środa, 25 marca 2015

Hellada 2: rozdział II

Mając te dwa cuda, muszę wybrać jedno jako okładkę :o Kij z tym, jedno do jednej części, a drugie do drugiej!!! DZIEUO IMAGINACJI <3


Hejka. Nowy rozdział. Dużo ogłoszeń parafialnych:

- pierwsza część ,,Hellady" jest obecnie betowana (dialogi -.- );

- jestem głupia i znów gram w teatrze. Yeah, przyjdzie do mnie Tanatos -.- ;

- koncertowo spieprzyłam całą tę opowieść -.- Chyba zawieszam tę historię i zajmuję się pozostałymi (oczywiście, zamierzam do niej wrócić). Dlaczego? Między innymi dlatego, iż te komentarze są dla mnie naprawdę ważne. Kurczę, 32 osoby przyznały się, że czytają. Rozumiem, iż część z Was czyta tylko Ragnarok lub inne opo. Ale wiem, że jest sporo osób czytających ,,Helladę" - a ja muszę wyżebrać parę komów. Wiem, że nie piszę idealnie ani nawet dobrze, ale te znikające osoby sprawiają, że tracę wiarę w to, co robię :( Chyba, że uczycie się do matury :) ;

- zaczęłam ogarniać matmę :D ;

- nowe wpisy będą w piątki o godzinie 10:45;

- ponad 15 tysięcy wyświetleń! WOW;


- jak się nudzicie, to czytajcie opowiadanie mojego paskudnego paskuda;




Znajdowali się daleko od domu, na zimnym, pokrytym śniegiem kontynencie. Klimat był wspaniały; lato było gorące, tak podobne do lata w Helladzie, a zima była niczym lodowate czeluście Tartaru.

Siedział na posłaniu - w odróżnieniu od Greków, Słowianie leżeli na kocach - wbijając wzrok w Nikiasza. Brat doskonale się przygotował.

Najmłodszy wówczas syn Hadesa kołysał się, jakby tańcząc. Z każdym ruchem bioder okrywający go materiał zsuwał się, ukazując kuszącą, naoliwioną skórę. Nikiasz przysunął się do ukochanego, po czym padł przed nim na kolana. Specjalnie klęknął tak, aby jego uda się nie stykały, odsłaniając Fejdonowi nabrzmiałego członka i napięte jądra.

- Wyglądasz olśniewająco... - oświadczył starszy kochanek, połykając ślinę. - Pragnę cię, mój mały duszku...

- Jestem twój - mruknął Nikiasz, prowokacyjnie błądząc dłońmi po błyszczącym ciele. 

Dotykał się, z uśmiechem obserwując coraz większe wybrzuszenie w okolicy krocza kochanka. Młodszy brat oblizał palec, po czym dotknął nim czubka swojego członka, z którego już zaczęły wypływać przeźroczyste krople. Po chwili mężczyzna wsunął w siebie kilka palców jednocześnie. Dzięki swojej pozycji mógł się nabijać na nie, próbując sięgnąć do prostaty.

- Braciszku... Weź mnie... - Nikiasz szeptał gorączkowo, a jego skóra stawała się coraz czerwieńsza.

Zanim Fejdon zdążył spełnić prośbę ukochanego, drzwi do izby otworzyły się z hukiem. Zimny wiatr noszący ze sobą drobinki złota otoczył Nikiasza, po czym zaczął go szarpać na wszystkie strony.

- Fejdon...! - Ryknął mężczyzna, wyciągając ręce w stronę ukochanego.

Zanim starszy brat zdążył chwycić dłoń kochanka, mocny wiatr pochłonął Nikiasza. Młodszy bóg, krzycząc, oddalał się od ukochanego.

- Nikiaaasz...!!!

***

Fejdon obudził się, dysząc ciężko. Gdyby nie płacz Lidii, mężczyzna zasnąłby od razu. Bóg wstał z łóżka i podszedł do córeczki.

