środa, 22 lipca 2015

Hellada 2: rozdział VI

Nikiasz wpatrywał się z bólem w ukochanego. Tak bardzo chciał coś powiedzieć. Zapewnić o swojej obecności i miłości. Przysiąc, że zawsze będzie przy Fejdonie i dziecku.

Ale Lidia była zmęczona. Nie miała dużo siły. Nie mogła podtrzymywać swojej mocy. Nie miała jej wystarczająco dużo, aby widzieć Nikiasza przez tak długi czas.

Mężczyzna pocałował córeczkę, uśmiechając się smutno. Nie mógł jej dotknąć. Jego usta przeniknęły przez czoło dziecka, nic nie czyniąc.

- Kocham cię, Lidio... - szepnął czule, czując na swoich policzkach łzy. Za moment jego osoba zupełnie zniknie. Opadnie w mrok, a jego jestestwo zaśnie na następne dni. Przez ostatni miesiąc poznał swój organizm. - Kiedyś tu wrócę, będąc żywym, kochanie...

***

Zadanie zdawało się być... trudne. Tanatos musiał doprowadzić do pogodzenia się królów dwóch zwaśnionych polis. Sprawić, aby władcy Haliartos i Tespie współpracowali.

W ostateczności mężczyzna nie miał z tym żadnych problemów. Wystarczyło porwać obu mężczyzn i przywiązać do drzew.

Tanatos patrzył to na jednego, to na drugiego króla. Obaj władcy byli w pysznych, śnieżnobiałych chitonach. Wyglądali bardzo podobnie - mieli siwe, kręcone włosy, szare brody i bystre, ostre spojrzenia. Ich twarze były naznaczone zmarszczkami i bruzdami, a na nosie jednego rosło coś, czego Tanatos nawet nie umiał nazwać.

- Moi drodzy... - zaczął dyplomatycznie, powoli podchodząc do mężczyzn. Widział w ich oczach oburzenie, jednak jego węch podpowiadał mu, że ludzie się go bali. - Zostaliście oszukani.

- Tak... - mruknął pod nosem starszy mężczyzna, którego ciemna broda zawierała niemało siwych loków. - Zamiast dać nam spokojnie umrzeć, bogowie się nami zabawiają!

- Waszym kosztem zabawili się ludzie... - warknął Tanatos. - Heron i Lajos. Mówią wam coś te imiona? Wraz z Aniketosem knuli spisek. Chcieli, abyście walczyli. To żołnierze Teb zaatakowali karawanę Aniketosa, chcąc, abyście znów byli w stanie wojny. Udało im się.

- Mój syn by tak nie zrobił!

- Jaki mieli w tym cel?!

Tanatos klęknął przy mężczyznach, wciąż patrząc na nich z góry. Przyjął swoją boską formę, jednak ci nie zlękli się. Bóg zaklął pod nosem. Byłoby dużo lepiej, gdyby ze strachem wykonywali każde polecenie. Najwyraźniej wiadomość o wykorzystaniu sprawiła, że mężczyźni przestali się bać.

- Heron i Lajos chcą wywołać wojnę... - wyjaśnił, siląc się na spokojny ton głosu. - Nigdy żaden z was nie spiskował przeciw drugiemu. Wszystkiemu winne są Teby i Liwadia. Chcą, abyście się zrujnowali. Będziecie słabi i pozbawieni armii, a wtedy oni was doprowadzą do upadku.

- A co z księciem? - spytał nieufnie władca Haliartos.

- On również. - wyznał bóg. - Jest w Liwadii. Współpracuje z Heronem. Jeśli Lajos zginie, nie mając potomka, Aniketos może stać się władcą Teb.

- Zabiję ich wszystkich. - zagroził władca Tespie. Spojrzał uporczywie w oczy swojego wieloletniego rywala. - Rozniosę ich na proch. Masz ochotę mnie wesprzeć?

- Z rozkoszą. - Król Haliartos spojrzał władczo na Tanatosa. - Uwolnij nas i pozwól się zemścić.

