niedziela, 5 kwietnia 2015

Lajos&Chrysippos 5

Jestem wkurwiona, publikując ten rozdział. Dlaczego? Otóż dlatego, że napisałam go parę tygodni temu. Miałam go opublikować w Wielki Piątek o tej całej 10:45. Przez przypadek go... usunęłam. 

EDIT: Święta, rodzina w komplecie, siódma godzina żarcia tłustego mięsa dla Jezusa. Nudzę się, zatem przeglądam różne aplikacje w komórce. BUM. Blogger z Google+. Wchodzę i widzę - o, to mi się automatycznie aktualizuje? ,,Nowy rozdział" to post z nową wersją rozdziału, którą pisałam wczoraj?

Nie. To była ta stara wersja, którą przez przypadek usunęłam. Hurra!!! Mam teraz dwie wersje, łączę je w jedną i publikuję!!!

Miłego czytania!!!

Obudziłem się, gdy pierwsze promienie słońca padły na moją twarz. Wzdychając, przewracałem się z boku na bok, chcąc jeszcze chwilę pospać. Było mi ciepło i wygodnie. Wydychając zapach ogrzanego futra, na którym wciąż leżałem, myślałem o Lajosie.

Żałowałem, że król do mnie nie przyszedł w nocy. Część mojego umysłu okrutnie podpowiadała mi, iż władca musiał wrócić przecież do swojej żony. Jeśli Lajos rzeczywiście dzielił z nią łoże zaledwie kilka metrów ode mnie, to mogłem pogratulować tylko sobie - przecież to ja chciałem, aby mój kochanek nie mówił Jokaście prawdy o nas.

Jęknąłem cicho, chcąc znów umknąć objęcia Morfeusza, jednak bezskutecznie; myśl o Lajosie i jego żonie razem nie tylko mnie przygnębiała, ale również pobudzała. Chciałem zobaczyć króla i na własne oczy przekonać się, czy ten był mi wierny.

Właśnie ta potrzeba sprawiła, że wstałem z posłania. Rozejrzałem się po pokoju. Mój zmęczony podróżą umysł nie potrafił wcześniej stwierdzić, jak nazywała się czwarta ściana - albo jej brak - jednak po kilku godzinach snu zrozumiałem, że wąskie kolumny połączone łukami były najwyraźniej czymś w rodzaju arkad.

Podszedłem do najbliższej podpory, ignorując swoją nagość. Pierwszy raz widziałem arkady w miejscu innym, niż krużganki, jednak byłem pełen podziwu dla architekta. Te pięć łuków było wspaniałym przejściem na słoneczny, dość spory taras. Doceniałem fakt, iż między kolumnami do mojej sypialni wpadało mnóstwo światła, dzięki czemu nie musiałem zapalać za dnia pochodni. Poprzedniej nocy zdziwił mnie brak chłodu, jednak wciąż nie wiedziałem, co się stanie podczas deszczu. Może Lajos przydzieli mi inną sypialnię...?

Najlepiej własną.

Taką, w której będziemy tylko ja i on.

Już miałem oddać się fantazji, gdy zawiał mocny wiatr, ożywiając mnie. Zawstydzony, cofnąłem się w głąb pomieszczenia.

Usiadłem na łóżku, starając się zająć moje myśli kimś lub czymś innym, niż mój kochanek.

Moją uwagę zwróciły ściany, a raczej to, co je pokrywało. Zaintrygowany, podszedłem do nich. Zielone ściany miały złote zdobienia. Misterne wzory przypominające rośliny przykuwały wzrok. Dotknąłem ściany. Ze zdziwieniem odkryłem, iż zielona część była ciepła i w dotyku przypominała materiał. Po chwili dostrzegłem, że w rzeczywistości ściana była obita przyjemną, szmaragdową bawełną. Złote ornamenty okazały się być tak naprawdę farbą naniesioną na materiał.

Nie tylko ściany miały roślinne wzory. Kolumny oddzielające mój pokój od tarasu były wąskie, ciemnobrązowe, pokryte zielonymi pnączami. Przypominały mi młode drzewa oplatane przez powoje. Byłem zachwycony dokładnością twórców kolumn. Ktokolwiek dekorował mój pokój i budował tę część pałacu, musiał być bardzo zdolnym i cierpliwym artystą. Przyglądając się bliżej kolumnom, mogłem podziwiać nawet słoje - zupełnie tak, jakbym miał do czynienia z prawdziwym, jednak skamieniałym drzewem.