Syn Hadesa nie poruszał się po omacku - był środek nocy, zatem Artemida gnała po niebie, oświetlając cały świat. Mężczyzna podniósł Lidię. Przytulił ją do siebie i zaczął ją kołysać, głaszcząc ją uspokajająco po pleckach. Dziecko jednak nie zamierzało milknąć. Wciąż zdzierało sobie gardełko, roniąc łezki. Zmęczony Fejdon usiadł na łóżku, wciąż kołysząc niemowlę. Otulił córeczkę kocem, przypominając sobie rady służącej.

Nawet to nie przynosiło efektu. Fejdon zaczął się bardzo martwić nieustającym płaczem dziecka. Spojrzał córce w oczy, delikatnie głaszcząc ją po policzku. Wciąż nie potrafił wyjść z zachwytu. Lidia może nie była najpiękniejszym dzieckiem, jakie widział, jednak zdecydowanie miała w sobie specyficzny, wręcz magiczny urok. Jej wrażliwa, miękka skóra, duże, błyszczące oczy...

W pewnym momencie dziecina chwyciła palec ojca i zaczęła go ssać. Spojrzała na tatę. Jej wzrok przypominał mężczyźnie spojrzenie pełne politowania. Fejdon uśmiechnął się słabo do córki, jednak jego uśmiech przypominał grymas. Patrząc na Lidię, bóg widział swojego ukochanego. Widok jej okrągłej buzi co chwila przypominał mu wyraz twarzy umierającego Nikiasza.

- Jesteś głodna, prawda, skarbie? - powiedział przez ściśnięte gardło. - Pójdziemy do twojej mamki? Powinna być blisko...

Dziecko, wciąż ssąc palec taty, zmrużyło oczy. Fejdon poczuł ulgę, widać w nich radość. Chociaż jego maleńka córeczka urodziła się zaledwie parę godzin temu, to zdążyła już urosnąć. Wyglądała tak, jakby miała co najmniej kilka tygodni. Fejdon miał wrażenie, że dziecko rozumiało każde jego słowo.

Mężczyzna wstał i ruszył w stronę drzwi. Otworzył je za pomocą mocy - bał się ryzykować i używać rąk w obawie, że upuści córkę.

Fejdon wyszedł z pomieszczenia. Kroczył mrocznym korytarzem. Jego siedziba znajdowała się na Rodos - wyspa Heliosa była tak przepełniona mocą boga słońca, że syn Hadesa mógł bez problemów na niej zamieszkać, nie martwiąc się o to, że będzie nachodzony przez Olimpijczyków bądź potwory. Moc Heliosa doskonale ukrywała Fejdona i jego córkę.

Dom syna Hadesa pierwotnie był kilkoma osobnymi chatkami. Mężczyzna przemienił jednoizbowe domki w kompleks budynków. Połączył pomieszczenia korytarzami, tworząc z kilku lichych chatek piękną, wręcz luksusową rezydencję. Odpowiedni architekci i robotnicy przez prawie trzy miesiące zmieniali każdą salę, aby Fejdon mógł wprowadzić Nikiasza do ich nowego, wspólnego, wymarzonego domu.

Nikiasz nie mógł jednak ujrzeć tego nieruchomego dzieła sztuki. Lidia miała jednak szansę na to, aby się w nim wychować.

Dziecko pisnęło cicho, zaciskając mocniej usta na palcu rodzica. Fejdon ze zdziwieniem spojrzał na córkę, podchodząc już do drzwi sypialni mlecznej matki, Tekli. Mała boginka puściła palec ojca i uśmiechnęła się. Mężczyzna zmrużył oczy, wpatrując się w dziąsła córki. Nie widział ząbków - powinny pojawiać się dopiero w szóstym miesiącu - jednak zachowanie Lidii przypominało postępowanie Nikiasza, gdy temu wyrzynały się ząbki.

Fejdon nawet nie kłopotał się pukaniem do drzwi. Małym muśnięciem mocy poruszył drewno i wszedł do pokoju. Obudził Teklę.

Greczynka wstała gwałtownie i doskoczyła do Lidii. Bez słowa wzięła dziecko na ręce, jednocześnie odsłaniając rąbek szaty. Jej bujna pierś zakołysała się, gdy mała bogini chwyciła ją w swoje tłuściutkie dłonie i zaatakowała sutek mamki.

