czwartek, 6 sierpnia 2015

Słodka Historia 5: Słodki Frutarian


Już miałam wygłosić pouczającą tyradę o bezdusznych kochankach, gdy do kawiarni wkroczył Damian. I zdecydowanie nie miał on dobrego humoru.

Był cały przemoczony, jednak to nie ociekające wodą włosy czy naznaczona deszczem koszula zwróciła moją uwagę. Byłam zdumiona, patrząc na twarz mężczyzny. Może po policzkach mojego przyjaciela, nieładnie zarumienionych z zimna, nie płynęły łzy, ale oczy Damiana były bardzo zaczerwienione.

- Ten drań kogoś ma! - zawołał mężczyzna z bólem w głosie.

Wbiłam w przyjaciela mordercze spojrzenie. Byłam wściekła. Wiedziałam. Tomasz to jednak Tomasz. Tej mściwej żmii nie wolno ufać.

- Wiedziałam - stwierdziłam zimno. - Idź do mieszkania i wypocznij. Przecież i tak między wami nic nie było - zauważyłam okrutnie.

- Ale miałem nadzieję, że będzie.

Zignorowałam to. Przecież mówiłam mu, że Tomaszowi nie należało ufać. Ostrzegałam? Ostrzegałam! Mnie samą zostawił na lodzie, zabawiając się z innymi...

Znieruchomiałam, wyciągając ręce po brązowy cukier. Czy mówiłam Damianowi o mojej i Tomasza sytuacji? Chyba tak...

***

Do wieczora cały dzień spędziłem w domu. Byłem rozgoryczony i smutny. Im dłużej myślałem o nieudanej kontynuacji randki, tym bardziej przekonywałem się, iż Tomasz nie zrobił nic złego. Zawiniłem tylko ja. Ja i moja bujna wyobraźnia.

Mężczyzna, którego praktycznie nie znałem, mógł mieć żonę i dziecko. Może chłopaka. Może chłopaka i dziecko. Może żonę, chłopaka i dziecko. Plus dwie kochanki i mnie.

Nic nie wiedziałem o Tomaszu.

Obróciłem się na brzuch, nie zwracając uwagi na szorstki, niebieski koc, który drapał mnie w brzuch. Po tym, jak się wykąpałem, ubrałem się tylko w slipy. Zadrżałem, ocierając się policzkiem o pościel. Rozejrzałem się po pokoju. Był wąski, ale dość długi. Szerokość wolnej powierzchni nie wynosiła nawet metra. Szafa, komoda, łóżko - czy też twarda sofa - oraz stolik z maszyną do szycia.

Przymknąłem oczy. Próbowałem miarowo oddychać, aby się uspokoić. Miałem nadzieję, że zasnę. Nie wierzcie w bajeczne opisy, jakoby szum deszczu miał usypiać. To bzdura. Przynajmniej wtedy, gdy mieszkasz w mieszkaniu, którego właścicielka skąpi na porządne okna. Cienkie szyby i ulewa? To tak, jakbyście próbowali zasnąć na koncercie Kobranocki, pijąc hektolitry kawy.

Moje malownicze porównania trwałyby jeszcze chwilę, jednak nagle rozległ się dzwonek telefonu. Stacjonarnego. Kto w tych czasach używał stacjonarnych telefonów? Sara. Miała jakieś dziwne umowy na firmę. Nie znałem się na przedsiębiorczości, ale podobno ,,się opłacało".

Niechętnie wstałem z łóżka. Wystarczyło kilka kroków, abym był na przedpokoju i podnosił słuchawkę. Tak. To był typowy, ciemny telefon z przypominającym spiralę kabel. Żadne bezprzewodowe cudeńko z antenką.

Przynajmniej miało normalne przyciski zamiast tarczy numerowej.

- Damian Siekierka przy telefonie.

- Możemy się spotkać?

Zamarłem. Tomasz.

- Czego chcesz? - warknąłem, jednak po chwili ugryzłem się w język. Przecież on nic nie zrobił!

- Przepraszam za dzisiaj. - Po drugiej stronie coś zaszumiało, wręcz kalecząc moje uszy. - Miałem w domu mały kryzys rodzinny.

ON JEDNAK COŚ ZROBIŁ!