Będąc otoczonym szmaragdowym materiałem, miałem wrażenie, że znajdowałem się w kokonie. Było mi dobrze w moim pokoju i najlepiej bym go nie opuszczał. Na pewno bym z niego nie wychodził, gdybym miał pod ręką jeszcze Lajosa...

Przechodząc po pokoju, potknąłem się o jedną ze skrzyń ustawionych pod ścianą. Tylko lata ciężkich treningów pod okiem nauczycieli ocaliły mnie przed upadkiem. Łapiąc równowagę, przeklinałem pod nosem siebie, swoją nieuwagę i durnia, który poustawiał w pokoju tyle niskich przedmiotów.

Sam kufer mnie zaintrygował. Otworzyłem go, zastanawiając się, co było w środku. Dostrzegłem kilka jasnych tkanin. Przerzucając kolejne – jak się później okazało – szaty, dotarłem na dno skrzyni. Znalazłem tam sakiewkę z piaskiem oraz pojemnik zawierający ładnie pachnącą maść.

Westchnąłem. Przydałaby mi się kąpiel, gdyż w trakcie podróży nie mogłem sobie pozwolić na żadne luksusy. Pozostało mi jedynie ubranie się.

Przerzuciłem niedbale mnóstwo białym chitonów, szukając czegoś godnego syna króla. W pewnej chwili zamarłem.

,,Syn króla"?

Czy miałem prawo wciąż się tak nazywać?

Dobrowolnie oddałem się innemu mężczyźnie, tym samym wbijając ojcu nóż w serce. Tata nienawidził związków między osobami tej samej płci. Znałem dużo plotek o wspólnej przeszłości ojca i Posejdona.

Westchnąłem ciężko, kręcąc głową. Nie powinienem myśleć o tacie.

Byłem u Lajosa.

Byłem kochankiem Lajosa.

Byłem zakochany w Lajosie.

I miałem rywalkę w postaci jego żony...

Zniesmaczony własnymi myślami, wstałem z klęczek, kierując się w stronę wyjścia. Byłem już blisko zasłony stanowiącej swego rodzaju drzwi, gdy ktoś uchylił rąbek tkaniny. Cofnąłem się, przepuszczając dwójkę służących. 

Para weszła do mojej sypialni, nie zwracając na mnie uwagi. Zacisnąłem wargi. Zachowywali się haniebnie! Gdyby w Nemei służący zignorował pana, ten miałby prawo uciąć mu dłoń! Jeśli Lajos będzie uczyć mnie powozić rydwanem, to ja nauczę jego poddanych szacunku.

Przyjrzałem się służącym. Niosący wielką misę mężczyzna był postawny. Bardzo przypominał moich braci, jednak na jego twarzy była pustka. Wyglądał tak, jakby spał z otwartymi oczami. Podobnie jak Atreus, miał lekkiego zeza. Mężczyzna był jednak zdecydowanie starszy od moich braci – jego włosy były już nie czarne, a siwe.

Oczywiście, miałem na myśli te włosy, które jeszcze były na jego głowie.

Służąca miała w rękach duży, najwidoczniej ciężki dzban. Postawiła go na podłodze, po czym wyprostowała się i wyszła dumnym krokiem. Jej zachowanie było bardzo podejrzane.

Poddany pozostawił misę tuż pod moimi stopami, a następnie ruszył za towarzyszką.

Już miałem się odezwać, a najlepiej zbesztać marnych służących, gdy dostrzegłem coś, co wprawiło mnie w wyjątkowo dobry humor.

Kobieta, choć wyglądała na niewiele starszą ode mnie, miała z tyłu głowy łysy placek zamiast włosów. Z trudem powstrzymałem chichot, jednak nie mogłem zapanować nad szerokim uśmiechem.

Poddani, jakby wiedzeni dodatkowym zmysłem, odwrócili w moją stronę twarze. Mieli zabójczy wzrok, pełen pogardy i nienawiści. Przełknąłem ślinę. Bałem się w tamtym momencie tej pary.

Nie mogłem tego wiedzieć, ale ta dwójka była moimi najmniejszymi wrogami. W Helladzie miało być ich dużo więcej. I to sporo groźniejszych.

