,,ŚWIADOMOŚĆ JEST TAŃCEM RADOŚCI
ŚWIADOMOŚĆ JEST TAŃCEMŚWIADOMOŚĆ JEST
ŚWIA-DO-MOŚĆ"
Tę historię napisałam w znacznej części wiele lat temu. Komu ją dedykuję?
Osobom, które uwielbiam i za którymi tęsknię. Całej ekipie naszego teatru, a szczególnie
Kszysiowi-Od-Wszystkiego i Instruktorce-W-Glanach.
Wy już wiecie, że to o Was mówię.
Całkiem niedawno ją znalazłam w odmętach dysku C. Nie wiedziałam nawet, że coś takiego kiedyś napisałam! Opowiadanie było przerwane w pół słowa. Wysłałam je do paru osób, aby ją ocenili. I usłyszałam jednogłośną opinię: dokończ tę historię!
Problem był taki, iż nie miałam bladego pojęcia, jak ją zakończyć.
Mam nadzieję, że końcowy efekt Wam się spodoba.
SZTUKĄ JEST SZCZEROŚĆ
Westchnąłem.
Znajdowałem się dopiero drugi dzień w jednym pokoju z moim
starszym kolegą, Davidem, a już miałem go serdecznie dosyć. Ten
parszywy drań tak skutecznie mnie irytował, iż nie potrafiłem
skupić się na niczym innym, jak unikaniem go. Było dość trudne
zadanie – obóz teatralny wręcz zmuszał nas, młodocianych
aktorów, do stałego przebywania razem. Czy to mieliśmy nudne jak
flaki z olejem wykłady, czy to zabawy na świeżym powietrzu –
byłem skazany na jego towarzystwo dwadzieścia cztery godziny na
dobę.
Rozejrzałem
się. Tak. Mój współlokator najwyraźniej znów zapraszał do
naszego pokoiku stada dziewczyn. Było to dla mnie dziwne – znałem
większość tych panienek już przeszło cztery lata. Ani razu nie
myślałem o żadnej z nich pod względem… Ech. Wszyscy w naszej
grupie teatralnej byliśmy przyjaciółmi. Wszyscy znali nas jako
grupę przyjaciół, często urządzającą wspólne wypady na pizzę
czy organizowanie pikników. Próby teatralne, śpiewanie przy
ognisku piosenek dla dzieci. W sumie, to nigdy nie dostrzegałem w
tych dziewczynach… Dziewczyn. Były dla mnie jak inni moi kumple,
no, tyle że z niezłymi walorami. Szczupłe (a nawet wieszaki…),
mądre (podobno…), wysportowane (silne, potrafią mocno uderzyć).
Oczywiście, każda różni się na swój sposób, ale…
Łaps!
Poczułem czyjeś ramię na karku. Odwróciłem się, z wyraźną
niechęcią. Tak. Znów byłem zaczepiany przez Davida. Obrócił
mnie w stronę Carolyn i powiedział poważnym tonem:
- Wybacz,
Caro, ale w moim guście jest bardziej Alec, niż Ty. Popatrz na
niego – uniósł mi głowę do góry, eksponując moją krzywą
mor… TWARZ.
Chciałem się wyrwać z jego objęć, ale nie wypadało
mi urządzać bójki na oczach całej grupy teatralnej. Wszyscy tutaj
łapali się w ten sposób i tulili (i właśnie dlatego do dzisiaj
jedyną osobą, która była z kimś w bliższym związku, był nasz
instruktor i opiekun).
Drugą
przyczyną, przez którą się nie odsunąłem (a może jedyną
prawdziwą…?) był fakt, iż od dwóch lat byłem, no cóż,
zafascynowany. Nie dekoltem Carolyn – chociaż przyznaję, od dawna mnie skutecznie dekoncentruje w trakcie zajęć – a tym, który
mnie tak ściskał. Moje zainteresowanie Davidem trwało od naszego
pierwszego spotkania – a najgorsze jest to, że ten typ, ze swoją
urodą efeba, prawie cały czas grał. Nigdy nie byłem w stanie
stwierdzić, kiedy był poważny, a kiedy ćwiczył jakiś monodram.
To było… Cholernie irytujące. I jeszcze to, jak nie mógł się opędzić od wianuszka dziewczyn, po czym tulił mnie, jakbym był
jego świadectwem z klasy maturalnej.
