wtorek, 14 kwietnia 2015

Słodka Historia 1: Słodki Wstęp

Imaginacjo? Twoja Bogini Cię wzywa. Życzy wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.

Parę słów o opowiadanku - obyczaj napisany spontanicznie. Yuri i yaoi. 

,,Wszystkie prawa zastrzeżone, zbieżność imion i nazwisk jest przypadkowa". Jakby co, to mnie proszę nie zabijać.

Moja historia zaczęła się niewinnie. Zwykły, ciepły dzień. Nic nadzwyczajnego. Początek lipca.

Szłam brukowaną uliczką, jęcząc w duchu na pogodę. Chociaż ledwo co wybiła godzina siódma, na dworze już było gorąco. Starałam się iść w cieniu olbrzymiego, renesansowego ratusza. Moje miasteczko było stare i piękne. Nie było duże, jednak co roku przyciągało tysiące turystów. Na szczęście dla mnie i mojego biznesu.

Byłam właścicielką małej kawiarni o nazwie ,,Słodka Historia”. Otrzymałam ją w spadku po cioci mojego byłego. Kobieta nie była stara, zatem szybko się polubiłyśmy. Byłyśmy przyjaciółkami nawet po zerwaniu z jej siostrzeńcem. Gdy pani Danuta zmarła, okazało się, iż w testamencie przekazała mi swoje dziecko – małą kawiarnię w centrum miasta.

Oczywiście, od razu zmodernizowałam mój prezent. Zrobiłam gruntowny remont. Zorganizowałam reklamę. Aby przyciągnąć klientów, przeniosłam ukochane książki do lokalu. Udostępniłam mój największy skarb, dzięki czemu kawiarnia stała się wizytówką miasta – miejska biblioteka, zawierająca głównie lektury szkolne, była niczym, a pozostałe lokale, poza kawą i ciastem, nie miały nic do zaoferowania.

Weszłam do mojego skarbu. Beżowo-brązowe ściany pobudzały apetyt, podobnie jak liczne świece. Naturalnie, w trakcie upałów unikałyśmy ognia jak... jak ognia.

Z satysfakcją zauważyłam, iż większość stolików w środku była zajęta. Zapewne te na dworze zapełnią się w ciągu najbliższej godziny.

Wszędzie były książki. Pod stolikami, na półkach naściennych, na parapetach... Uśmiechnęłam się, widząc aż piątkę uczniów czytających powieści. W wakacje miałam naprawdę sporo gości. Jako romantyczka, zadbałam również o odpowiedni nastrój dla zakochanych – było to widoczne w zimie, gdy udostępniałam miejsce przy kominku.

- Sara! - Oderwałam wzrok od klientów, słysząc swoje imię. Uśmiechnęłam się szeroko, widząc szczuplutką kobietę za ladą.

- Witaj, kochanie... - Podeszłam do mojej pracownicy i musnęłam jej policzek.

Nina odwzajemniła mój uśmiech. Jej chłodna dłoń ścisnęła moje palce.

Moja pracownica – nie udawajmy, moja dziewczyna – była moim zupełnym przeciwieństwem.

Miała długie, jasne włosy. Zaplotła je w kłosa opadającego na piersi. Nina była mojego wzrostu – zapewne byłam od niej niższa, ale nosiłam buty z grubymi podeszwami, aby sprawiać wrażenie wyższej – ale była ode mnie dużo szczuplejsza. W odróżnieniu ode mnie, nie miała żadnych krągłości.

- Jak się spało? - spytała Nina, uśmiechając się słodko.

- Miałaś mnie obudzić, o dwunastej muszę być w biurze... - mruknęłam, udając niezadowolenie.

- Praca nie zaa... - zaczęła Nina, jednak urwała, gdy do kawiarni weszła para turystów.

Moja dziewczyna już sięgała po kartę, gdy usłyszałyśmy, jak potencjalni klienci zwracają się do siebie po niemiecku.

Nina lepiej radziła sobie z językiem angielskim, zatem to ja chwyciłam kartę i podeszłam do turystów, gdy ci zajęli miejsce.

- Guten Morgen. - zwróciłam się do pary. Ludzie nie wyglądali na najmłodszych; mogli być emerytami. I dobrze. Ci w Niemczech nie mieli problemów z dawaniem napiwków.

