Jak mówiłam, od teraz rozdziały w każdy piątek o godz. 10:45

Okaay, wypada się przyznać, na jakim mieście wzoruję miejsce akcji w ,,Słodkiej Historii". Powyżej macie zdjęcie rynku w... Lubaniu. Byłam w tym mieście wiele razy... i się w nim po prostu zakochałam. Bardzo mi się podoba. Oczywiście, odrobinę tę mieścinkę wyidealizowałam, ale w rzeczywistości i tak jest ona bardzo piękna.
Następnego
dnia Nina obudziła mnie czułym pocałunkiem w kark. Jęcząc
głośno, powoli wstałam z łóżka. Mogłabym spać godzinami,
jednak praca wzywała.
Niechętnie
opuściłam moje cieplutkie legowisko, ubierając się w szlafrok.
Zawiązałam jedwabny pasek, po czym wyszłam z sypialni.
Gdy
tylko znalazłam się w kuchni, moje nozdrza uderzył zapach jajek i
kiełbasy. Uśmiechnęłam się do Niny.
Kobieta
stała przy płycie indukcyjnej, smażąc jajecznicę. Podeszłam do
ukochanej i objęłam ją od tyłu.
-
Dzień dobry, kochanie... - szepnęłam, gryząc płatek jej ucha. -
Jak się spało?
-
Sio mi stąd, ja tu ci śniadanie robię! - zawołała Nina z
szerokim uśmiechem, odsuwając się ode mnie. - Idź do łazienki,
zanim mnie zabijesz smrodem z paszczy...
Uwaga
kobiety mnie odrobinę zirytowała, jednak posłusznie poszłam do
łazienki. Nie zamknęłam drzwi na klucz, licząc na to, iż Nina do
mnie dołączy. Niestety, nie zapowiadało się na to.
Ponuro
wykonałam poranną toaletę, w myślach przeklinając Ninę za jej
zasady. Nigdy się nie zgadzała na poranne małe co nieco.
-
Sara, ile jeszcze można!
Słysząc
krzyki dziewczyny, opłukałam zęby i zerknęłam do lustra,
szczotkując włosy.
Widok,
jaki ujrzałam, bardzo mnie zadowolił. Nie byłam brzydka.
Nieskromnie mówiąc – mogłabym zakochać się w sobie, gdybym
była kimś innym. Nie licząc wzrostu, byłam po prostu wspaniała.
Hm... to już podlega pod metroseksualizm?
Uśmiechnęłam
się do mojego odbicia. Miałam długie, ciemne włosy związane w
koka. Krótsze kosmyki falowały dookoła mojej twarzy, tworząc
swoistą aureolę. W połączeniu z szerokim uśmiechem i dużymi,
brązowymi oczami nadawały mi diabelski wygląd.
Pogładziłam
się po policzku, zachwycając się moją ciemną karnacją.
-
Sara, do cholery! Jajka ci wystygną!
Westchnęłam,
wychodząc z łazienki. Byłam w samym ręczniku, zatem szybko
pobiegłam do sypialni, mijając na korytarzu wyraźnie rozbawionego
Damiana.
Przerzucając
kolejne ciuszki w szafie, szukałam odpowiedniego ubrania. W
ostateczności zdecydowałam się założyć lekki, satynowy
kombinezon. Kiedyś były to spodenki kąpielowe i obcisły top,
jednak moja ciocia przemieniła to w jednoczęściowy strój.
Postanowiłam
się spakować. Złapałam torbę i włożyłam do niej laptopa i
teczkę z dokumentami. Wrzuciłam przy okazji parę długopisów i
portfel. Rozejrzałam się po pokoju, szukając wzrokiem czegoś, co
mogło mi się przydać.
Moja
sypialnia nie była duża – ot, kilka metrów kwadratowych. Mała
szafa, wypełniona głównie ubraniami Niny, mój ukochany regał na
książki, telewizor na niskim stoliczku. W centrum pomieszczenia
było łóżko... Albo rozkładana kanapa.
Pokój
utrzymywany był w ładnych, pastelowych barwach. Połączenie
delikatnej zieleni i jasnego beżu... a może écru? Lubiłam sztukę,
jednak zupełnie nie znałam się na kolorach. Liczył się fakt, iż
mi się podobały.
-
Sara, chodź wreszcie!
Potulnie
opuściłam sypialnię i weszłam do kuchni. Ona również była
mała. Podziwiałam Ninę za to, iż się w niej mieściła podczas
gotowania – lodówka i szafki zajmowały naprawdę dużo miejsca,
nie wspominając już o stole i krzesłach.
