Imaginacjo? Twoja Bogini Cię wzywa. Życzy wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
Parę słów o opowiadanku - obyczaj napisany spontanicznie. Yuri i yaoi.
,,Wszystkie prawa zastrzeżone, zbieżność imion i nazwisk jest przypadkowa". Jakby co, to mnie proszę nie zabijać.
Moja
historia zaczęła się niewinnie. Zwykły, ciepły dzień. Nic
nadzwyczajnego. Początek lipca.
Szłam
brukowaną uliczką, jęcząc w duchu na pogodę. Chociaż ledwo co
wybiła godzina siódma, na dworze już było gorąco. Starałam się
iść w cieniu olbrzymiego, renesansowego ratusza. Moje miasteczko
było stare i piękne. Nie było duże, jednak co roku przyciągało
tysiące turystów. Na szczęście dla mnie i mojego biznesu.
Byłam
właścicielką małej kawiarni o nazwie ,,Słodka Historia”.
Otrzymałam ją w spadku po cioci mojego byłego. Kobieta nie była
stara, zatem szybko się polubiłyśmy. Byłyśmy przyjaciółkami
nawet po zerwaniu z jej siostrzeńcem. Gdy pani Danuta zmarła,
okazało się, iż w testamencie przekazała mi swoje dziecko –
małą kawiarnię w centrum miasta.
Oczywiście,
od razu zmodernizowałam mój prezent. Zrobiłam gruntowny remont.
Zorganizowałam reklamę. Aby przyciągnąć klientów, przeniosłam ukochane książki do lokalu. Udostępniłam mój największy
skarb, dzięki czemu kawiarnia stała się wizytówką miasta –
miejska biblioteka, zawierająca głównie lektury szkolne, była
niczym, a pozostałe lokale, poza kawą i ciastem, nie miały nic do
zaoferowania.
Weszłam
do mojego skarbu. Beżowo-brązowe ściany pobudzały apetyt,
podobnie jak liczne świece. Naturalnie, w trakcie upałów
unikałyśmy ognia jak... jak ognia.
Z
satysfakcją zauważyłam, iż większość stolików w środku była
zajęta. Zapewne te na dworze zapełnią się w ciągu najbliższej
godziny.
Wszędzie
były książki. Pod stolikami, na półkach naściennych, na
parapetach... Uśmiechnęłam się, widząc aż piątkę uczniów
czytających powieści. W wakacje miałam naprawdę sporo gości.
Jako romantyczka, zadbałam również o odpowiedni nastrój dla
zakochanych – było to widoczne w zimie, gdy udostępniałam
miejsce przy kominku.
-
Sara! - Oderwałam wzrok od klientów, słysząc swoje imię.
Uśmiechnęłam się szeroko, widząc szczuplutką kobietę za ladą.
-
Witaj, kochanie... - Podeszłam do mojej pracownicy i musnęłam jej
policzek.
Nina
odwzajemniła mój uśmiech. Jej chłodna dłoń ścisnęła moje
palce.
Moja
pracownica – nie udawajmy, moja dziewczyna – była moim zupełnym
przeciwieństwem.
Miała
długie, jasne włosy. Zaplotła je w kłosa opadającego na piersi.
Nina była mojego wzrostu – zapewne byłam od niej niższa, ale
nosiłam buty z grubymi podeszwami, aby sprawiać wrażenie wyższej
– ale była ode mnie dużo szczuplejsza. W odróżnieniu ode mnie,
nie miała żadnych krągłości.
-
Jak się spało? - spytała Nina, uśmiechając się słodko.
-
Miałaś mnie obudzić, o dwunastej muszę być w biurze... -
mruknęłam, udając niezadowolenie.
-
Praca nie zaa... - zaczęła Nina, jednak urwała, gdy do kawiarni
weszła para turystów.
Moja
dziewczyna już sięgała po kartę, gdy usłyszałyśmy, jak
potencjalni klienci zwracają się do siebie po niemiecku.