Fejdon zimnym wzrokiem obserwował każdy, nawet najdrobniejszy ruch kobiety. Początkowo Tekla była jedynie pierwszą służącą - ciężarna Greczynka rozpaczliwie potrzebowała pracy po tym, jak została porzucona. Oglądając jej wspomnienia, Fejdon dowiedział się, czyje dziecko nosiła w swoim łonie. Widząc Teklę wykorzystywaną przez swojego ojca, mężczyzna postanowił ją zatrudnić.

Kobieta urodziła swojego syna zaledwie miesiąc przed narodzinami Lidii. Gdy Fejdon wrócił na Rodos, od razu nakazał Greczynce zaopiekować się małą boginią. Tekla posłusznie nakarmiła Lidię, a następnie ją obmyła i położyła do snu - na szczęście, Kleon przekazał bratu łóżeczko, które wcześniej przygotował dla swojej bratanicy.

W pewnej chwili dziewczynka puściła pierś swojej matki mlecznej. Tekla z ulgą wypisaną na twarzy podała dziecko swojemu panu. Poprawiła szatę, po czym pokłoniła się Fejdonowi i, milcząc, położyła się.

Mężczyzna wrócił do swojej sypialni. Lidia zasnęła podczas drogi, zatem wielkie było zdziwienie, gdy Fejdon ułożył ją w łóżku, a ta przebudziła się i znów zaczęła łkać. Śpiący bóg westchnął, zmartwiony i zirytowany jednocześnie. Czy Lidia, będąc tak podobną do Fejdona, nie mogła być równie grzeczna, co on?!

Fejdon podniósł córkę... I warknął. Maleństwo natychmiast zaczęło się uśmiechać.

- Mała, podła manipulatorka... - mruknął bóg, kładąc córkę na swoim łóżku. Było ono bardzo szerokie - Fejdon miał wcześniej liczne plany, w których uwzględniał siebie, łoże i Nikiasza. - I co, zadowolona? Będziesz spać z tatusiem? - Fejdon zaśmiał się smutno, kładąc się przy dziecku.

Mężczyzna objął córeczkę ramieniem, przykrywając ich kołdrą. Musnął wargami czoło Lidii, cichutko szepcząc:

- Kocham cię, mój skarbie...

***

Tanatos wyleciał jak lanca z przejścia. Wzbił się w powietrze, obserwując bacznie to, co się pod nim znajdowało. Srebrne, kocie oczy błyszczały w ciemności. Bóg leciał w absolutnej ciemności. Jedynym źródłem światła były liche pochodnie na ateńskich murach. Nawet księżyc ukrył się za chmurami. Na szczęście, lada moment miało pojawić się słońce. O ile Zeus nie zarządzi żałoby.

Tanatos prychnął. Zapewne Pan Bogów nakaże Apollinowi ułożyć pełne treny wychwalające zmarłe małżeństwo. Jakby Hades i Kora dokonali czegoś wielkiego.

Syn Nyks szybował właśnie nad Atenami, gdy poczuł się rozrywany na strzępy. Wiedział, co się stało. Odkąd ludzie się rozmnożyli, co chwilę na świecie ginęły setki osób. Tanatos już setki lat wcześniej musiał rozszczepić swoje jestestwo i moc.

Odpowiednie mikstury i zaklęcia sprawiły, że za każdym razem, gdy ktoś ginął, cząstka boga śmierci odrywała się od niego i porywała zmarłego. Po kilkudziesięciu latach Tanatos cały czas miał fragmenty swej osoby nieustannie w ruchu. Nie pamiętał już nawet, jak to jest mieć w jednym ciele całe swoje jestestwo.

Pierwsze promienie słońca zaczęły nieśmiało się wyłaniać, gdy syn Nyks szybował nad lasami otaczającymi Tespie. Olbrzymia polana w środku mrocznego boru była zdewastowana. Bóg wpatrywał się w setki, jeśli nie tysiące, ciał. Rozpoznawał herb Haliartos oraz godło Tespie. Widział ciała płonące, zwęglone, rozczłonkowane, zasztyletowane... Niektóre truchła były w tak tragicznym stanie, że bóg nie umiał stwierdzić, w które części ciała widział.