Okazało się, że karta była zbędna. Turyści od razu złożyli zamówienie. Nie miałam kartki, jednak z uśmiechem zapamiętałam, czego sobie życzyli.

- Jedno latte macchiato, małe espresso i dwa kawałki tarty truskawkowej. - rzuciłam Ninie, po czym podeszłam do ekspresu do kawy.

Na ekranie maszyny wyświetlił się komunikat. Westchnęłam. Jak zwykle, Nina zapomniała o uzupełnieniu pojemnika na ziarna. Wsypałam kawę, rozkoszując się jej aromatem. Pani Danuta zdradziła mi kiedyś, iż najlepiej jest mieszać ziarna mocnej kawy oraz pienistej kawy, dzięki czemu napój był nie tylko zawierał doskonały smak, ale również rozkoszną piankę.

W tym samym czasie Nina ukroiła dwa kawałki tarty. Uśmiechnęłam się pod nosem, kątem oka patrząc, jak moja ukochana ułożyła na wierzchu deseru dwie połówki truskawki, tworząc w ten sposób małe serduszko. Rozczuliło mnie to.

Nina zabrała ciasta i kawy. Oglądałam się za nią, gdy zanosiła zamówienie klientom. Chociaż byłyśmy razem już od trzech lat, to moja dziewczyna wciąż mnie podniecała równie mocno jak wtedy, gdy się poznałyśmy.

Nieświadomie zagryzłam dolną wargę, obserwując moją ukochaną. Była ubrana w letnią, jasną sukienkę, której dół delikatnie falował. Szkoda, że nie nosiła obcisłych ubrań... Mogłabym patrzeć na jej pośladki.

Jako miłośniczka wygody, nie wymagałam od moich pracowników jakichś specjalnych uniformów. Zależało mi tylko na tym, aby byli ubrani elegancko i wygodnie. Swoboda była najważniejsza.

Ja sama byłam ubrana w mój ulubiony strój – bezpłciowa koszulka, bawełniane spodenki, sportowe buty. Chociaż nie można było nazwać tego ,,eleganckim” strojem. Prawdę mówiąc, nie spodziewałam się, iż będę obsługiwać tego ranka klientów – miałam jedynie przywitać się z ukochaną, złapać dokumenty, a następnie przebrać się i pójść do biura. W ostateczności, jak zwykle, zostałam w lokalu dłużej i pomagałam Ninie.

Byłam nie tylko właścicielką kawiarni, ale również pracownicą w wydawnictwie. Zajmowałam się korektą. Wydawnictwo było nastawione na wszystkie książki – od przewodników turystycznych poprzez książki historyczne do literatury popularnej. Ja sama wydałam parę powieści, głównie romansów historycznych z elementami fantasy.

Ninę poznałam, gdy przyszła na spotkanie autorskie. Rozmawiałyśmy przez wiele godzin, gdy wszyscy goście już wyszli z biblioteki. Była ode mnie rok młodsza. Szykowała się do matury, jednak nawet egzamin dojrzałości nie powstrzymał jej przed umówieniem się ze mną. Początkowo traktowałyśmy się jak koleżanki, prawdziwe uczucia skrywając w środku.

Pewnego dnia pocałowałam ją. Nie był to namiętny pocałunek – zaledwie cmoknięcie. Był to eksperyment. Chciałam wiedzieć, jak zareaguje Nina. Ona była wściekła. Krzycząc, wyznała mi, co do mnie czuła. Była roztrzęsiona, nie panowała nad sobą. Powiedziała mi, że była we mnie zakochana, a ja się nią zabawiałam.

Dopiero wtedy odważyłam się wyznać jej prawdę. Nasz związek był początkowo bardzo burzliwy, jednak po czasie wszystko się ustabilizowało.

- Saro? - Nagle z zamyślenia wyrwał mnie głos Niny. - Już prawie jedenasta. Nie miałaś przypadkiem...?

Zerknęłam na zegarek. Rzeczywiście! Za trochę ponad godzinę miałam być w gabinecie szefa!

Pognałam na zaplecze. Szybko przebrałam się w mój formalny strój. Nienawidziłam nosić spódnic, zatem ubrałam się w spodnie prasowane na kant. Swoją drogą, ciekawe, kiedy Nina zdążyła mi przygotować mój uniform...