Nina
lepiej radziła sobie z językiem angielskim, zatem to ja chwyciłam
kartę i podeszłam do turystów, gdy ci zajęli miejsce.
-
Guten Morgen. - zwróciłam się do pary. Ludzie nie wyglądali na
najmłodszych; mogli być emerytami. I dobrze. Ci w Niemczech nie
mieli problemów z dawaniem napiwków.
Okazało
się, że karta była zbędna. Turyści od razu złożyli zamówienie.
Nie miałam kartki, jednak z uśmiechem zapamiętałam, czego sobie
życzyli.
-
Jedno latte macchiato, małe espresso i dwa kawałki tarty
truskawkowej. - rzuciłam Ninie, po czym podeszłam do ekspresu do
kawy.
Na
ekranie maszyny wyświetlił się komunikat. Westchnęłam. Jak
zwykle, Nina zapomniała o uzupełnieniu pojemnika na ziarna.
Wsypałam kawę, rozkoszując się jej aromatem. Pani Danuta
zdradziła mi kiedyś, iż najlepiej jest mieszać ziarna mocnej kawy
oraz pienistej kawy, dzięki czemu napój był nie tylko zawierał
doskonały smak, ale również rozkoszną piankę.
W
tym samym czasie Nina ukroiła dwa kawałki tarty. Uśmiechnęłam
się pod nosem, kątem oka patrząc, jak moja ukochana ułożyła na
wierzchu deseru dwie połówki truskawki, tworząc w ten sposób małe
serduszko. Rozczuliło mnie to.
Nina
zabrała ciasta i kawy. Oglądałam się za nią, gdy zanosiła
zamówienie klientom. Chociaż byłyśmy razem już od trzech lat, to
moja dziewczyna wciąż mnie podniecała równie mocno jak wtedy, gdy
się poznałyśmy.
Nieświadomie
zagryzłam dolną wargę, obserwując moją ukochaną. Była ubrana w
letnią, jasną sukienkę, której dół delikatnie falował. Szkoda,
że nie nosiła obcisłych ubrań... Mogłabym patrzeć na jej
pośladki.
Jako
miłośniczka wygody, nie wymagałam od moich pracowników jakichś
specjalnych uniformów. Zależało mi tylko na tym, aby byli ubrani
elegancko i wygodnie. Swoboda była najważniejsza.
Ja
sama byłam ubrana w mój ulubiony strój – bezpłciowa koszulka,
bawełniane spodenki, sportowe buty. Chociaż nie można było nazwać
tego ,,eleganckim” strojem. Prawdę mówiąc, nie spodziewałam
się, iż będę obsługiwać tego ranka klientów – miałam
jedynie przywitać się z ukochaną, złapać dokumenty, a następnie
przebrać się i pójść do biura. W ostateczności, jak zwykle,
zostałam w lokalu dłużej i pomagałam Ninie.
Byłam
nie tylko właścicielką kawiarni, ale również pracownicą w
wydawnictwie. Zajmowałam się korektą. Wydawnictwo było nastawione
na wszystkie książki – od przewodników turystycznych poprzez
książki historyczne do literatury popularnej. Ja sama wydałam
parę powieści, głównie romansów historycznych z elementami
fantasy.
Ninę
poznałam, gdy przyszła na spotkanie autorskie. Rozmawiałyśmy
przez wiele godzin, gdy wszyscy goście już wyszli z biblioteki.
Była ode mnie rok młodsza. Szykowała się do matury, jednak nawet
egzamin dojrzałości nie powstrzymał jej przed umówieniem się ze
mną. Początkowo traktowałyśmy się jak koleżanki, prawdziwe
uczucia skrywając w środku.
Pewnego
dnia pocałowałam ją. Nie był to namiętny pocałunek – zaledwie
cmoknięcie. Był to eksperyment. Chciałam wiedzieć, jak zareaguje
Nina. Ona była wściekła. Krzycząc, wyznała mi, co do mnie czuła.
