sobota, 21 marca 2015

Hellada 2: rozdział I

Nio. I mnie zabiją. Zabijecie mnie - przynajmniej skończą się groźby :)
Miłego czytania!!!

Fejdon nie był w stanie się poruszyć. Siedział, z przerażeniem obserwując dziejącą się przed jego oczami scenę.

Nikiasz.


Jego Nikiasz stojący między rodzicami, z puginałem wystającym z klatki piersiowej. Ranny wręcz ze zdziwieniem patrzył na sztylet. Dotknął go drżącymi palcami, chwiejąc się. Spojrzał na ukochanego, miażdżąc go błagalnym spojrzeniem.


- Nie... - Wyciągnął rękę w stronę starszych braci, drżąc. - To się nie dzieje w rzeczywistości...


Nikiasz zachwiał się i niechybnie by upadł, gdyby nie został złapany przez Hadesa. Pan Umarłych z niedowierzaniem trzymał syna w ramionach, wręcz hipnotycznie wpatrując się w złotą krew.


Dopiero wtedy Fejdon się ocknął. Zerwał się z krzesła i doskoczył do ukochanego. Niemalże wyrwał go z objęć Hadesa i mocno przytulił jego głowę do swojego torsu, z trudem powstrzymując płynące do oczu łzy.


Zniknął cały świat. Byli tylko oni. On i jego maleńki braciszek.


- Nikiasz, wyjmę ci to - oświadczył Fejdon, zaciskając rękę na rękojeści - będzie dobrze, rozumiesz? To tylko małe ostrze, wyleczysz się!


Już miał wyjąć sztylet, gdy szeroka dłoń Kleona powstrzymała go. Nic nie rozumiejąc, popatrzył na brata.


- Nikiasz... - zaczął Kleon. Mówił dziwnie, mając ściśnięte gardło. - Jeśli wyjmiemy puginał, zaczniesz krwawić. Ostrze właśnie powstrzymuje krwawienie, rozumiesz? - Pomimo strachu, dziedzic starał się mówić spokojnym, rzeczowym tonem, w ten dziwny sposób dodając braciom otuchy. Skoro był taki opanowany, to wszystko było pod kontrolą, prawda? Prawda...? - Nikiaszu... czy coś czujesz? Czy to cię boli?


Ranny pokręcił głową.


- Jedyne, co czuję, to moją skórę... i strach, Kleonie... Ja wiem, co to jest... Nie wyciągajcie go... - szepnął Nikiasz słabo. Jego słowa były niewyraźne. Po chwili splunął krwią. - To w ogóle nie boli... To Lilia... Czuję ją. Czuję też... Lidia... - Nikiasz westchnął ciężko. Tracił siły. Nie miał nawet energii, aby mówić. Ale było za wcześnie, aby się poddawać. - Kleonie, daj mi swoją moc, proszę... Potrzebujemy siły. Każda cząstka się przyda... - szeptał przez łzy. Jego nogi zaczęły się zmieniać w złoty pył.


- Nie, nie, nie, nie, nie! - ryknął Fejdon, w pełni uzmysławiając sobie znaczenie słów Nikiasza. Chwycił mężczyznę za ramiona i potrząsnął nim. - Masz żyć, rozumiesz?! Masz żyć! Żyć dla mnie!


Ale nie mógł nic zrobić. Był w stanie tylko wpatrywać się w ukochanego.


Nikiasza, którego oczy traciły swój płomień.


Pojmował tylko jedno słowo. Lilia.


Nikiasz uśmiechnął się słabo, gdy brat go wreszcie puścił.

- Nie tylko dla ciebie, Fejdonie... - Nikiasz powoli uniósł rękę i musnął policzek brata. - Kocham cię, wiesz? Kocham cię najmocniej na świecie... Dlatego... - Nikiasz zakrztusił się krwią. Gdy tylko złota posoka przestała mu przeszkadzać w mówieniu, mężczyzna delikatnie się uśmiechnął. - Nie chcę umierać. Ale nic nie mogę zrobić. Ty za to możesz... Zaopiekuj się nim...