Zapięłam koszulę. Miałam problemy z niektórymi guzikami. Mój umysł buntował się – w taki upał miałam się zapinać pod samą szyję?!

Wzięłam do rąk teczkę z dokumentami, jednocześnie zakładając buty na koturnie. Z moim wzrostem ubieranie płaskich bucików z cienkimi podeszwami było zupełną głupotą.

Ignorując żakiet, wybiegłam z zaplecza. Pochyliłam się i musnęłam pośpiesznie Ninę w czoło – ha, dodatkowe dziewięć centymetrów się przydaje! - po czym dosłownie pognałam do ratusza.

Moje miasteczko miało mnóstwo zabytków. Sam rynek był dziełem sztuki. Na środku znajdowała się nieduża galeria z małymi sklepikami – antykwariatem, herbaciarnią, cukiernią, mydlarnią i moją kawiarnią. W centrum budynku zawsze była jakaś wystawa historyczna, będąca swoistą reklamą regionalnego muzeum.

Dookoła galerii znajdowały się kamienice. Miały one od czterystu do dwustu lat.

Moja kawiarnia znajdowała się w najlepszym miejscu – nie dość, że była w galerii, to jeszcze miała ogródek z widokiem na ratusz.

Oczywiście, wydawnictwo mieściło się właśnie w tym renesansowym dziele. Ratusz był tak duży, iż mieściło się w nim naprawdę dużo – sala Rady, biblioteka, muzeum, biuro mojego wydawnictwa oraz Urząd Stanu Cywilnego.

Wpadłam do gabinetu szefa, wzbudzając śmiech zebranych. Całe miasto mnie znało – już w podstawówce byłam małą gwiazdeczką, a z każdym rokiem stawałam się coraz sławniejsza – dzięki czemu nikt nie dziwił się, gdy mijał na ulicy młodą kobietę biegnącą sprintem w zabójczo wysokich koturnach.

- Masz papiery? - spytał na ,,dzień dobry” mój szef, pan Janusz Różyczka.

Był to pozornie oschły, surowy człowiek, jednak prywatnie – albo po dwóch kolejkach domowej śliwowicy – stawał się wesołym, głośnym kolegą.

- Przyniosłam. Wszystko. Już poprawione. - wysapałam, próbując złapać oddech. Uwielbiałam sport i wysiłek fizyczny, jednak dostawałam zadyszki po przejściu – lub przebiegnięciu – schodów.

I zaczęło się przesłuchanie. Szef wypytał mnie o każdy błąd. Spowiadałam się z przecinków przez bitą godzinę. Najwyraźniej pan Janusz się nudził, gdyż zazwyczaj nie kazał mi wymieniać błędów, które poprawiałam.

Później przyszła kolej na to, czego naprawdę nienawidziłam. Grafiki.

Nie lubiłam pracy nad książkami dotyczącymi historii mojego regionu. Owszem, były ciekawe, jednak autorzy najczęściej zupełnie nie znali się na pisaniu. Popełniali mnóstwo błędów, a ja musiałam ciągle do nich dzwonić i pytać ich, jaka bomba spadła na tekst, że zdania były pozbawione sensu.

Do tego zdjęcia. Współpraca z autorami była tak ścisła, iż mój kolega z licealnych czasów, Mikołaj, musiał pokonywać dziesiątki kilometrów, aby sfotografować jakieś zabytki. Kto zajmował się odpowiednim wpasowaniem zdjęć na stronach książek? JA.

Było już późne popołudnie, gdy wreszcie opuściłam ratusz. Książka była prawie gotowa do druku. Miała niecałe dwieście stron. Dużo ilustracji. W połowie spotkania Mikołaj musiał wyjść, aby zrobić zdjęcie kilku pomnikom przyrody... Oznaczało to, iż następnego dnia również miałam iść do biura i się godzinami męczyć z szefem i współpracownikami.

Głodna jak wilk, weszłam do kawiarni. Była dziewiętnasta. Nie jadłam od rana.

- Hej, paskudzie... - mruknęłam słodko do mojego przyjaciela, Damiana. Był on moim drugim pracownikiem.

- Siemka, poczwaro. - rzucił lekko mężczyzna.