Była roztrzęsiona, nie panowała nad sobą. Powiedziała mi, że
była we mnie zakochana, a ja się nią zabawiałam.
Dopiero
wtedy odważyłam się wyznać jej prawdę. Nasz związek był
początkowo bardzo burzliwy, jednak po czasie wszystko się
ustabilizowało.
-
Saro? - Nagle z zamyślenia wyrwał mnie głos Niny. - Już prawie
jedenasta. Nie miałaś przypadkiem...?
Zerknęłam
na zegarek. Rzeczywiście! Za trochę ponad godzinę miałam być w
gabinecie szefa!
Pognałam
na zaplecze. Szybko przebrałam się w mój formalny strój.
Nienawidziłam nosić spódnic, zatem ubrałam się w spodnie
prasowane na kant. Swoją drogą, ciekawe, kiedy Nina zdążyła mi
przygotować mój uniform...
Zapięłam
koszulę. Miałam problemy z niektórymi guzikami. Mój umysł
buntował się – w taki upał miałam się zapinać pod samą
szyję?!
Wzięłam
do rąk teczkę z dokumentami, jednocześnie zakładając buty na
koturnie. Z moim wzrostem ubieranie płaskich bucików z cienkimi
podeszwami było zupełną głupotą.
Ignorując
żakiet, wybiegłam z zaplecza. Pochyliłam się i musnęłam
pośpiesznie Ninę w czoło – ha, dodatkowe dziewięć centymetrów
się przydaje! - po czym dosłownie pognałam do ratusza.
Moje
miasteczko miało mnóstwo zabytków. Sam rynek był dziełem sztuki.
Na środku znajdowała się nieduża galeria z małymi sklepikami –
antykwariatem, herbaciarnią, cukiernią, mydlarnią i moją
kawiarnią. W centrum budynku zawsze była jakaś wystawa
historyczna, będąca swoistą reklamą regionalnego muzeum.
Dookoła
galerii znajdowały się kamienice. Miały one od czterystu do dwustu
lat.
Moja
kawiarnia znajdowała się w najlepszym miejscu – nie dość, że
była w galerii, to jeszcze miała ogródek z widokiem na ratusz.
Oczywiście,
wydawnictwo mieściło się właśnie w tym renesansowym dziele.
Ratusz był tak duży, iż mieściło się w nim naprawdę dużo –
sala Rady, biblioteka, muzeum, biuro mojego wydawnictwa oraz Urząd
Stanu Cywilnego.
Wpadłam
do gabinetu szefa, wzbudzając śmiech zebranych. Całe miasto mnie
znało – już w podstawówce byłam małą gwiazdeczką, a z każdym
rokiem stawałam się coraz sławniejsza – dzięki czemu nikt nie
dziwił się, gdy mijał na ulicy młodą kobietę biegnącą
sprintem w zabójczo wysokich koturnach.
-
Masz papiery? - spytał na ,,dzień dobry” mój szef, pan Janusz
Różyczka.
Był
to pozornie oschły, surowy człowiek, jednak prywatnie – albo po
dwóch kolejkach domowej śliwowicy – stawał się wesołym,
głośnym kolegą.
-
Przyniosłam. Wszystko. Już poprawione. - wysapałam, próbując
złapać oddech. Uwielbiałam sport i wysiłek fizyczny, jednak
dostawałam zadyszki po przejściu – lub przebiegnięciu –
schodów.
I
zaczęło się przesłuchanie. Szef wypytał mnie o każdy błąd.
Spowiadałam się z przecinków przez bitą godzinę. Najwyraźniej
pan Janusz się nudził, gdyż zazwyczaj nie kazał mi wymieniać
błędów, które poprawiałam.
Później
przyszła kolej na to, czego naprawdę nienawidziłam. Grafiki.