Nikiasz jęknął cicho, drżąc. Dotknął brzucha, a iluzja opadła. Kleon wciąż przekazywał moc mężczyźnie, aby ten mógł przyśpieszyć rozwój dziecka. Ranny wydał z siebie ciche westchnięcie, gdy Fejdon bez ruchu wpatrywał się w rosnący na ich oczach brzuch.


- Co to...? - szepnął zdumiony mężczyzna, bojąc się przyjąć do wiadomości myśl.


- Jesteśmy rodzicami... - Nikiasz jęknął, głaszcząc się po brzuchu. - Kleon ci to wytłumaczy... Ja... nie mam siły... Przepraszam, że musiałeś się o tym dowiedzieć w taki sposób...


- Kleonie? Braciszku... - szepnął Nikiasz, zamykając oczy. Powieki były takie ciężkie... - Jestem senny... Zaopiekujesz się nimi? Opowiedzcie mu o mnie... Chcę, aby wiedział, jak bardzo go kocham. Kocham go, chociaż nigdy go nie spotkałem... Kleonie, ciebie też kocham... Fejdonie... Ty jesteś inny... Ty też się nim zajmij, dobrze? Nie może być sam. Musi być kochany... Ty wtedy też będziesz kochany... Nie tylko przeze mnie...


Bracia starali się powstrzymać łzy, jednak nieskutecznie. Kilka kropel opadło na twarz Nikiasza, gdy Fejdon musnął rozpaczliwie jego usta.


Wystarczył ten mały gest, aby skóra młodszego boga zapadała się, po czym zmieniła w pył i opadła na ziemię. Fejdon ryknął, zrozpaczony, gdy całe ciało ukochanego stało się jedynie złotym prochem. Po Nikiaszu zostały tylko jego ubrania. I wtedy się one poruszyły.


Fejdon drżącymi rękami rozchylił poły szaty, mając serce w gardle. Będąc jednocześnie zachwyconym i przerażonym, oglądał swoją maleńką córkę.



***

Lajos przeniósł Isagorasa do swojej sypialni. Położył go na łóżku i czekał. Wiele godzin. Gdy słońce zniknęło, zastąpione przez księżyc, zmęczony władca ułożył się przy niewolniku. Wiedział, co zabiło jego małego Liska. Wiedział, że czekało go zupełnie to samo. Nie przejmował się jednak sobą. Liczył się tylko jego mały Arete...

Nie planował tego. Nie pragnął śmierci młodziutkiego Ateńczyka. Lajos pogładził włosy zmarłego. Przecież Arete miał tylko stracić siły, po czym odzyskać je wraz z boskimi mocami... oraz swoimi wspomnieniami.

Władca musnął wargami zimne czoło młodzieńca. Przez tyle miesięcy balansował na granicy okrucieństwa i łagodności. Osobiście mógłby nosić tego ślicznego, młodego mężczyznę na rękach, musiał jednak pilnować swoich i Herona planów. Musiał sprawiać młodzieńcowi ból, aby ten zdobył moce boga... W międzyczasie pragnął być wobec Ateńczyka delikatnym panem, aby ten nie cierpiał nieustannie.

Lajos objął mocno swojego Arete i przykrył ich kocem. Oczy same mu opadały. Tuż przed zaśnięciem pogładził młodzieńca po jego szkaradnym, noszącym ślady oparzenia policzku. Wtedy też nie powinien być tak brutalny. Tego dnia otrzymał wiadomość od posłańca z Liwadii - żołnierze Haliartos zmasakrowali piechotę Tespie, nie tracąc nawet jednej dziesiątej swojej armii. Wściekły, wyżył się na Ateńczyku, a policzek wyglądający tak, jakby został stopiony, był tego dowodem.

Król już po chwili zasnął u boku swojego małego Liska...



***

Lajos obudził się po północy. Księżyc zalał komnatę swoim srebrnym blaskiem, oświetlając Isagorasa. Król zamarł. Młodzieniec siedział po turecku na łóżku. Położył dłonie na kolanach. Nie wyglądał tak samo.