Uwielbialiśmy sobie dogryzać. Było to nasze hobby jeszcze z czasów gimnazjum. Tylko raz musiałam ugryźć się w język – gdy Damian zawalił całe swoje dotychczasowe życie. Chłopak był bez pracy, bez domu, bez pieniędzy, bez wykształcenia. Akurat wtedy zmarła pani Danuta, a ja zdobyłam kawiarnię. Zatrudniłam Damiana i Ninę. W trójkę rozkręciliśmy nasz biznes.

Stanęłam za ladą. Szturchnęłam Damiana, aby ten się przesunął i udostępnił mi biały, porcelanowy czajniczek. Zaparzyłam sobie zielonej herbaty z cytryną, po czym po ukroiłam sobie znaczną część wuzetki. Nie było to może odpowiednie połączenie, jednak mnie to nie obchodziło.

Usiadłam na taborecie i zaczęłam pałaszować. Mogłabym zjeść kilka porcji ciasta, jednak wiedziałam, iż Nina była już w domu... I szykowała dla nas kolację.

- O której będziesz? - spytałam z pełną buzią. O mały włos nie oplułam Damiana, ale nie przejęłam się tym.

- W domu? Późno. Nie krępujcie się. - Damian zaśmiał się głośno. - Należą się wam godziny sam na sam. Ja wrócę pewnie po północy. - Już miałam mu przerwać, gdy Damian uniósł dłoń. - Jestem ubogim facetem z mentalnością studenta. Posprzątam tutaj, zajmę się dokumentami... Na kolację zjem ciasto. W międzyczasie poszukam wolnych mieszkań...

- Ile razy mam ci tłumaczyć, że nie musisz niczego szukać? Moja babcia przekazała mi swoje mieszkanie i jest w nim miejsce dla ciebie! Najpierw trochę zaoszczędź, dobrze? - Zalałam Damiana potokiem słów. Prawdę mówiąc, wyprowadzka Damiana była mi na rękę. Jego obecność mnie bardzo krępowała... Nie mogłam jednak porzucić przyjaciela. - Chłopie, pomyśl trochę. Teraz wszystkie mieszkania są tylko na wynajem. Myślisz, że bym wyżyła, gdyby moja babcia nie wykupiła wcześniej swojego na własność? Nie dasz radę z czynszem!

Damian westchnął, zmęczony. Wziął w palce eklerkę i zaczął ją jeść. Dopiero po dłuższej chwili odpowiedział:

- Sara, ty miałaś szczęście. Dostałaś mieszkanie i kawiarnię. Lokale na własność, płacisz jedynie podatki. Ja znajdę sobie coś małego. Może trafi mi się coś za sześćset złotych. Dobrze wiem, że i tak mam od ciebie wyższą pensję, niż powinienem mieć. Nawet nie każesz mi się dokładać do rachunków. Teraz mamy lato. Zarobimy więcej. Mieszkania się niedługo pozwalniają, gdyż młodzi wyjeżdżają na studia... - Damian skrzywił się. Po zawaleniu szkoły nie lubił wspominać o edukacji. - A ja potrzebuję prywatności.

- Co, masz za ciasną dupę? - zakpiłam. Nie umiałam się powstrzymać.

- A może tak?

Wbiłam w przyjaciela zdumione spojrzenie. Nie spodziewałam się po nim aż takiej otwartości.

- Dać ci jakieś dildo? - prychnęłam, wstając.

- Rozmawialiśmy szeptem, aby nie słyszeli nas goście, jednak starsza pani siedząca przy najbliższym stoliku uniosła brew, patrząc na mnie. Na szczęście, była to moja sąsiadka, której nie przeszkadzały nawet najbardziej zbereźne słowa. Może dlatego, iż jej myśli były jeszcze gorsze...?

Kobiecina uśmiechnęła się, przez co jej pomarszczona twarz przybrała wyraz przypiekanej na słońcu ropuchy.

- Sara, po prostu brakuje mi bliskości... - szepnął Damian. - Ty również ciągle lampisz się na Ninę tak, jakbyś żyła od wieków w celibacie.

- Mi nie brakuje cudzego ciała... - odpowiedziałam, odrobinę speszona.

- Tiaa. Wiem, słyszałem te twoje wczorajsze warknięcia ,,Nino, jęcz ciszej, on jest za ścianą!”.

- Damian! - zawołałam, bijąc go w głowę ścierką. - Zamilcz! Idź lepiej na dyskotekę i znajdź jakiegoś chłopaczka do dupczenia, ty durny zboczeńcu!

