten uczuć, gdy kusi Cię, aby rzucić spoiler... Cóż, w ,,Helladzie" Nagowie nie występują, gdyż w tym opie ograniczam się do mitów greckich... ale jest Echidna :D I ma być wręcz armia takowych. Skoro jedną postać rozmnożę do kilkunastu, to może jedną z nich zmienię w faceta? :D I tak sobie teraz myślę, że męskie Echidny miałyby więcej sensu... DZIĘKI, SUNRISE!!! <3

      Usuń
  9. Yyy... Eee... ależ proszę bardzo ^^;

    OdpowiedzUsuń
  10. Postaram się poszukać jeszcze jakichś ciekawych faktów o Czasie Lodu. Jak chcesz, mogę też Ci przesłać niepublikowanego tam one - shota.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok :) Mój gg to: 48547052 :3 Teraz na komy odpisywać nie mogę, gdyż próbuję coś zrobić z tym paskudnym szablonem :/

      Usuń
  11. Nie jest paskudny, jest zupełnie zwyczajny. Napiszę w wolnej chwili :3

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja chcę więcej Twoich tekstów!
    Przyznaję się bez bicia, że na samym początku otoczka bloga mnie przeraziła. Ale w Twoim stylu pisania naprawdę można się zakochać. Choć brzmi to dziwnie i takie słowa można odnieść do wielu autorów to jednak także Ty posiadasz to coś co sprawia, że piszesz genialnie. W sumie z przyjemnością czytałam, np. "Kroniki Imperium" (Wybacz, jeśli gdzieś nie doczytałam informacji, ale to opowiadanie zakończysz? c; ), choć nie posądziłabym się o to, że kiedykolwiek dobrowolnie czytałabym coś w tym klimacie. A jednak u Ciebie mogę i to lubię.
    Dziś wyjątkowo mam trochę czasu, więc z radością zobaczyłam, że wstawiłaś niedawno one shota. Może nie jestem wybredna, ale naprawdę nie mam o co się przyczepić, widzę same plusy, więc chyba oczywistym faktem jest to, że ten tekst mi się podobał. Naprawdę bardzo mi się podobał :)
    W sumie to nie wiem czy mój komentarz na coś się zdaje, bo nic specjalnego w nim nie zawarłam... Piszę go dlatego, żebyś wiedziała, że jestem, choć nie zawsze umiem odpowiednio skomentować przeczytane opowiadania, więc nie zostawiam po sobie śladu - co jest głupie, jednak tak czasami mam. A jestem, lubię czytać to co piszesz i chcę więęcej!
    Czekam niecierpliwie na Twój kolejny tekst :)
    Życzę weny,
    Malina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja się przyznaję, że Twój komentarz sprawił mi wielką radość! :)
      Cieszę się, iż aż tak podoba Ci się mój styl. Nie rozumiem, o co chodzi z tą otoczką bloga :/ Kroniki zakończę, może nawet w październiku. Jak nie wyrobię się w październiku, to w listopadzie (jesienna depresja, leń i cała masa roboty). Twój komentarz zdaje się na wiele - jeśli mam być szczera, to właśnie wylądował na mojej liście ulubionych :3 (powiedzmy, że mam taką listę :D).
      Kolejne teksty będą, będą... może we wtorek lub środę coś naskrobię :)
      Dziękuję i pozdrawiam!

      Usuń
  13. Cześć ;)
    Chciałabym Cię zachęcić do wzięcia udziału w "wyzwaniu literackim" Kreatywne spojrzenie, które polega na napisaniu jednego, krótkiego tekstu miesięcznie, z użyciem podanych haseł na dany miesiąc. Wyzwanie jest dość nowe, dlatego staram się zachęcić do niego jak najwięcej osób. Jeśli jesteś zainteresowana, zapraszam na bloga kreatywnespojrzenie.blogspot.com, gdzie znajdziesz wszystkie szczegóły. ;)
    Mam nadzieję, że dołączysz. ;)
    Pozdrawiam, Kurayami

    OdpowiedzUsuń
  14. Wow, jestem pod wielkim wrażeniem. Chciałam mozgotrzep i go dostałam. Zdecydowanie tego szukałam. Podoba mi się Twój styl pisania. Logiczny mimo kilku pokreconych zdań, ale wiem ze to kreacja otoczenia i bohatera. Wykreowalas go bardzo ciekawie, do samego końca tak naprawdę nie wiadomo o co chodzi. Przynajmniej ja takie wrażenie odnoszę. Tajemniczość, uczucie takiej niepewności... No podoba mi się bardzo, pragnę jeszcze ^^ weny życzę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za Twoje słowa, wiele dla mnie znaczą! Cieszę się, że mój tekst przypadł Ci do gustu. I przepraszam za wcześniejszy brak odpowiedzi :/

      Usuń

Bardzo proszę o opinie :)