- Tak? To może powinieneś zadbać o rodzinkę i nie szlajać się z obcymi facetami?

- Masz rację. - Rozległ się śmiech. Przypominał kaszel. Czyżby Tomasz był palaczem? - W takim razie... zapraszam do siebie.

Znieruchomiałem, jednak po chwili odzyskałem rezon. Poprosiłem mężczyznę o adres, tworząc w głowie niecny plan. Jeśli Tomasz miał żonę - to najłatwiej było się tego dowiedzieć, odwiedzając jego dom.

Mieszkanie mężczyzny znajdowało się w jednym z najnowszych budynków. Dobrze, wyprostujmy - w tym mieście nie było nowych budowli. Wszystko było stare, najlepiej od razu zabytkowe. Każde nowoczesne miejsce po prostu przeżyło gruntowny remont. Drogi remont. Parę razy bardziej opłacalne było wyburzenie poprzedniego budynku, aby wybudować nowy. Inwestorzy tylko na to liczyli.

A podatki były zabierane...

Użyłem windy. Nie takiej starej, zdemolowanej klatki, jaka była w szpitalu, a wręcz ,,luksusowego" transportera z metalu. Pachniało kwiatami - stęchlizną. Kątem oka dostrzegłem mały odświeżacz powietrza.

Zapukałem do ciemnobrązowych, mahoniowych drzwi. Otworzył je Tomasz. Był ubrany w biały szlafrok frotte. Przez chwilę wpatrywałem się w opalony trójkąt piersi mężczyzny.

- Wiesz, to praktycznie nie różni się od lampienia się babie w cycki.

Zacisnąłem zęby, chcąc coś powiedzieć. Niechętnie uniosłem wzrok, odwzajemniając spojrzenie mężczyzny.

- Wiesz, przynajmniej ciało masz nienaganne - wytknąłem.

Już miałem coś dodać, bojąc się, że moja obelga była zbyt dziwna, aby ją zrozumieć, jednak Tomasz westchnął cicho.

- Tak, wiem. Nie popisałem się. Wejdziesz?

Wkroczyłem do mieszkania, rozglądając się z zainteresowaniem. Sam przedpokój był niebrzydki. Prawie białe, beżowe ściany, ciemnobrązowe panele, tego samego koloru meble. Nad komodą znajdował się pozłacany kinkiet.

Zdjąłem buty i ruszyłem za Tomaszem. Dostrzegłem, iż mężczyzna był boso. Miał naprawdę ładne stopy, chociaż zauważyłem na dużych palcach parę włosków. Zignorowałem je jednak. Wpatrując się Tomaszowi w wąskie stopy, wyglądałem tak, jakbym był nieśmiały, gdyż mężczyzna zatrzymał się.

- Nie zjem cię, Darek. Unieś głowę; przecież nie idziesz na ścięcie.

Posłuchałem mężczyzny. Gdy wkroczyliśmy do salonu, zamarłem.

Pomieszczenie przypominało resztę mieszkania: było luksusowe, ciepłe i nowoczesne. Jasne ściany i prostokątne kanapy ułożone w kształt litery ,,L". Meble - szafka pod plazmą oraz stolik do kawy - były mahoniowe, ale ich blaty zostały wykonane częściowo ze szkła.

Nie zwracałem jednak uwagi ani na telewizor, ani na półki pełne płyt - Sara umarłaby po to, aby przewrócić się w grobie z powodu braku książek - tylko na kanapę.

- Tato, to Frutarian!

Pod brązowym kocem leżał chłopiec. Mógł mieć pięć lub sześć lat. Miał opaloną twarz i zaspane, bursztynowe oczy. Ciemne kędziory sterczały na wszystkie strony. Typowo południowa uroda. Przypominał Greka bądź Hiszpana. Nie widziałem, jak takowych od siebie odróżnić, ale dziecko wyglądało tak, jakby było synem takich obcokrajowców.

- Mateusz, to jest Damian, mój kolega - odparł spokojnie Tomasz, kręcąc głową. Podszedł do stolika i uniósł czarny pilot do telewizora. Włączył jakieś bajki.

- Och... - westchnąłem. Moja dłoń natychmiast pognała do karku, drapiąc go. - Tak właśnie podejrzewałem, że masz syna...