Usiadłam
między Damianem a ukochaną. Zrobiło mi się głupio; moi
przyjaciele czekali na mnie z rozpoczęciem śniadania.
-
Smacznego... - rzucił smętnie Damian, zaczynając jeść. Miał
fioletowe sińce pod oczami. Najwyraźniej po raz kolejny nie poszedł
spać w odpowiedniej porze.
-
Nawzajem. - odpowiedziałyśmy wspólnie z Niną. Zerknęłam na nią.
Kobieta
była ubrana w miętową – miętową? Zielono-niebieską? -
sukienkę. Jedząc, zachwycałam się wyglądem ukochanej.
Uwielbiałam jej szczupłą szyję i wystające obojczyki. Kochałam
je gryźć i skubać. Czułam się wspaniale, mogąc zjeżdżać
ustami wzdłuż kości Niny. Od obojczyków po bark. Ramię.
Nadgarstek. Palce. I z powrotem. Muskać łopatki, na których Nina
miała wytatuowane skrzydła... Zjechać wargami w dół po
kręgosłupie. Dotrzeć aż do pośladków. Okrążyć Ninę...
Dotknąć jej podbrzusza i...
-
Sara! - wołanie Damiana skutecznie mnie wyrwało z zamyślenia.
Zarumieniłam się, czując na sobie zdziwione spojrzenie Niny. -
Kobito, coraz częściej się zawieszasz... - spostrzegł Damian.
-
Wybaczcie... - odpowiedziałam nieszczerze, po czym wróciłam do
jedzenia. Aby nie martwić przyjaciół, postanowiłam wsłuchać się
w rozmowę pomiędzy moimi przyjaciółmi.
-
Tamte bachory były paskudne... - oznajmiła Nina, rzucając
Damianowi porozumiewawcze spojrzenie.
-
Nawet o nich nie wspominaj... Będę szczęśliwy, jeśli następnym
razem zostaną złapane przez straż miejską podczas takich uroczych
,,rozmów”.
-
A co się stało? - spytałam, kończąc jeść.
Oni
już też mieli puste talerze. Zebrałam naczynia i zaniosłam je do
zlewu. Opłukałam je, po czym uznałam, że i tak je należy schować
do zmywarki.
-
Wczoraj, gdy byłaś w Leśnych Szlakach, mieliśmy niegrzecznych
klientów. Hałasowali, przeklinali. Miałam ochotę ich udusić. -
Nina przysunęła się jak najbliżej stołu, aby dać mi dostęp do
zmywarki.
-
To nic nowego. - zauważyłam, ostrożnie układając talerze.
Mruknęłam, czując na udzie dłoń Niny.
-
Możecie przestać?! - warknął Damian, wstając od stołu.
Zdziwione,
wbijałyśmy wzrok w naszego współlokatora. Damian był wyraźnie
zły. Usłyszałyśmy trzaśnięcie drzwi.
-
Przynajmniej nie musimy biec do kawiarni z samego rana... - oznajmiła
Nina, uśmiechając się do mnie zawadiacko.
-
Może ty nie musisz, ale ja w południe mam spotkanie z panem
Januszem.
Nina
uśmiechnęła się do mnie współczująco, obejmując mnie. Musnęła
wargami moją szyję.
-
Swoją drogą, co takiego tym razem odbiło Damianowi? - Nina, ku
mojemu niezadowoleniu, odsunęła się ode mnie.
-
Pewnie boli go rączka od masturbacji... - zakpiłam. - Niech on
sobie znajdzie faceta, z którym zamieszka; ja mam go już po prostu
dość!
-
Nawet tak nie mów! Jeszcze przypałęta się jakiemuś okropnemu
zboczeńcowi... Co wtedy zrobimy? - Nina była autentycznie
przerażona. Prychnęłam. Obecność Damiana coraz bardziej mnie
drażniła. Powinnam dać mu podwyżkę, aby uzbierał pieniądze na
dobre mieszkanie...
-
Aż tak bardzo ci przeszkadza? - zaśmiała się Nina, odsuwając się
ode mnie.
Zamyśliłam
się. Zależało mi na Damianie – byliśmy przyjaciółmi jeszcze z
czasów gimnazjum. Nie chciałam go zawieść. Miałam nadzieję, że
pewnego dnia w życiu Damiana wszystko się ułoży, a on sam pozna
jakiegoś dobrego, wartościowego mężczyznę.
Wyznałam
Ninie moje myśli, gdy ta wyszła z łazienki. Tego dnia kobieta
miała rozpuszczone włosy i delikatny makijaż.
Chwyciłam
mój skarb za rękę, w drugiej dłoni ściskając torbę.
