poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Hellada 2: rozdział III

Gimby moje kochane, macie nowy rozdział ,,Hellady". Odpocznijcie od nauki, zrelaksujcie się :D Egzamin gimnazjalny to nic w porównaniu z maturą. Podobno egzaminy zawodowe są łatwiejsze...Maturzyści moi kochani... Wam współczuję, lada moment też macie maturę... Też się zrelaksujcie, dacie radę! Poza tym, jak się dostaniecie na studia, to będziecie tam mieć takie egzaminy, że matura będzie niczym!
Studenci... Okay, Wy macie co pięć minut jakieś kolokwium... Wy i tak się zrelaksujcie.

A tak w skrócie - trzymam za Was wszystkich kciuki! Dacie radę :P 

Zeus spojrzał cicho na żonę. Hera z bólem wpatrywała się w małą Hebe, która leżała pod Panem Bogów.

Król zszedł z kochanki i podszedł do żony, nieskrępowany swoją nagością. Znajdował się we własnym pałacu na Olimpie, a jego sypialnia już wieki temu została ukryta przed oczami ciekawskich gapiów.

Bogini małżeństw, ciskając oczami gromy w stronę nałożnicę, wypędziła Hebe z pomieszczenia.

- Dlaczego znów w przerywasz? - spytał Zeus, powoli zakładając na siebie szatę.

Bóg wyjął zza kołnierza siwe włosy i przygładził brodę. Patrzył na żonę, nawet nie kryjąc pogardy. O dziwo, w odróżnieniu od niego i Posejdona, to właśnie Hades respektował instytucję zwaną ,,rodziną”. Ale Hadesa już nie było. A jego królestwo zostało wolne.

- Przybył nasz brat, panie. - oświadczyła sucho królowa Olimpu.

Tak. Hera była nie tylko żoną Zeusa, ale również jego siostrą. Hades i Posejdon byli ich starszymi braćmi.

Król Bogów skinął głowa, po czym sięgnął po insygnia swej władzy – wiązkę piorunów, które wnikały w ciało swego pana, a następnie, uwalniane przez niego, przeistaczały się w groźną broń.

W sali tronowej, stworzonej dosłownie wyłącznie ze złota, przebywał Posejdon.

Bóg Mórz wyglądał na młodszego od Zeusa. Paradoksalnie, najmłodszy brat wyglądał najstarzej. Posejdon wciąż miał szpakowate włosy, a większość zmarszczek była zmarszczkami mimicznymi. Nie oznaczało to, że bogowie się starzeli – wręcz przeciwnie, każdy nieśmiertelny mógł zmieniać swój wygląd niezależnie od rzeczywistego wieku.

Posejdon z wyraźną niechęcią skłonił się bratu. Nie potrafił pogodzić się z faktem, że to Zeus otrzymał najwspanialsze królestwo.

- Panie, musimy porozmawiać o śmierci Hadesa... I twojej córki. - Zaczął Posejdon. Spodziewał się po bracie bólu – gdy zginęła Atena, Król Bogów cierpiał przez wiele miesięcy. - Nie wspominając o twoich wnuka...

- Nie ma o czym rozmawiać. - Przerwał bratu Zeus, siadając na tronie. Gestem wygnał z sali Herę. - Persefona stała się jedną z moich najgorszych córek, przejmując cechy Demeter. A jej dzieci i – tfu! - wnuczka? Nie rozśmieszaj mnie! Jeden wciąż jest na Ziemi, drugi próbuje wychować córkę, trzeci gryzie ziemię, a czwarty...

- A czwarty jest dojrzałym mężczyzną, który nie odda tak łatwo tronu Podziemi! - zawołał Posejdon, podchodząc do brata. - Musimy zdobyć Hades. Przynajmniej Łąki i Elizjum...

- A dopiero później zdobyć Tartar i pałac Nyks. - Dokończył za brata Zeus. - Moje bliźnięta, Apollo i Artemida, od kilku miesięcy zdobywają wpływy w domu Nocy. Nyks im zaufała. Pozwoliła im wnikać w najgłębsze zakamarki swego pałacu.

- Nie będzie tak łatwo pokonać dwie armie na ich ziemiach. - zauważył Posejdon, zastanawiając się nad wszystkimi opcjami. - Nie ważne, kogo zaatakujemy najpierw. Jeśli zaczniemy walczyć z nieumarłymi Kleona, to potwory Nyks do nich dołączą...

- Mamy dziesiątki bogów, setki bożków i tysiące stworów. A Nyks powinna stanąć po naszej stronie. Hades zniewolił jednego z jej synów, Hipnysa...

- Tanatosa. Hypnos to jego bliźniak.

- Nie obchodzi mnie to! - zawołał Zeus, wstając z tronu. - Musimy stworzyć strategię i zdobyć dla mnie tron!