Nie
lubiłam pracy nad książkami dotyczącymi historii mojego regionu.
Owszem, były ciekawe, jednak autorzy najczęściej zupełnie nie
znali się na pisaniu. Popełniali mnóstwo błędów, a ja musiałam
ciągle do nich dzwonić i pytać ich, jaka bomba spadła na tekst,
że zdania były pozbawione sensu.
Do
tego zdjęcia. Współpraca z autorami była tak ścisła, iż mój
kolega z licealnych czasów, Mikołaj, musiał pokonywać dziesiątki
kilometrów, aby sfotografować jakieś zabytki. Kto zajmował się
odpowiednim wpasowaniem zdjęć na stronach książek? JA.
Było
już późne popołudnie, gdy wreszcie opuściłam ratusz. Książka
była prawie gotowa do druku. Miała niecałe dwieście stron. Dużo
ilustracji. W połowie spotkania Mikołaj musiał wyjść, aby zrobić
zdjęcie kilku pomnikom przyrody... Oznaczało to, iż następnego
dnia również miałam iść do biura i się godzinami męczyć z
szefem i współpracownikami.
Głodna
jak wilk, weszłam do kawiarni. Była dziewiętnasta. Nie jadłam od
rana.
-
Hej, paskudzie... - mruknęłam słodko do mojego przyjaciela,
Damiana. Był on moim drugim pracownikiem.
-
Siemka, poczwaro. - rzucił lekko mężczyzna.
Uwielbialiśmy
sobie dogryzać. Było to nasze hobby jeszcze z czasów gimnazjum.
Tylko raz musiałam ugryźć się w język – gdy Damian zawalił
całe swoje dotychczasowe życie. Chłopak był bez pracy, bez domu,
bez pieniędzy, bez wykształcenia. Akurat wtedy zmarła pani Danuta,
a ja zdobyłam kawiarnię. Zatrudniłam Damiana i Ninę. W trójkę
rozkręciliśmy nasz biznes.
Stanęłam
za ladą. Szturchnęłam Damiana, aby ten się przesunął i
udostępnił mi biały, porcelanowy czajniczek. Zaparzyłam sobie
zielonej herbaty z cytryną, po czym po ukroiłam sobie znaczną
część wuzetki. Nie było to może odpowiednie połączenie, jednak
mnie to nie obchodziło.
Usiadłam
na taborecie i zaczęłam pałaszować. Mogłabym zjeść kilka
porcji ciasta, jednak wiedziałam, iż Nina była już w domu... I
szykowała dla nas kolację.
-
O której będziesz? - spytałam z pełną buzią. O mały włos nie
oplułam Damiana, ale nie przejęłam się tym.
-
W domu? Późno. Nie krępujcie się. - Damian zaśmiał się głośno.
- Należą się wam godziny sam na sam. Ja wrócę pewnie po północy.
- Już miałam mu przerwać, gdy Damian uniósł dłoń. - Jestem
ubogim facetem z mentalnością studenta. Posprzątam tutaj, zajmę
się dokumentami... Na kolację zjem ciasto. W międzyczasie poszukam
wolnych mieszkań...
-
Ile razy mam ci tłumaczyć, że nie musisz niczego szukać? Moja
babcia przekazała mi swoje mieszkanie i jest w nim miejsce dla
ciebie! Najpierw trochę zaoszczędź, dobrze? - Zalałam Damiana
potokiem słów. Prawdę mówiąc, wyprowadzka Damiana była mi na
rękę. Jego obecność mnie bardzo krępowała... Nie mogłam jednak
porzucić przyjaciela. - Chłopie, pomyśl trochę. Teraz wszystkie
mieszkania są tylko na wynajem. Myślisz, że bym wyżyła, gdyby
moja babcia nie wykupiła wcześniej swojego na własność? Nie dasz
radę z czynszem!
Damian
westchnął, zmęczony. Wziął w palce eklerkę i zaczął ją jeść.