Wyszłyśmy
z mieszkania. Było wpół do siódmej, jednak słońce zdążyło
już ogrzać całe miasto.
Idąc
na rynek, cichutko rozmawiałam z Niną. Nie była to poważna
konwersacja – potrafiłyśmy godzinami mówić o wszystkim i o
niczym. Tego dnia padło na nasze przeżycia. Wspominałyśmy
pierwsze wspólne chwile, pierwsze pocałunki, pierwsze kłótnie...
Chociaż wtedy każdą sprzeczkę głęboko przeżywałyśmy, to po
latach potrafiłyśmy się z głośno śmiać z własnej głupoty.
Do
południa dzień minął nam niespokojnie – okazało się, że
dzień wcześniej do miasta trafiła grupa żądnych przygód
dzieciaczków wraz z opiekunami. Dorośli nie zadbali o znalezienie
restauracji z tanim i zdrowym jedzeniem, zatem maluchy pognały do
Słodkiej Historii.
Obsłużenie
piętnastki głośnych, sepleniących się urwisów było ponad moje
nerwy. I ja studiowałam pedagogikę przez trzy lata? Śmieszne...
Gdyby
nie Nina, zapewne trafiłabym na komisariat, uprzednio detonując
niemałą bombę. Na szczęście dla mnie i klientów, kobieta zajęła
się obsługiwaniem dzieciątee... bachorów.
Oczywiście,
moja podła, mała Nina wiedziała, że nie będę spokojnie stać,
gdy ona będzie pracować. Gdy tylko ukochana rzuciła się w wir
małych rączek, złapałam parę kart i dołączyłam do
najbliższej.
Damian
nam nie pomagał, gdyż opuścił kawiarnię zaraz po naszym
przyjściu. Tłumaczył się spotkaniem. Nina sądziła, że nasza
dzidzia dorasta i ma kawalera.
Tiaa...
Raczej kawalerki.
Byłam
rozdarta. Chciałam, aby Damian był szczęśliwy. Zależało mi na
tym, aby się usamodzielnił. Znalazł mieszkanie. Chłopaka. Prawdę
mówiąc, częściowo kierował mną egoizm – pragnęłam odzyskać
moje cztery ściany i przestać odczuwać odpowiedzialność za
Damiana.
Wiedziałam,
że Nina życzyła naszemu przyjacielowi tego samego. Ona jednak
kierowała się po prostu jego dobrem. Nie miała samolubnych
pobudek. Była to kolejna cecha, która nas dwie różniła, a którą
w Ninie kochałam.
Gdy
miałam wyjść do siedziby wydawnictwa, zaczęło padać. Ni stąd,
ni zowąd, nagle chmury zasłoniły słońce, a w ziemię uderzyły
pierwsze krople deszczu.
Zła
na pogodynkę, która w niedzielę zapewniała, iż przez cały
tydzień będzie ciepło i słonecznie, umknęłam na zaplecze, aby
się przebrać. Mój ukochany kombinezon zastąpiłam przylegającymi
do ciała dżinsami i sportową bluzą. Kurczę, nie będę się
każdego dnia stroić dla pana Janusza!
Nina
nawet nie skomentowała mojego ubioru. Zdołała jedynie musnąć
moje wargi, po czym wymruczeć, iż mnie kocha.
W
biurze spędziłam sporo godzin, wraz z pozostałymi pracownikami
przeglądając książkę – czy też jej pogląd na komputerach -
i robiąc ostatnie poprawki. Mikołaj sprawnie wkomponował na kilku
stronicach nowe zdjęcia, a ja zajęłam się przypisami.
Po
południu do naszego wydawnictwa weszła Nina, trzymając w rękach
duży, plastikowy pojemnik. Głodni niczym wilki, rzuciliśmy się na
to, co poprzedniego dnia miało być moją kolacją. Frytki były
świeże, jednak nuggetsy miały odrobinę gumową panierkę. I tak
pochwaliłam zdolności kulinarne kobiety. Ja sama potrafiłam spalić
wodę w czajniku.
Książka
była gotowa. Koszta zostały obliczone. Nie pozostało już nic
innego, jak wybrać się do drukarni.
Na
dworze lało jak z cebra, gdy opuściłam wraz z Justyną, naszą
Panią-Od-Wszystkiego, ratusz. Pognałyśmy do samochodu mojej
współpracownicy, przeklinając zakłamaną pogodynkę z lokalnej
telewizji.
Nasze
miasto, choć było małe, miało nawet własną drukarnię. Mało
kto chciał z nią współpracować, gdyż właściciel potrafił być
prawdziwym wrzodem na tyłku, ale mój szef po znajomościach
potrafił zdobyć wspaniałe kontrakty.