- ,,Dla mnie”? To będzie nasze królestwo. Podzielimy je. Weźmiesz Elizjum i Łąki wraz z pałacem Hadesa, a ja będę władcą Tartaru, w tym domu Nyks, oraz rzek. Styks i Lete byli moimi przyjaciółmi.

- Rzeka ognia będzie moja! - warknął Zeus.

Bracia przez następne godziny sprzeczali się i ustalali plan podbicia Podziemia.

- Zabijmy Nyks. - W pewnej chwili Posejdon spojrzał na brata surowo. - Gdy zginie, połowa Podziemia upadnie, pozbawiona przywódczyni.

- Wtedy musielibyśmy również zabić jej synów. Mam kilka sztuk zatrutej broni w piwnicach Hefajstosa. - Zeus myślał na głos, zastanawiając się nad różnymi możliwościami. - Gdybym dał Aresowi mały mieczyk, z synów Nyks nic by nie zostało. Najpierw moglibyśmy zabić tego niewolnika Hadesa.

- Drugi, Hypnos, ma przybranego syna. Będziemy mogli sterować dwoma bogami. Jeśli Hypnos nie stanie po naszej stronie, pozwolimy Aresowi zrobić z nim wszystko. Ale musielibyśmy zaatakować Tanatosa i Nyks w jednej chwili, zanim drugie zdoła się przygotować na napastnika...

- Najpierw Tanatos. On pewnie wciąż jest na Ziemi. Ares go zabije. Po nim przyjdzie kolej na Hypnosa. Nyks będzie sama... A wtedy użyjemy moich dzieci. Artemida odda się Nocy. Wiem, że Nyks brała Selene. Moja Artemis może podczas upojnej nocy wbić mały sztylet Nyks.

- Doskonały pomysł! - zauważył Posejdon. Przeciągnął się – kilka godzin rozmowy sprawiło, że Pan Mórz był bardzo obolały. - Zawołasz Aresa? Lepiej, aby on sam wybrał sobie broń...

- Wspaniale, bracie. Jeszcze trochę... I będziemy władać całym światem!

***

Tanatos leciał między zdumionymi ludźmi. Jego odziane w lekkie sandały stopy co chwila muskały ziemię, a skrzydła nieustannie pracowały, jakby bóg nie mógł zdecydować się, czy lecieć, czy iść.

Był coraz bliżej. Znajdował się w centrum Teb. Za kilkaset metrów ujrzy swojego ukochanego.

Był zakochany w Isagorasie. Przez większość czasu wszystkie jego uczucia blokował Hades, jednak śmierć Pana Umarłych uwolniła tę falę emocji.

Syn Nyks bał się. Co miał zrobić, aby odzyskać Isagorasa? Nie mógł przyznać się swojemu przyszłemu partnerowi, iż był niewolnikiem... A może właśnie wyznanie prawdy by im pomogło?

Czasami zdarzało się, że Tanatos odzyskiwał świadomość. Dopiero wtedy przypominał sobie, co takiego robił, będąc pod wpływem Hadesa. Tak było tego dnia, gdy oddał Isagorasa nędznemu człowiekowi. Umysł boga zniknął, zamknął się w sobie. Mężczyzna nawet nie wiedział, co robił. Wszystko przepadło w czarnej mgle. Stracił panowanie nad ciałem, zapadając się w sobie pod wpływem mocy Hadesa i przysięgi.

Dopiero po kilku godzinach odzyskał świadomość. Był już wtedy daleko... I nie mógł już nic zrobić. Był w stanie jedynie kierować losem najdroższego z oddali. Po znalezieniu Lilii Bogów poszybował do Teb... Znalazł wybranka w tragicznym stanie. Przez pół nocy nachylał się nad Isagorasem, lecząc najgroźniejsze obrażenia. Także te pomiędzy nogami.

Chyba właśnie świadomość, iż młodzieniec nie należał już wyłącznie do niego, bolała boga najbardziej. Miał oddanego, zauroczonego chłopca, którego tak naprawdę wykorzystał. Albo wykorzystał go Hades. Albo obaj kochankowie zostali wykorzystani przez Pana Umarłych.

Isagoras był własnością Lajosa. Tanatos nie mógł wiele zrobić. Owszem, uleczył kochanka i dał mu Lilię Bogów, aby ta przyśpieszyła przemianę Isagorasa w bożka. Udostępnił również Nikiaszowi swoją pracownię tak, aby syn Hadesa nie zdawał sobie z tego sprawy. Może to właśnie Tanatosowi Fejdon zawdzięczał córkę... I śmierć brata?

Bóg śmierci jeszcze nie miał czasu na opłakiwanie kompana. Liczył się tylko Isagoras. I tylko niego syn Nyks czuł.