***

Gdy tylko służący opuścili mój pokój, a ja upewniłem się, że zasłona była szczelnie zasunięta, zrzuciłem z siebie chiton i sięgnąłem do skrzyni po piasek i maść. Wlałem wodę z dzbana do misy, a następnie wsypałem do cieczy zawartość sakwy i pojemnika. 

Gdy tylko maść się spieniła i wymieszała z mokrym piaskiem, wziąłem do rąk specyficzną mieszaninę i zacząłem szorować swoje ciało do czerwoności. Musiałem czuć, że ten brud opuszcza moją skórę.

Myłem się bardzo długo. Cały czas miałem wrażenie, że nie byłem czysty. Zapach ziół rozniósł się po całym pomieszczeniu, a ja przyprawiłem się o liczne zadrapania, jednak wciąż brutalnie się szorowałem.

Nie wiedziałem, ile czasu się myłem, jednak do moich uszu zaczął dobiegać gwar. Najwyraźniej polis już w pełni ożyło.

Zacząłem spłukiwać z siebie mydliny. Mruknąłem cicho. Piasek starł mi wierzchną warstwę skóry, czyniąc moje ciało gładkim i przyjemnym w dotyku. Muskałem swoje dłonie, przedramiona i barki, rozkoszując się miękkością i delikatnością moich rąk. Zacząłem wyobrażać sobie, że to Lajos mnie dotykał.

Chociaż woda była bardzo zimna, to ja z rozkoszą oblewałem się nią. Jak zahipnotyzowany, zwiesiłem głowę i wpatrywałem się w pojedyncze krople spływające po mojej piersi. Wyobraziłem sobie samego siebie podczas kąpieli na oczach Lajosach. Mógłbym poruszać się zmysłowo, zupełnie tak, jak liczne konkubiny mojego ojca. Król Teb wpatrywałby się we mnie, zafascynowany. Byłby wyraźnie podniecony, uzależniony ode mnie...

Jęknąłem cicho. Stałem nagi na środku pokoju, od dwóch służących mojego kochanka dzieliła mnie jedynie zasłona, a ja sam fantazjowałem o moim ukochanym, doprowadzając samego siebie do stanu gotowości.

W pewnym momencie zszedłem dłońmi niżej; koniuszkami palców zacząłem gładzić się po piersiach i brzuchu. Najpierw lekko szturchałem swoje sutki, później powoli drażniłem skórę na żebrach, a na końcu jedna moja dłoń powędrowała do podbrzusza, a druga do obojczyków. Moje myśli gnały do przodu – każdy podmuch wiatru był dla mnie oddechem Lajosa.

Rozglądając się, kucnąłem. Podparłem się jedną ręką, po czym dotknąłem opuszkami drugiej mojego twardego członka. Z wszystkich sił starałem się powstrzymywać kolejne jęki i westchnienia, które cisnęły mi się na usta. Byłem cały rozpalony, onanizując się. Wyobrażałem sobie, że moja mała ręka to szeroka, żylasta dłoń Lajosa. 

Chociaż początkowo jedynie muskałem moje ciało, to po chwili zacisnąłem palce na członku. Powoli obciągałem skórkę, jęcząc coraz głośniej. Byłem podniecony do granic możliwości. W pewnej chwili palcem dotknąłem główki członka. W tym samym czasie moja druga ręka zacisnęła się lekko na mojej szyi. Byłem już na granicy. Gdy tylko koniuszek mojego palca dotknął dziurki, stęknąłem głośno, dochodząc. Oddychałem ciężko, trzęsąc się od przeżytego orgazmu.

- To było bardzo ładne... - Zszokowany, przewróciłem się na plecy, słysząc głos Lajosa dobiegający zza moich pleców. - Ale następnym razem nie odwracaj się ode mnie... I pokaż mi wszystko.

Serce zabiło mi mocniej, gdy ujrzałem Lajosa. Król wyglądał tak samo, jak zwykle; czarne włosy opadały mu na ramiona, szeroki tors poruszał się miarowo, a przystojna twarz wykrzywiła się z ciepłym uśmiechu. Władca podszedł do mnie i pomógł mi wstać. Jego wargi otarły się o moje czoło. Spojrzałem królowi w oczy, zachwycając się dobrocią i czułością bijącymi z jego ślepi.