Tanatos zmienił kąt skrzydeł i zapikował. Lecąc w dół, zastanawiał się, co takiego mogło się wydarzyć. Wiedział, że od setek lat Haliartos i Tespie żyły w konflikcie, a ostatni, nieudany ślub tylko pogorszył relacje między polis.

Wylądował na zniszczonej ziemi, wdychając zapach dymu, krwi, strachu i śmierci. Cała polana pachniała zupełnie tak samo, jak on i jego dawny pan...

Pan.

On, Tanatos, został ,,uwolniony” przez swojego nowego pana. Owszem, wciąż był niewolnikiem Pana Umarłych, ale miał od niego nie otrzymywać rozkazów. A Isagoras?

Jego mały bożek był niewolnikiem. Tanatos nie miał prawa go odbierać Lajosowi siłą. Mógł za to dokończyć proces przemiany Ateńczyka w boga. Nauczyć go wszystkiego, co sam wiedział; alchemii, magii... Jeśli jego uczeń byłby zdolny i ambitny, to posłałby go do Hekate. Może Isagoras stałby się nie tylko bogiem śmierci, ale również czarów?

Syn Nyks prychnął, wściekły na siebie. Już zaczynał planować wspólną przyszłość z Ateńczykiem, chociaż nawet nie miał pewności, czy ten zapragnąłby choćby na niego splunąć, a co dopiero się do niego odezwać.

- Zniszczyłem to, prawda? - mruknął do siebie bóg. - Pierwszy raz w życiu mogę myśleć jasno, bez słów Hadesa krążących po mojej głowie. Mam wolną wolę i wolny umysł. I co robię? Zapominam o tym!

Tanatos rozłożył skrzydła i wzbił się w powietrze. Zniknął cały rozsądek. Liczyła się tylko tęsknota. Kochał Isagorasa. Może pożądał. Może i kochał, i pożądał. Nie obchodziło go to. Wiedział tylko jedno.

Musiał naprawić to, co zniszczył. Musiał ocalić Isagorasa. I zrobić wszystko, aby ten przynajmniej mu wybaczył.

***

Ateńczyk wstał rano, gdy do komnaty wkroczył stary służący. Mężczyzna niósł w nienaturalnie wykręconych rękach tacę z jedzeniem. Isagorasa obudził cudowny zapach pieczonego mięsa. Ateńczyk przed przybyciem do Teb nigdy wcześniej nie jadł czerwonego mięsa, jednak szybko się w nim rozsmakował.

Młodzieniec niemalże rzucił się na aromatyczną polędwicę, ignorując Lajosa i jego podwładnego.

- Znowu wyglądasz normalnie. - rzucił lekko Lajos, ubierając się. - Za parę godzin jedziesz do Liwadii, zatem musisz zachowywać się jak człowiek... I jeść. Jesteś zdecydowanie za chudy...

Isagoras zignorował słowa króla. Zjeżony, wstał z łóżka i ruszył w stronę łaźni. Po tylu miesiącach chyba zasługiwał na dobrą kąpiel... Nawet w zimnej wodzie.

Młodzieniec wszedł powoli do basenu, zdziwiony – nie wiedział, co zrobili służący Lajosa, jednak woda była gorąca. Ateńczyk syczał z bólu. Jego skóra stała się czerwonawa od samej temperatury, jednak w momencie, gdy młodzieniec zaczął ją szorować, ta przybrała barwę krwi.

Bożek zastanawiał się, jakiego koloru była jego posoka. Czy była już złota, czy może wciąż wyglądała jak ludzka. A może miał krew w dwóch kolorach?

Głośne odkaszlnięcie wyrwało Isagorasa z przemyśleń. Ateńczyk ponuro spojrzał na Lajosa.

- Za godzinę otrzymasz ubrania. Idę teraz na niższe piętra, aby przygotowano dla ciebie wszystko. Prawdopodobnie w południe wyruszysz z moimi żołnierzami. Jest wtedy bardzo gorąco, jednak nie macie wyboru. Chcę, abyście dotarli do Liwadii jak najszybciej. A wtedy wrócisz na swoją wyspę.