Tanatos od razu poczuł moment zmiany. Miał wtedy wrażenie, że cząstka niego, jedna z tych od dawna zawieruszonych na świecie, nagle do niego powróciła. I poczuł to wtedy całym sobą – poczuł ból, strach, wstyd... Zdawał sobie sprawę z każdej emocji, z każdego uczucia targającego Isagorasem.

W sercu boga pojawiło się coś, czego nigdy wcześniej nie było. Tanatos czuł się związany z Ateńczykiem tak, jak z nikim innym. Przez te wspólne tygodnie zdążył mu zaufać. Czuł sympatię. Szanował Isagorasa za to, iż ten nie bał się bogów i potrafił uderzyć go lub podstawić nogę Morfeuszowi. Owszem, często młodzieniec denerwował Tanatosa i doprowadzał do do skraju cierpliwości, ale syn Nyks często przymykał oko na działania ucznia.

Wpływ Hadesa doskonale powstrzymywał zauroczenie, którym bóg śmierci obdarzył Ateńczyka. Gdyby nie Pan Umarłych, Tanatos szybko pokochałby Isagorasa... I okazywałby to uczucie. Hades pozwalał synowi Nyks odczuwać jedynie fizyczne pożądanie.

Ale Tanatos był wolny. Jego serce nie było skrępowane. Mógł zrobić wszystko. I pokochać w pełni tego nieznośnego, pełnego wad młodzika.

Do którego właśnie zmierzał. Dostanie go. I już nigdy nie opuści.

Potrącił parę osób na targu, lecąc w stronę pałacu. Przemknął przez dziedziniec niczym czarna strzała. Pałacowe wrota były otwarte, zatem nie musiał ich niszczyć – zamiast tego wpadł do wnętrza więzienia ukochanego i zjawił się w sali tronowej. Ujrzał Lajosa.

Król Teb był w okropnym stanie. Był nieogolony i zgarbiony. Przez ostatnie trzy miesiące na jego twarzy pojawiło się mnóstwo nowych zmarszczek. Przystojna, aczkolwiek stara twarz była pozbawiona uśmiechu. Władca wyglądał tak, jakby od lat nie spał.

Lajos spojrzał na Tanatosa, gdy ten wylądował przed tronem. Wstał i podszedł do boga. Już miał coś powiedzieć, gdy pięść syna Nyks poleciała do przodu. Król nie zetknął się z ręką boga – Tanatos w uderzenie włożył tyle mocy, iż władca zderzył się z magiczną siłą. Lajos padł na ziemię bezwładnie. Nie miał siły, aby wstać.

- Dawno cię nie widziałem, mój drogi... Znalazłeś już syna Hadesa? Moje wskazówki okazały się być przydatne...?

I właśnie wtedy Tanatos odzyskał panowanie nad sobą. Zamrugał, zdumiony. Wyczuł specyficzną woń otaczającą króla.

- Ty umierasz. - szepnął Tanatos. Kucnął przy królu, wpatrując się w jego zmęczone oczy. - Za parę miesięcy, może nawet tygodni, będziesz martwy.

- Powiedz mi coś, czego nie wiem... - zaśmiał się słabo król, powoli wstając. Choroba niszczyła go. - Jak myślisz, dlaczego tak mi zależy na tym, aby mieć sojusz z królem Liwadii? Lada moment umrę, a mój dom, podobnie jak wszystkie polis w Helladzie, zostanie przejęty przez Herona. To jednak będą wciąż Teby. Moi poddani nie zginą, gdy przybędzie armia Liwadii. Będą bezpieczni. Mieszkańcy Aten, Tespie, Haliartos... Oni będą umierać, pokonani przeze mnie i Herona. Tebańczykom nic się nie stanie. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, do sojuszu dołączy Kreta. Ja umrę, ale Heron będzie współpracować z Aratosem i Arete.

- Zatem wiedziałeś. - skwitował bóg. - Wiedziałeś, że Isagoras to brat obecnego władcy Krety...

- Oczywiście, chociaż nigdy nie chciałem, aby twój kochanek cierpiał. W innych czasach pewnie bym go zamknął i uwiódł... a na samym początku tego procesu zabrałbym go do jego brata. Arete byłby szczęśliwy. Może nawet doceniłby mój gest i... wróciłby do mnie?

Lajos wyprostował się i usiadł z powrotem na tronie, patrząc ze współczuciem na Tanatosa.  Bóg śmierci wciąż był wściekły, chociaż trzymał nerwy na wodzy.

- On był, jest i będzie mój. Powiedz mi tylko, gdzie mogę go znaleźć. Jest w twojej sypialni?