Dopiero po dłuższej chwili odpowiedział:
-
Sara, ty miałaś szczęście. Dostałaś mieszkanie i kawiarnię.
Lokale na własność, płacisz jedynie podatki. Ja znajdę sobie coś
małego. Może trafi mi się coś za sześćset złotych. Dobrze
wiem, że i tak mam od ciebie wyższą pensję, niż powinienem mieć.
Nawet nie każesz mi się dokładać do rachunków. Teraz mamy lato.
Zarobimy więcej. Mieszkania się niedługo pozwalniają, gdyż
młodzi wyjeżdżają na studia... - Damian skrzywił się. Po
zawaleniu szkoły nie lubił wspominać o edukacji. - A ja potrzebuję
prywatności.
-
Co, masz za ciasną dupę? - zakpiłam. Nie umiałam się
powstrzymać.
-
A może tak?
Wbiłam
w przyjaciela zdumione spojrzenie. Nie spodziewałam się po nim aż
takiej otwartości.
-
Dać ci jakieś dildo? - prychnęłam, wstając.
-
Rozmawialiśmy szeptem, aby nie słyszeli nas goście, jednak starsza
pani siedząca przy najbliższym stoliku uniosła brew, patrząc na
mnie. Na szczęście, była to moja sąsiadka, której nie
przeszkadzały nawet najbardziej zbereźne słowa. Może dlatego, iż
jej myśli były jeszcze gorsze...?
Kobiecina
uśmiechnęła się, przez co jej pomarszczona twarz przybrała wyraz
przypiekanej na słońcu ropuchy.
-
Sara, po prostu brakuje mi bliskości... - szepnął Damian. - Ty
również ciągle lampisz się na Ninę tak, jakbyś żyła od wieków
w celibacie.
-
Mi nie brakuje cudzego ciała... - odpowiedziałam, odrobinę
speszona.
-
Tiaa. Wiem, słyszałem te twoje wczorajsze warknięcia ,,Nino, jęcz
ciszej, on jest za ścianą!”.
-
Damian! - zawołałam, bijąc go w głowę ścierką. - Zamilcz! Idź
lepiej na dyskotekę i znajdź jakiegoś chłopaczka do dupczenia, ty
durny zboczeńcu!
Mężczyzna
zaśmiał się głośno, a ja mu zawtórowałam. Zobaczyłam, iż
moja sąsiadka uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
-
To zrobimy tak – zaczęłam, gdy opanowałam salwę śmiechu – ty
dzisiaj pracujesz, a ja zajmuję się Niną. Jutro zabiorę gdzieś
Ninę, a ty sprowadzisz mi do domu jakiegoś obcego faceta?
Damian
otarł łezki czystego szczęścia.
-
Mamusiu, daj mi kieszonkowe na gumki... - Mężczyzna zapiszczał,
udając dziecko.
Podobnie
jak on, miałam łzy w oczach. Kochaliśmy nasze niegrzeczne rozmowy.
Nawet
nie spostrzegliśmy, kiedy ostatnie promienie słońca zniknęły.
Było już ciemno. Musiałam oderwać się od rozmowy, aby zająć
się stolikami. Damian rozpalał w kominku, a ja zaświecałam
świece. W lokalu roznosił się zapach lawendy. Zgasiłam większość
świateł, pozostawiając jedynie małe lampki przy ladzie.
Przyszli
kolejni klienci. Same pary. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Młodzież w mieście latem balowała od rana do rana, a dorośli nie
zamykali się w czterech ścianach. Studenci, małżeństwa w średnim
wieku, emeryci i renciści. Oczywiście, osoby starsze miały w mojej
kawiarni darmowy napój do każdego ciasta. Mogłam sobie pozwolić
na takie promocje, gdyż i tak miałam zysk ze sprzedaży deserów.
Smucił
mnie fakt, iż w kawiarni były wyłącznie heteroseksualne pary.