Podczas
rozmowy z panem Józefem, który zarządzał drukarnią w imieniu
właściciela, prawie straciłam całą cierpliwość. Ludzie
niezainteresowani książkami potrafili być durni i małostkowi!
Mężczyznę w ogóle nie obchodzili czytelnicy – dla pana Józefa
wartość miały jedynie pieniądze. A jak najlepiej je zdobyć?
Poprzez nakłonienie wydawnictwa do wyboru droższego papieru.
Gdy
po kilkunastu minutach tłumaczenia, iż nasza książka będzie się
składać ze zwykłych, matowych kartek i kilkunastu stron z papieru
kredowego, pan Józef się poddał. Pomachałyśmy mu przed oczami
umową – czy raczej: Justyna pomachała, a ja szukałam maczety.
W
ostateczności pokonałyśmy upartego zarządcę. Książka trafiła
do druku, a po dwóch dniach miałam odebrać pierwszą część i
zawieźć ją do księgarni i wydawnictwa.
Około
godziny szesnastej, gdy słońca wciąż nigdzie nie było,
wróciłyśmy do biura. Musiałam ustalić wraz z szefem miejsce, w
którym odbędzie się pierwsze spotkanie autorskie. Tym razem padło
na moją kawiarnię. Nie byłam szczególnie zadowolona z decyzji
pana Janusza – musiałabym zamknąć lokal na parę godzin.
Straciłabym cenny czas, w trakcie którego mogłabym troszkę
zarobić. Nie liczyłam na to, że zaproszeni goście będą później
przychodzić do Słodkiej Historii.
Głodna
i zirytowana, wróciłam do kawiarni. Nawet napoleonki na ladzie nie
mogły mi poprawić nastroju. Usiadłam przy ekspresie do kawy i
ponuro obserwowałam Ninę. W tracie deszczu ludzie woleli
najwyraźniej zostać w domu, gdyż miałyśmy tylko jednego klienta
– młodą, jednakże bardzo ładną kobietę.
Spodobała
mi się. Oderwałam wzrok od porządkującej moje książki Niny –
i tak uważałam, że byłam jedyną osobą, która potrafiła je
dobrze ułożyć – i skupiłam się na nieznajomej.
Nie
była w moim typie – szczupła; średniego wzrostu; prawdopodobnie
figura klepsydry. Miała jasnobrązowe włosy związane w kucyka. Ku
mojemu zadowoleniu, nieznajoma stroniła od mocnego makijażu, dzięki
czemu mogłam podziwiać jej naturalną urodę – twarz w kształcie
trójkąta, słodkie usteczka, piwne oczy.
Siedziała
ze skrzyżowanymi nogami. Ciemne rurki, biały sweterek w granatowe,
poziome paski. Na stopach miała całkiem ładne trampki. Potrafiła
połączyć wygodę ze swoistą elegancją, co mnie bardzo urzekło.
Zapragnęłam,
aby wstała. Chciałam zobaczyć ją w pełnej krasie – siedząc,
nie ukazywała swojego ciała tak, jak pragnęłam. Mogłam tylko
spekulować. Chociaż spostrzegłam, że jej piersi i tak były
śliczniutkie.
-
Sara, tobie naprawdę zdarza się coraz częściej myśleć o
niebieskich migdałach... - Niechętnie uniosłam głowę, czując na
łopatce dłoń Niny.
Uśmiechnęłam
się do ukochanej i mocno ją do siebie przytuliłam. Może i
nieznajoma była ładna, ale nie mogła się równać z MOJĄ
ukochaną.
-
Co sądzisz o trójkątach? - rzuciłam zawadiacko, gładząc palcami
plecy Niny.
Już
po chwili masowałam sobie głowę, gdy blondynka uderzyła mnie menu
w czoło.
-
Już ja ci dam trójkąty, ty psie na baby! - zawołała Nina,
odsuwając się ode mnie. Miała srogą minę, jednak w jej oczach
widziałam coś na kształt politowania lub rozczulenia.
Nagle
usłyszałyśmy śmiech. Jak na komendę, odwróciłyśmy twarze w
kierunku naszej klientki.
-
Rzeczywiście jest tutaj cudowna atmosfera, a swobodę cenicie sobie
nad życie... - Nieznajoma zwróciła się do nas z szerokim
uśmiechem, wskazując palcem tablicę za naszymi plecami.
Zaraz
po otrzymaniu kawiarni zamieściłam na ścianie deskę, na której
wyryłam napis: ,,U nas możesz czuć się swobodnie!”. Był to
pierwszy krok w stronę uczynienia tego miejsca przyjaznym dla
każdego.