Uśmiechnąłem się do mojego ukochanego, stając na palcach i stykając nasze usta. Po chwili pogłębiłem pocałunek, śmiało liżąc językiem wargi Lajosa. Czując dłonie kochanka mocno ściskające moje pośladki, wsunąłem język do ust króla. Miałem problemy z oddychaniem, jednak nie chciałem przestawać.

W pewnej chwili Lajos odsunął się ode mnie i obdarzył mnie słabym uśmiechem.

- Może najpierw użyjesz mięty lub pokrzywy? Nie gniewaj się, ale twój oddech nie należy do najświeższych...

Wystawiłem królowi język, udając, iż byłem na niego obrażony. Niestety, władca się w ogóle tym nie przejął. Odsunął się ode mnie, a następnie podszedł do otworzonej skrzyni i wyjął z niej mały fragment bawełnianej tkaniny. Ukochany podszedł do mnie, po czym zaczął dokładnie wycierać moje ciało. Dopiero w tamtym momencie dotarło, iż byłem nagi.

- Lajosie, ja... - mruknąłem niepewnie, gdy materiał zaczął muskać mojego penisa. - Mogę sam to zrobić?

- Dlaczego ja nie mogę tego zrobić? - Król uniósł brew, jednak posłusznie oddał mi tkaninę.

- Jeśli ty to będziesz robić, to za pięć sekund będę leżeć przed tobą, rozsuwając nogi na całą szerokość. - warknąłem, sam zdziwiony swoją ,,odwagą".

Mój ukochany roześmiał się głośno.

Gdy tylko się wysuszyłem i ubrałem, wraz Lajosem opuściliśmy moją sypialnię i ruszyliśmy na śniadanie.

W jadalni znajdowała się piękna, rudowłosa kobieta. Siedziała przy niskim i wąskim, ale długim stole. Miała ona ciemnobrązowe oczy z długimi, rdzawymi rzęsami. Była tak piękna,  iż, gdybym nie podszedł do stołu wraz z Lajosem, prawdopodobnie wymknąłbym się z pomieszczenia, zawstydzony. Żółta suknia nie pasowała do bladej skóry damy, jednak sama twarz kobiety dawniej byłaby w stanie postawić mnie w stan gotowości – piękne, regularne rysy twarzy, kwadratowa szczęka i pełne, czerwone usta, wprost stworzone do całowania. Nie tylko innych warg.

Usiadłem naprzeciwko kobiety, a mój ukochany zajął miejsce u szczytu stołu. Znajdowałem się po jego lewej stronie. Ledwo zdążyłem skinąć kobiecie uprzejmie głową, gdy ręka władcy spoczęła na moim kolanie. Kątem oka zerknąłem na kochanka, ten jednak surowo wpatrywał się w damę.

Natychmiast poczułem dłoń Lajosa na moim kolanie. Ręka zaczęła sunąć po mojej nodze w dół i w górę. W pewnej chwili zawędrowała tak wysoko, że koniuszki palców znajdowały się tuż przy mojej pachwinie.

Dama wytrzeszczyła oczy, gdy na mojej twarzy pojawiły się rumieńce.

- Jokasto, to jest Chrysippos. Od teraz będzie mieszkać w moim domu. Zamierzam go uczyć...

- Uczyć sztuki miłosnej? - Zakpiła żona Lajosa, patrząc na męża ze wstrętem. - Mój panie, czy uważasz, że jestem tylko głupią dziewką, która nie słyszy, co mówią ludzie i co się dzieje tuż za ścianą?! - Zdumiony, wpatrywałem się w Jokastę.

Moja mina musiała być dla kobiety dowodem, gdyż  rudowłosa wstała od stołu, patrząc na mojego kochanka oczami pełnymi bólu i odrazy. Zacisnąłem wargi, widząc łzy spływające po jej policzkach.

- W żadnym razie! - zawołał król, wbijając palce w moje kolano. - Usiądź i mnie wysłuchaj!

Zadrżałem, przestraszony. Krzyk władcy mnie przeraził. Nienawidziłem, gdy ludzie w moim otoczeniu podnosili głos. Było to spowodowane licznymi kłótniami między moim ojcem a macochą. Musiałem wysłuchiwać ich sporów, gdy byłem małym dzieckiem. Po każdej sprzeczce mój tata opuszczał sypialnię, a następnie brał mnie i moich przyrodnich braci na wewnętrzny dziedziniec, gdzie zmuszał nas do morderczych treningów.