Zaśmiałem
się sztucznie. Było to naciągane – w teatrze mało co wygląda
realistycznie. A zwłaszcza w teatrze groteski i absurdu. Objąłem Davida w pasie, mimowolnie sprawiając, iż mój uśmiech stał się
naturalny. Nie moja wina, iż nasza największa gwiazda była taka…
pociągająca. Ciemnoblond włosy związane w kucyk, szczupłe, lekko
opalone ciało, w dodatku ładne ciało. Ideał… Dla KAŻDEJ.
Kochany
Mózgu, co ja Ci zrobiłem? Tak źle Ci ze mną było? Nie dbałem o
Ciebie? Chomiczku w komorze czaszkowej, nie karmiłem Cię? Deptałem w glanach?! Musiałeś zrobić ze mnie… NIEOKREŚLONEGO?
Odsunąłem
się, mając już w nosie, co o mnie pomyślą. Przecież dołączyłem
się do zabawy, tak? Obowiązek spełniłem.
Potargałem Davida po włosach, pod wpływem
dziwnego napadu odwagi i pewności siebie.
-
Co, znów szukasz towarzystwa? – zaśmiałem się.
Różnie na
niego działem. Raz łasiłem się do niego niczym szczeniaczek, a
już po chwili nie byłem w stanie przebywać w jego otoczeniu. To,
co robił… Gdy tylko rozpoczynał się bawić, czułem, jak moje
serce bije kilkanaście razy mocniej, niż zwykle.
Zerknąłem
na zegarek. Została nam godzina do ciszy nocnej. Przedtem
będziemy jeszcze przez chwilę rozmawiać, siedząc w kole na
podłodze. Zapewne ktoś poprosi Davida, by nam przedstawił jeden ze
swoich słynnych monodramów – kariera aktora stała przed nim z
wyciągniętymi ramionami, czekając, aż ukończy szkołę i dołączy
do Akademii Aktorskiej. Już otrzymał naprawdę dobre stypendium.
Najwyższe, jakie można mieć… Nie ma czemu się dziwić. Wygrał
już tyle festiwali i konkursów, że w sali teatralnej całą jedną
ścianę zajmowały jego dyplomy. Jego najlepsza nagroda – 5 000
dolarów – sprawiła, iż teraz tu jesteśmy. Tylko dzięki niej
mogliśmy opłacić wszystkie koszty obozu.
***
Siedziałem,
zmęczony, głowę opierając o ramię Davida. Było to normalne;
każdy częściowo na kimś leżał, śpiący po całym dniu
warsztatów. Jutro będziemy mieć dzień wolny – od rana do
wieczora będziemy mogli robić, co tylko zechcemy. Kino, zakupy,
kąpiel w ciepłym oceanie… Oczywiście, prawdopodobnie moja grupa
i tak będzie spędzać czas wspólnie, bawiąc przechodniów na
ulicach miasteczka. Ziewnąłem. Nienawidziłem rutyny…
Wzdrygnąłem
się, jak oparzony. Ręka Davida zaczęła mnie głaskać po włosach.
Miałem wrażenie, iż się zarumieniłem. Głupie. Nigdy się nie
rumienię.
Zamknąłem
oczy, starając się skupić na słowach instruktora. Początkowo nic
do mnie nie dotarło, nawet to, że mężczyzna woła Davida na
środek koła. Odsunąłem się od niego i zacząłem wpatrywać się
w jego związane loki. Chociaż często je wiązał w trackie zajęć
w niedbałego kucyka, wiedziałem, iż Davida można podejrzewać
wręcz o metroseksualizm, gdy tylko w grę wchodzą jego blond kłaki.
Najgorzej jest rano i wieczorem, gdy jesteśmy sami.
Gdy
mój obiekt westchnień stanął w na miejscu mówcy, jak to
określaliśmy środek koła, przybrał dumną pozę. Znałem
wszystkie jego monodramy na pamięć, więc mogłem swobodnie
stwierdzić, co nam zaprezentuje. Jego ,,Kochankowie” od dawna
robiły furorę pośród jury na konkursach. Poczułem się
wyróżniony. Mimo, iż wielokrotnie oglądałem nagranie tego
występu, od kilku lat mało kto miał szansę zobaczyć jego własny
monodram. To właśnie odgrywając ,,Kochankami” zdobył swoje
stypendium i pięć tysięcy dolców.