Mężczyzna zaśmiał się głośno, a ja mu zawtórowałam. Zobaczyłam, iż moja sąsiadka uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

- To zrobimy tak – zaczęłam, gdy opanowałam salwę śmiechu – ty dzisiaj pracujesz, a ja zajmuję się Niną. Jutro zabiorę gdzieś Ninę, a ty sprowadzisz mi do domu jakiegoś obcego faceta?

Damian otarł łezki czystego szczęścia.

- Mamusiu, daj mi kieszonkowe na gumki... - Mężczyzna zapiszczał, udając dziecko.

Podobnie jak on, miałam łzy w oczach. Kochaliśmy nasze niegrzeczne rozmowy.

Nawet nie spostrzegliśmy, kiedy ostatnie promienie słońca zniknęły. Było już ciemno. Musiałam oderwać się od rozmowy, aby zająć się stolikami. Damian rozpalał w kominku, a ja zaświecałam świece. W lokalu roznosił się zapach lawendy. Zgasiłam większość świateł, pozostawiając jedynie małe lampki przy ladzie.

Przyszli kolejni klienci. Same pary. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Młodzież w mieście latem balowała od rana do rana, a dorośli nie zamykali się w czterech ścianach. Studenci, małżeństwa w średnim wieku, emeryci i renciści. Oczywiście, osoby starsze miały w mojej kawiarni darmowy napój do każdego ciasta. Mogłam sobie pozwolić na takie promocje, gdyż i tak miałam zysk ze sprzedaży deserów.

Smucił mnie fakt, iż w kawiarni były wyłącznie heteroseksualne pary. Ludzie bali się ujawniać swojej orientacji, chociaż ja, Nina i Damian stanowiliśmy doskonały przykład na to, że nikomu w naszym mieście nie grozi brak akceptacji.

Od początku zaznaczałam gościom, że w mojej kawiarni każdy może czuć się swobodnie. Był to kolejny powód, dla którego klienci walili do nas drzwiami i okami.

Raz, zaraz po zmodernizowaniu lokalu, miałam problem z grupą nastolatków. Jak to gimnazjaliści, postanowili się zabawić kosztem turystów. Dwie licealistki z Wrocławia przyjechały na wakacje do rodziców jednej z nich. Siedząc w ogródku i popijając mrożoną herbatę, były obrażane przez innych gości za to, iż się trzymały za ręce. Naturalnie, wyprosiłam chłopców, a następnie przeprosiłam dziewczęta i podałam im dodatkowy kawałek ciasta. Tego samego dnia wykonałam telefon do rodziców urwisów.

- Sara, już późno. - Zauważył Damian, wyrywając mnie z krainy wspomnień.

Przybiłam z przyjacielem piątkę, po czym udałam się na zaplecze. Było już zimno, a ja byłam obiektem westchnień okolicznych komarów. Przebrana w wygodny dres, opuściłam kawiarnię. Założyłam słuchawki i włączyłam muzykę. Było to może głupie, biorąc pod uwagę godzinę, jednak moje mieszkanie było zaledwie kilkaset metrów od rynku.

Nie minęło dziesięć minut, gdy przekroczyłam próg domu. Do mojego nosa dobiegł zapach tłuszczu.

Rozebrałam się i podreptałam do kuchni.

Do Niny.

Moja ukochana spojrzała na mnie z uśmiechem, nakładając na talerz frytki i nuggetsy z kurczaka. Kochałyśmy niezdrowe jedzenie.

- Widziałam przez okno, jak szłaś. - zaczęła. Uniosła brew. Znałam ten gest. Coś jej się nie podobało. - Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego...

Nie dokończyła. Doskoczyłam do niej i zatkałam jej usta moimi. W myślach po raz kolejny przeklinałam fakt, że nie byłam od niej wyższa.

- Tak bardzo za mną tęskniłaś, że mnie wypatrywałaś? - rzuciłam zawadiacko.

Zupełnie zapomniałyśmy o kolacji. Wzięłam Ninę w ramiona. Przynajmniej byłam od niej dużo silniejsza.

Zaniosłam moją ukochaną do sypialni. Mieszkanie było na tyle duże, że miałam osobno dwa pokoje i salon. Dzięki temu miałyśmy choć trochę prywatności nawet wtedy, gdy Damian był w domu.