- Słucham, mój panie... - mruknęła królowa, posłusznie spełniając rozkaz swojego męża. Widziałem jej rozgoryczenie i strach. Nagle zrobiło mi się jej żal.

Opuściłem głowę, głośno przełykając ślinę. Było mi wstyd. Przybyłem do jej domu i pozwoliłem jej mężowi mnie dotykać, zanim zdążyłem w ogóle się z nią przywitać?!

Spojrzałem błagalnie na Lajosa. Miałam nadzieję, że król zaprzeczy. Pragnąłem, aby władca wyśmiał kobietę, aby nazwał mnie zwykłym gościem, synem przyjaciela albo marnym dzieckiem...

- Nie jesteś głupią dziewką – zaczął król, a ja czekałem, aż mój ukochany wyprze się naszego romansu – a jedynie bardzo spostrzegawczą kobietą.

Wraz z Jokastą wpatrywaliśmy się w Lajosa, zszokowani. Oboje mieliśmy łzy w oczach. Przecież władca miał udawać, że jestem jedynie jego uczniem!

- Czyli... Czyli to prawda? Strażnicy mieli rację, a ja was słyszałam? Słyszałam jęki tego młodzieńca, gdy mój mąż go brał, zapominając o mnie?

Byłem cały czerwony na twarzy. Roznosiła mnie mieszanina wstydu i złości. Nie chciałem, aby żona Lajosa mnie znienawidziła, w dodatku wciąż nie potrafiłem w pełni pogodzić się z faktem, iż oddawałem się innemu mężczyźnie.

- To jest mój dom. Ja tu rządzę i ja ustalam reguły. Chrysippos jest nie gościem, a mieszkańcem. Będzie tu żyć. Będziemy się kochać tuż przy tobie. Będziemy żyć razem i nie będziemy zwracać uwagi na ciebie! Chrysippos jest dla mnie najważniejszy, rozumiesz?! Ty jesteś tylko moją żoną. Miałaś swoją szansę osiemnaście lat temu!

- Rozumiem. - Kobieta wstała od stołu, nawet nie patrząc na męża. Wbiła we mnie nienawistne spojrzenie, po czym opuściła jadalnię. - Pożałujesz, potworze, rozumiesz? - Rzuciła do mnie, wychodząc.

Nie wiedziałem jednak, jak silne mogą być cierpiące kobiety. I jak wiele bólu potrafią zadać.

***

Spojrzałem ponuro na Lajosa. Król, zupełnie niewzruszony, leniwie popijał wódkę, kątem oka mnie obserwując. Ignorował jednak mój wzrok.

- Mieliśmy jej o tym nie mówić... - mruknąłem smutno. Zawiodłem się na Lajosie.

Władca westchnął teatralnie. Odstawił naczynie, po czym przysunął się do mnie i wpił się łapczywie w moje usta. Nie oponowałem. Nie potrafiłem.

- Nie zamierzam się ukrywać. Jesteś dla mnie najważniejszy. Znacznie ważniejszy od niej, rozumiesz? Proszę Cię, abyś wreszcie to pojął...

Wstaliśmy od stołu, po czym ruszyliśmy w stronę stajni. Lajos obiecał mi naukę powożenia. Chociaż nie musieliśmy treningów stosować jako wymówki dla schadzek, to i tak pragnąłem opanować sztukę kierowania rydwanami.

Gdy tylko zjedliśmy, mój ukochany rozpoczął obiecaną lekcję. Nakazał służącym przygotować cztery konie oraz najbardziej stabilny rydwan. Początkowo bałem się – czyżby Lajos planował rzucić mnie na głęboką wodę i wsadzić mi do rąk lejce nie dwóch, a czterech ogierów.

Kiedy wyraziłem moje obawy związane z kwadrygą, król zaczął się śmiać i tłumaczyć, że podczas pierwszych lekcji będziemy mieć zaprzężone tylko dwa zwierzęcia, które będziemy wymieniać, aby nie przemęczać jego podopiecznych. 

Biga, czyli rydwan z parą koni, i tak nie wydawała się być prostsza, jednak Lajos szybko sprawił, iż zmieniłem zdanie.