Wszyscy,
jak jeden mąż, patrzeliśmy czujnie w jego twarz, obserwując, jak
z każdym zdaniem zmienia swój wyraz. Szczęście. Przerażenie.
Rozpacz. Bezradność. Żal. Ból. Gniew. Tęsknota. Miłość. Mocno
się speszyłem, gdy zauważyłem, iż za każdym razem, gdy jego
bohater mówi o uczuciach, które żywi względem ukochanej, patrzył
mi prosto w oczy. Dziwne. Owszem, wielu aktorów wyznacza sobie
manekina, aby móc się skupić, wpatrując się w dany punkt. Co
prawda, zazwyczaj David po prostu robił to, co do niego należało,
a jego spojrzenie kilka razy błąkało się po Sali. Nie wiedziałem,
że używa manekinów.
Westchnąłem.
Jego gra aktorska od dawna była wspaniała. Nikt z naszego grona nie
mógł z nim równać. Mówi się, iż ja i Monica bardziej nadajemy
się na aktorów filmowych – byliśmy urodzonymi kłamcami i nikt,
poza naszymi najbliższymi przyjaciółmi, nie mógł się
zorientować, kiedy go oszukujemy. Nie byłem tego taki pewien, ale
niech im będzie – miło, że ktoś próbuje dowartościować parę
najsłabszych aktorów. Nie oszukujmy się – teatralna przygoda
była niczym istotnym dla mojej przyszłości.
Nawet
się nie zorientowałem, gdy David zakończył swój występ, a grupa
nagrodziła go gromkimi brawami – zasnąłem.
***
Otworzyłem
oczy po czasie, który dla mnie wydawał się być nie dłuższy niż
minuta. Zamrugałem kilka razy. Nad moją twarzą nachylał się
David. Westchnąłem. A ten tu czego…?!
No
tak. Mieszkał ze mną.
Gwałtownie
podniosłem się, jednak już, po chwili znów opadłem na łóżko z
wrzaskiem, trzymając się kurczowo za nos. Zderzenie się głowami z
kimś takim jak David nie należało do przyjemności. Jęknąłem
cichutko, chcąc pokazać mu, jak głupio postąpił.
-
Bardzo cię boli? – spytał się David, ponownie niebezpiecznie się
nachylając nade mną. Machnąłem ręką, jakby był muchą, którą
chcę od siebie odpędzić. Po chwili znieruchomiałem. Jego wyraz
twarzy był taki…
ZADOWOLONY!
Mamoo,
tatoo, nie chcę mieszkać z socjopatą, będę już grzecznyyy…
– Przepraszam,
że spowodowałem taki wypadek… - nie no… co jest?! On naprawdę
mnie przeprasza?!
-
Błagam cię, nic mi nie jest… - szepnąłem cicho. Może za
cicho…? Czułem, jakby nawiązała się między nami jakaś więź
– inna niż ta, że dzielimy piętrowe łóżko. Zakląłem pod
nosem. Więź? I co jeszcze? – Chociaż chyba nabawiłem się przez
ciebie wstrząsu mózgu. Jak będę gadać bzdury, to po prostu je
zignoruj, dobrze?
Zamrugałem,
gdy zaniepokojony przyłożył mi dłoń do czoła. Co z nim?! Nie
narzekam na gorączkę!
Ostrożnie,
aby tym razem się z nim nie zderzyć, podniosłem się. Byłem na…
JEGO piętrze. Czy też, na ,,parterze” łóżka. Otarłem oczy.
Siedziałem na pościeli, w której mój obiekt westchnień
przygotowywał się do każdego następnego dnia w tym obozie. To
było jak… Jak sen!
(taak,
właśnie zdałem sobie sprawę z tego, iż przez ten wypadek
zamieniłem się mózgami z moją dwunastoletnią siostrą…)
-
Małe pytanko: co się stało? – spytałem, wstając z ociąganiem.
Niektóre grupy teatralne musiały się męczyć, śpiąc po dwie
osoby w jednym łóżku (co prawda, dwuosobowym, ale jednak…), a my
dwaj, nie dość, że osobno, to jeden pod drugim!
