piątek, 17 kwietnia 2015

Słodka Historia 2: Słodkie Spotkanie

Jak mówiłam, od teraz rozdziały w każdy piątek o godz. 10:45

Okaay, wypada się przyznać, na jakim mieście wzoruję miejsce akcji w ,,Słodkiej Historii". Powyżej macie zdjęcie rynku w... Lubaniu. Byłam w tym mieście wiele razy... i się w nim po prostu zakochałam. Bardzo mi się podoba. Oczywiście, odrobinę tę mieścinkę wyidealizowałam, ale w rzeczywistości i tak jest ona bardzo piękna.

Następnego dnia Nina obudziła mnie czułym pocałunkiem w kark. Jęcząc głośno, powoli wstałam z łóżka. Mogłabym spać godzinami, jednak praca wzywała.

Niechętnie opuściłam moje cieplutkie legowisko, ubierając się w szlafrok. Zawiązałam jedwabny pasek, po czym wyszłam z sypialni.

Gdy tylko znalazłam się w kuchni, moje nozdrza uderzył zapach jajek i kiełbasy. Uśmiechnęłam się do Niny.

Kobieta stała przy płycie indukcyjnej, smażąc jajecznicę. Podeszłam do ukochanej i objęłam ją od tyłu.

- Dzień dobry, kochanie... - szepnęłam, gryząc płatek jej ucha. - Jak się spało?

- Sio mi stąd, ja tu ci śniadanie robię! - zawołała Nina z szerokim uśmiechem, odsuwając się ode mnie. - Idź do łazienki, zanim mnie zabijesz smrodem z paszczy...

Uwaga kobiety mnie odrobinę zirytowała, jednak posłusznie poszłam do łazienki. Nie zamknęłam drzwi na klucz, licząc na to, iż Nina do mnie dołączy. Niestety, nie zapowiadało się na to.

Ponuro wykonałam poranną toaletę, w myślach przeklinając Ninę za jej zasady. Nigdy się nie zgadzała na poranne małe co nieco.

- Sara, ile jeszcze można!

Słysząc krzyki dziewczyny, opłukałam zęby i zerknęłam do lustra, szczotkując włosy.

Widok, jaki ujrzałam, bardzo mnie zadowolił. Nie byłam brzydka. Nieskromnie mówiąc – mogłabym zakochać się w sobie, gdybym była kimś innym. Nie licząc wzrostu, byłam po prostu wspaniała. Hm... to już podlega pod metroseksualizm?

Uśmiechnęłam się do mojego odbicia. Miałam długie, ciemne włosy związane w koka. Krótsze kosmyki falowały dookoła mojej twarzy, tworząc swoistą aureolę. W połączeniu z szerokim uśmiechem i dużymi, brązowymi oczami nadawały mi diabelski wygląd.

Pogładziłam się po policzku, zachwycając się moją ciemną karnacją.

- Sara, do cholery! Jajka ci wystygną!

Westchnęłam, wychodząc z łazienki. Byłam w samym ręczniku, zatem szybko pobiegłam do sypialni, mijając na korytarzu wyraźnie rozbawionego Damiana.

Przerzucając kolejne ciuszki w szafie, szukałam odpowiedniego ubrania. W ostateczności zdecydowałam się założyć lekki, satynowy kombinezon. Kiedyś były to spodenki kąpielowe i obcisły top, jednak moja ciocia przemieniła to w jednoczęściowy strój.

Postanowiłam się spakować. Złapałam torbę i włożyłam do niej laptopa i teczkę z dokumentami. Wrzuciłam przy okazji parę długopisów i portfel. Rozejrzałam się po pokoju, szukając wzrokiem czegoś, co mogło mi się przydać.

Moja sypialnia nie była duża – ot, kilka metrów kwadratowych. Mała szafa, wypełniona głównie ubraniami Niny, mój ukochany regał na książki, telewizor na niskim stoliczku. W centrum pomieszczenia było łóżko... Albo rozkładana kanapa.

Pokój utrzymywany był w ładnych, pastelowych barwach. Połączenie delikatnej zieleni i jasnego beżu... a może écru? Lubiłam sztukę, jednak zupełnie nie znałam się na kolorach. Liczył się fakt, iż mi się podobały.

- Sara, chodź wreszcie!

Potulnie opuściłam sypialnię i weszłam do kuchni. Ona również była mała. Podziwiałam Ninę za to, iż się w niej mieściła podczas gotowania – lodówka i szafki zajmowały naprawdę dużo miejsca, nie wspominając już o stole i krzesłach.