***

Isagoras powoli ubierał na siebie chlamidę. Strój, który naszykował dla niego Lajos, był naprawdę piękny. Ciemnozielony, ciepły materiał otulał młodzieńca niczym koc. Na szczęście, władca zdobył dla Ateńczyka odpowiedni rozmiar chlamidy, dzięki czemu Isagoras nie czuł się w szacie tak, jakby ta była sukienką.

Młodzieniec pogładził po raz kolejny złoty, szeroki pas na dole stroju. Wciąż nie potrafił wyjść z zachwytu i zdziwienia. Nie spodziewał się, że król okaże się aż tak hojny. Isagoras przejrzał się w wypolerowanym srebrze. Trzymając poły chlamidy, obracał się dookoła własnej osi i podziwiał swoje odbicie w lustrze. Bez oporów mógł nazwać się pięknym.

Nagle usłyszał kroki. Zacisnął zęby i spiął mięśnie, widząc wchodzącego do komnaty króla.

Lajos przystanął, ze zdumieniem kontemplując urodę młodzieńca. Oblizał wargi, taksując ciało Isagorasa. Żałował, że musiał głodzić swojego dawnego niewolnika - chociaż uwielbiał szczupłych, kościstych kochanków, to młodzieniec był zdecydowanie za chudy. Król zmarszczył czoło, widząc... Właśnie nie widząc ani grama mięśni czy tłuszczu. 

Dobrze, że nakazał przygotować dla niewolnika spokojnego, posłusznego osiołka. Przynajmniej Isagoras nie będzie się nadwyrężać.

- Wyglądasz niesamowicie - Lajos podszedł do młodzieńca i z trudem powstrzymał się przed dotknięciem go. Przechylił głowę - ale chyba czegoś ci brakuje...

Ateńczyk nie zdążył podziękować - czy też ponuro odburczeć - gdyż król uniósł dłoń, eksponując złotą fibulę.

Młodzieniec wpatrywał się w metalową zapinkę, urzeczony. Przez ostatnie miesiące widział mnóstwo przejawów bogactwa, a czasem nawet marnotrawstwa. Dawniej Isagoras mógłby wyżyć wraz z przybranymi rodzicami przez długi okres czasu dzięki takiej fibule...

Lajos zapiął Ateńczykowi chlamidę. Złote zapięcie, bogato zdobione, zapierało dech w piersiach. Isagoras przez chwilę wpatrywał się we wzór wilka i lisa goniących się. Podziwiał misternie wyryte wąsiki i maleńkie, jednak wciąż ostre pazury. Młodzieniec był tak zapatrzony, że zupełnie stracił czujność. Odzyskał ją dopiero wtedy, gdy poczuł na swojej szyi palce władcy.

Isagoras odskoczył raptownie od króla, z przerażeniem się w niego wpatrując. Miał rozszerzone źrenice, które już po ułamku sekundy zaczęły się zmieniać w pionowe kreski. Włosy młodzieńca zjeżyły się zupełnie jak sierść szczutego zwierzęcia. Kolejne pukle zaczęły nawet zmieniać się w pióra. Isagoras zacisnął pięści i zęby. Nie czuł ani bólu wnętrza dłoni ani krwi sączącej mu się z rozgryzionej wargi. Kły i szpony mogły być dobrą bronią, jednak należało nad nimi panować.

Lajos wpatrywał się w byłego niewolnika, jednocześnie przerażony i zachwycony. Bożek był przepiękny, a jego potęga dodawała pikanterii. Król wypuścił powoli powietrze, wpatrując się Isagorasowi w oczy. Odczuwał fizyczną potrzebę dotknięcia tej ciepłej skóry, tej delikatnej szyi... Pragnął muskać miękkie, wrażliwe ciało ustami, tworzyć na obojczykach mokre ślady swoich warg...

Isagoras zawarczał głucho, jednak z każdą chwilą, nie widząc niebezpiecznych ruchów ze strony Lajosa, zmieniał się z powrotem w człowieka. Z niesmakiem obserwował rosnące wybrzuszenie w okolicy krocza władcy. Ateńczyk dopiero po kilkunastu minutach wyglądał w pełni jak człowiek. Młodzieniec spojrzał z nienawiścią na króla, po czym bez słowa wyszedł z komnaty. Starał się ukryć drżenie rąk.

