czwartek, 22 października 2015

Bez Lalkarza 1/2

Hoplici mi się zbuntowali, więc ,,Hellada" będzie w przyszłym tygodniu. Przepraszam!

A dziś przedstawiam pierwszą część ff ,,Lalkarza" autorstwa Katarzyny Lisowskiej. Sto lat, Eoś :) 



Reza otworzył oczy... i już po chwili je zamknął. Było jasno. Zbyt jasno.

Westchnął ciężko. Zaczął przysypiać z mocno zaciśniętymi powiekami. Nienawidził poranków. Wejście do jaskini zawsze umożliwiało promieniom słonecznym wpadać do gniazda, jak to określał swój dom Lovia.

Najwyraźniej chmury zakryły słońce, gdyż już po chwili mógł uchylić powiekę. Zlustrował otoczenie, wzrokiem szukając Lovii. Jaszczura nigdzie nie było. Reza z rezygnacją zwinął się w kłębek, patrząc na swoje dłonie. Poruszył palcami, stukając pazurami o kamienne podłoże. Zamruczał, relaksując się w ten sposób. Nadał sobie rytm i już po chwili mruczał pod nosem piosenkę. Nie pamiętał, skąd ją znał.

Nagłe warknięcie sprawiło, iż młodzieniec uniósł głowę. Napiął wszystkie mięśnie... i odetchnął z ulgą, widząc Lovię. Obrzucił ponurym spojrzeniem potężne ciało jaszczura, gdy ten wkroczył do jaskini. Reza uniósł się na łokciach, szykując się na konfrontację.

- Wreszcie wstałeś.

Reza wzdrygnął się. Przeklinał w myślach moment, w którym postanowił zamieszkać z tułaczem. Przez moment młodzieniec milczał. Nie chciał odpowiadać jaszczurowi. Znacznie przyjemniej wspominał czasy, gdy nie znał języka jaszczurów... a następnie ukrywał tę umiejętność.

Ale te czasy minęły. Nie było już bezpiecznej nory, nie było szarej smoczycy, nie było uśmiechniętego Corta.

- Następnym razem... - zaczął mieszaniec, jednak urwał. Nie powinien wdawać się z Lovią w dyskusję. Było na to za wcześnie. - Przepraszam.

Ostatnie słowo wypowiedział z wyraźnym trudem. Czuł się upokorzony, a dodatkowe kajanie się było niczym sól posypana na ranę. Wystarczyło, iż był zdany na łaskę i niełaskę dzikiej istoty.

Chociaż... czy jaszczur aby na pewno był tak zezwierzęcony, jak początkowo sądził Reza? Odkąd zaczęli ze sobą rozmawiać, młodzieniec zauważał w tułaczu kolejne zalety. Najbardziej zdziwiła go... empatia.

Gdy przybył do Lovii, ten nawet go nie słuchał. Od razu go przyjął do siebie. Bez zadawania pytań. Po raz kolejny ocalił Rezie życie...

Cort zniknął. Odszedł. Zostawił Rezę samego. Młody mieszaniec nie był w stanie pozostać w miasteczku. Ból mu sprawiała każda chwila w ich wspólnym, nagle tak pustym domu. Młodzieniec nie wiedział, co robić. Pożegnał kochanka i opuścił dotychczasowy świat. Wrócił do lasu. Od lat nie utrzymywał żadnych kontaktów z innymi jaszczurami. Nie miał pojęcia, dokąd mógł się udać.

Nauki Sagi nie poszły w las. Reza stosunkowo szybko odnalazł się w nowym środowisku. Polował, jadł, odpoczywał, spał. Polował, jadł, odpoczywał... i tak ciągle. Wpadł w rutynę i tylko ona go utrzymywała przy zdrowych zmysłach. Nieustannie myślał o Corcie. O ich wspólnych chwilach: tych pierwszych i tych ostatnich.

Tęsknił za mężczyzną. Momentami pragnął do niego dołączyć. Opuścić puszczę, opuścić cały świat. Oczywiście, mógł także szukać szczęścia wśród jaszczurów. Zamieszkać z rodzicami i braćmi... ale nie chciał tego. Nie chciał nawet myśleć o istotach, które niejednokrotnie próbowały rozdzielić go i Corta... Chociaż w ostateczności to nie reptilianie zabili ukochanego Rezy. Wystarczyła... choroba.