Usiadłam między Damianem a ukochaną. Zrobiło mi się głupio; moi przyjaciele czekali na mnie z rozpoczęciem śniadania.

- Smacznego... - rzucił smętnie Damian, zaczynając jeść. Miał fioletowe sińce pod oczami. Najwyraźniej po raz kolejny nie poszedł spać w odpowiedniej porze.

- Nawzajem. - odpowiedziałyśmy wspólnie z Niną. Zerknęłam na nią.

Kobieta była ubrana w miętową – miętową? Zielono-niebieską? - sukienkę. Jedząc, zachwycałam się wyglądem ukochanej. Uwielbiałam jej szczupłą szyję i wystające obojczyki. Kochałam je gryźć i skubać. Czułam się wspaniale, mogąc zjeżdżać ustami wzdłuż kości Niny. Od obojczyków po bark. Ramię. Nadgarstek. Palce. I z powrotem. Muskać łopatki, na których Nina miała wytatuowane skrzydła... Zjechać wargami w dół po kręgosłupie. Dotrzeć aż do pośladków. Okrążyć Ninę... Dotknąć jej podbrzusza i...

- Sara! - wołanie Damiana skutecznie mnie wyrwało z zamyślenia. Zarumieniłam się, czując na sobie zdziwione spojrzenie Niny. - Kobito, coraz częściej się zawieszasz... - spostrzegł Damian.

- Wybaczcie... - odpowiedziałam nieszczerze, po czym wróciłam do jedzenia. Aby nie martwić przyjaciół, postanowiłam wsłuchać się w rozmowę pomiędzy moimi przyjaciółmi.

- Tamte bachory były paskudne... - oznajmiła Nina, rzucając Damianowi porozumiewawcze spojrzenie.

- Nawet o nich nie wspominaj... Będę szczęśliwy, jeśli następnym razem zostaną złapane przez straż miejską podczas takich uroczych ,,rozmów”.

- A co się stało? - spytałam, kończąc jeść.

Oni już też mieli puste talerze. Zebrałam naczynia i zaniosłam je do zlewu. Opłukałam je, po czym uznałam, że i tak je należy schować do zmywarki.

- Wczoraj, gdy byłaś w Leśnych Szlakach, mieliśmy niegrzecznych klientów. Hałasowali, przeklinali. Miałam ochotę ich udusić. - Nina przysunęła się jak najbliżej stołu, aby dać mi dostęp do zmywarki.

- To nic nowego. - zauważyłam, ostrożnie układając talerze. Mruknęłam, czując na udzie dłoń Niny.

- Możecie przestać?! - warknął Damian, wstając od stołu.

Zdziwione, wbijałyśmy wzrok w naszego współlokatora. Damian był wyraźnie zły. Usłyszałyśmy trzaśnięcie drzwi.

- Przynajmniej nie musimy biec do kawiarni z samego rana... - oznajmiła Nina, uśmiechając się do mnie zawadiacko.

- Może ty nie musisz, ale ja w południe mam spotkanie z panem Januszem.

Nina uśmiechnęła się do mnie współczująco, obejmując mnie. Musnęła wargami moją szyję.

- Swoją drogą, co takiego tym razem odbiło Damianowi? - Nina, ku mojemu niezadowoleniu, odsunęła się ode mnie.

- Pewnie boli go rączka od masturbacji... - zakpiłam. - Niech on sobie znajdzie faceta, z którym zamieszka; ja mam go już po prostu dość!

- Nawet tak nie mów! Jeszcze przypałęta się jakiemuś okropnemu zboczeńcowi... Co wtedy zrobimy? - Nina była autentycznie przerażona. Prychnęłam. Obecność Damiana coraz bardziej mnie drażniła. Powinnam dać mu podwyżkę, aby uzbierał pieniądze na dobre mieszkanie...

- Aż tak bardzo ci przeszkadza? - zaśmiała się Nina, odsuwając się ode mnie.

Zamyśliłam się. Zależało mi na Damianie – byliśmy przyjaciółmi jeszcze z czasów gimnazjum. Nie chciałam go zawieść. Miałam nadzieję, że pewnego dnia w życiu Damiana wszystko się ułoży, a on sam pozna jakiegoś dobrego, wartościowego mężczyznę.

Wyznałam Ninie moje myśli, gdy ta wyszła z łazienki. Tego dnia kobieta miała rozpuszczone włosy i delikatny makijaż.

Chwyciłam mój skarb za rękę, w drugiej dłoni ściskając torbę.