- Naprawdę? - rzucił Tomasz głosem ociekającym sarkazmem. - W twojej obecności rozmawiałem przez telefon z opiekunką na jego temat. Jak na to wpadłeś?

- Dla chłopaka chyba byś mnie tak okrutnie nie zostawił - warknąłem.

- Byłeś zazdrosny - skwitował mężczyzna. - Już wiem, czemu Sara cię trzyma. Jesteś jak dzieciak. Naiwny do kwadratu.

Zignorowałem uwagę Tomasza, siadając w fotelu. Syn mężczyzny w ogóle nie przypominał ojca. Może z wiekiem jego rysy twarzy upodobniłyby się do tych rodzica? Dzieciak miał okrągłe oczka, papuśną buzię i mały, ale szeroki nosek.

- Jesteś głodny? - Pytanie Tomasza przywróciło mnie do żywych.

- Zależy, co masz do jedzenia.

- Jakaś chińska mieszanka - odparł mężczyzna, wskazując na kuchnię. Do moich nozdrzy doleciał aromat kurczaka, curry i sosu sojowego. - Chcesz?

- Jedz, albo cię porwą Frutarianie!

Wraz z Tomaszem wbiliśmy zdumione spojrzenia w chłopczyka. Mateusz klęknął na kanapie, patrząc na nas błyszczącym wzrokiem.

- Jeśli nie zjesz owoców, to przybędą z kosmosu Frutarianie i zmienią cię w masło!

Parsknąłbym śmiechem, jednak wystarczyło spojrzenie na Tomasza i jego poważną minę, abym się powstrzymał.

- Mały, my tu mówimy o warzywach - sprostował mężczyzna.

Zaśmiałem się, a chłopiec i Tomasz do mnie dołączyli. Zniknęły poważne maski: w tamtej chwili każdy z nas zachowywał się tak, jakby był rówieśnikiem Mateusza.

Jedzenie było naprawdę dobre, jednak bardzo sycące. Wraz z Tomaszem ledwo co zjedliśmy nasze porcje. Mateusz, z racji swojego stanu, zadowolił się małym kubkiem bulionu z lanym ciastem.

Po kolacji chłopiec zasnął, a Tomasz zaniósł go do sypialni. Okazało się, że pokój mężczyzny wciąż był remontowany, zatem gospodarz spał na kanapie.

Do północy siedzieliśmy, oglądając stary jak świat film. Paczka chipsów i sześciopak piwa później leżeliśmy na kanapie. Nie byliśmy pijani, ale bardzo zmęczeni całym dniem. Kleiły nam się oczy. Języki nie szalały podczas krytykowania gry aktorskiej. Ręce nie wyciągały się w stronę stolika z przekąskami.

Zasnęliśmy.

***

- Sara, nie mogę ci wybaczyć.

Od samego rana siedziałyśmy w kawiarni, rozkoszując się klimatyzacją. Słońce mocno grzało, chociaż nawet nie było południa. W lokalu jeszcze nikogo nie było, więc wraz z Niną mogłyśmy spokojnie zjeść śniadanie, leniuchować, wypić dobrą kawę oraz w ciszy przeczytać poranną prasę.

Taak. Chciałabym...

- NIGDY cię nie zdradziłam, przysięgam, Nino! - zawołałam z wyrzutem w głosie.

Jedna powieść o lesbijkach. Tylko jedna, w której nie opisałam bohaterek na podobieństwo moje i Niny... I co?! I już awantura! Byłam zła i rozgoryczona. Czemu Nina nie potrafiła mi po prostu wybaczyć? Poza tym... Co ona miałaby wybaczać! Nic złego nie zrobiłam i tego powinnam się trzymać!

- Nie? A co z tymi porno-książkami? Piszesz o różnych kobietach. Zawsze jedna z nich to ty. Czytam twoje powieści i opowiadania. Żyjemy ze sobą tak długo, że nie mam problemów z rozpoznaniem twojej osoby nawet na papierze.

- Jesteś zazdrosna o moje hobby? - spytałam, a w moje ciało wstąpił bojowy duch. Mogło się skończył łzami, trzaskającymi drzwiami, odwracaniem kota ogonem i wzajemnym bieganiu po pobliskim Rossmannie w poszukiwaniu przeprosinowych czekoladek.