-
Naturalnie! - zawołałam przesadnie radośnie, zrywając się z
krzesła i podchodząc do nieznajomej. Zazwyczaj nie dochodziło
między mną a klientami do bliskich kontaktów, jednak tym razem
odważyłam się odpowiedzieć kobiecie.
-
Podziwiam waszą szefową. - Nieznajoma wstała i uścisnęła mi
rękę. - Tak w ogóle, to mam na imię Bianka.
-
Ja jestem Sara. Miło, że podziwiasz, gdyż to ja tutaj rządzę...
- Zaczęłyśmy się śmiać.
-
To wszystko tłumaczy. Jeśli jest tutaj zawsze tak wesoło, to od
dzisiaj będę tutaj przychodzić każdego dnia
-
Zależy mi na komforcie i radości, zatem staram się zarazić ludzi
pozytywną energią. - zażartowałam, siadając obok Bianki.
Mogłabym
rozmawiać z moją nową koleżanką przez następne parę godzin.
Nie było mi to jednak dane, gdyż zaledwie kilkanaście minut po
moim poznaniu się z Bianką do kawiarni wszedł Julian, miejscowy
ulubieniec wszystkich starszych pań.
Przybysz
przywitał się ciepło ze mną i moją rozmówczynią. Wstałam i
zostawiłam ich samych.
Znałam
Juliana od lat. Chodził do tej samej szkoły, co ja. Swego czasu
bardzo mi się podobał, jednak po gimnazjum poszedł do liceum
we Wrocławiu, a wszelki kontakt się urwał. Po zdaniu matury stał się
najmłodszym prawnikiem w sądzie rejonowym.
-
Uuu, Julian i ta cała Bianka nie zachowują się tak, jak
przyjaciele... - zauważyła Nina, gdy dołączyłam do niej za ladą.
Miała rację.
Para
zachowywała się cukierkowo. Bianka i Julian szczebiotali jak dzieci
w przedszkolu na widok świętego Mikołaja.
Zmrużyłam
oczy, gdy Nina podeszła do stolika, aby odebrać zamówienie.
Wydawało mi się, iż parze było wystarczająco słodko, a wszelkie
desery były zbędne. Nie zamierzałam ich powstrzymywać. Niech
kupują – lepiej dla mnie.
Julian
zmienił się w przeciągu ostatnich paru lat – dawniej był
chudziutkim, cholernie słodkim chłopaczkiem. Może to wielkie miasto go
zmieniło? Gimnazjalna Ja nigdy by nie uwierzyła, że ,,mój”
Julian stanie się wysokim, muskularnym facetem. Chociaż bardzo mi
się podobał nowy wygląd mojego kolegi.
Jasne
włosy sięgały mu do szyi. Końcówki się zawijały, jednak te
małe loczki nie nadawały Julianowi wyglądu aniołka. Wręcz
przeciwnie. Wyglądał jak Lucyfer – niby anielski... Jednak w oczach mojego kolegi kryły się te same
diabelskie ogniki, jakie niejednokrotnie widziałam w lustrze. Jak każdy prawnik, ,,obowiązkowo" był ubrany w prążkowany garnitur.
Wraz
z Niną obserwowałyśmy naszych gości. Wyraźnie mieli ku sobie.
Nie znałam dobrze Bianki, jednak wydawała się być doskonałą
dziewczyną dla Juliana.
– Ciekawe,
kim ona jest... - mruknęła Nina, przysuwając się do mnie.
Podstawiła mi pod nos czekoladowo-waniliowe cappuccino. - Pierwszy
raz ją widzę, a Julek raczej nie pałęta się z byle kim.
– Wiem,
przez trzy lata gimnazjum nie zwracał na mnie uwagi. - rzuciłam
kąśliwie, unosząc filiżankę. Upiłam łyk i oparzyłam sobie
język.
Nina
zaśmiała się.
Reszta
popołudnia minęła spokojnie. Aż za spokojnie. Była to prawdziwa
cisza przed burzą.
Wieczorem
zostałam w kawiarni sama. Nina otrzymała telefon od rodziców –
do zanotowania... odważyć się wreszcie przyznać moim przyszłym
teściom, że będą mieć ,,zięciówkę” - i otrzymała nakaz
przybycia do domu rodzinnego. Julian i Bianka wyszli niedługo po
niej. Miałam nadzieję, że nie stracą rozumu i nie zrobią
dziecka.
Z
racji braku klientów, zapaliłam świece i w blasku licznych
płomyków zaczęłam sprzątać. Poustawiałam równo krzesła,
odkurzyłam książki i ustawiłam je w odpowiedniej kolejności –
i tak nikt poza mną nie wiedział, czym się kierowałam, układając
powieści – oraz umyłam podłogę.