- Mój Lisek jest poza murami... - szepnął król. - Wysłałem go do Liwadii. Jego moce... On jest bożkiem. Pamięta wszystko. Chce wrócić na Kretę, do brata.

Tanatos już miał wybuchnąć i rozszarpać Lajosa na strzępy, gdy w jego plecy uderzył gwałtowny wiatr. Do nosa mężczyzny trafiła woń nieśmiertelności. Został zaatakowany.

Rozłożone skrzydła sprawiły, że bóg został przyszpilony do ściany, nie mogąc się poruszyć. Dopiero po chwili wiatr ustał, a syn Nyks mógł zobaczyć swojego napastnika.

Ares.

Tanatos odskoczył od ściany, pomagając w tym sobie skrzydłami. Jeden ruch pierzastych kończyn wystarczał, aby bóg przemieścił się o kilka metrów.

- Co ty tu robisz? - zawarczał, nawet nie kryjąc pogardy. Czuł, jak paznokcie i zęby zmieniają się w szpony i kły. Podobnie jak inni mieszkańcy pałacu Nyks, syn Nocy miał w sobie coś zwierzęcego, co odróżniało go od przypominających ludzi Olimpijczyków. - Dawno cię nie widziałem. Rozpaczałeś po śmierci kochanki?

- Och, ja jedynie świętowałem z rodziną odejście twojego ukochanego pana. Teraz jesteś bezpański, prawda?

Ares zaśmiał się, zadowolony ze swojej obelgi. Uniósł nad głowę ciężki, obosieczny miecz. Tanatos wyczuł woń śmierci wydobywającą się z klingi. Tę broń przeznaczono do mordowania potworów.

Bóg śmierci już miał odpowiedzieć, a najlepiej zmiażdżyć miecz jednym uderzeniem mocy, gdy do jego nosa dobiegł inny zapach. Doskonale rozpoznawał ten aromat, chociaż ostatnim czasem czuł go w pałacu Hadesa, a jeszcze wcześniej – w sypialni Lajosa, gdy był u Isagorasa.

- Skąd masz miecz z nektarem Lilii? - Tanatos wydał z siebie długie, przeciągłe warknięcie.

Bóg śmierci czuł się zagrożony. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż najmniejsze skaleczenie mogło go zabić. To w końcu jego nauczycielka, Hekate, odkryła właściwości Lilii Bogów.

- Otrzymałem go od Zeusa. Dostałem go wraz z nakazem rozszarpania ciebie na strzępy. - Ares zaśmiał się okrutnie i zamachnął się mieczem. W odróżnieniu od Tanatosa i mieszkańców Tartaru, nie miał skrzydeł. - Może zaczniemy od wyrwania paru piórek?!

Syn Nyks wzbił się w powietrze, gdy tylko Ares go zaatakował. Tanatos przeklinał salę tronową Lajosa – sufit był za nisko, aby skrzydlaty mógł się wzbić i swobodnie walczyć. Miał możliwość robienia uników, ale czy umykanie przed mieczem mogło mu ocalić życie? Ponadto – czy miał jakieś szanse w walce z bogiem, którego domeną była walka?

- Spróbuj, zamiast gadać! - Tanatos, chociaż starał się brzmieć pewnie, w środku drżał ze strachu. Nie chciał umierać. Dopiero co tak naprawdę odzyskał życie. Owszem, wciąż miał pana, ale tym razem nie był do niczego zmuszany. - Chodź tu i pokaż, na co cię stać!

Aresowi nie trzeba było długo mówić. Bóg wojny użył mocy, aby się przeistoczyć – w ciągu ułamka sekundy stał się dwa razy wyższy. Siła i magia wylewały się z niego. Wbijał swoje czarne oczy w boga śmierci, jakby zastanawiając się, w którym miejscu zadać śmiertelną ranę.

Nie przewidział jednak jednego – mając cztery metry wzrostu, wciąż nie mógł dosięgnąć Tanatosa, którego koniuszki lotek raz po raz muskały sufit. Wściekły bóg uniósł lewą rękę, a w niej pojawił się, jakby znikąd, drugi miecz. Broń była znacznie węższa od pierwszej, w dodatku nie zawierała na sobie trucizny.

- Skoro tak się palisz do walki, to może zniżysz się i pokażesz, jaka jest twoja wartość?! Jeśli się boisz, to może umkniesz na tych gałązkach do swojego pana i poprosisz go o pomoc?! A może wolisz ukryć się za plecami tamtego bachora, którego moja Persefona ocaliła?! Szkoda, wiesz? Zdążyłem już sobie wtedy wyobrazić twojego chłopaczka jako nowego nałożnika dla Zeusa. Chociaż... Ganimedes był przynajmniej...