- O, to teraz ja będę ta zła? Jak ty byś się czuła, gdybym przelewała na coś moje wszystkie seksualne fantazje o mnie i takim Damianie?

Zatkało mnie. Spojrzałam smutno na kobietę, wyciągając ręce. W jednej chwili ja sama poczułam się zazdrosna. Jak ona mogła insynuować bycie z kimś innym, niż ja? Przecież tak bardzo się starałam!

- To tylko fantazje, które możemy spełnić razem... - zaczęłam. Nie byłam świadoma, że właśnie wykopałam sobie grób.

- TO DLACZEGO ICH NIE SPEŁNIAMY, A TY TYLKO GWAŁCISZ TE KLAWISZE?!

Już miałam odpowiedzieć, że już, teraz, zaraz, choćby na podłodze, gdy... Mój wzrok skupił się na nagłówku lokalnej gazety.

- Że co proszę, do jasnej anielki?! - zawołałam. - Patrz!

- Ty pierunie jeden, nie... - zaczęła Nina ostro, jednak zamilkła, czytając pierwszą stronę.

- Starbucks i fast foody?! - zapiałam rozpaczliwie, szybko wertując gazetę w poszukiwaniu artykułu.

,,Już pod koniec sierpnia nastąpi wielkie otwarcie naszej pierwszej galerii handlowej. W ostatnim tygodniu skończyła się budowa samego pasażu. Jak podają inwestorzy, już rozpoczęły się prace nad poszczególnymi sklepami.

Każdy lokal został wynajęty przez inną firmę, zatem pojawiła się szansa na to, aby lokalni murarze oraz elektrycy wykazali się przez następny miesiąc podczas urządzania butików [...].

Już wczoraj na oficjalnej stronie internetowej Naszego miasta pojawiły się ogłoszenia wielu znanych marek.

[...]

Możemy zatem wywnioskować, iż pasaż stanowi zagrożenie nie tylko dla lokalnych właścicieli sklepów z odzieżą, ale także dla pobliskiej księgarni, restauracji oraz kawiarni. Czy to właśnie obiecywały mieszkańcom władze, zapewniając wszystkich o wielu miejscach pracy? Czy Pani Burmistrz oraz inwestorzy zdają sobie sprawę z tego, iż prawdopodobnie właśnie przekreślili szansę na własny biznes dla wielu mieszkańców?

[...]"

- Pewnie dadzą jakąś znaną sieć cukierni lub czegoś podobnego - oznajmiła poważnie Nina, gdy skończyłyśmy czytać. - Starbucks chyba specjalizuje się w kawie, ale reporter miał na myśli chyba jakąś sieć kawiarni. Domyślam się, że dostaniemy typowe fast foody z Ameryki.

- I to po tych wszystkich latach wykładów o zdrowej żywności! - przytaknęłam, oburzona. - Ci politycy to potrafią się znać tylko na robieniu sobie dobrze! - zawołałam, rzucając gazetę na ladę.

Musiałyśmy coś wymyślić.

Za bardzo kochałam Słodką Historię, aby ją opuścić. Nie mogłam pozwolić upaść mojemu dziecku.

16 komentarzy:

  1. Damian jak to Damian, naiwny aż do bólu i kąpany w gorącej wodzie.Ale sześciopak piwska żłopany przy małym dziecku? Nieładnie.
    Scena z dziewczętami w dużej części dla mnie nie zrozumiała. Chodzi mi o rozmowę miedzy Sarą i Niną. Chodzi o to miejsce gdzie jedna zaczyna czytać gazetę. Być może jestem słabo kumata -,,Mogło się skończył łzami, trzaskającymi drzwiami, odwracaniem kota ogonem i wzajemnym bieganiu po pobliskim Rossmannie w poszukiwaniu przeprosinowych czekoladek."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kto powiedział, że piweczko było z alkoholem? :P
      O, jeszcze się literówka wkradła! :o Chyba zrobiłam to samo, co zwykle, czyli za bardzo skupiłam na fabule. Chodziło mi o przebieg typowej kłótni i jej zakończenie :)
      Wszystko to wina słońca :)

      Usuń
    2. Przeciez piwo to tez alkohol... Chyba, ze czlowiek po wypiciu piwa staje sie nietrzezwy pod wplywem wrozek.