Gdy
sprzątanie mi się znudziło, ukroiłam sobie kawałek murzynka i,
krusząc na klawiaturę, pisałam nowy rozdział mojej następnej
książki. W międzyczasie okazało się, iż pogoda miała nie
zmieniać się aż do niedzieli. Pięć dni deszczu. Okropieństwo.
Już
miałam wstać z krzesła i zamknąć kawiarnię, gdy ktoś wszedł
do środka. Położyłam laptopa na blacie i zerknęłam na
przybysza. Otworzyłam szeroko oczy.
-
Tomasz...? - szepnęłam, nie wierząc w to, co widziałam.
-
Witaj, Saro. - Tomasz podszedł do mnie. Dzieliły nas centymetry.
Mój
były nic się nie zmienił. Wciąż był wysokim, przystojnym,
szarmanckim dupkiem.
-
Co ty tu robisz? Wracasz na stare śmieci? - warknęłam, zaciskając
pięści.
-
Nie ładnie tak się zwracać do gości... - zakpił mężczyzna,
rozglądając się z paskudnym uśmieszkiem po pomieszczeniu. -
Widzę, że wiele tu zmieniłaś, odkąd ciocia zmarła...
-
Gdybyś nie był pozbawionym rozumu kretynem, to dzisiaj byłbyś
właścicielem Historii. O ile wcześniej byś nie zbankrutował...
-
Saro. - Oschły ton głosu Tomasza skutecznie mnie uciszył. Może i
pod względem fizycznym się nie zmienił, ale charakter miał
zupełnie inny, niż dawniej. - Przemyślałem wszystko. Byłem
głupi. Chcę ci pomóc.
Zagryzłam
wargę, zdziwiona. Tomasz chciał mi pomóc? Po tym wszystkim, co
zrobił?
-
Czy ty siebie słyszysz? Człowieku, pamiętasz, co mi zrobiłeś?
Tom, przez rok byliśmy razem. Przez rok mnie oszukiwałeś.
Zwodziłeś mnie, udając wielką miłość, jednocześnie rżnąc na
boku inne laski? - Miałam łzy w oczach.
Przez
trzy lata nauki w szkole średniej byłam kompletnie zauroczona w
Tomaszu. Wydawał się być ideałem, chociaż wielokrotnie słyszałam
brzydkie plotki o jego pożyciu seksualnym. Zaraz po zdaniu matury
zaczęliśmy się spotykać. On szanował moje poglądy – między
innymi to, że uznawałam seks jedynie po ślubie. Tak mi się
przynajmniej zdawało.
W
rzeczywistości, gdy ja szukałam dobrej uczelni, on jednocześnie
szukał dla nas mieszkania i zdradzał mnie z przypadkowymi ludźmi.
Gdy poznałam prawdę, zerwałam z Tomaszem. Ostatnim razem widziałam
go podczas czytania ostatniej woli jego cioci, pani Danuty.
-
Wiem, że cię skrzywdziłem. Teraz chcę to naprawić. Firma wysłała
mnie tutaj, abym kierował filią. Gdy otrzymałem awans, pomyślałem
o tobie... Zatęskniłem.
Obrzuciłam
Tomasza podejrzanym spojrzeniem. Nie spodziewałam się po nim takich
wyznań. On za mną tęsknił...? Chciał pomóc...?
-
Przykro mi, ale mam dziewczynę. Pragnę się jej oświadczyć.
Kocham ją i chcę spełnić z nią życie. Znajdź sobie kogoś
innego. - Wyrzucałam z siebie kolejne słowa jednym tchem, nie
panując nad językiem.
-
Wiem. - Tomasz zaśmiał się serdecznie, a w jego oczach pojawił
się ciepły błysk. - Nina. Widziałem ją. Prawdę mówiąc...
Byłem tu wczoraj przez parę godzin. Bałem się zagadać, w dodatku
wolałem porozmawiać z tobą na osobności... Znam twój wybuchowy
charakter...
,,Wybuchowy
charakter”? Wypraszam sobie! Gdyby on poznał mój charakter, to by
go już nie było na tym świecie!
-
I co w związku z tym? Raz. Wiesz, że razem nie będziemy. Dwa.
Zagadałeś i nic ci to nie dało. - Mówiąc, liczyłam na palcach.
Uniosłam trzeci, środkowy palec. - Trzy. Nic tu po tobie.
-
Sara, nie bądź uparta. - Tomasz złapał położył dłoń na moim
ramieniu. Strzepnęłam ją. - We wrześniu mój salon zostanie
otworzony. Do tego czasu jestem całkowicie wolny. Chcę odbudować
naszą przyjaźń sprzed czasów, gdy byliśmy przyjaciółmi.