- Powiedz mi: bardzo za mną tęskniłaś? - spytałam, kładąc Ninę na materacu.

Moja ukochana niecierpliwie zaczęła mnie rozbierać. Choć na co dzień była wręcz nieśmiała, to w łóżku stawała się prawdziwą demonicą. Ja sama, mimo mojej dzikiej natury, wolałam zazwyczaj subtelniejszą grę wstępną, jednak tym razem odjęło mi rozum.

Nie pozostawiając dłużną, zdjęłam z ukochanej szlafrok. Uśmiechnęłam się. Moja mała, sprytna bestia miała pod spodem wyłącznie dopasowaną bieliznę. Koronkowe bokserki i stanik działały na mnie pobudzająco. Z chęcią bym się długo bawiła z Niną, ta jednak była bardzo niecierpliwa.

Zepchnęła mnie z siebie, po czym usiadła na moich udach. Moje dłonie od razu znalazły się na okrągłych, choć małych pośladkach Niny.

Pocałowałyśmy się. Zaczynało mi brakować tchu, jednak czym był tlen przy słodkich, pięknie wykrojonych usteczkach Niny...?

Zadrżałam, gdy chłodne palce mojej ukochanej musnęły wnętrze moich ud. Ulegle rozsunęłam nogi, dając dziewczynie dostęp do siebie.

- Tak. - odsapnęła w pewnym momencie kobieta, odrywając się od moich warg. Przez chwilę nie wiedziałam, o czym Nina mówiła. - Tak – powtórzyła – bardzo za tobą tęskniłam...




15 komentarzy:

  1. oooo rzeczywiście słodko:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Opanuj słowa – moja, byłam. Strasznie się powtarzają.
    Co ta Nina taka chuda, pracuje w kawiarni. Rara powinna ją odkarmić ciastkami. I jakie niby seksowne pośladki pod tą falującą sukienką skoro taki z niej szczypiorek?
    Paskud i Poczwara idealna para, tak mi się rymnęło.:))
    Sara powinna dać Damianowi na te gumki, tak na wszelki wypadek. Jeszcze się chłopaczyna przez przypadek rozmnoży. Mutacje genetyczne są w modzie. :))
    Obiekt westchnień komarów? Pewnie też lubią kremówki.
    Nie ma to jak się udusić podczas pocałunku. Tlen faktycznie jest zbędny, kiedy krew spłynęła zupełnie gdzie indziej.
    Pisz dalej, nie pamiętam kiedy ostatnio czytałam yuri. Obyczaj to stanowczo twoja działka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Paskud i Poczwara to naprawdę idealna para :D
      Wygląd Niny - uprzejmie proszę nie czepiać się fantazji autorki :P
      Powtórzenia były, ponieważ szalałam, pisząc :/
      BOŻE, WIĘCEJ DAMIANÓW?! BŁAGAM, NIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!
      Piszę dalej, piszę... Yuri najlepsze <3 Chociaż wolę fantasy... Ale to już byłaby przesada, gdybym walnęła Gorącą Nagą Elfkę i jej Elfickich Przyjaciół :o

      Usuń
    2. A wiesz, że ja o tym skrycie marzę? Taka elfka z, nie wiem, wampirem. Gryzienie i gra wstępna. I yuri. O tak!
      I zgodzę się z panią wyżej - obyczaj twój jest tak przyjemny, że w sumie nie czytam innego :D

      Usuń
  3. Dziękuję za pewnego rodzaju prezencik :3 Haha :D
    Ogółem, strasznie mi się podobało! Potwierdzę teorię Bianci, obyczaj to twoja działka. Naprawdę, te wszystkie opisy...!
    Ogółem historia wciągnęła mnie. W dodatku wiem o co chodzi z bohaterami i to skutkuje jeszcze lepszą zabawą podczas czytania.
    Historia dosłownie „słodka”. Oczywiście nie o kremówkach mowa, a o uroczej relacji Niny i Sary, oraz ogółem o głównej bohaterce, która na swój sposób prócz „paskudowania” jest opiekuńcza i miła. (hm, czy aby na pewno ma dobre odwzorcowanie w rzeczywistości?)
    [Nie wybaczam płaskiego tyłka Niny, you know why. XD]
    Czekam na dalsze części! „Słodka historia” dołącza do moich ulubionych opowiadań. :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obyczaj to moja działka? To może rzucę pisanie ,,Hellady" i skupię się na cukierkowych pierdach? :P
      Ciężko będzie zrobić te opisy... Nie mam wprawy, ale tutaj się staram, gdyż wzoruję się na pewnym pięknym mieście... Och, Imciu, Tobie się musiała spodobać ostatnia scena, C' nie?
      JA NIE JESTEM MIŁA?! NO TO LAJOS.
      Nina chuda, ale jej zadek jest okrągły. Malutki, ale okrąglutki :3 NIE CHCIAŁAŚ POZOWAĆ, TO IMPROWIZUJĘ! :P