Tanatos przerwał monolog Aresa głuchym rykiem. Słowa boga wojny sprawiły, iż syn Nyks wyobraził sobie Isagorasa w białym chitonie podczas podawania ambrozji Olimpijczykom.

- On... Jest... Mój...! - Tanatos wydał z siebie nieludzki wrzask, po czym zanurkował, nie bacząc na ryzyko.

Zachowywał się tak, jakby stracił rozum. Był dwa razy mniejszy od Aresa, to mu jednak nie przeszkadzało w atakowaniu boga.

Radosny olbrzym rzucił drugi miecz Tanatosowi, ni to mu go podając, ni to celując w niego.

Bóg śmierci złapał sprawnie rękojeść lewą ręką. Broń nie była najlepiej wyważona, ale jej ciężar nie ciągnął Tanatosa w dół.

Zaczęli walczyć. Cały świat zniknął. Ares z szerokim uśmiechem walczył, starając się zmiażdżyć przeciwnika. Tanatos próbował robić uniki – miecz służył mu nie tyle do ranienia boga wojny, co do powstrzymywania jego broni.

Czy syn Nyks miał szansę? Po kilkunastu minutach wymiany ciosów, gdy stal uderzała o stal, zdołał stracić znaczną część energii. Szarża, którą zazwyczaj stosował na polu bitwy, nic mu nie dawała w pojedynku z bogiem będącym mistrzem miecza. Tanatos nie miał nawet żadnego planu. Nie wiedział, co mógł zrobić.

Bóg śmierci raz skaleczył Aresa. Koniuszkiem miecza musnął jego tors, przecinając pierś na  pół. Rana nie była głęboka, zatem Tanatos natychmiast włożył w nią całe mnóstwo mocy. Część energii wysysała siłę Aresa, jednocześnie nie pozwalając mu się uleczyć, a część wżynała się w głąb ciała boga, zmieniając kolejne narządy w zgniłe, martwe organy.

Oczywiście, taki zabieg nie mógł pozbawić Olimpijczyka życia, jednak ułatwiał przetrwanie Tanatosowi. Mała rana, którą zadał bóg śmierci przeciwnikowi, niosła za sobą przykre konsekwencje – syn Nyks zbliżył się do wroga na tyle blisko, iż ten zdołał swoim zatrutym mieczem ściąć końce piór na prawym skrzydle Tanatosa.

Bóg śmierci opadł na ziemię, przerażony. Gdyby broń Aresa była kilka centymetrów wyżej, rozcięłaby skórę Tanatosa i tym samym zabiłaby syna Nyks. Utrata piór również nie wróżyła dobrze – bez nich bóg miał problem z zachowaniem równowagi. Spadł na podłogę, na plecy. Wydał z siebie okrzyk bólu, gdy własnym ciałem zmiażdżył skrzydło. Miał łzy w oczach. Jego delikatne, piękne skrzydło... Było złamane.

Ares wybuchnął radosnym śmiechem. Złapał Tanatosa za nogę i uniósł go do góry. Bóg śmierci próbował się poruszyć, jednak ból odbierał mu całe panowanie nad ciałem. Broń wypadła mu z rąk.

- Z chęcią bym cię teraz rozszarpał, wiesz...? - zamruczał bóg wojny, unosząc miecz. - Jedynie koniuszek mojego miecza został zamoczony w nektarze z Lilii Bogów. Reszta jest śmiercionośna tylko dla ludzi. Zabiję cię innym razem, dobrze? Co powiesz na to, abym uciął ci skrzydełka? - Tanatos wpatrywał się w Aresa, zszokowany. Nie zostanie zabity? Przeżyje... Kosztem skrzydeł? Nie będzie mógł polecieć do Isagorasa. - Musisz jednak coś wiedzieć. Zeus nakazał mi zabić nie tylko ciebie, ptaszku. Zaraz ruszę w głąb Hellady. Gdy tylko Hypnos opuści Podziemie, zajmę się nim. W międzyczasie ktoś zajmie się waszą mamą...

Tanatos już miał odpowiedzieć. Uniósł rękę i uderzył Aresa w ranną pierś. Bóg wojny ryknął, a syn Nyks padł na podłogę, jeszcze bardziej raniąc prawe skrzydło. Tanatos miał łzy w oczach. Musiał wstać. Musiał ocalić matkę... Brata... Isagorasa...

Ledwo uniósł głowę, gdy Ares wziął do ręki lewe skrzydło. Wygiął je pod nienaturalnym kątem, wyrywając z gardła Tanatosa bolesny jęk. Bóg wojny z sadystycznym uśmiechem przyłożył miecz do łopatki przeciwnika. Wziął zamach.

Już po chwili w sali tronowej Lajosa było tylko bezwładne ciało boga śmierci. Jedno skrzydło Tanatosa było złamane w kilku miejscach. Drugiego nie było.