Wyszłyśmy z mieszkania. Było wpół do siódmej, jednak słońce zdążyło już ogrzać całe miasto.

Idąc na rynek, cichutko rozmawiałam z Niną. Nie była to poważna konwersacja – potrafiłyśmy godzinami mówić o wszystkim i o niczym. Tego dnia padło na nasze przeżycia. Wspominałyśmy pierwsze wspólne chwile, pierwsze pocałunki, pierwsze kłótnie... Chociaż wtedy każdą sprzeczkę głęboko przeżywałyśmy, to po latach potrafiłyśmy się z głośno śmiać z własnej głupoty.

Do południa dzień minął nam niespokojnie – okazało się, że dzień wcześniej do miasta trafiła grupa żądnych przygód dzieciaczków wraz z opiekunami. Dorośli nie zadbali o znalezienie restauracji z tanim i zdrowym jedzeniem, zatem maluchy pognały do Słodkiej Historii.

Obsłużenie piętnastki głośnych, sepleniących się urwisów było ponad moje nerwy. I ja studiowałam pedagogikę przez trzy lata? Śmieszne...

Gdyby nie Nina, zapewne trafiłabym na komisariat, uprzednio detonując niemałą bombę. Na szczęście dla mnie i klientów, kobieta zajęła się obsługiwaniem dzieciątee... bachorów.

Oczywiście, moja podła, mała Nina wiedziała, że nie będę spokojnie stać, gdy ona będzie pracować. Gdy tylko ukochana rzuciła się w wir małych rączek, złapałam parę kart i dołączyłam do najbliższej.

Damian nam nie pomagał, gdyż opuścił kawiarnię zaraz po naszym przyjściu. Tłumaczył się spotkaniem. Nina sądziła, że nasza dzidzia dorasta i ma kawalera.

Tiaa... Raczej kawalerki.

Byłam rozdarta. Chciałam, aby Damian był szczęśliwy. Zależało mi na tym, aby się usamodzielnił. Znalazł mieszkanie. Chłopaka. Prawdę mówiąc, częściowo kierował mną egoizm – pragnęłam odzyskać moje cztery ściany i przestać odczuwać odpowiedzialność za Damiana.

Wiedziałam, że Nina życzyła naszemu przyjacielowi tego samego. Ona jednak kierowała się po prostu jego dobrem. Nie miała samolubnych pobudek. Była to kolejna cecha, która nas dwie różniła, a którą w Ninie kochałam.

Gdy miałam wyjść do siedziby wydawnictwa, zaczęło padać. Ni stąd, ni zowąd, nagle chmury zasłoniły słońce, a w ziemię uderzyły pierwsze krople deszczu.

Zła na pogodynkę, która w niedzielę zapewniała, iż przez cały tydzień będzie ciepło i słonecznie, umknęłam na zaplecze, aby się przebrać. Mój ukochany kombinezon zastąpiłam przylegającymi do ciała dżinsami i sportową bluzą. Kurczę, nie będę się każdego dnia stroić dla pana Janusza!

Nina nawet nie skomentowała mojego ubioru. Zdołała jedynie musnąć moje wargi, po czym wymruczeć, iż mnie kocha.

W biurze spędziłam sporo godzin, wraz z pozostałymi pracownikami przeglądając książkę – czy też jej pogląd na komputerach - i robiąc ostatnie poprawki. Mikołaj sprawnie wkomponował na kilku stronicach nowe zdjęcia, a ja zajęłam się przypisami.

Po południu do naszego wydawnictwa weszła Nina, trzymając w rękach duży, plastikowy pojemnik. Głodni niczym wilki, rzuciliśmy się na to, co poprzedniego dnia miało być moją kolacją. Frytki były świeże, jednak nuggetsy miały odrobinę gumową panierkę. I tak pochwaliłam zdolności kulinarne kobiety. Ja sama potrafiłam spalić wodę w czajniku.

Książka była gotowa. Koszta zostały obliczone. Nie pozostało już nic innego, jak wybrać się do drukarni.

Na dworze lało jak z cebra, gdy opuściłam wraz z Justyną, naszą Panią-Od-Wszystkiego, ratusz. Pognałyśmy do samochodu mojej współpracownicy, przeklinając zakłamaną pogodynkę z lokalnej telewizji.

Nasze miasto, choć było małe, miało nawet własną drukarnię. Mało kto chciał z nią współpracować, gdyż właściciel potrafił być prawdziwym wrzodem na tyłku, ale mój szef po znajomościach potrafił zdobyć wspaniałe kontrakty.