- Pod jednym warunkiem. - oświadczył bóg, wstając i palcem wskazującym celując w krępujące mężczyzn liny. Moc Tanatosa sprawiła, że sznury stały się delikatne, po czym rozpadły się na pył. - Zaatakujcie Liwadię. Jak najszybciej.

Mężczyźni wstali, ocierając obolałe części ciała. Patrzyli na siebie niepewnie. Mieli współpracować?

- Panie... czy mógłbyś mnie odprowadzić do mojego polis? - spytał niepewnie król Tespie.

Tanatos skinął, usatysfakcjonowany określeniem użytym przez władcę. Przymknął oczy i pozwolił dwóm częściom swojego jestestwa oderwać się od niego. Spojrzał na swoje dwie kalki. Nawet nie musiał im nic kazać. Dzielili jeden umysł. To były dwie kopie Tanatosa, stworzone wyłącznie do tego, aby spełniać jego życzenia.

Kalki bez słowa podeszły do mężczyzn, po czym złapały ich w pasie. Rozłożyły skrzydła, po czym wzbiły się w przestworza. Sam Tanatos westchnął. Lecząc się przez miesiąc, musiał część swoich cząstek wziąć do swojego wnętrza z powrotem. Czuł się przepełniony. Wypuszczając te dwie kopie, mógł odetchnąć z ulgą.

Bóg uniósł skrzydła, po czym skoczył, machając kończynami. Wznosił się coraz wyżej i wyżej, kierując się w stronę Liwadii. Cieszył się, że polis Herona znajdowało się tak blisko Tespie i Haliartos. Mógł liczyć na szybkie nastąpienie bitwy. I w jej czasie bez problemów dotrze do Isagorasa.

***

- Jak tutaj trafiłeś? - spytał Ateńczyk, ze wzruszeniem wpatrując się w Aniketosa. Od tak dawna nie myślał o swoich przybranych rodzicach, że sama myśl o nich chwytała Isagorasa za serce. - Aniketosie... Oni bardzo za tobą tęsknili, wiesz?

- Nie obchodzi mnie to - odpowiedział młodzieniec, wzruszając ramionami. Patrzył na swojego ,,brata" przez zmrużone powieki. - Sikinnos stracił cały swój majątek. Nie zamierzałem głodować. Pewnego dnia umknąłem wraz z grupą handlarzy. Trafiałem na różne dwory. Miałem dwanaście lat, gdy Heron wyznał mi swoje plany... I posłał w nieznane, abym skłócił Tespie i Haliartos.

- Często zwracali się do mnie, używając twojego imienia - wyznał Isagoras, kuląc się na łożu. - Nie tęskniłeś za nimi? - spytał Ateńczyk, przytulając się nieśmiało do boku swojego ,,brata". Nie znał Aniketosa, ale mu ufał. Czuł się przy nim tak, jakby miał do czynienia z Nikiaszem lub Hypnosem.

- Nie. Może to cię przerazi, ale mnie interesuje tylko i wyłącznie moje dobro. - odparł spokojnie Aniketos, wiercąc się. - Przyznaję, że jestem egoistą.

- Mógłbyś skrzywdzić innych tylko po to, aby żyć lepiej? - spytał z powątpiewaniem Isagoras.

- Oczywiście. Nie widzę w tym nic złego. - odparł Aniketos.

- Mam nadzieję, że mnie nie spotka taki los... - rzucił półżartem Isagoras, mając w oczach powagę i niepokój.

- Jesteś moim bratem. Jesteś zbyt cenny... - wymruczał tajemniczo młodzieniec.

Isagoras powoli zasypiał. Widząc podejrzany błysk w oczach Aniketosa, pragnął coś powiedzieć, ale nie był w stanie. Trwający od dawna głód i potęga emocji sprawiały, że szybko wpadł w objęcia Morfeusza.

***

Isagoras wpatrywał się w człekokształtny cień z absolutnym przerażeniem. Przez ostatnie tygodnie zdołał zaufać swojemu znajomemu... Ale jak wyglądało to widmo? Kto się za nim krył?