Proszę, daj mi tą szansę...
-
,,Tę”. - warknęłam. Nie tolerowałam błędów.
Pomyślałam
o czasach, gdy się przyjaźniliśmy. W gimnazjum Tom był małym,
okrągłym chłopaczkiem, a ja jego jedyną koleżanką. Bardzo się
zmienił... Najwyraźniej nie tylko fizycznie. Co mi szkodzi?,
pomyślałam. Jako przyjaciel, Tomasz nigdy mnie nie zawiódł.
-
Tylko spróbuj zawieść moje zaufanie, a przez najbliższe trzy
dekady twoja kuśka nie drgnie, rozumiesz?! - rzuciłam groźnie. Już
miałam dodać coś więcej, gdy silne ramiona Tomasza objęła mnie
mocno.
-
Dziękuję, Sarciu... - mruknął Tomasz, odsuwając się ode mnie z
wyraźną niechęcią. Dopiero wtedy mu się poważnie przyjrzałam.
Urósł,
to przede wszystkim. Ledwo co sięgałam mu do piersi. Nogi Tomasza
zdawały się mieć kilka kilometrów.
Żylaste
dłonie, które kiedyś tak bardzo kochałam mieć na swoim ciele...
Szeroki
uśmiech, na widok którego dawniej miękły mi kolana...
Ciemne,
duże oczy, w których mogłam zatonąć...
Włosy,
jak zawsze, sterczały na wszystkie strony. Na twarzy Tomasza widniał
jednodniowy zarost, co mnie zdziwiło. Kiedyś policzki Toma były
tak gładziutkie, iż potrafiłam głaskać mojego byłego już
chłopaka godzinami. Żartowaliśmy, że był moim kotkiem.
-Co
u ciebie słychać? - spytałam, podchodząc do ekspresu do kawy. -
Napijesz się? Jak ci się żyło we Wrocławiu? Twoja mama nadal ma
problemy z kolanem?
Zasypywałam
Tomasza pytaniami, autentycznie zaciekawiona. Damian i Nina w pewien
sposób zastąpili mi Toma, jednak nawet oni nie mogli zająć
miejsca mojego najbliższego przyjaciela.
-
Latte. - Mój gość zaczął odpowiadać na każde moje pytanie,
jednak już po chwili jęczał, cierpiąc. Każda jego odpowiedź
wywoływała następne pytania.
Przez
parę godzin rozmawialiśmy, dzieląc się naszymi przeżyciami. Nie
wierzyłam, że tak łatwo potrafiłam pogodzić się z przybyciem
Tomasza do naszego miasta.
O
północy latarnie zgasły, oznajmiając mi, która już była
godzina. Panikując, zerwałam się z krzesła, ignorując zdumione
spojrzenie Toma. Rzuciłam się w stronę zaplecza, gdzie miałam
klucze i płaszcz – deszcz nadal nie przestawał atakować miasta.
-
Już idziesz? - Tomasz wydawał się być bardzo zawiedziony. Wstał
z krzesła i odniósł do zlewu naczynia. Wyjął z kieszeni
marynarki paczkę papierosów. - Można?
-
Nie, nie można! - Odwróciliśmy się w stronę wejścia.
Uśmiechnęłam się do Damiana. Nie lubiliśmy papierosów i nie
zgadzaliśmy się na to, aby ktokolwiek w Słodkiej Historii zatruwał
innych nikotyną. - Sara, martwiliśmy się o cie... - Damian
podszedł do nas i raptownie urwał, patrząc na Tomasza.
Znałam
to maślane spojrzenie. Taki sam wzrok zawsze miała cała rzesza
kobiet, gdy w ich pobliżu znajdował się Tom.
Zagryzłam
wargę. Nie podobało mi się to, co widziałam.
-
Dobry wieczór... - mruknął Damian. Wiercił się, a moje serce
zaczęło walić jak u konia wyścigowego. Miałam nadzieję, że się
pomyliłam, że oślepłam, że śniłam... - Jestem Damian.
Tomasz
wyciągnął dłoń w stronę mojego przyjaciela. Wymienili uścisk.
Zaschło mi w ustach. Nie. Nie tego pragnęłam, prosząc los o to,
aby Damian znalazł sobie chłopaka.
-
Jestem Tom... Pracujesz tutaj, prawda?
Moi
przyjaciele zaczęli rozmawiać, ignorując mnie. Myślałam, że
zejdę na zawał. Zaczęłam pocieszać się myślą, iż pociąg
fizyczny jeszcze o niczym nie świadczy...