Podczas rozmowy z panem Józefem, który zarządzał drukarnią w imieniu właściciela, prawie straciłam całą cierpliwość. Ludzie niezainteresowani książkami potrafili być durni i małostkowi! Mężczyznę w ogóle nie obchodzili czytelnicy – dla pana Józefa wartość miały jedynie pieniądze. A jak najlepiej je zdobyć? Poprzez nakłonienie wydawnictwa do wyboru droższego papieru.

Gdy po kilkunastu minutach tłumaczenia, iż nasza książka będzie się składać ze zwykłych, matowych kartek i kilkunastu stron z papieru kredowego, pan Józef się poddał. Pomachałyśmy mu przed oczami umową – czy raczej: Justyna pomachała, a ja szukałam maczety.

W ostateczności pokonałyśmy upartego zarządcę. Książka trafiła do druku, a po dwóch dniach miałam odebrać pierwszą część i zawieźć ją do księgarni i wydawnictwa.

Około godziny szesnastej, gdy słońca wciąż nigdzie nie było, wróciłyśmy do biura. Musiałam ustalić wraz z szefem miejsce, w którym odbędzie się pierwsze spotkanie autorskie. Tym razem padło na moją kawiarnię. Nie byłam szczególnie zadowolona z decyzji pana Janusza – musiałabym zamknąć lokal na parę godzin. Straciłabym cenny czas, w trakcie którego mogłabym troszkę zarobić. Nie liczyłam na to, że zaproszeni goście będą później przychodzić do Słodkiej Historii.

Głodna i zirytowana, wróciłam do kawiarni. Nawet napoleonki na ladzie nie mogły mi poprawić nastroju. Usiadłam przy ekspresie do kawy i ponuro obserwowałam Ninę. W tracie deszczu ludzie woleli najwyraźniej zostać w domu, gdyż miałyśmy tylko jednego klienta – młodą, jednakże bardzo ładną kobietę.

Spodobała mi się. Oderwałam wzrok od porządkującej moje książki Niny – i tak uważałam, że byłam jedyną osobą, która potrafiła je dobrze ułożyć – i skupiłam się na nieznajomej.

Nie była w moim typie – szczupła; średniego wzrostu; prawdopodobnie figura klepsydry. Miała jasnobrązowe włosy związane w kucyka. Ku mojemu zadowoleniu, nieznajoma stroniła od mocnego makijażu, dzięki czemu mogłam podziwiać jej naturalną urodę – twarz w kształcie trójkąta, słodkie usteczka, piwne oczy.

Siedziała ze skrzyżowanymi nogami. Ciemne rurki, biały sweterek w granatowe, poziome paski. Na stopach miała całkiem ładne trampki. Potrafiła połączyć wygodę ze swoistą elegancją, co mnie bardzo urzekło.

Zapragnęłam, aby wstała. Chciałam zobaczyć ją w pełnej krasie – siedząc, nie ukazywała swojego ciała tak, jak pragnęłam. Mogłam tylko spekulować. Chociaż spostrzegłam, że jej piersi i tak były śliczniutkie.

- Sara, tobie naprawdę zdarza się coraz częściej myśleć o niebieskich migdałach... - Niechętnie uniosłam głowę, czując na łopatce dłoń Niny.

Uśmiechnęłam się do ukochanej i mocno ją do siebie przytuliłam. Może i nieznajoma była ładna, ale nie mogła się równać z MOJĄ ukochaną.

- Co sądzisz o trójkątach? - rzuciłam zawadiacko, gładząc palcami plecy Niny.

Już po chwili masowałam sobie głowę, gdy blondynka uderzyła mnie menu w czoło.

- Już ja ci dam trójkąty, ty psie na baby! - zawołała Nina, odsuwając się ode mnie. Miała srogą minę, jednak w jej oczach widziałam coś na kształt politowania lub rozczulenia.

Nagle usłyszałyśmy śmiech. Jak na komendę, odwróciłyśmy twarze w kierunku naszej klientki.

- Rzeczywiście jest tutaj cudowna atmosfera, a swobodę cenicie sobie nad życie... - Nieznajoma zwróciła się do nas z szerokim uśmiechem, wskazując palcem tablicę za naszymi plecami.

Zaraz po otrzymaniu kawiarni zamieściłam na ścianie deskę, na której wyryłam napis: ,,U nas możesz czuć się swobodnie!”. Był to pierwszy krok w stronę uczynienia tego miejsca przyjaznym dla każdego.