Jego skóra wciąż była blada, prawie niebieska. Smutne, pełne strachu oczy wyglądały tak, jakby pokrywała je tafla lodu. Wciąż sine usta były uchylone, a zęby...


Uzębienie Ateńczyka nie przypominało ludzkiego. Zęby wyglądały jak wyrwane ze szczęki dzikiego drapieżnika. Były one ostre, długie i wąskie. Zupełnie tak, jakby młodzieniec je piłował. A ich kolor... Kły były czarne, jednak pokrywała je jaskrawozielona ślina, która przypominała Lajosowi jad.


Nie tylko zęby były przerażające. Paznokcie młodzieńca, dawniej brudne i połamane, stały się niebezpiecznymi, twardymi jak stal szponami. Bose stopy również były zakończone przerażającymi pazurami.


Nawet włosy młodzieńca nie były normalne; właściwie one zupełnie zniknęły, zastąpione przez... pióra. Nie były to jednak duże lotki. Nowa czupryna Ateńczyka przypominała pukle włosów dzięki swojej budowie - w dodatku zachowała ciemnoblond barwę ze złotym połyskiem.


Jednak to nie włosy - bądź pióra - zwracały na siebie uwagę. Króla najbardziej zdumiała para olbrzymich skrzydeł pokrytych złocistym pierzem. Magiczne kończyny poruszały się i drżały wraz z każdym wdechem i wydechem młodzieńca.


Nagle Lajos ujrzał inny ruch - zamarł, obserwując akrobacje giętkiego, przypominającego bicz, długiego ogona.


- Lisku... - szepnął zdumiony król. Władca ostrożnie wyciągnął rękę w stronę niewolnika, szybko ją jednak cofnął.


Isagoras zaczął niemo płakać. Wykrzywił usta w podkówkę i zmarszczył brwi.


- Lisku... Tak się cieszę... - mruknął Lajos, raptownie rzucając się na niego i zamykając go w swoich objęciach. - Arete, tak się o ciebie martwiłem... 



***

Fejdon podniósł dziecko drżącymi rękami. Przełknął ślinę. Miał córkę. Był ojcem. Ale nie mógł...

Jego dziecko było piękne. A może tak mu się wydawało? Kruche, drobne ciałko było różowe, tak inne od bladej skóry synów Hadesa. Dziewczynka miała wyjątkowe oczy - w jednej chwili były one niebieskie, a w drugiej brązowe. Chociaż maleństwo dopiero co przyszło na świat, to jego główkę już pokrywały małe, ciemne włoski. Córka Fejdona posłała bezzębny uśmiech tacie, zamykając oczka i machając maluńką piąsteczką.


Mężczyzna nie potrafił jednak w pełni cieszyć się tym małym cudem. Jak mógł rozkoszować się dzieckiem w dniu śmierci... W dniu śmierci...


Jak miał sobie poradzić? Musiał zapewnić dziecku opiekę. Wychować je. Nauczyć ogłady. Pokazać mu świat. Uświadomić, czym była miłość. Dopiero co poznał swoją córkę, a już ją kochał. Był gotów zrobić dla niej wszystko - czuł to w głębi serca. Tak samo jak wtedy, gdy pierwszy raz ujrzał Ni...


Ale on zmarł. Fejdon miał samodzielnie wychowywać ich dziecko? Nie potrafił. Ciężar odpowiedzialności spadł na jego barki, miażdżąc go. Obawiał się, że nie podoła zadaniu. Nie mógł zawieść go. Ale czy był w stanie zaopiekować się córką...?


- Ja nie dam rady - szepnął przestraszony - Kleonie! Ja nie potrafię być ojcem!


- Pomogę ci, maleńki. - rzekł dziedzic, kładąc rękę na barku brata. - Musimy spełnić jego prośbę. Zaopiekuję się wami. Razem ją wychowamy...