Na
moich oczach rozgrywała się katastrofa. Czułam się tak, jakbym
obserwowała ten mały kamyczek, który, zderzając się z innymi,
wywołuje potężną lawinę. Czułam się tak, jakbym to ja ten
kamyczek kopnęła.
Świat
mi się zaczął walić. Jeśli Damian poczuje do Tomasza coś
więcej, a ten go tylko wykorzysta... To ja będę winna późniejszego
cierpienia mojego przyjaciela.
Super rozdział, rowija sie i lubie takie klimaty. Życzę weny:-)
OdpowiedzUsuńSara ma niezły charakterek, nie ma to jak dobre mnie manie o sobie. Ten To tak nagle wyskoczył. Dziwne, że po takim czasie przypomniał sobie o dziewczynie. Może ma w tym jakiś interes? szkoda Damiana, bo chyba trafił pod zły adres.
OdpowiedzUsuńA Bianeczka słodziuteńka, niczym z waty cukrowej.:))
Bianeczka słodziuteńka? Ojeju, jakaś Ty skromna. Jak ja :D
UsuńDamiana Ci szkoda? Szkoda?! Ojj, ktoś tu musi ograniczyć dawkę cukru...
Oj wszyscy lecą na Tomasza :D
OdpowiedzUsuńCiekawe czy Nina też na niego zwróci uwagę,co Sarcia?? :D
Trochę za dużo cukru, ale nie czepiam się ;P
Wenyy
Sarcia na Tomasza nie zwraca uwagi, Sarcia nie Tomasz, Sarcia wierna :P
UsuńJak już mowa o zwracaniu... Jak tak narzekasz na cukier, to dam tyle lukru, że zwrócisz zawartość żołądka. Kum-kumasz? :3
Dzięki :P
Uhuhu rozdział świetny! Coś się szykuje :D czekam na dalszą część :D
OdpowiedzUsuńBtw. Przeczytałam większość prac na tym blogu, ale Zuzi, leniuchowi xD, nie chciało się skomentować ;o więc tu podsumuje moje wrażenia :P Piszesz genialnie, przypadkowo trafiłam na tego bloga, przeczytałam jeden rozdzialik i jakoś się tak wciągnęłam :P
Życzę weny (ale chyba ci jej nie brakuje :D)!
~Zuchii
Ps. Niedawno założyłam bloga, a że ty jesteś doświadczoną pisarką, zajrzysz i ocenisz moje opowiadanka? szalonaslashzakrecona.blospot.com :)
Witam :) Cieszę się, że Ci się podobało. Co do tej ,,genialności"... Hm... Chyba bym polemizowała :D W wakacje będę musiała poprawić pierwszą część ,,Hellady", gdyż ją skopałam, zatem genialnie to raczej nie piszę :/
UsuńWenę biorę! W ilościach hurtowych zbieram!
Z chęcią przeczytam Twoje opowiadania - właśnie zajrzałam na Twojego bloga i jestem pewna, że ja również znajdę coś dla siebie. Co do oceny - jakieś-tam rady mogę podać, ale doświadczoną pisarką to na pewno nie jestem. Publikuję dopiero od października - wciąż się uczę ;)
Mogłabym tutaj nasłodzić, jak bardzo kocham to opowiadanie, ale myślę, że jest tutaj już dość słodkości w samym tekście. Żeby tylko, już nawet w tytule rozdziału!
OdpowiedzUsuńNie ładnie, Sarcia, tak chcieć Damiana z domu wywalić. :p
„ Już ja ci dam trójkąty, ty psie na baby! ” - uwielbiam ten tekst, haha. :D I dobrze, że tak jej powiedziała! Będzie mi tu kurcze takie rzeczy Ninie proponować. -,-
Tomasz, Tomasz, pokaż co masz. A raczej kogo - ale to już dla wtajemniczonych przez ciebie. :p Coś podejrzane to pojawienie się go -,-
Ojj, biedny Damian, to se partnera wybrał. Cóż, zawsze ktoś. Może jednak jakoś im wyjdzie... W końcu słodka historia, nie? :D
O ja cie, ja cie, ja cie... Co tu się dzieje xD Jakie rzeczy!
OdpowiedzUsuńMusiałam zrobić przerwę, bo nauka wzywała, ale ten rozdział jest jeszcze lepszy od poprzedniego.
Kiedy Sara zaczęła opowiadać o tym Tomaszu, to nie polubiłam go. W końcu ciężko lubić takich typów. A on teraz widocznie spodobał się Damiankowi! Co to będzie? Mam nadzieję, że tamten go nie zrani, bo zabiję ^^
Pozdrawiam!