Ateńczyk pierwszy raz od czasu zamknięcia w Tebach wyszedł na dziedziniec. Obrzucił ponurym wzrokiem licznych strażników, po czym stanął przy najbliższej płaskorzeźbie Sfinks. Wpatrywał się w bramę, przez którą mieli wjechać jego towarzysze podróży. Ateńczyk przełykał raz po raz ślinę. Tak bardzo pragnął ujrzeć swojego brata...

Pamiętał Aratosa. Jego starszy brat był niegrzecznym, złośliwym dzieckiem. Często dokuczał służbie i Isagorasowi, a to dodając im pracy, a to strasząc ich, a to ich obrażając. Bracia wiele razy słyszeli rozmowy między rodzicami, gdy ci martwili się postępowaniem starszego syna. Zdawało się, że z wiekiem Aratos był coraz gorszy.

Isagoras pamiętał jednak, iż jego starszy brat szanował ojca i matkę. Chociaż młodszy chłopiec często wręcz męczył dziedzica i go prowokował, to ten był w stanie spełniać każde życzenie rodziców – nawet prośbę o opiekę nad Isagorasem. Gdyby nie rodzice, to Aratos pewnie do końca życia nie interesowałby się swoim małym braciszkiem – z rozkoszą wżeniłby go w jedną z rodzin królewskich na stałym lądzie.

Ale dziedzic stracił swoich bliskich. Isagoras zastanawiał się, czy Aratos się zmienił. Może dojrzał? Może... może tęsknił za swoim bratem? A może... może go nawet opłakiwał?

Ateńczyk myślał wciąż o Aratosie. Ciekaw był, czy obecny król na Krecie wiedział, co się z nim stało. Może szukał swojego brata? A może zapomniał o nim i zaczął życie od nowa?

Rozmyślania Isagorasa przerwał okropny hałas. Młodzieniec spojrzał na grupę mężczyzn jadących konno. Młodzieniec wyprostował się, oglądając żołnierzy. Podziwiał ciężkie zbroje  i groźnie wyglądające miecze. Zachwycał się długimi grzywami olbrzymich ogierów. Miał jechać do Liwadii z wojskiem...?

Na dziedziniec wkroczył Lajos, ubrany w swoje najpiękniejsze szaty. Wyglądał dumnie i majestatycznie. Jak prawdziwy król.

Ciekawe, jakim władcą jest Aratos, pomyślał Isagoras.

- Znacie rozkazy – oświadczył władca – i wiecie, co się stanie, jeśli ich nie wypełnicie. Macie wiernie służyć Tebom. Nie życzę sobie, aby król Heron miał z moimi najlepszymi ludźmi jakiekolwiek problemy! Idźcie i walczcie za swoich bliskich!

Mężczyźni ryknęli niczym dzikie bestie, mrożąc krew w żyłach Isagorasa. Podczas krótkiej przemowy króla na dziedzińcu pojawiła się drobna osóbka ciągnąca za sobą srebrno-beżowego osiołka. Na grzbiecie zwierzęcia znajdował się gruby pled. Uprząż na łbie osła była z rzemieni i wyglądała bardzo solidnie. 

Młodzieniec podszedł do stworzenia i pogłaskał je po chrapach. Uśmiechnął się słabo, po czym zwinnie wskoczył na jego grzbiet. Kątem oka obserwował władcę. Lajos posłał szeroki uśmiech. Król wyglądał tak, jakby był kotem, któremu podarowano śmietankę.

Jeden z żołnierzy wysunął się z szeregu i podjechał do młodzieńca. Osiołek wyglądał licho przy olbrzymim, umięśnionym gniadoszu.

- Będziemy jechać w grupie, zatem nie musisz stale pilnować tego czegoś. - rzucił, pogardliwie patrząc na osiołka. - Przed nami długa podróż, dlatego nie możemy pozwolić sobie na częste postoje. - Mężczyzna uśmiechnął się, gdy Isagoras skinął potakująco głową. - Jeśli coś się stanie... Jeśli zostaniemy zaatakowani, to masz uciekać jak najdalej, rozumiesz? Będziemy cię bronić i dbać o to, aby nic ci się nie stało.