Ale historia naprawdę lubiła się powtarzać. Młodzieniec nie wiedział, ile czasu minęło, odkąd zamieszkał w lesie. Miesiąc, rok, może dwa? Przez cały ten czas wędrował. W niektórych chwilach miał wrażenie, iż ujrzał już cały świat... jednak zawsze stawiał kolejny krok. Poznawał kolejne miejsce. Kolejne i kolejne...

W końcu Reza zrobił to, czego się wystrzegał przez bardzo długi czas. Pojawił się na terytorium innego jaszczura. Tym jaszczurem był... Lovia.

Mieszaniec odpoczywał po całonocnym biegu. Kolejnym w ciągu ostatnich tygodni. Reza był zmęczony i pragnął zaoszczędzić siły. Poddając się melancholii, obserwował niebo nad sobą. Myślał o swoich najbliższych.  O Behaarze, który szczęśliwie żył z rodziną. Z chęcią zamieszkałby z nimi. Ifryt był dla niego niczym ojciec. Zrozumiał to późno.

Kontemplował okolicę, próbując zmusić swoje ciało do wysiłku. Nie chciał wstawać i opuszczać tak błogiego miejsca, jak tamta część puszczy... Kiedy usłyszał znajomy ryk.

Zerwał się na równe nogi, rozglądając się dookoła, po czym pognał przed siebie. Przeskakiwał koryta wąskich rzek, mijał stare, monumentalne drzewa, pochylał się pod ciernistymi gałązkami. Uciekał. Sądził, iż żył tylko dlatego, iż nie ryzykował i unikał potyczek. Co z tego, że umiał walczyć z ludźmi? Przez ostatnie lata zdołał się przekonać, iż lasy skrywały coś więcej, niż dzikie zwierzęta.

Zmęczenie dało o sobie znać. Młodzieniec biegł coraz wolniej i wolniej. Potykał się o korzenie drzew. Skakał niżej, niejednokrotnie zahaczając o gałęzie bądź całe kłody. Oddech Rezy był głośny i nierówny. Mieszaniec zwolnił, chaotycznie się rozglądając we wszystkie strony.

Lovia dosłownie na niego wpadł. Reza krzyknął ze strachu, jednak jego ciało wiedziało już, co należało zrobić. Młodzieniec stanął na ugiętych nogach, gotów się bronić. Pochylił się, powoli próbując odsunąć się od napastnika. Nie rozpoznał w jaszczurze tego tułacza, który parę lat wcześniej ocalił mu życie.

Szczęśliwie dla Rezy, Lovia miał pamięć niezawodną. Zresztą, kto by zapomniał wyjątkowo drobnego jaszczura o jasnych włosach, opalonej skórze i wręcz wyblakłych pręgach?

Młodzieniec pewnie się zmienił podczas życia w puszczy, jednak tułacz natychmiast wyprostował się, bez problemu rozpoznając mieszańca...

- Szczenię!

Reza wzdrygnął się, wyrwany ze wspomnień. Uniósł wzrok i spojrzał na Lovię. Zmusił się do siadu i owinął swoje golenie ogonem, jednocześnie obejmując ramionami kolana.

- Czego chcesz?

Tak. Nie tylko rozumiał jaszczurzą mowę, ale także sam się nią posługiwał. Nieudolnie, gdyż nie jeden raz przez przypadek wypowiadał się w języku ludzi, jednak przy Lovii pilnował, aby się nie mylić.

- Zamierzasz długo tu zostać?

Młodzieniec skrzywił się. Nagle zaczął mieć wrażenie, iż nie był mile widziany. Może od początku nie powinien nawet przyjmować zaproszenia reptiliana? W jaskini jaszczura spędził już parę dni i ani przez moment nie czuł się niechciany.

- Prawdę mówiąc... - zaczął Reza. Mówił z wahaniem, ostrożnie ważąc słowa. Nie chciał ryzykować i rozdrażniać Lovii. - To chciałbym zostać tak długo, jak mi pozwolisz.

Początkowo jaszczur nie odpowiadał. Stał w wejściu do jaskini, patrząc na Rezę. Młodzieniec czuł się niekomfortowo. Odchrząknął. Gdy odpływał, reptilian natychmiast przywoływał go do rzeczywistości... cóż, w takim razie mieszaniec odpowie tym samym.

- Zostań tak długo, ile chcesz, ale nie licz na to, że będziesz cały czas leżeć do góry brzuchem – warknął jaszczur.