      Usuń
  4. Sama jestes paskudna :3
    Nie chce mi sie komentowac, ale to robie na Twoja prosbe. Oskarze Cie o szantaz, akurat w piatek ide.
    Ktos wie, ze to ja? Ludzie nie wierzcie, ze ja taki jestem na zywo. Nie daje dupy byle komu, blagam :o
    A Ty i Nina. Padlem. To jak foka z sarna kurwa xD i ta scena na koncu, ohyda. Miedzy udami, br.. Mam dreszcze.
    I biedny? No serio? Az tak po mnie widac, ze nie mam domu i spie pod mostem? Musze zainwestowac w jakis seksowne ciuszki.
    Dobra, krotko i na temat. Zobaczymy, co tam stworzysz z naszej 4 ew. 5. Mam nadzieje, ze bede najciekawszym bohaterem (co jest oczywiste) i nie zrobisz ze mnie mamei, zal.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znaasz się na żaaartaach :P MAMY CIĘ!
      Ludzie Ci nie wierzą, przykro mi. Twój byle-kto przyjdzie w drugim rozdziale.
      Ostry anal i gówno pod napletkiem - jakie to romantyczne!
      Gra wstępna dwóch kobiet - och, to ohydne!!!
      Pod mostem nie śpisz, przygarnęli Cię :P
      Będziesz najnudniejszym, najbardziej gapciowatym bohaterem. Będziemy Cię nazywać ,,Szeregowy". Wiadomo, kim jest Skipper :P

      Usuń
  5. Słodko, bardzo słodko...
    Widzę że Nina rzeczywiście tęskniła za Sarą :D
    Też jestem ciekawy co ty wymodzisz, więc czekam :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słodko, szykuj kubełek! :3 Wymodzę sporo, soo... Czekaj, akurat w następnym rozdziale przyjdziesz :3

      Usuń
  6. Witam,
    droga autorko dopiero co tutaj zawitałam, no Twój blog, cóż przeczytałam ten rozdział i mnie zachwycił, co sprawiło, że jeszcze bardziej przekonało mnie do nadrabiania zaległości, no niestety trochę to czasu mi zajmie, ze względu, że nie mam go tak dużo, aby usiąść i spokojnie czytać, ale będę czytała...
    masz teraz już nową czytelniczkę ;]
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo cieszą mnie Twoje słowa :) To jest nowiutka opowieść, zatem muszę ostrzec, iż pierwsze wpisy na tym blogu są po prostu okropne ;( Mam nadzieję, że zostaniesz i nie uciekniesz z krzykiem :)
      Dziękuję bardzo za komentarz.
      Cieplutko pozdrawiam,
      Sarabeth M.

      Usuń
  7. Taki ładny tytuł, że musiałam zacząć od tego opowiadania!
    Uwielbiam słodkości ^^
    W sumie nigdy nie czytałam żadnego yuri... może z e dwa razy w życiu. Ale to miła odmiana.
    Bardzo podoba mi się ten motyw z kawiarnią. W ogóle, czytając ten rozdział czułam taki przyjemny klimat. Taki ciepły, miły, słodki? :D
    W każdym razie podoba mi się i jestem ciekawa dalszych losów Sary i Niny. A także Damiana. Wyprowadzi się on w końcu, czy nie? :P Zastanawia mnie też co się z nim działo, że tak się stoczył.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja chcieć więcej takich słodkich opek
    Dużo weny
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Cię widzę na moim blogu :3 Więcej takich opek w najbliższym czasie nie będzie (5 kontynuowanych opowiadań to już za dużo), ale w przyszłości, po zakończeniu SH, coś się jeszcze pewnie pojawi :)
      Wenę bierę i również pozdrawiam! :D

      Usuń

Bardzo proszę o opinie :)