Król Teb, będący świadkiem całego wydarzenia, nakazał podwładnym zabrać rannego boga i się nim zaopiekować. Przestraszeni służący pośpiesznie ruszyli do Tanatosa, aby go opatrzyć.

***

Isagoras jechał powoli, mając przy swojej prawej nodze Chriosa. Wilczy Chłopiec zdziwił młodzieńca swoją obecnością, ale nie wystraszył żołnierzy i zwierząt. Wręcz przeciwnie; na widok szczenięcia mężczyźni uśmiechnęli się lekko, a konie i osioł nie zareagowali.

Dowódca zarządził postój późnym popołudniem. Słońca nadal widniało wysoko na niebie. Pojedyncze promienie przebijały się przez korony drzew, oświetlając podróżnikom drogę zielonym światłem. Isagoras z rozkoszą wdychał świeże powietrze i cudowny zapach lata. Od tak dawna nie miał szansy na przebywanie na dworze. Był tak długo zamknięty w czterech ścianach...

Ateńczyk puścił wodze i opuścił dłoń, wplatając palce w gęste, szorstkie futro Chriosa na kłębie. Wilk zmienił się w człowieka, gdy się zatrzymali. Isagoras zsunął się z osła i mocno objął przyjaciela.

- Dlaczego z nami idziesz? Czyż nie mówiłeś dawniej, iż nie chcesz opuszczać Teb? - spytał Ateńczyk, zachwycony. - Tak się cieszę, że do mnie dołączyłeś!

- Może i jestem związany z Tebami i Lajosem, ale muszę również dbać o moich przyjaciół... I moje ,,interesy”.

Przyjaciele przez chwilę milczeli, pomagając w tworzeniu obozowiska. Chrios zajął się oporządzaniem zwierząt. Po wyszczotkowaniu ostatniego siwka pozwolił ogierom paść się. Pilnował ich, dbając o to, aby jego podopieczni nie zjedli czegoś szkodliwego.

W tym czasie Isagoras przeszukiwał juki w poszukiwaniu jedzenia. Okazało się, że ich kolacją miały być sery i czerstwe bochenki chleba.

Widząc, jak skromna się szykowała wieczerza, żołnierze przerwali rozkładanie posłań i przygotowywanie obrony. Szybko się przeorganizowali; część wciąż wbijała naostrzone pale w ziemię dookoła obozowiska, część rozpalała ognisko, a część ruszyła z łukami na polowanie.

Widząc broń w rękach wojowników, Chrios z chytrym uśmieszkiem przywiązał konie do drzew, po czym przemienił się i pod postacią wilka umknął w głąb lasu.

Isagoras przeciągnął się, siedząc na najbliższym posłaniu. Słońce zniknęło za horyzontem, gdy reszta podróżników wróciła. Ateńczyk akurat dokładał jeden z ostatnich kawałków drewna do ogniska, kiedy do obozowiska wkroczył zadowolony Chrios, ciągnąc za sobą w zębach kilka królików. Zamerdał ogonem i rzucił zwierzynę Isagorasowi pod nogi. Idący za wilkiem mężczyźni nieśli drewno oraz małą sarnę. Wilczy Chłopiec przemienił się, po czym usiadł przy przyjacielu.

- Isagorasie... Przyszedłem do ciebie nie tylko dlatego, iż jesteś moim przyjacielem. Prawdę mówiąc... Gdyby Lajos mi nie powiedział o tym, że pewnego dnia będziesz bożkiem, to nigdy bym się tobą nie zainteresował. Początkowo zależało mi tylko na tym, abyś miał u mnie dług. Gdybyś stał się bogiem śmierci, mógłbyś uwolnić mojego ukochanego. On... On zmarł... Kilkaset lat temu.

- Wiem o tym. Lajos mi kiedyś o tym mówił. Powiedział mi, że dajesz mu siłę. Twoja historia podobno mu pomaga.

- Rzeczywiście. Gdy mu opowiadałem o swoich przeżyciach Lajosowi, on się zdenerwował. Obrażał mnie i moją głupotę. Dobrze mówił. Byłem prawdziwym kretynem. - Chrios uśmiechnął się smutno do swoich wspomnień.

- Lubisz Lajosa, prawda? - spytał Isagoras. - On... Zachowuje się jak potwór, a ty...

- Lajos jest moim dzieckiem. - oświadczył Chrios, kładąc się na plecach. - Poza moim ukochanym, nikt inny nie jest dla mnie ważny. No, może poza tobą. Chociaż nawet ty nie jesteś moją rodziną. Wiem, że Lajos był dla ciebie okropny, ale dla mnie zawsze był wspaniały. Dla niego najważniejsze zawsze będzie jego polis. Dla Teb zrobi wszystko. Mógłby nawet mnie torturować, gdyby miało to zapewnić bezpieczeństwo jego poddanych.