Ateńczyk posłusznie skinął głową, po czym piętami dał znać zwierzęciu, iż należy już ruszać.

Podróżnicy powoli opuścili dziedziniec. Stukot kopyt dźwięczał młodzieńcowi w uszach, gdy jechali kamienną drogą. Isagoras ze zdumieniem dostrzegł drugą grupę jeźdźców. Kolejni żołnierze dołączali do podróżników. Zanim zdążyli opuścić Teby, dookoła Ateńczyka zgromadziła się ponad setka osób.

Isagoras odwrócił głowę, wpatrując się w pałac górujący nad polis. Westchnął cicho. Czuł wewnętrzne rozdarcie. Cieszył się, że mógł opuścić dom Lajosa. Rozkoszował się faktem, iż już wkrótce miał spotkać swojego brata. I smucił się, gdyż  nawet nie mógł pożegnać się z Chriosem. Wiedział, że będzie tęsknić za Wilczym Chłopcem...

***

- Chrysipposie? - Lajos podszedł do swojego przyjaciela od tyłu i objął go w pasie, przyciskając jego plecy do swego torsu. Wbił nos w brązowe włosy mniejszego mężczyzny i zaczął wdychać jego zapach. - Nawet z nim nie zamieniłeś słowa.

- Jak miałbym go mieć przed sobą i powiedzieć mu prosto w twarz, że go lubię, ale nigdy więcej się nie spotkamy? - Chrios wyplątał się z ramion Lajosa i spojrzał na niego smutno. - Lajosie, właśnie straciłem ostatnią szansę na to, aby ujrzeć mojego ukochanego, rozumiesz? Ale to nie jest ważne. Liczy się nie tylko to, że już nigdy nie ujrzę Lajosa, ale też to, że już nigdy nie spotkam Isagorasa...

Król odwrócił Chriosa w swoją stronę, po czym, trzymając jego głowę w dłoniach, zetknął swoje czoło z czołem przyjaciela. Drobniutki mężczyzna zamruczał, stając na palcach. Uwielbiał ten gest. Był on symbolem zaufania i miłości. Pojawiał się tylko między osobami, które naprawdę o siebie dbały i się kochały.

- Jesteś dla mnie najważniejszy na świecie – szepnął Lajos, patrząc przyjacielowi głęboko w oczy – i dlatego chcę, abyś był szczęśliwy. Kochasz mojego przodka i darzysz ciepłymi uczuciami Isagorasa. Po prostu zmień się w wilka i dołącz do dzieciaka, póki ten jest blisko. Spotkasz Lajosa, wierzę w to. - Król pogłaskał Chriosa po włosach z łagodnym uśmiechem.

- Ja czasami tracę nadzieję na to... Dziękuję, że jej nie porzucasz dla mnie... - Chrios objął Lajosa, po czym odsunął się od niego z uśmiechem. - Jeszcze do ciebie wrócę. I liczę na to, że w dniu powrotu zobaczę cię szczęśliwego i niesamotnego, synku.

Chrios odwrócił się i przemienił w wilka. Duże szczenię zamerdało przyjaźnie ogonem i otarło się pyskiem o udo króla, po czym odskoczyło od niego i pognało za oddalającym się Isagorasem.

***

Kilka godzin później na niebie pojawiła się ciemna plama. Zdumieni ludzie obserwowali powiększający się kształt. Tanatos znalazł się w okolicy Teb w porze kolacji. Zupełnie nieprzygotowany na to, co miało go czekać...

9 komentarzy:

  1. Nie wiem co mam napisać po takim zakończeniu, myślałam że dojdzie do spotkania Isagorasa z nietoperkiem a tu nic tylko zapowiedź "chyba zawieszam" no to ja chyba będę czytać jak będą następne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do ich spotkanie dojdzie, i to nie raz :) Połączenie tej pary może być trudnym zadaniem, zwłaszcza wtedy, gdy będą mieć stale kłody pod nogami ;) Zawieszam, ale nie porzucam, zatem tak raz na miesiąc się powinien rozdział pojawić... Chyba, że uda mi się szybciej dokończyć pozostałe historie :/