- Naturalnie! - zawołałam przesadnie radośnie, zrywając się z krzesła i podchodząc do nieznajomej. Zazwyczaj nie dochodziło między mną a klientami do bliskich kontaktów, jednak tym razem odważyłam się odpowiedzieć kobiecie.

- Podziwiam waszą szefową. - Nieznajoma wstała i uścisnęła mi rękę. - Tak w ogóle, to mam na imię Bianka.

- Ja jestem Sara. Miło, że podziwiasz, gdyż to ja tutaj rządzę... - Zaczęłyśmy się śmiać.

- To wszystko tłumaczy. Jeśli jest tutaj zawsze tak wesoło, to od dzisiaj będę tutaj przychodzić każdego dnia

- Zależy mi na komforcie i radości, zatem staram się zarazić ludzi pozytywną energią. - zażartowałam, siadając obok Bianki.

Mogłabym rozmawiać z moją nową koleżanką przez następne parę godzin. Nie było mi to jednak dane, gdyż zaledwie kilkanaście minut po moim poznaniu się z Bianką do kawiarni wszedł Julian, miejscowy ulubieniec wszystkich starszych pań.

Przybysz przywitał się ciepło ze mną i moją rozmówczynią. Wstałam i zostawiłam ich samych.

Znałam Juliana od lat. Chodził do tej samej szkoły, co ja. Swego czasu bardzo mi się podobał, jednak po gimnazjum poszedł do liceum we Wrocławiu, a wszelki kontakt się urwał. Po zdaniu matury stał się najmłodszym prawnikiem w sądzie rejonowym.

- Uuu, Julian i ta cała Bianka nie zachowują się tak, jak przyjaciele... - zauważyła Nina, gdy dołączyłam do niej za ladą. Miała rację.

Para zachowywała się cukierkowo. Bianka i Julian szczebiotali jak dzieci w przedszkolu na widok świętego Mikołaja.

Zmrużyłam oczy, gdy Nina podeszła do stolika, aby odebrać zamówienie. Wydawało mi się, iż parze było wystarczająco słodko, a wszelkie desery były zbędne. Nie zamierzałam ich powstrzymywać. Niech kupują – lepiej dla mnie.

Julian zmienił się w przeciągu ostatnich paru lat – dawniej był chudziutkim, cholernie słodkim chłopaczkiem. Może to wielkie miasto go zmieniło? Gimnazjalna Ja nigdy by nie uwierzyła, że ,,mój” Julian stanie się wysokim, muskularnym facetem. Chociaż bardzo mi się podobał nowy wygląd mojego kolegi.

Jasne włosy sięgały mu do szyi. Końcówki się zawijały, jednak te małe loczki nie nadawały Julianowi wyglądu aniołka. Wręcz przeciwnie. Wyglądał jak Lucyfer – niby anielski... Jednak w oczach mojego kolegi kryły się te same diabelskie ogniki, jakie niejednokrotnie widziałam w lustrze. Jak każdy prawnik, ,,obowiązkowo" był ubrany w prążkowany garnitur.

Wraz z Niną obserwowałyśmy naszych gości. Wyraźnie mieli ku sobie. Nie znałam dobrze Bianki, jednak wydawała się być doskonałą dziewczyną dla Juliana.

Ciekawe, kim ona jest... - mruknęła Nina, przysuwając się do mnie. Podstawiła mi pod nos czekoladowo-waniliowe cappuccino. - Pierwszy raz ją widzę, a Julek raczej nie pałęta się z byle kim.

Wiem, przez trzy lata gimnazjum nie zwracał na mnie uwagi. - rzuciłam kąśliwie, unosząc filiżankę. Upiłam łyk i oparzyłam sobie język.

Nina zaśmiała się.

Reszta popołudnia minęła spokojnie. Aż za spokojnie. Była to prawdziwa cisza przed burzą.

Wieczorem zostałam w kawiarni sama. Nina otrzymała telefon od rodziców – do zanotowania... odważyć się wreszcie przyznać moim przyszłym teściom, że będą mieć ,,zięciówkę” - i otrzymała nakaz przybycia do domu rodzinnego. Julian i Bianka wyszli niedługo po niej. Miałam nadzieję, że nie stracą rozumu i nie zrobią dziecka.

Z racji braku klientów, zapaliłam świece i w blasku licznych płomyków zaczęłam sprzątać. Poustawiałam równo krzesła, odkurzyłam książki i ustawiłam je w odpowiedniej kolejności – i tak nikt poza mną nie wiedział, czym się kierowałam, układając powieści – oraz umyłam podłogę.