- Nie usprawiedliwiaj go. - warknął Isagoras. - Nawet nie próbuj. On... On mnie nie obchodzi. Rozumiem, dlaczego on to musiał zrobić. Poza tym... Dzięki niemu odzyskałem moje wspomnienia. Przez sześć, prawie siedem lat nie pamiętałem nic o mojej rodzinie. Straciłem tyle lat z życia mojego brata. Mam wreszcie jakiś cel w życiu. Dążę do spotkania z Aratosem. Czuję się tak, jakbym odzyskał część siebie.

- Mówisz tak, jakbyś mu coś zawdzięczał. - Chrios nie musiał mówić, o kim była mowa. - Zachowujesz się tak, jakbyś go nie obwiniał o to, co ci zrobił. Byłeś gwałcony, bity, głodzony. Gdyby nie ja, niewolnicy Lajosa by cię wykorzystali.

Isagoras jęknął cicho, kładąc się obok Wilczego Chłopca. Żołnierze już dawno poszli spać – zaledwie dwóch było na warcie, jedząc resztki kolacji. Młodzieniec objął przyjaciela. Chrios wbił nos w szyję Ateńczyka, wdychając jego zapach.

- Nie jestem zły na Lajosa. Naprawdę. Wiem, że to głupie, ale ja mu chyba wybaczyłem. On miał jakiś powód, aby się nade mną znęcać.

Chrios zamruczał.

- Jesteś bożkiem. Może to jest twoja moc? Może pewnego dnia staniesz się bożkiem... wybaczania?

- Z wielką chęcią. Chriosie? - szepnął Isagoras, głaszcząc przyjaciela po włosach. - Tęsknię za Tanatosem. On mnie oddał. Wybrał Hadesa i jego synka.

- Skąd wiesz? Jemu nie umiałbyś wybaczyć? Może nie miał wyboru?

- Nie. - warknął Isagoras. - Nie obchodzi mnie to. Tęsknię za nim. Nie umiem ci wytłumaczyć, jak bardzo chcę go zobaczyć. Mimo to... nie chcę z nim żyć. On mnie skrzywdził. Jeśli miał jakiś powód, aby mnie w ten sposób skrzywdzić, to... - Ateńczyk urwał, mając łzy w oczach. Ścisnął Chriosa, wtulając się w niego. - On mnie zdradził...

Wilczy Chłopiec uśmiechnął się i musnął wargami szyję Isagorasa. Zaczął się ocierać o przyjaciela.

- Nie martw się nim. Spotkacie się, porozmawiacie...

Isagoras zaśmiał się smutno, zamykając oczy. Był zmęczony, a z Chriosem mógłby rozmawiać godzinami.

- Dobranoc, mój kochany... - szepnął Wilczy Chłopiec, wciąż się łasząc. Zmienił się w zwierzę, po czym otarł się pyskiem o ramię zasypiającego już Isagorasa.

9 komentarzy:

  1. Baaardzo dziękuję za nowy rozdział. Aresa nigdy nie lubiłam i dalej nie lubię, Zeus jak zwykle był i jest dupkiem. Ale to moje prywatne odczucia od lat. Zabawy bogów są wkurzające.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ok, nadrobiłam jako tako zaległości u Ciebie :) Ostatnio braknie mi czasu na wszystko, ale jakoś zaczynam się do tego przyzwyczajać.
    Wszystkie trzy rozdziały II części Hellady bardzo mi się podobały. Ciekawi mnie jak się to wszystko rozstrzygnie? Tanatos wreszcie jest wolny i może samodzielnie myśleć jednak paradoksalnie jest bezsilny. Szkoda mi Nikiasza, ale kibicuję świeżo upieczonemu tatuśkowi Fejdonowi. Współczuję tylko Kleonowi, który został sam w Podziemiach, nad którymi wisi widmo wojny. Ma on chciwych stryjaszków :) Strategie uknuli oni dość bezlitosną. Nie zdziwiłabym się, jeśli jeszcze dodatkowo wynajdą sposoby na siebie. Mam nadzieję, że Isagoras wreszcie odnajdzie szczęście...Na razie wiatry mu sprzyjają, czego nie można powiedzieć o Tanatosie. Biedak dość żałosne ma życie. Nie wiem co jeszcze napisać. Jak widać, wypisałam co mi przyszło do głowy w danej chwili. Weny Ci życzę i powodzenia na testach. Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojj, wujaszkowie i ich strategia. Kurczę, nie mam pojęcia, jak sobie poradzę z pisaniem tego. Wymyśliłam coś naprawdę dziwnego :/ Co do testów - na szczęście, mnie dopiero czeka matura, i to jeszcze nie w tym roku :D Ale i tak dziękuję za życzenia :D