Ludzie bali się ujawniać swojej orientacji, chociaż ja, Nina i
Damian stanowiliśmy doskonały przykład na to, że nikomu w naszym
mieście nie grozi brak akceptacji.
Od
początku zaznaczałam gościom, że w mojej kawiarni każdy może
czuć się swobodnie. Był to kolejny powód, dla którego klienci
walili do nas drzwiami i okami.
Raz,
zaraz po zmodernizowaniu lokalu, miałam problem z grupą
nastolatków. Jak to gimnazjaliści, postanowili się zabawić
kosztem turystów. Dwie licealistki z Wrocławia przyjechały na
wakacje do rodziców jednej z nich. Siedząc w ogródku i popijając
mrożoną herbatę, były obrażane przez innych gości za to, iż
się trzymały za ręce. Naturalnie, wyprosiłam chłopców, a
następnie przeprosiłam dziewczęta i podałam im dodatkowy kawałek
ciasta. Tego samego dnia wykonałam telefon do rodziców urwisów.
-
Sara, już późno. - Zauważył Damian, wyrywając mnie z krainy
wspomnień.
Przybiłam
z przyjacielem piątkę, po czym udałam się na zaplecze. Było już
zimno, a ja byłam obiektem westchnień okolicznych komarów.
Przebrana w wygodny dres, opuściłam kawiarnię. Założyłam
słuchawki i włączyłam muzykę. Było to może głupie, biorąc
pod uwagę godzinę, jednak moje mieszkanie było zaledwie kilkaset
metrów od rynku.
Nie
minęło dziesięć minut, gdy przekroczyłam próg domu. Do mojego
nosa dobiegł zapach tłuszczu.
Rozebrałam
się i podreptałam do kuchni.
Do
Niny.
Moja
ukochana spojrzała na mnie z uśmiechem, nakładając na talerz
frytki i nuggetsy z kurczaka. Kochałyśmy niezdrowe jedzenie.
-
Widziałam przez okno, jak szłaś. - zaczęła. Uniosła brew.
Znałam ten gest. Coś jej się nie podobało. - Możesz mi
wytłumaczyć, dlaczego...
Nie
dokończyła. Doskoczyłam do niej i zatkałam jej usta moimi. W
myślach po raz kolejny przeklinałam fakt, że nie byłam od niej
wyższa.
-
Tak bardzo za mną tęskniłaś, że mnie wypatrywałaś? - rzuciłam
zawadiacko.
Zupełnie
zapomniałyśmy o kolacji. Wzięłam Ninę w ramiona. Przynajmniej
byłam od niej dużo silniejsza.
Zaniosłam
moją ukochaną do sypialni. Mieszkanie było na tyle duże, że
miałam osobno dwa pokoje i salon. Dzięki temu miałyśmy choć
trochę prywatności nawet wtedy, gdy Damian był w domu.
-
Powiedz mi: bardzo za mną tęskniłaś? - spytałam, kładąc Ninę
na materacu.
Moja
ukochana niecierpliwie zaczęła mnie rozbierać. Choć na co dzień
była wręcz nieśmiała, to w łóżku stawała się prawdziwą
demonicą. Ja sama, mimo mojej dzikiej natury, wolałam zazwyczaj
subtelniejszą grę wstępną, jednak tym razem odjęło mi rozum.
Nie
pozostawiając dłużną, zdjęłam z ukochanej szlafrok.
Uśmiechnęłam się. Moja mała, sprytna bestia miała pod spodem
wyłącznie dopasowaną bieliznę. Koronkowe bokserki i stanik
działały na mnie pobudzająco. Z chęcią bym się długo bawiła z
Niną, ta jednak była bardzo niecierpliwa.
Zepchnęła
mnie z siebie, po czym usiadła na moich udach. Moje dłonie od razu
znalazły się na okrągłych, choć małych pośladkach Niny.