Król był doświadczonym nie tylko jeźdźcem i wojownikiem, ale również woźnicą. Najpierw miałem po prostu stać przy mężczyźnie i obserwować go. O dziwo, z samego oglądania króla zdołałem dużo się dowiedzieć. Pierwsza godzina nauki minęła właśnie w ten sposób:   pokonywaliśmy w rydwanie kolejne kilometry – ja stałem i uczyłem się poprzez obserwację, a Lajos powoził.

Gdy po godzinie wróciliśmy w okolice stajni, pierwsza para koni była już zmęczona. Król nakazał służącym zamienić zwierzęta. Podobno następne dwa ogiery były dużo łagodniejsze i cierpliwsze.

Zaczęliśmy powoli. Wolno jechaliśmy – ja trzymałem lejce, a Lajos stał za mną i dokładnie mnie wszystkiego uczył. Tłumaczył mi, co należy robić w danych sytuacjach. Okazało się, że jazda nie jest taka trudna, jak mi się początkowo wydawało. Do kierowania końmi nie była potrzebna ani agresja, ani niecierpliwość, ani siła, ani brutalność. Wystarczyły łagodne ruchy nadgarstka, aby pokazać koniom, jaka była moja wola.

Słońce było już wysoko na niebie, gdy Lajos uznał, że jestem gotowy na ,,prawdziwą” jazdę. Przed rozpoczęciem kolejnej trasy postanowiliśmy zrobić sobie małą przerwę. Ukochany zabrał mnie w głąb niemałego sadu. Siedzieliśmy na trawie, karmiąc się owocami. Rozmawialiśmy. Dotykaliśmy się. Całowaliśmy. Lajos kilka razy próbował we mnie wejść, jednak za każdym razem odsuwałem go od siebie. Nie chciałem przez następne godziny chodzić, zwijając się z bólu.

Niestety, nasze chwile sam na sam musiały zostać przerwane przez znudzonego siwka, który bezczelnie wszedł między nas w trakcie naszych igraszek. Koń parsknął mi prostu w twarz. Nie wiedziałem, że zęby roślinożerców mogą wyglądać tak przerażająco.

Zaczęliśmy zatem naukę. Jadąc, Lajos miał rolę walczącego, a ja powożącego. Władca dokładnie mi wszystko tłumaczył.

Wystarczyło kilka godzin, abym zapanował nad końmi. Nie musiałem się z nimi siłować. O dziwo, okazało się, że wystarczyły proste, nieprzynoszące bólu rozkazy, aby zwierzęta mnie zrozumiały i posłuchały.

Cały dzień przebywałem z ukochanym na dworze. Lajos nie chciał przemęczać swoich pupilków, zatem co jakiś czas pozwalaliśmy im odpocząć. Gdy konie się pasły, my kryliśmy się między olbrzymimi krzewami laurowymi. Mogliśmy pieścić nasze ciała całymi godzinami, jednak za każdym razem, gdy planowaliśmy zrobić coś więcej, jeden z ogierów zbliżał się do nas kłusem i nam przerywał.

Jednocześnie rozmawialiśmy. Już podczas podróży odkryliśmy, że potrafiliśmy całymi godzinami prowadzić konwersacje. Nie dogadywaliśmy się we wszystkich kwestiach. Wiele razy dyskutowaliśmy. Te rozmowy wiele mnie uczyły. Poznawałem dzięki nim nie tylko świat, ale również Lajosa. On dzięki temu mógł mnie zrozumieć. Miałem wrażenie, że się zmieniał. Czy było to możliwe? A może mi się tylko tak wydawało?

Wieczorem wróciliśmy do pałacu. Byliśmy głodni jak wilki. Łapczywie jedliśmy przepyszne, aczkolwiek bardzo słone ryby. Gdy pierwszy głód został zaspokojony, Lajos wziął kilka smakołyków i poprowadził mnie do swojej sypialni. Okazało się, że nasze pokoje były naprzeciwko siebie.

Ledwo przekroczyliśmy próg, gdy mój najdroższy popchnął mnie na swoje posłanie. Opadłem na stos miękkiego futra, podniecony do utraty zmysłów. Król doskoczył do mnie i w jednej chwili pozbawił mnie całego ubrania. Nadgryzł kawałek gruszki, po czym pozwolił, aby sok owocu płynął po mojej piersi.