- Nie chcę jej skrzywdzić! - warknął Fejdon. Jego spojrzenie stało się twarde. Zimne i bezlitosne, zupełnie takie, jak Hadesa. - Weź ją. Nie potrzebny mojej córce ojciec, który jej nie będzie umiał wychować. Słyszycie?! - ryknął mężczyzna, wbijając stalowy wzrok w górę. - Weźcie mnie! Weźcie mnie i oddajcie jej Nikiasza! To jego ona potrzebuje! To jest sprawiedliwość?! Pokaż się, Nike! Fata! Tego chcecie?! Chcecie mojego bólu?! Bierzcie i go, i mnie! Chcecie, abym cierpiał...? Chcecie, aby moja córka żyła bez ojca...? - Głos Fejdona ucichł. 


Mężczyzna szeptał rozpaczliwie, nie zwracając już uwagi na spływające mu po policzkach łzy. Przyciskał delikatne ciałko swojej córki. Ledwo ją poznał. Wystarczyło jedno spojrzenie, aby był gotów zrobić dla niej wszystko... Mężczyzna skulił się w sobie, płacząc głośno. Jego córka nawet nie wydała żadnego dźwięku.


- Ona go potrzebuje... Ja też go potrzebuję... Weźcie mnie... Nie będę dobrym rodzicem... Mój maleńki Nikiasz powinien żyć... To on by o nią zadbał... - szeptał wręcz bezgłośnie Fejdon. Kleon musiał wyczytywać słowa z jego drżących warg, co było bardzo trudne.


- Chciał, aby miała na imię Lidia - rzucił zdawkowo. Miał ściśnięte gardło. Słowa z trudem przechodziły mu przez usta. - Podobało mu się również imię Erigone... Spełnijmy jego prośbę, bracie. Zaopiekujmy się nią. Dajmy jej miłość. Wszystko to, co czułem do Nikiasza, przeleję na nią... - Imię zmarłego było nożem wbijanym w serce i uszy braci. Odczuwali fizyczny ból, słysząc i mówiąc jego imię... - Pomogę ci, braciszku. Wychowaliśmy naszego brata, prawda? Wychowamy też twoją i jego córkę... - Kleon pogładził Fejdona po plecach, współczując mu z całego serca.


- Wychowamy...? - powtórzył głucho młodszy brat, oglądając dziecko. Jak miał je wychowywać, widząc w nim siebie i ukochanego? Ale... Ale może Kleon miał rację...?


- Będziesz wspaniałym ojcem. Wierzę w to. Pozbędę się naszych rodziców. Stworzymy dom dla twojego dziecka... - Zapewnił Kleon, nachylając się nad bratem i bratanicą.


- Nie mówmy tak o niej. ,,Dziecko". - Fejdon powtórzył wręcz kpiąco, głaszcząc córkę po głowie. - To moja maleńka córeczka. Mam rację, najpiękniejsza? Nie mylę się, Lidio... - szepnął Fejdon, całując maleństwo w czoło. - Pokażę ci ten świat, Lidio Erigone...


***

- Nie dotykaj mnie, panie. Błagam cię - jęknął przestraszony, drżący Ateńczyk - nie krzywdź mnie już więcej...


Jakby przecząc swoim słowom, wtulał się w tors Lajosa. Król mocno go obejmował, zachwycając się jego zapachem. Miał wrażenie, że skrzydła pachniały kwiatami. Aromat kojarzył się z żółtymi roślinami rosnącymi w trakcie wiosny.


- Lisku... Co się wczoraj stało? Zmieniłeś się, wiesz?

- Wiem, panie. Ja... - Isagoras z trudem oderwał twarz od piersi władcy, po czym spojrzał królowi w oczy. - Marzłem. Gdy tylko zamykałem oczy, miałem dziwne sny. One... one pojawiały się od miesięcy. Nie rozumiałem ich, panie... - Ateńczyk zadrżał, ostrożnie odsuwając się od Lajosa. Jego spojrzenie, choć pełne lęku, stało się jednocześnie pewne siebie. - Ale to były moje wspomnienia, mam rację? Dlatego mnie nazywałeś ,,Liskiem", prawda? Ponieważ moi rodzice nazwali mnie Arete Alepou. Ja... Ja jestem księciem. - To nie było pytanie. Młodzieniec, chociaż zlękniony, starał się mówić dzielnie.