Pocałowałyśmy
się. Zaczynało mi brakować tchu, jednak czym był tlen przy
słodkich, pięknie wykrojonych usteczkach Niny...?
Zadrżałam,
gdy chłodne palce mojej ukochanej musnęły wnętrze moich ud.
Ulegle rozsunęłam nogi, dając dziewczynie dostęp do siebie.
-
Tak. - odsapnęła w pewnym momencie kobieta, odrywając się od
moich warg. Przez chwilę nie wiedziałam, o czym Nina mówiła. -
Tak – powtórzyła – bardzo za tobą tęskniłam...
oooo rzeczywiście słodko:-)
OdpowiedzUsuńOpanuj słowa – moja, byłam. Strasznie się powtarzają.
OdpowiedzUsuńCo ta Nina taka chuda, pracuje w kawiarni. Rara powinna ją odkarmić ciastkami. I jakie niby seksowne pośladki pod tą falującą sukienką skoro taki z niej szczypiorek?
Paskud i Poczwara idealna para, tak mi się rymnęło.:))
Sara powinna dać Damianowi na te gumki, tak na wszelki wypadek. Jeszcze się chłopaczyna przez przypadek rozmnoży. Mutacje genetyczne są w modzie. :))
Obiekt westchnień komarów? Pewnie też lubią kremówki.
Nie ma to jak się udusić podczas pocałunku. Tlen faktycznie jest zbędny, kiedy krew spłynęła zupełnie gdzie indziej.
Pisz dalej, nie pamiętam kiedy ostatnio czytałam yuri. Obyczaj to stanowczo twoja działka.
Paskud i Poczwara to naprawdę idealna para :D
UsuńWygląd Niny - uprzejmie proszę nie czepiać się fantazji autorki :P
Powtórzenia były, ponieważ szalałam, pisząc :/
BOŻE, WIĘCEJ DAMIANÓW?! BŁAGAM, NIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Piszę dalej, piszę... Yuri najlepsze <3 Chociaż wolę fantasy... Ale to już byłaby przesada, gdybym walnęła Gorącą Nagą Elfkę i jej Elfickich Przyjaciół :o
A wiesz, że ja o tym skrycie marzę? Taka elfka z, nie wiem, wampirem. Gryzienie i gra wstępna. I yuri. O tak!
UsuńI zgodzę się z panią wyżej - obyczaj twój jest tak przyjemny, że w sumie nie czytam innego :D
Dziękuję za pewnego rodzaju prezencik :3 Haha :D
OdpowiedzUsuńOgółem, strasznie mi się podobało! Potwierdzę teorię Bianci, obyczaj to twoja działka. Naprawdę, te wszystkie opisy...!
Ogółem historia wciągnęła mnie. W dodatku wiem o co chodzi z bohaterami i to skutkuje jeszcze lepszą zabawą podczas czytania.
Historia dosłownie „słodka”. Oczywiście nie o kremówkach mowa, a o uroczej relacji Niny i Sary, oraz ogółem o głównej bohaterce, która na swój sposób prócz „paskudowania” jest opiekuńcza i miła. (hm, czy aby na pewno ma dobre odwzorcowanie w rzeczywistości?)
[Nie wybaczam płaskiego tyłka Niny, you know why. XD]
Czekam na dalsze części! „Słodka historia” dołącza do moich ulubionych opowiadań. :3
Obyczaj to moja działka? To może rzucę pisanie ,,Hellady" i skupię się na cukierkowych pierdach? :P
UsuńCiężko będzie zrobić te opisy... Nie mam wprawy, ale tutaj się staram, gdyż wzoruję się na pewnym pięknym mieście... Och, Imciu, Tobie się musiała spodobać ostatnia scena, C' nie?
JA NIE JESTEM MIŁA?! NO TO LAJOS.