      Usuń
    3. Owszem, piwo to też alkohol, ale istnieje także piwo bezalkoholowe :) Dlatego właśnie napisałam, że pijani nie byli :)

      Usuń
  2. Nie chciałabym byś porzucała tą historię ale odległość odcinków była tak duża że musiałam przeczytać ją jeszcze raz. Rozmowa z Sary z Niną też dla mnie trochę wydarta z innej bajki. Ale czekam na kontynuację zanim zapomnę:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. ,,Zdjąłem buty i ruszyłem za Tomaszem. Dostrzegłem, iż mężczyzna był boso. Miał naprawdę ładne stopy, chociaż zauważyłem na dużych palcach parę włosków. Zignorowałem je jednak. Wpatrując się Tomaszowi w wąskie stopy, wyglądałem tak, jakbym był nieśmiały, gdyż mężczyzna zatrzymał się.
    - Nie zjem cię, Darek. Unieś głowę; przecież nie idziesz na ścięcie.'' Pomyliłaś chyba imiona, bo w pokoju był Tomasz i Damian tylko. Chyba.
    Safira - chyba źle zrozumiałaś. Słodka historia to nazwa kawiarni i Sara nie chce jej opuszczać. Chyba, że naprawde autorka chce porzucić opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację :) Chciałam zmienić imię głównego bohatera na ,,Dariusz", jednak w ostatnim momencie nakłoniono mnie do pozostawienia ,,Damiana" i przegapiłam tego jednego ,,Darka", poprawiając imię.
      Nie chcę porzucać żadnego opowiadania.

      Usuń
  4. No ja. Się wkurzę. Bardzo.
    Nie ma to jak pisać drugi raz komentarz, bo wcześniejszy szlag trafił :^)
    A więc tak!
    Jestem! Mimo opóźnienia, jestem! Czas na mój komentarz życia! Nie wiem, czy współczuć Damianowi czy nie. No bo w końcu to on wymyślił sobie nie wiadomo co, i - jak na razie - spotkał go zawód :"< Nie, jednak nie jest mi go szkoda. Sam sobie na to zapracował, ha! XD
    Phi, ja się tam nie martwię, że Słodka Historia splajtuje, co to, to nie!
    Ale mam już własną teorię, że ta cukiernia nie splajtuje, ale o tym to kiedy indziej :V
    Właśnie! Czyli co, ten ostatni akapit to notka od Ciebie? Bo pasuje jakby to było do opowiadania, ale osoby wyżej narobiły mi wątpliwości... D:
    Do następnego komentarza tutaj!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo. Jestem z Ciebie dumna.
      Damian... cóż, to taki naiwniaczek-świeżaczek, jeszcze go życie w tyłek nie kopnęło.
      Jaki przekaz podprogowy... Tu jest walka ze Starbucksem i sieciówkami, a ludzie wymyślają sobie deklaracje ode mnie :D
      Będę czekać :)

      Usuń
  5. Zbierałam się do tego, by to przeczytać, bo bałam się, że to zawiesisz, a ja nie lubię czytać niedokończonych historii. Jednak moja ciekawość zwyciężyła i przeczytałam kolejne rozdziały :) To opowiadanie jest taki przyjemne i lekkie, ale także interesujące. Fabuła nie wygląda na schematyczną i przynajmniej ja nie potrafię przewidzieć zakończenia. Postacie nie są jakieś nudne i przerysowane, ale wydają się prawdziwe. Każdy ma za sobą jakieś przeżycia, jest inny. Wielki plus za to. Czekam na następną część i pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zawieszę żadnego mojego opowiadania. Nawet Ragnarok kiedyś ruszę. Cieszę się, że Ci się aż tak spodobało :)

      Usuń
  6. Żyje tu ktoś?

    OdpowiedzUsuń
  7. mech xD czy tylko moim zdaniem naiwność Damiana jest w pewnym sensie słodka ? xD jeju miałam cichą nadzieję że Dziewczyny jakoś się pogodzą :v mech xD no więc życzę Ci weny i czekam na więcej twoich opowiadań ♥

    OdpowiedzUsuń

Bardzo proszę o opinie :)