Reza szeroko się uśmiechnął. Mógł zostać! Lovia był jego pierwszym rozmówcą od miesięcy. Młodzieniec tęsknił za kontaktem z innymi. Przez te parę dni życia w jaskini przywykł do reptiliana. Do obecności innej osoby.

- Dziękuję.

Reza wstał i podszedł do jaszczura. Poklepał go lekko po ramieniu, chcąc w ten sposób wyrazić swoją wdzięczność. Zastanawiał się, kiedy po raz ostatni z kimś rozmawiał. Pamiętał tylko krótki dialog na pogrzebie. Stał wtedy nad grobem, myśląc o Corcie... a obok niego stanął Behaar. Pocieszał go, a przynajmniej próbował.

Lovia był inny. Jego troska nie objawiała się w rozmowach. Jaszczur ukazywał ją w swoich czynach, nie słowach. Nie mówił, że będzie dobrze. Zamiast tego sprawiał, że tak rzeczywistości było. Starał się, pozornie wciąż pozostając zimnym i nieczułym.

Tak uważał Reza.

Leniwie się przeciągnął i odwrócił, patrząc na Lovię. Jaszczur właśnie klęczał przy ognisku. Jego sztywny, wysoko uniesiony ogon drgał od czasu do czasu.

Tułacz zarył pazurami o kamienną podłogę, po czym wyprostował się i dołączył do mieszańca. Grota, w której mieszkali, miała mały przedsionek, na którym mogli wygodnie leniuchować i się ogrzewać.

Słońce znajdowało się już wysoko na niebie. Reza zamruczał i uniósł ramiona nad głowę, przeciągając się. Bolały go ręce, więc po chwili opuścił je, wierzchem dłoni ocierając się o nogę tułacza. Zamiast przeprosić, skrzywił się i zarumienił, a następnie wykonał kilka nerwowych kroków do przodu.

Młodzieniec spojrzał na Lovię, ten jednak nie zwracał na niego większej uwagi. Stał, wpatrując się w jakiś odległy punkt. Dobrze. Reza nie miał ochoty się tłumaczyć... chociaż, z drugiej strony, było mu odrobinę przykro. Sądził, że tułacz choć odrobinę się zainteresuje swoim nowym współlokatorem.

Młodzieniec ze smutkiem zanurkował między drzewa. Z tego, co zdążył zauważyć, las był gęsty i niebezpieczny. Dzikie zwierzęta, liczne pułapki – to było nic. Wiedział, że najgroźniejsza istota w puszczy znajdowała się tuż za nim. Był nią Lovia.

Ale Reza się nie bał. Chociaż nie był ranny, a tułacz nie opiekował się nim, to mieszaniec ufał jaszczurowi jeszcze bardziej, niż za pierwszym razem.

Młodzieniec zatrzymał się przed szerokim, chłodnym strumieniem. Wsunął stopy pod wodę i odetchnął z przyjemności. Spojrzał w dół, podziwiając dno. Przeźroczysta woda sprawiła, iż doskonale widział wszystkie maleńkie rybki pływające dookoła jego goleni. Złapał jedną w ręce i uniósł na wysokość twarzy, podziwiając ładne płetwy i błyszczące łuski. Po chwili wpuścił rybkę do strumienia i odprowadził ją wzrokiem, gdy ta umknęła.

Dawniej marzył o zamieszkaniu w lesie. Nawet wtedy, gdy mieszkał z Cortem. Gdy był szczęśliwy, nie obrzucano go pogardliwymi lub pełnymi strachu spojrzeniami, wciąż myślał o innym życiu. Życiu w lesie. Albo w wodzie. Gdziekolwiek, byleby nie między wąskimi, zabłoconymi uliczkami i hałaśliwymi ludźmi!

Chociaż wzrok miał wbity w pędzącą wodę, to nie zwracał na nią uwagi. Nie zauważył nawet odbicia Lovii za swoimi plecami.

Nagle poczuł mocne uderzenie w między łopatki. Wpadł do strumienia. Uniósł się na łokciach, głośno kaszląc. Nie dość, że zakrztusił się wodą, to jeszcze zdarł sobie kolana i dłonie o kamieniste dno!

Spojrzał ponuro na tułacza i wstał. Potarł się po skaleczeniach... i znieruchomiał. Był zdumiony! Lovia złapał jego nadgarstki i przyciągnął je do swojej twarz. Reza zamknął oczy, zdziwiony tak delikatnym chwytem. Bardziej prawdopodobne było brutalne szarpnięcie, ale nie takie... czułe dotykanie. Młodzieniec uchylił powieki, czując na krwawiących otarciach coś miękkiego.