- Tak. - wyznał król, krzywiąc się. - To właśnie dlatego cię musiałem zatrzymać przy sobie za wszelką cenę. Wraz z Heronem pragniemy zapanować nad całą Helladą. Nasi przeciwnicy są potężni. Tespie i Haliartos osłabną poprzez wojnę, którą prowadzą między sobą, a którą wywołałem poprzez porwanie księcia drugiego polis... Ateny i Kreta, z których pochodzisz, były razem za silne. Jednak ich sojusz opiera się wyłącznie na twojej rodzinie. Lud Aten nie interesuje się już potomkami rodziny królewskiej, jednak Kreta zrobi dla swoich władców wszystko... Czyż nie byłoby idealnie powstrzymać zbędny rozlew krwi i stworzyć sojusz z Kretą... za pomocą osoby, która po śmierci obecnego króla stałaby się następnym władcą?

- Mój brat... - zaczął Isagoras przez łzy. - Pozwolisz mi z nim się zobaczyć? Panie... Ja tak bardzo za nim tęsknię... Co z mamą?! Chcę zobaczyć moich bliskich...

Już po chwili młodzieniec szlochał. Tak bardzo tęsknił za swoimi bliskimi... Stracił prawie siedem lat życia z rodziną!

- To właśnie dlatego tutaj jesteś... - mruknął Lajos, obserwując bacznie młodzieńca. Książę wyglądał na tak zrozpaczonego, że nie zwracał uwagi na słowa swojego pana. Zakrył twarz szponami i trząsł się, otaczając swoje ciało skrzydłami. - Jesteś bogiem, Isagorasie. Te wszystkie tortury i gwałty... Musiałem zrobić wszystko, aby twoje moce się obudziły... Nie przemyślałem jednak tego, że będziesz musiał umrzeć i... wyssać życie z pozostałych niewolników... Opłaciło się jednak. Jesteś wolną istotą. Nie nazywaj mnie już swoim panem. Miałem cię spytać, czy zechciałbyś spotkać swoich krewnych. Jeśli jednak sam pragniesz ich ujrzeć, to ci w tym pomogę. Zorganizuję dla ciebie podróż do Liwadii. Heron zadba o to, abyś stamtąd dotarł na Kretę...

Isagoras spojrzał na króla. Był księciem... i bogiem? Umarł. I zabił. Był mordercą. Skoro był bogiem, to nie mógł umrzeć... Ale czy śmierć tylu osób mogła ujść mu płazem? Nie przejmował się faktem, że pozbawił życia swoich prześladowców. Niewolnicy niejednokrotnie wyżywali się na nim, bijąc go i głodząc. Isagoras bał się jednak o swój los. Czy zabijanie naprawdę nie niosło za sobą żadnych konsekwencji...? Może nie zostanie ukarany, gdyż pozbawił ludzi życia nieświadomie?

Ale był bogiem! Mógł robić wszystko, co tylko chciał. Był wolny... Młodzieniec poruszył skrzydłami. Czy mógł latać? Może mógłby wznieść się w przestworza i udać się na rodzinną wyspę? Mógł polecieć nawet do Liwadii. Gdziekolwiek.

- Lajosie... Liwadia, Ateny, Kreta... Pójdę wszędzie - oznajmił Isagoras, mając łzy w oczach - jeśli tam nie ma ciebie.

Król nie zareagował na ostatnie słowa młodzieńca.

- Chodźmy teraz spać. Jutro rano zaczniemy przygotowania do twojej podróży.


***


Fejdon opuścił pomieszczenie i wraz z córką wrócił do swojej ziemskiej kryjówki.  Nie zamierzał mieć już nic wspólnego z bogami, zwłaszcza z podziemnymi.

Cała odpowiedzialność spadła na barki Kleona. Dziedzic został w pałacu, z nieskrywaną nienawiścią wpatrując się w rodziców.