- Wiesz, Isagorasie... - zaczął cień, przemawiając głosem... Kleona.

Widmo uklękło przed spętanym zielonymi pnączami Isagorasem. Ateńczyk został zaatakowany przez żywe rośliny? Czemu te się poruszały z każdym kolejnym gestem lub słowem cienia?

- Naprawdę cię polubiłem, Arete Alepou... Lisku. - Widmo przybrało wygląd Lajosa, aby po chwili znów będąc tylko ciemną masą. Głos cienia przypominał ten Tanatosa. - Byłbyś dla mnie lepszy od moich krewnych. Z radością uczyniłbym cię moją pierwszą nałożnicą... Masz już doświadczenie w tych kwestiach, prawda?

Isagoras wpatrywał się w cień z absolutnym przerażeniem wymieszanym z nienawiścią. Próbował użyć swej mocy. Chciał zabić wiążące go rośliny, odbierając im energię. Nieskutecznie.

- Gdy to zrobię, Tanatos mnie odwiedzi... - Widmo ponownie przybrało znajomy kształt. Tym razem Fejdona. - W zamian za pomoc zwrócę ci ojca, Arete Alepou. Chociaż... Czy ty na niego zasłużyłeś? Pomyśl o Lidii Erigone. Znasz ją?

Isagoras pokręcił przecząco głową, drżąc na całym ciele. Jedno z najgrubszych pnączy owinęło się wokół jego szyi.

- To córka twojego najdroższego Nikiasza... Zabiłeś jej ojca... - Nie-Fejdon przysunął się do młodzieńca, sycząc z nienawiścią. - Co takiego zrobił ci Nikiasz, że musiałeś doprowadzić do jego śmierci?!

Ateńczyk wpatrywał się w zmorę z przerażeniem. Co?! Nikiasz miał córkę i... i umarł?! Nie!

- Kłamiesz... - wysapał Isagoras, napinając mięśnie.

Cień znów stał się wyłącznie człekokształtnym, ciemnym kształtem. Rozległo się pstryknięcie, jakby widmo potarło kciukiem o palec. Słysząc ten dźwięk, rośliny rzuciły się na Isagorasa.

- Zrobiłbym to samodzielnie, ale brzydzi mnie taki kontakt... - wyjaśniło widmo, unosząc się. Kształt zakołysał się.

- Życzę ci, abyś przegrał, a kruki rozdziobały twoje trzewia... - warknął Isagoras, jednak po chwili zamilkł.

Grube, pokryte białym śluzem, zielone pnącze wdarło się do ust Ateńczyka. Młodzieniec czuł, że jego wargi pękają. Roślina miażdżyła jego usta i język. Wchodziła głęboko, wywołując w Isagorasie odruchy wymiotne. Koniuszek pnącza poruszał się, drażniąc wnętrze bożka.

Do jednej rośliny dołączyły kolejne. Dwie, cieniutkie i długie, owinęły się wokół klatki piersiowej młodzieńca. Isagoras tracił dech. Oddychał rozpaczliwie przez nos. Nie pocieszała go myśl, że i tak nie mógł zginąć przez uduszenie. Strach był potężniejszy.

Isagoras spiął się, gdy kolejna para pnączy go zaatakowała. Rośliny otoczyły nogi Ateńczyka, a następnie je rozsunęły. Młodzieniec tracił czucie w stopach. Chociaż szarpał się i wyrywał, nie mógł się uwolnić.

Bał się. Chciał, aby to wszystko się wreszcie skończyło.Pragnął być szczęśliwy. Starał się przez cały czas postępować słusznie. Był dobrym synem. Przykładnym bratem...

Isagoras wydał z siebie zduszony okrzyk, gdy trzy niemiłosiernie grube pnącza wślizgnęły się pod jego szaty, a następnie w niego weszły. Tylko znajdująca się w jego ustach roślina stłumiła pełen bólu wrzask.