Lovia lizał jego rany. Z przymkniętymi oczami zajmował się dłońmi mieszańca.

Reza uśmiechnął się z wdzięcznością, jakby zapominając o tym, iż to właśnie z winy jaszczura się zranił. I to był jego błąd.

Nie zauważył, w której chwili to się stało. Stał w chłodnej wodzie, relaksując się... i już po chwili leżał na plecach parę metrów dalej. Wbił zszokowane spojrzenie w tułacza. Jaszczur nachylał się nad nim. Jego olbrzymie ręce były zaciśnięte na ramionach Rezy. Młodzieniec zaczął szarpać się i wić pod Lovią. Serce biło mu mocno. Nie wiedział, czego miał się po tułaczu spodziewać. Bał się! Bał się głównie z niewiedzy. Zaufał jaszczurowi, a ten to perfidnie wykorzystał... tylko w jakim celu?!

- Zostaw mnie! - zawołał, rozpaczliwie szarpiąc się pod reptilianem. Zawył z wściekłości i bezsilności, próbując odepchnąć Lovię. Bezskutecznie. - Odejdź!

- A jak myślisz? Sądziłeś, że pozwolę ci zostać ze mną... bez żadnych korzyści dla mnie? Mówiłem ci już to kiedyś i teraz powtórzę: możesz zostać moją reptilią.

Reza znieruchomiał, na moment przestając nawet oddychać. W ogóle nie walczył, zbyt zszokowany słowami jaszczura. Reptilia? Nie!

- Nawet nie próbuj! - syknął przez zęby. Młodzieniec napiął wszystkie mięśnie, gotów się bronić.

Ale nie zdołał. Mieszaniec wydał z siebie krótki okrzyk, gdy zęby reptiliana wbiły się w jego obojczyk. Zacisnął szczęki, nienawykły do tego rodzaju bólu. Wygiął się w łuk i próbował uwolnić.

Lovia nie przejmował się rozpaczliwymi działaniami młodzieńca. Puścił go na dosłownie ułamek sekundy. Reza już się obrócił, chcąc wstać, gdy jaszczur przyszpilił go do ziemi swoim ciałem. Młodzieniec wbił pazury w miękką ziemię. Miał w nosie źdźbła trawy, a szyję pieścił mu mech.

- Zostaw mnie, błagam...

Nie wierzył, że to mówił. Był bezsilny. Chciał walczyć, ale nie był w stanie. Próbował. Mobilizował wszystkie mięśnie, szarpał się... jednak prawie dwa razy większy reptilian był zbyt potężnym przeciwnikiem. Reza rozpaczliwie próbował wymyślić coś, aby się ocalić... jednak nie mógł nic zrobić! Mógł tylko błagać o litość... lub się poddać.

12 komentarzy:

  1. No to chyba się podda bo bałaganie o litość nie przystoi;-) bardzo fajne druga część jutro? skoro Hellada za tydzień;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam tylko połowę rozdziału, więc Hellada za tydzień... a druga część ff będzie pewnie do poniedziałku, może wtorku :3

      Usuń
    2. No nie gniewaj się trzymam kciuk by ci się udało:-)

      Usuń
    3. Trzymam za słowo bo każdy ma czasem gorsze dni:-)

      Usuń
  2. Zapowiada się bardzo obiecująco! Czekam niecierpliwie na dalsze losy tej dwójki. Dziękuję pięknie za dedykację! <3
    /Eo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nocusz... starałam się! :D Do poniedziałku może będzie wpisik :3

      Usuń
  3. Nie mogę się doczekać kontynuacji, zapowiada się obiecująco.
    Za tydzień Hellada jeej :)
    Kaiko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się. W sobotę to raczej wieczorem, gdyż w piątek wyjeżdżam, a wcześniej nie będę mieć czasu na pisanie :c

      Usuń
  4. Świetna koncepcja,choć trochę podobna do "Kronik Imperium"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najpierw napisałam Kroniki Imperium, które przypominają do Jeźdźców Smoków z Pern oraz Lalkarza. Gdy przeczytałam tom drugi Lalkarza, do którego Kroniki są podobne, to przeraziłam się, że jeszcze zostanę posądzona o plagiat :c FF pisane tak, aby przypominało Lalkarza, dlatego jest też podobne do Kronik :)
      Cieszę się, że Ci się podoba! :)

      Usuń

Bardzo proszę o opinie :)