Para stała bez ruchu przy stole. Wargi Kory drżały, a w jej oczach widniało zagubienie... i obłęd. Hades nie oddychał, z przerażeniem wpatrując się w szczątki swojego syna. Bogowie nie wydawali z siebie dźwięku od momentu, w którym Nikiasz padł na ziemię. Zachowywali się tak, jakby oszaleli.

To właśnie oni doprowadzili do śmierci jego ukochanego braciszka. To przez nich Nikiasz był smutny, tęskny bliskości Fejdona. To przez nich Lidia miała nigdy nie poznać swojego taty. To przez nich Fejdon miał cierpieć w samotności i próbować wychować dziecko. To przez nich on sam, Kleon, nie mógł być świadkiem rozwoju swojej ukochanej bratanicy.


Przez te trzy miesiące dziedzic zbliżył się do Nikiasza. Był świadkiem rozwoju Lidii. Wraz z bratem zastanawiali się, jakie dać jej imię. Potajemnie sprowadzał do swojej sypialni meble dla dziecka. W jego sypialni znajdowały się liczne drewniane zabawki, miękkie ubrania i małe łóżeczko. Kleon czuł się tak, jakby był nie wujem, a ojcem. Trzecim.

- Zabraliście mi całe moje szczęście. - oznajmił zimno dziedzic, podchodząc do rodziców. Z zimną satysfakcją obracał w rękach puginał. - Matko, ojcze... Żadne z was mnie nigdy nie kochało. Nie rozpaczam z tego powodu, gdyż również nie żywię do was żadnych ciepłych uczuć. Pokocham jednak wasze zimne ciała.

Małżonkowie nawet nie zdążyli unieść głów; tak doświadczony wojownik, jak Kleon, bez najmniejszego trudu w ciągu ułamka sekundy zdążył zatopić sztylet najpierw w szyi jednego, później w brzuchu drugiego.

- Jestem rozdarty. - oznajmił dziedzic. - Jednocześnie cieszę się, że ta trucizna znieczula, gdyż dzięki temu mój braciszek nie cierpiał... I rozpaczam, gdyż chciałbym, abyście zwijali się w męczarniach.

Z ponurą satysfakcją obserwował szok i przerażenie wymalowane na twarzach rodziców. O dziwo, ich śmierć zdawała się nie ciągnąć w nieskończoność tak samo, jak śmierć Nikiasza. Szkoda. Mógłby patrzeć na ich krew przez następne stulecia.

Bóg podniósł z pomiędzy złotych prochów czarną, metalową opaskę, która stanowiła swego rodzaju koronę Pana Umarłych. Z pełnym wstrętu spojrzeniem założył ją.

- Teraz ja jestem tutaj panem. I zrobię wszystko, aby moi najbliżsi mogli tutaj zacząć żyć bez strachu. Będę dobrym władcą. Byłeś dla mnie doskonałym przykładem, ojcze. Doskonałym przykładem na to, jak mam nie postępować.

Kleon wyszedł z jadalni, nawet nie obracając się za siebie. Pomaszerował do sali tronowej. Powolnym krokiem zbliżył się do czarnego, monumentalnego tronu. Usiadł na nim, zamykając oczy.

Zaatakowała go armia odczuć.

Czuł wszystko to, co czuli mieszkańcy Elizjum, Pól i Tartaru.

Czuł strach swoich poddanych krzątających się po pałacu.

Czuł głód potworów wszelkiej maści.

Czuł niechęć Charona do setek zmarłych.

Czuł rozpacz bogów i tytanów mieszkających w pałacu Nyks.

Wiedział wszystko o swoim królestwie. Otworzył oczy. Pochodnie paliły się mocnym płomieniem, rozjaśniając cała salę. Czyżby pałac odzwierciedlał uczucia swojego nowego pana?

Kleon czuł się przepełniony wiedzą. Jego ciało wypełniała siła, jakiej nie czuł nigdy wcześniej. Zamierzał ją wykorzystać.

Skupił się na Tanatosie.


Musiał go uwolnić. Chciał dać szczęście swoim bliskim, w szczególności bogowi śmierci, który był niewolnikiem jego ojca przez tysiąc lat. Tanatos zasłużył na dobro.