Nina chuda, ale jej zadek jest okrągły. Malutki, ale okrąglutki :3 NIE CHCIAŁAŚ POZOWAĆ, TO IMPROWIZUJĘ! :P
Sama jestes paskudna :3
OdpowiedzUsuńNie chce mi sie komentowac, ale to robie na Twoja prosbe. Oskarze Cie o szantaz, akurat w piatek ide.
Ktos wie, ze to ja? Ludzie nie wierzcie, ze ja taki jestem na zywo. Nie daje dupy byle komu, blagam :o
A Ty i Nina. Padlem. To jak foka z sarna kurwa xD i ta scena na koncu, ohyda. Miedzy udami, br.. Mam dreszcze.
I biedny? No serio? Az tak po mnie widac, ze nie mam domu i spie pod mostem? Musze zainwestowac w jakis seksowne ciuszki.
Dobra, krotko i na temat. Zobaczymy, co tam stworzysz z naszej 4 ew. 5. Mam nadzieje, ze bede najciekawszym bohaterem (co jest oczywiste) i nie zrobisz ze mnie mamei, zal.
Nie znaasz się na żaaartaach :P MAMY CIĘ!
UsuńLudzie Ci nie wierzą, przykro mi. Twój byle-kto przyjdzie w drugim rozdziale.
Ostry anal i gówno pod napletkiem - jakie to romantyczne!
Gra wstępna dwóch kobiet - och, to ohydne!!!
Pod mostem nie śpisz, przygarnęli Cię :P
Będziesz najnudniejszym, najbardziej gapciowatym bohaterem. Będziemy Cię nazywać ,,Szeregowy". Wiadomo, kim jest Skipper :P
Słodko, bardzo słodko...
OdpowiedzUsuńWidzę że Nina rzeczywiście tęskniła za Sarą :D
Też jestem ciekawy co ty wymodzisz, więc czekam :P
Słodko, szykuj kubełek! :3 Wymodzę sporo, soo... Czekaj, akurat w następnym rozdziale przyjdziesz :3
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńdroga autorko dopiero co tutaj zawitałam, no Twój blog, cóż przeczytałam ten rozdział i mnie zachwycił, co sprawiło, że jeszcze bardziej przekonało mnie do nadrabiania zaległości, no niestety trochę to czasu mi zajmie, ze względu, że nie mam go tak dużo, aby usiąść i spokojnie czytać, ale będę czytała...
masz teraz już nową czytelniczkę ;]
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Bardzo cieszą mnie Twoje słowa :) To jest nowiutka opowieść, zatem muszę ostrzec, iż pierwsze wpisy na tym blogu są po prostu okropne ;( Mam nadzieję, że zostaniesz i nie uciekniesz z krzykiem :)
UsuńDziękuję bardzo za komentarz.
Cieplutko pozdrawiam,
Sarabeth M.
Taki ładny tytuł, że musiałam zacząć od tego opowiadania!
OdpowiedzUsuńUwielbiam słodkości ^^
W sumie nigdy nie czytałam żadnego yuri... może z e dwa razy w życiu. Ale to miła odmiana.
Bardzo podoba mi się ten motyw z kawiarnią. W ogóle, czytając ten rozdział czułam taki przyjemny klimat. Taki ciepły, miły, słodki? :D
W każdym razie podoba mi się i jestem ciekawa dalszych losów Sary i Niny. A także Damiana. Wyprowadzi się on w końcu, czy nie? :P Zastanawia mnie też co się z nim działo, że tak się stoczył.
Pozdrawiam! :)
Ja chcieć więcej takich słodkich opek
OdpowiedzUsuńDużo weny
Pozdrawiam
Cieszę się, że Cię widzę na moim blogu :3 Więcej takich opek w najbliższym czasie nie będzie (5 kontynuowanych opowiadań to już za dużo), ale w przyszłości, po zakończeniu SH, coś się jeszcze pewnie pojawi :)
UsuńWenę bierę i również pozdrawiam! :D