Był brutalnie penetrowany. Gwałciło go tajemnicze widmo, kierujące roślinami. Isagorasa bolało całe ciało. Cierpiał. Pragnął, aby to wszystko się już zakończyło...

Kolejne pnącza oplatały kończyny Isagorasa. Niektóre próbowały wślizgnąć się między pośladki młodzieńca, jednak pierwsze trzy rośliny, brutalnie penetrujące Ateńczyka, zajmowały całe miejsce.

Jedno pnącze zaczęło masować jądra młodzieńca. Podrażniały mosznę, wywołując u młodzieńca drgawki. Inne rośliny, zachęcone reakcją jasnowłosego, przysunęły się do jego prącia. Jedna otoczyła członek i zaczęła się na nim zaciskać oraz poruszać. Druga wślizgnęła się do dziury na czubku prącia, wyrywając z gardła młodzieńca rozpaczliwy jęk.

- Isagorasie?!

Młodzieniec otworzył oczy. Rozejrzał się po pomieszczeniu, przerażony. Oddychał spazmatycznie, wbijając wzrok w Aniketosa. Westchnął głośno, z uśmiechem wpatrując się w swojego ,,brata". Starał się nie myśleć o swoim śnie.

- Dziękuję, że mnie obudziłeś...

- Dla ciebie wszystko... - Aniketos uśmiechnął się tajemniczo, a w jego oczach widniały niezrozumiałe błyski. Przypominał Lajosa, gdy ten coś planował. - Chodźmy... Musimy cię nauczyć bycia księciem i posłać na Kretę...

***

Tanatos wpatrywał się w armię króla Tespie. Bóg szybował w stronę przejścia do Podziemia. Wiedział, że było ich bardzo dużo w całej Helladzie. Opadł na ziemię. Miękka trawa gładziła jego odziane w sandały stopy. Bóg zamruczał cicho, unosząc dłoń. Już miał upuścić sobie trochę krwi i otworzyć przejście, gdy nagle usłyszał ciepły, cichy głos:

- Braciszku? To... To naprawdę ty? - Tanatos odwrócił się na pięcie i zamarł.

Znał ten głos. I doskonale znał osobę, która przed nim stała.

Była ona blada i niewyraźna. Ale i tak syn Nyks doskonale GO rozpoznał.

- Nikiasz?

6 komentarzy:

  1. No to super że choć trochę posuwasz stare historie takie niedokończone sa bardzo smutne i ja też.:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. W końcu Hellada. <3
    I ta końcówka... Czekam na więcej. ;v

    OdpowiedzUsuń
  3. Nosz kurcze, jak bardzo naiwny może być jeszcze Isagoras? Nie mam już do niego siły, Mam ochotę potrząsnąć nim mocno i powiedzieć mu, żeby ogarnął się wreszcie, bo sam pakuje się w to wszystko. Już mógł być wolny, to musiał się w coś wplątać...
    Hahaha :D Jeszcze jakichś tantacli tu brakowało :D Dziwny był ten sen.
    A Aniketos przynajmniej był szczery. Ma za to plus u mnie. I oczywiście, Isagoras jak zwykle nie potrafi wyciągnąć z tego żadnych wniosków. Załamuje mnie chłopak.
    Końcówka znów taka, że zastanawiam się, co jest grane. Czemu Nikiasz nie odszedł już na amen, tylko wciąż się pokazuje. I to jeszcze Tanatosowi? Ciekawa jestem dlaczego jemu, dlaczego może go zobaczyć i co to oznacza.
    "W ostateczności mężczyzna nie miał z tym żadnych problemów. Wystarczyło porwać obu mężczyzn i przywiązać do drzew" HAHAHA :D Mistrzostwo świata. Moja ulubiona scena w rozdziale XD Co się kurcze będzie, lepiej przywiązać do drzewa i po problemie! :D Tanatos rządzi!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po przeczytaniu Twoich komentarzy włączyłam Niekrytego Krytyka i zaczęłam pisać rozdział. Autentycznie.

      Usuń

Bardzo proszę o opinie :)