      Usuń
    2. He he, nie mam już orientacji w kwestiach wszelkich egzaminów. Wszystko już dawno za mną, ale może jeszcze wrócę na studia i zacznę wszystko od początku ;)
      W kwestii strategii, wiem jak ciężko cokolwiek oryginalnego wymyślić. Mam ten problem w swoich opkach :( Chciało mi się wymyślać wojny, to teraz mam :)

      Usuń
  3. Jaki długi rozdzial, albo tak mi się tylko wydaje i sporo sie działo. Aż miło czytać. : ) Wciąż mam mieszane uczucia do Tanatosa. Z jednej strony żal mi go i go lubię, a z drugiej mam mu za złe zostawienie Isagorasa. No i nie mogę się doczekać ich spotkania. Zeusa nie lubię i Aresa. Trzeba ich wyeliminować. :D Jak Chrios zaczął się do Isagorasa tak łasić, to już myślałam, że do czegoś dojdzie (hm, ewentualnie ktoś dojdzie), a tu bum! Chrios się zamienił w wilczka i koniec rozdział.
    Weny życzę i czekam na kolejny rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział chyba rzeczywiście troszkę dłuższy, niż zazwyczaj :)
      Jak masz Tanatosowi za złe porzucenie Isiaka - właśnie o to chodzi, że wtedy tak naprawdę Isagorasa Lajosowi oddał nie Tanatos, a ciało Tanatosa. Ciężko mi to wyjaśnić w postach, ale wytłumaczę to jak najdokładniej, gdy się para spotka.
      Jak chcesz, aby do czegoś dochodziło z Chriosem - a najlepiej, aby to on dochodził - to czytaj ,,Lajosa&Chrysipposa", gdyż to właśnie historia Chriosa :D
      Dzięki za wenę, zbieram do skarbonki :)
      Rozdział wkrótce - mam tak, że zawsze skupiam się na jednej historii, później idę do innej, a następnie do jeszcze innej, na końcu wracam do pierwszej... i od nowa całe koło się toczy :/

      Usuń
  4. Zdecydowanie kocham ten rozdział! Wyznania Tanatosa, potem Lajos oberwał od niego, urocza scenka w Wilczym Chłopcem...
    No dobra, aż tak kolorowo nie było, bo scenę walki Aresa z Tanatosem, czytałam co chwilę przerywając. Milimetry i po nim... Scena z odcięciem skrzydła całkowicie pogięła mi serce i emocje, że pewnie są odzwierciedleniem tego prawego skrzydła.
    Początek rozdziału, a dokładniej rozmowa bogów... masakra. Co za zarozumiały egoista. Podziemie dla ciebie? HA-HA. Kleon tak łatwo się nie podda, mój drogi. :)
    Isagoras bożkiem przebaczenia? W sumie to do niego pasuje, no bo nikt inny nie przeżył tyle okropności. Wybaczenie tego naprawdę musi być cudem, czyli takimi właśnie mocami. Isiak, mam nadzieję, że dogadacie się z Tanem. :c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko... Ares teraz rusza na Hypnosa, buahahahaha!
      Kleon to mój miszcz. Kocham go!
      Isiak może się dogada, a może nie... :P Chyba muszę odrobinę zmienić fabułę, aby się spotkali :D

      Usuń
  5. Hmm... czyli ten kwiatek co miał go Isagoras to był od Tanatosa, a nie od Lajosa. Lubię to, że się powoli wszystko wyjaśnia :D
    Rozmowa Posejdona i Zeusa mnie ucieszyła, bo chyba naprawdę ta wojna będzie. I dobrze! A kiedy Ares zaatakował Tanatosa okazało się, że już zaczęli wcielać swój plan w życie.
    Mimo że wciąż Tanatosa nie lubię, to zrobiło mi się go szkoda. Wygląda na to, że ta zdrada nie była w żadnym stopniu jego pomysłem (niby już wcześniej było to wiadomo, ale teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo nie mógł się temu sprzeciwić). W dodatku to, że był niewolnikiem Hadesa miało na niego większy wpływ, niż sądziłam. Wygląda na to, że panował nad nim pod każdym względem. Więc to usprawiedliwia tę podłość jaką wyrządził Isagorasowi zupełnie.
    Nie będę pisać tym razem co sądzę o Lajosie, ale przynajmniej raz się na coś przydał pomagając Tanatosowi... Szkoda tych jego skrzydełek. Odrosną?
    Poza tym, Isagoras mnie wkurzył. Jak on mógł wybaczyć Lajosowi? W tym momencie jestem na niego wściekła. Bardzo. Oby się jeszcze opamiętał.
    No.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo proszę o opinie :)