Kleon przez kilkanaście minut siedział na tronie, zastanawiając się, w jaki sposób wezwać syna Nyks.


Nagle drzwi do pomieszczenia otworzyły się i do sali wkroczył Tanatos. Świeżo upieczony Pan Umarłych ze zdziwieniem patrzył na boga śmierci.

- W jaki sposób się tutaj znalazłeś? - spytał Kleon, poruszając się niespokojnie.

Syn Nyks uklęknął przed władcą, pochylając nisko głowę.

- Przyleciałem z okolic Tespie. Sądzę, że znalazłem ślad twojego brata, panie. Gdy tylko wyczułem twoje wezwanie, przybyłem.

- Co masz na myśli, mówiąc, że wyczułeś moje wezwanie? I dlaczego mnie nazywasz ,,panem"? - Kleon był zdumiony. Wpatrywał się w boga śmierci jak w egzotyczny okaz. - Wstań. - Tanatos natychmiast zerwał się z klęczek.

- Jesteś moim panem. Wyczułem to od razu, gdy tylko zabiłeś swego ojca, panie. - oświadczył beznamiętnie bóg. Zachowywał się jak pusta w środku kukła. - Jeśli tego sobie życzysz, to mogę nazywać cię inaczej. Jesteś moim panem i to się nie zmieni. Jestem na twoje rozkazy... I zawsze wiem, kiedy należy do ciebie przybyć. Chcę, abyś był ze mnie zadowolony.

Kleon był wstrząśnięty. Nie spodziewał się, że Tanatos był aż takim narzędziem. Zupełnie pozbawionym uczuć. Pana Umarłych szokował ten brak emocji.

- Nazywaj mnie tak, jak chcesz. Rób to, co chcesz. Jesteś wolny, Tanatosie - oświadczył Kleon - i nie chcę odbierać ci tej wolności.

Wtedy twarz Tanatosa uległa diametralnej zmianie. Nagle oczy syna Nyks stały się pełne szoku. Bóg otworzył usta. Jego wargi drżały. Tanatos spojrzał z niedowierzaniem na Kleona.

- Naprawdę mogę? Pozwalasz mi... Mogę zrobić to, co chcę? - Syn Nyks uśmiechnął się. Podszedł do swojego pana i przywarł do jego nóg. - Dziękuję, panie. Wiem, że zawsze będę twój, ale jestem wdzięczny za to, że pozwalasz mi...

Kleon odsunął Tanatosa od siebie. Postawił go, po czym go objął. Uśmiechnął się.

- Jesteś moim przyjacielem. Chcę, abyś był szczęśliwy. Leć i czuj się wolny. Nie zamierzam korzystać z twoich usług.

Tanatos pokłonił się Kleonowi, a następnie rozłożył skrzydła i umknął z sali, przelatując przez wielkie wrota. Bóg śmierci wiedział, gdzie się udać.

Do Teb.

Isagoras.

7 komentarzy:

  1. Jest, jest !! To jest najważniejsze :D
    Lidie wychowają odpowiednie osoby, ma mieć zajebiste dzieciństwo!!
    Isagoras i Tanatos wreszcie razem, chociaż przez chwilkę, obyyy.
    Wenyyyyy i czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Yaay, nie musiałam długo czekać!
    Stało się, stało się. Sarcia się zdecydowała w końcu który fragment dać! Nieeee, Niiiikiaaasz, nieee. *płacze razem z Fejdonem*
    *zszokowany chomiczek x4516564* Co-co-co... Więc jednak on się zmienił! To po to musiał umrzeć! Przeraża mnie trochę ten nowy wygląd Isiaka...
    Awww, jaka ta córcia jest słodka. To imię jest piękne, tak fajnie ono brzmi. Nie wiem co sądzić o Fejdonie jako tacie, czy ja wiem, czy się sprawdzi..
    Isiak, nasz Isiak to Arete Alepou? D:
    To dlatego ci niewolnicy zmarli... a właśnie takie podejrzane mi to było. "Pójdę wszędzie - oznajmił Isagoras, mając łzy w oczach - jeśli tam nie ma ciebie." Isiak, nie spodziewałabym się po tobie takiego tekstu. :o W sumie... jesteś bogiem, weź to ubij! Nawet jeżeli Lajos musiał robić te wszystkie rzeczy... i tak mnie przeraża i go nie lubię!
    Ta scena zyskania władzy przez Kleona... kurczę, tak fajnie ją opisałaś.
    Hyy, Tanatos wolny, nareszcie! ♥ Ptaszyno, fruń do Isiaka! Nienawidzi cię, no ale przecież to nie była twoja wina...