Gdy sprzątanie mi się znudziło, ukroiłam sobie kawałek murzynka i, krusząc na klawiaturę, pisałam nowy rozdział mojej następnej książki. W międzyczasie okazało się, iż pogoda miała nie zmieniać się aż do niedzieli. Pięć dni deszczu. Okropieństwo.

Już miałam wstać z krzesła i zamknąć kawiarnię, gdy ktoś wszedł do środka. Położyłam laptopa na blacie i zerknęłam na przybysza. Otworzyłam szeroko oczy.

- Tomasz...? - szepnęłam, nie wierząc w to, co widziałam.

- Witaj, Saro. - Tomasz podszedł do mnie. Dzieliły nas centymetry.

Mój były nic się nie zmienił. Wciąż był wysokim, przystojnym, szarmanckim dupkiem.

- Co ty tu robisz? Wracasz na stare śmieci? - warknęłam, zaciskając pięści.

- Nie ładnie tak się zwracać do gości... - zakpił mężczyzna, rozglądając się z paskudnym uśmieszkiem po pomieszczeniu. - Widzę, że wiele tu zmieniłaś, odkąd ciocia zmarła...

- Gdybyś nie był pozbawionym rozumu kretynem, to dzisiaj byłbyś właścicielem Historii. O ile wcześniej byś nie zbankrutował...

- Saro. - Oschły ton głosu Tomasza skutecznie mnie uciszył. Może i pod względem fizycznym się nie zmienił, ale charakter miał zupełnie inny, niż dawniej. - Przemyślałem wszystko. Byłem głupi. Chcę ci pomóc.

Zagryzłam wargę, zdziwiona. Tomasz chciał mi pomóc? Po tym wszystkim, co zrobił?

- Czy ty siebie słyszysz? Człowieku, pamiętasz, co mi zrobiłeś? Tom, przez rok byliśmy razem. Przez rok mnie oszukiwałeś. Zwodziłeś mnie, udając wielką miłość, jednocześnie rżnąc na boku inne laski? - Miałam łzy w oczach.

Przez trzy lata nauki w szkole średniej byłam kompletnie zauroczona w Tomaszu. Wydawał się być ideałem, chociaż wielokrotnie słyszałam brzydkie plotki o jego pożyciu seksualnym. Zaraz po zdaniu matury zaczęliśmy się spotykać. On szanował moje poglądy – między innymi to, że uznawałam seks jedynie po ślubie. Tak mi się przynajmniej zdawało.

W rzeczywistości, gdy ja szukałam dobrej uczelni, on jednocześnie szukał dla nas mieszkania i zdradzał mnie z przypadkowymi ludźmi. Gdy poznałam prawdę, zerwałam z Tomaszem. Ostatnim razem widziałam go podczas czytania ostatniej woli jego cioci, pani Danuty.

- Wiem, że cię skrzywdziłem. Teraz chcę to naprawić. Firma wysłała mnie tutaj, abym kierował filią. Gdy otrzymałem awans, pomyślałem o tobie... Zatęskniłem.

Obrzuciłam Tomasza podejrzanym spojrzeniem. Nie spodziewałam się po nim takich wyznań. On za mną tęsknił...? Chciał pomóc...?

- Przykro mi, ale mam dziewczynę. Pragnę się jej oświadczyć. Kocham ją i chcę spełnić z nią życie. Znajdź sobie kogoś innego. - Wyrzucałam z siebie kolejne słowa jednym tchem, nie panując nad językiem.

- Wiem. - Tomasz zaśmiał się serdecznie, a w jego oczach pojawił się ciepły błysk. - Nina. Widziałem ją. Prawdę mówiąc... Byłem tu wczoraj przez parę godzin. Bałem się zagadać, w dodatku wolałem porozmawiać z tobą na osobności... Znam twój wybuchowy charakter...

,,Wybuchowy charakter”? Wypraszam sobie! Gdyby on poznał mój charakter, to by go już nie było na tym świecie!

- I co w związku z tym? Raz. Wiesz, że razem nie będziemy. Dwa. Zagadałeś i nic ci to nie dało. - Mówiąc, liczyłam na palcach. Uniosłam trzeci, środkowy palec. - Trzy. Nic tu po tobie.

- Sara, nie bądź uparta. - Tomasz złapał położył dłoń na moim ramieniu. Strzepnęłam ją. - We wrześniu mój salon zostanie otworzony. Do tego czasu jestem całkowicie wolny. Chcę odbudować naszą przyjaźń sprzed czasów, gdy byliśmy przyjaciółmi. Proszę, daj mi tą szansę...