      Usuń
  2. Nawet nie próbuj zawieszać! :C [no nie, opublikowała tą moją nieszczęsną, niedokończoną okładkę ;-;]
    SARCIA TY CHYBA OSZALAŁAŚ, ŻE MI W TAKIM MOMENCIE PRZERWIESZ OPOWIADANIE.
    COOOO?! Chrysipposie? Chrysipposie??! Co to ma znaczyć? Jeszczy, kurczę, synku... Moje życie legło w gruzach... Tego się nie spodziewałam ani przez moment. Ty mała szujo, jak mogłaś mi nie powiedzieć!
    Tanatos! ♥ Nareszcie wolny, leć wronku i przeproś Isiaka! :c Ta końcówka przerażająca, o co chodzi? o.O
    Cóż, na samym końcu pozostało mi powiedzieć jeszcze o pozytywnych emocjach. Uwielbiam sceny Lidii i Fejdona, to takie słodkie. Genialnie ci idzie opisywanie tego bobasa! Jak tak sobie wyobrażam tą uroczą dziewczynkę... taka słodziutka ♥ Szkoda, że Niki jej nie zobaczył...

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie zawieszaj, plose plose (szczenięce oczka)
    Nie w taki momencie !!!
    Fejdon to zajebisty ojciec, a Lidia już od małego podporządkowuje sobie faceta, ehh typowa kobieta.
    Pisz, pisz, pisz...
    Wenę masz, a komentarze się będa pojawiać,plose pisz nie przerywaj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ,,Lidia już od małego podporządkowuje sobie faceta, ehh typowa kobieta."
      Ech, jestem z niej dumna :3 Muszę ruszyć do przodu z Lajosem i resztą opek, zatem nie licz na cuda - rozdziały Hellady będą raz na miesiąc lub dwa i tyle :P

      Usuń
  4. Nie zawieszaj. :<<< Nie rób tego. Tak dobrze mi się czyta to opko i kurcze, na samą myśl, że mogłabyś je zawiesić, jest mi baaardzo smutno. :(((
    Końcówka tak bardzo otwarta, że nie mogę doczekać się na ciąg dalszy.
    I jak fajnie, że Chrios pobiegł za Isagorasem.
    Weny. <3
    Ps. Jak zawiesisz to opko, to pojadę do Ciebie, gdziekolwiek mieszkasz i wybiję Ci to z głowy. :PP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawieszam, ale nie porzucam - rozdziały będą się pojawiać. Raz na miesiąc lub raz na dwa miesiące. Muszę ruszyć do przodu z Lajosem i resztą opek :P
      Zapraszam, lubię przyjmować gości :P

      Usuń
  5. I tu mnie zaskoczyłaś. Lajos jest synem Chriosa?!
    Fejdon jest wspaniałym ojcem a mała Lidia to urocze dziecinka ;)
    Szkoda, że Isagoras nie spotkał się z Tanatosem :(
    Co się odwlecze to nie uciecze... Mam przynajmniej taką nadzieję! :D
    Mam nadzieję, że wkrótce wstawisz kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak już pisałam, Fejdona mi szkoda. Teraz ciągle tylko myśli i Nikiaszu, nawet w snach tamten go nawiedza... Ale dobrze, że zajął się córeczką.
    Ja też myślałam, że już się spotkają! Że Isagoras powie prosto w twarz Tanatosowi jak go nienawidzi :P A tu trzeba poczekać jeszcze na ten piękny moment...
    Ahaaa.... teraz już rozumiem. Już wiem o co chodzi :D Czyli Isagoras to ten niby zmarły brat. Yhm, yhm. I przemienia się w bożka przez Tanatosa. Teraz wszystko jasne! Ciekawa jestem tylko czy będzie tym bożkiem tylko z nazwy, czy będzie miał jakąś tam moc i nauczy się jej używać.
    W ogóle mi nie jest szkoda Lajosa. Niech się schowa i żałuje. Zadziwiło mnie trochę, że Chrios nazwał Lajosa "synkiem". Zastanawiam się czy to faktycznie tak, czy tak mu się tylko powiedziało.
    Cóż, okaże się :)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo proszę o opinie :)