Nasza pierwsza wspólna noc w Tebach była upojna. Miałem wrażenie, że kochaliśmy się całymi godzinami. Mój kochanek stosował różne urozmaicenia - począwszy od owoców, przez dotykanie mnie oliwną gałązką, a na podduszaniu skończywszy.

Gdy Lajos mnie brał, zupełnie zdzierałem sobie gardło licznymi jękami i krzykami. Nie byłem w stanie panować nad swoim głosem. Moje reakcje były gwałtowne i głośne.

Największą rozkosz sprawiały mi nie podduszenia czy subtelne, mokre tortury - potrafiłem dojść od samych słów:

- Kocham cię.

Zasnęliśmy dopiero późno w nocy. Leżeliśmy, przytuleni do siebie. Nasze powieki stawały się coraz częstsze. Chociaż wciąż nie potrafiłem uwierzyć w to, co czyniłem z moim kochankiem, to nie umiałem o tym myśleć. Mogłem jedynie zachwycać się jedynie tymi dwoma słowami.

,,Kocham cię".

Lajos mnie kochał. Widziałem to w jego spojrzeniu. Tę czułość, tę delikatność... Tę miłość wylewającą się z ciemnych oczu. I ja również go kochałem. Nie wiedziałem, w którym momencie się w nim zakochałem. Może w nasz związek ingerowali bogowie? Nie miałem pojęcia.

Ale i tak, na wszelki wypadek, dziękowałem im za to.

Lajos był najlepszym, co mogło mnie spotkać. Musiałem tylko pilnować, aby nie myśleć o ojcu i o tym, że się zhańbiłem. Wtedy wszystko było prostsze.

- Kocham cię... - szepnąłem, zasypiając.

Czekał mnie kolejny dzień w pałacu Lajosa. Kolejne godziny sielanki. Minuty poznawania się. Sekundy rozkoszy.

We wtorek jadę na warsztaty anglojęzyczne (EuroWeek). Jeśli będzie pod tym postem duuużo komentarzy, to w następny piątek, przed południem, będzie nowy rozdział ,,Hellady".

5 komentarzy:

  1. Nie wiem jak dużo musi być komentarzy, ale wiem że nie upokarza się tak kobiet bo są wyjątkowo mściwe i chyba niezbyt dobrze się ten eksperyment skończy. Czekam z utęsknieniem na następny odcinek Hellady. Wszystkiego dobrego w święta:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam i czuję się, jakbym czytała książkę. Wszystko jest tak dokładnie opisane, nie jakoś tak pobieżnie. Strasznie mi się podoba twój styl :3
    Ogółem, naprawdę Chrios i Lajos są świetna parą. Mimo wszystko szkoda Jokasty, wydaje się być miła. Tekst Lajosa był trochę wredny, ale jak na tamte czasy to to chyba było normą. ._.
    W ogóle jaką on ma piękną sypialnię. *-* Też chcę taką.
    Ta scena z onanizowaniem się... Nie spodziewałam się, że zrobi coś takiego :o
    Lajos wydaje się dla niego taki opiekuńczy i czuły, a zarazem ponętny. Mam nadzieję, że Sarabeth nie wykombinuje czegoś i zniszczy tego pięknego związku. :|
    Kooomeeentooować, ja chcę losy Isiaka! ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak dużo opisów. Wyobraźnia ruszyła :D
    Ciekawe jak potoczą się losy Chrysipposa.
    Czekam na kolejny rozdział! :)

    Ja kiedyś usunęłam całe opowiadanie. Potem musiałam je napisać jeszcze raz :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na szczęście odzyskałam rozdział :D Ale miałam dwie wersje... I połączyłam je w jedną :D Wyobraźnia, hę...? Powiem tyle - ja chcę takie opisy w Aemulusie!!! :D

      Usuń
  4. Rozdział świetny, chociaż mimo wszystko żal mi jego żony.
    Żadna kobieta nie zasłużyła na taki los.
    Lajos postąpił wobec niej trochę zbyt brutalnie.
    A teraz wystarczy czekać na next i życzyć dużooo weny!
    No i liczyć na rozdział, a on będzie szybko no nie?

    OdpowiedzUsuń

Bardzo proszę o opinie :)