- ,,Tę”. - warknęłam. Nie tolerowałam błędów.

Pomyślałam o czasach, gdy się przyjaźniliśmy. W gimnazjum Tom był małym, okrągłym chłopaczkiem, a ja jego jedyną koleżanką. Bardzo się zmienił... Najwyraźniej nie tylko fizycznie. Co mi szkodzi?, pomyślałam. Jako przyjaciel, Tomasz nigdy mnie nie zawiódł.

- Tylko spróbuj zawieść moje zaufanie, a przez najbliższe trzy dekady twoja kuśka nie drgnie, rozumiesz?! - rzuciłam groźnie. Już miałam dodać coś więcej, gdy silne ramiona Tomasza objęła mnie mocno.

- Dziękuję, Sarciu... - mruknął Tomasz, odsuwając się ode mnie z wyraźną niechęcią. Dopiero wtedy mu się poważnie przyjrzałam.

Urósł, to przede wszystkim. Ledwo co sięgałam mu do piersi. Nogi Tomasza zdawały się mieć kilka kilometrów.

Żylaste dłonie, które kiedyś tak bardzo kochałam mieć na swoim ciele...

Szeroki uśmiech, na widok którego dawniej miękły mi kolana...

Ciemne, duże oczy, w których mogłam zatonąć...

Włosy, jak zawsze, sterczały na wszystkie strony. Na twarzy Tomasza widniał jednodniowy zarost, co mnie zdziwiło. Kiedyś policzki Toma były tak gładziutkie, iż potrafiłam głaskać mojego byłego już chłopaka godzinami. Żartowaliśmy, że był moim kotkiem.

-Co u ciebie słychać? - spytałam, podchodząc do ekspresu do kawy. - Napijesz się? Jak ci się żyło we Wrocławiu? Twoja mama nadal ma problemy z kolanem?

Zasypywałam Tomasza pytaniami, autentycznie zaciekawiona. Damian i Nina w pewien sposób zastąpili mi Toma, jednak nawet oni nie mogli zająć miejsca mojego najbliższego przyjaciela.

- Latte. - Mój gość zaczął odpowiadać na każde moje pytanie, jednak już po chwili jęczał, cierpiąc. Każda jego odpowiedź wywoływała następne pytania.

Przez parę godzin rozmawialiśmy, dzieląc się naszymi przeżyciami. Nie wierzyłam, że tak łatwo potrafiłam pogodzić się z przybyciem Tomasza do naszego miasta.

O północy latarnie zgasły, oznajmiając mi, która już była godzina. Panikując, zerwałam się z krzesła, ignorując zdumione spojrzenie Toma. Rzuciłam się w stronę zaplecza, gdzie miałam klucze i płaszcz – deszcz nadal nie przestawał atakować miasta.

- Już idziesz? - Tomasz wydawał się być bardzo zawiedziony. Wstał z krzesła i odniósł do zlewu naczynia. Wyjął z kieszeni marynarki paczkę papierosów. - Można?

- Nie, nie można! - Odwróciliśmy się w stronę wejścia. Uśmiechnęłam się do Damiana. Nie lubiliśmy papierosów i nie zgadzaliśmy się na to, aby ktokolwiek w Słodkiej Historii zatruwał innych nikotyną. - Sara, martwiliśmy się o cie... - Damian podszedł do nas i raptownie urwał, patrząc na Tomasza.

Znałam to maślane spojrzenie. Taki sam wzrok zawsze miała cała rzesza kobiet, gdy w ich pobliżu znajdował się Tom.

Zagryzłam wargę. Nie podobało mi się to, co widziałam.

- Dobry wieczór... - mruknął Damian. Wiercił się, a moje serce zaczęło walić jak u konia wyścigowego. Miałam nadzieję, że się pomyliłam, że oślepłam, że śniłam... - Jestem Damian.

Tomasz wyciągnął dłoń w stronę mojego przyjaciela. Wymienili uścisk. Zaschło mi w ustach. Nie. Nie tego pragnęłam, prosząc los o to, aby Damian znalazł sobie chłopaka.

- Jestem Tom... Pracujesz tutaj, prawda?

Moi przyjaciele zaczęli rozmawiać, ignorując mnie. Myślałam, że zejdę na zawał. Zaczęłam pocieszać się myślą, iż pociąg fizyczny jeszcze o niczym nie świadczy...