    OdpowiedzUsuń
  3. Nikiasza mi szkoda, ale Isagoras przeszedł sam siebie ciekawe czy dałoby się go narysować. Obawiam się że Isiak nienawidzi Tanatosa i chyba nie wybaczy. Ale co tam kocham tą Twoją historię pisz dalej weny życzę:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Miałam cichą nadzieję, że jednak Nikiasz jakimś cudem przeżyje... :<
    Kleon taki fajniutki, że zabił Hadesa i Korę. Wielkie brawa dla niego ode mnie. Mam nadzieję, że nic mu do głowy nie uderzy i nie zrobi się dziwny i pomoże Fejdonowi wychowywać Lidie.
    No i i Tanatos odzyskał wolność. Super, ale na miejscu Isagorasa nie wiem, jakbym zareagowała, jakbym go ujrzała. Na pewno nie byłabym szczęśliwa i coś czuję, że kolorowo nie będzie, a przynajmniej mam taką nadzieję, że Tanatos będzie musiał trochę powalczyć o Isagorasa. Nowy wygląd Isiaka mi się podoba.
    Lajosa nadal nie lubię. Za cholerę nie mogę się do niego przekonać. :P
    Czekam na kolejny rozdział i duuużo weeeny życzę. :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nadzieja na to, że Fejdon, Nikiasz i Lidia jednak będą razem, pozostaje zawsze... aaale spoilerować nie wolno...
      Kleon będzie trzecim tatusiem Lidii! :D Zagadka: ,,było trzech braci i jedno dziecko. Kto był ojcem? KAŻDY" :3
      Ojj, teraz to ja muszę spiąć zadek, aby Isiaczek z Tanatosem się spiknęli...
      Ależ nowy rozdział już jest! :3

      Usuń
  5. Taaaaaaak Isagoras wrócił! :D
    Zaskoczyła mnie jednak śmierć Hadesa i Persefony.
    A co najważniejsze - Tanatos jest wolny! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem totalnie zaskoczona tym rozdziałem.
    Jak wiesz, bardzo zasmuciła mnie śmierć Nikiasza, ale w życiu nie spodziewałabym się, że jego rodzice też stracą życie. No i jeszcze Kleon na tronie... Szok. Ale nie powiem, bo bardzo mi się to podoba. Nie lubiłam ich :P Oby Kleon okazał się lepszym władcą.
    Jak tylko przeczytałam o Lajosie, postanowiłam sobie, że będę twarda i postaram się spojrzeć na niego obiektywnie. W sumie to, czego teraz się dowiedzieliśmy stawia go w lepszy świetle, ale i tak moje odczucia co do niego się nie zmieniają. Chociaż teraz przynajmniej rozumiem jego zachowanie.
    Kolejnym zaskoczeniem był dla mnie Isagoras. Nie spodziewałam się, że przemieni się w coś takiego. W ogóle, on w końcu jest bogiem i księciem, tak? Kurcze, a już myślałam, że umrze na dobre będąc tylko tym człowiekiem :P
    Szkoda mi też Fejdona i tego dziecka. Ciekawa jestem, jak sobie z nim poradzi. No i Tanatos. Ciekawe jest też to, czy teraz odnajdzie Isagorsa, czy coś mu znów przeszkodzi. I jak na jego widok zareaguje tamten.
    Noo.. Druga część Hellady zapowiada się jeszcze lepiej niż pierwsza :)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo proszę o opinie :)