Na moich oczach rozgrywała się katastrofa. Czułam się tak, jakbym obserwowała ten mały kamyczek, który, zderzając się z innymi, wywołuje potężną lawinę. Czułam się tak, jakbym to ja ten kamyczek kopnęła.

Świat mi się zaczął walić. Jeśli Damian poczuje do Tomasza coś więcej, a ten go tylko wykorzysta... To ja będę winna późniejszego cierpienia mojego przyjaciela.

9 komentarzy:

  1. Super rozdział, rowija sie i lubie takie klimaty. Życzę weny:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Sara ma niezły charakterek, nie ma to jak dobre mnie manie o sobie. Ten To tak nagle wyskoczył. Dziwne, że po takim czasie przypomniał sobie o dziewczynie. Może ma w tym jakiś interes? szkoda Damiana, bo chyba trafił pod zły adres.
    A Bianeczka słodziuteńka, niczym z waty cukrowej.:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bianeczka słodziuteńka? Ojeju, jakaś Ty skromna. Jak ja :D
      Damiana Ci szkoda? Szkoda?! Ojj, ktoś tu musi ograniczyć dawkę cukru...

      Usuń
  3. Oj wszyscy lecą na Tomasza :D
    Ciekawe czy Nina też na niego zwróci uwagę,co Sarcia?? :D
    Trochę za dużo cukru, ale nie czepiam się ;P
    Wenyy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sarcia na Tomasza nie zwraca uwagi, Sarcia nie Tomasz, Sarcia wierna :P
      Jak już mowa o zwracaniu... Jak tak narzekasz na cukier, to dam tyle lukru, że zwrócisz zawartość żołądka. Kum-kumasz? :3
      Dzięki :P

      Usuń
  4. Uhuhu rozdział świetny! Coś się szykuje :D czekam na dalszą część :D

    Btw. Przeczytałam większość prac na tym blogu, ale Zuzi, leniuchowi xD, nie chciało się skomentować ;o więc tu podsumuje moje wrażenia :P Piszesz genialnie, przypadkowo trafiłam na tego bloga, przeczytałam jeden rozdzialik i jakoś się tak wciągnęłam :P

    Życzę weny (ale chyba ci jej nie brakuje :D)!

    ~Zuchii
    Ps. Niedawno założyłam bloga, a że ty jesteś doświadczoną pisarką, zajrzysz i ocenisz moje opowiadanka? szalonaslashzakrecona.blospot.com :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam :) Cieszę się, że Ci się podobało. Co do tej ,,genialności"... Hm... Chyba bym polemizowała :D W wakacje będę musiała poprawić pierwszą część ,,Hellady", gdyż ją skopałam, zatem genialnie to raczej nie piszę :/
      Wenę biorę! W ilościach hurtowych zbieram!
      Z chęcią przeczytam Twoje opowiadania - właśnie zajrzałam na Twojego bloga i jestem pewna, że ja również znajdę coś dla siebie. Co do oceny - jakieś-tam rady mogę podać, ale doświadczoną pisarką to na pewno nie jestem. Publikuję dopiero od października - wciąż się uczę ;)

      Usuń
  5. Mogłabym tutaj nasłodzić, jak bardzo kocham to opowiadanie, ale myślę, że jest tutaj już dość słodkości w samym tekście. Żeby tylko, już nawet w tytule rozdziału!
    Nie ładnie, Sarcia, tak chcieć Damiana z domu wywalić. :p
    „ Już ja ci dam trójkąty, ty psie na baby! ” - uwielbiam ten tekst, haha. :D I dobrze, że tak jej powiedziała! Będzie mi tu kurcze takie rzeczy Ninie proponować. -,-
    Tomasz, Tomasz, pokaż co masz. A raczej kogo - ale to już dla wtajemniczonych przez ciebie. :p Coś podejrzane to pojawienie się go -,-
    Ojj, biedny Damian, to se partnera wybrał. Cóż, zawsze ktoś. Może jednak jakoś im wyjdzie... W końcu słodka historia, nie? :D

    OdpowiedzUsuń
  6. O ja cie, ja cie, ja cie... Co tu się dzieje xD Jakie rzeczy!
    Musiałam zrobić przerwę, bo nauka wzywała, ale ten rozdział jest jeszcze lepszy od poprzedniego.
    Kiedy Sara zaczęła opowiadać o tym Tomaszu, to nie polubiłam go. W końcu ciężko lubić takich typów. A on teraz widocznie spodobał się Damiankowi! Co to będzie? Mam nadzieję, że tamten go nie zrani, bo zabiję ^^
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Bardzo proszę o opinie :)