-
Podobnie jak połowa naszego teatru, spałeś równie słodko jak
króliczek, a ja i Emma musieliśmy was wszystkich odnieść do
pokoi. Cóż, w mało którym pokoju jest dwupiętrowe łóżko, więc
nie musieliśmy się męczyć z utulaniem większości z was, ale
akurat ty musiałeś być wyjątkiem – mówiąc to, asekurował
mnie, jakby bał się, że spadnę, wdrapując się po drabince do
wyrka. Gdy już siedziałem na swoim miejscu, uśmiechnął się do
mnie. – Nie wsadziłbym cię w pojedynkę na twoje miejsce, więc
uznałem, iż jedną noc możemy się zamienić miejscami i spać
gdzie indziej. Wybacz, jeśli cię w ten sposób jakoś uraziłem, że
tak zadecydowałem, nie licząc się z twoimi preferencjami –
szczęka mi opadła, gdy to powiedział. Może i byłem zboczony, ale
jego ostatnie zdanie było według mnie… dwuznaczne! W tym momencie
ktoś mógłby mi rozbić surowe jajko na twarzy – jajecznica jak
malowana. Zapuściłem żurawia w lusterko. No, a twarz mam bladą, o
dziwo…
- Emmm…
Co ty robisz? – spytałem, gdy David zaczął się przy mnie
rozbierać. Odwróciłem wzrok, nie chcąc na niego patrzeć. Nie
miałem jak dotąd NIGDY widoku na jego tors, i wolałbym tego stanu
nie zmieniać. Wiecie: nawet, jeśli jestem bi (albo kimkolwiek
innym), to nie oznacza to, iż muszę się wpatrywać w cudze
sześciopaki (kij go wie, co on ma pod koszulką, ale zakładam, że
nie sadełko). Jeszcze bym się załamał, przypominając sobie,
jakie ze mnie chuchro.
- Rozumiem,
że mogę być szkaradny, ale nie musisz się ode mnie odwracać –
zakpił, po czym zgasił światło. Usłyszałem protest materaca,
gdy David się ułożył do snu. – A, i nie obrażaj się na mnie
za tego ,,króliczka”. To słowa Emmy. Powiedziała, że ślinisz
się równie słodko, co jej króliczek. Ty i Jack. Bezczelność,
porównywać was, ale… - westchnął cicho, po czym usłyszałem
już tylko ciche ,,dobranoc”. Zasnęliśmy.
***
Oczywiście,
pierwszym dźwiękiem, który usłyszałem po pobudce (a może to
właśnie ten dźwięk mnie obudził?) było piękne, nietuzinkowe,
głośne na cały stadion:
- CHOLERROO!!!
Przyznaję. Bez bicia. Spadłem z łóżka. Zgadnijcie, na kogo? Spadłem tej paskudzie dosłownie na głowę. Tak, odpowiedź poprawna! Spadłem na… nie, nie na Davida… Na Emmę, która wrzeszczała jak opętana na Davida, (drań wciąż siedział w betach i nawet nie raczył mnie przeprosić za wywołanie pobudki). I co, mam niby być miły dla niego przez cały obóz?!
Phy…
powodzenia życzę…
Przywitałem
się z Emmą w równie uprzejmy sposób:
- Na
mózg ci padło, babo?! – wrzasnąłem na nią, po czym zostałem
uderzony poduszką. Nie, nie przez Emmę. – David… Coś ty
zrobił, że musi mnie budzić rozjuszona Echidna, gdy jest dopiero…
- spojrzałem na wyświetlacz telefonu. Taak, wiem. Nie wolno cały
czas trzymać się telefonu. Przepraszam. Ale jest godzina, jest
dopiero… - W południe?! David, Emma, tłumaczcie się!
Nie
zrozumcie mnie źle. Talent Davida mnie fascynuje, dekolt Carolyn
pociąga, a jedyny działający mózg, Emma, robi na mnie wrażenie.
Ale nie jest to istotne, gdy budzą mnie w południe w pierwszy
dzień od początku wakacji, kiedy mogę leniuchować, ile tylko
chcę. Tego nie wybaczę żadnemu z nich. Choćby nie wiem co!
- Ten
geniusz – Emma dokonała mi prezentacji pana Aktorzyny, który
ściskał w pogotowiu kolejną poduchę (gwoli ścisłości, ta
akurat była moja…) – Zaopiekował się wczoraj w nocy tylko
tobą, a wszystkich innych byle jak podrzucił pod drzwi ich pokoi,
nie wspominając już o tym, że pomieszał pomieszczenia i Carolyn
znalazła się w jednym łóżku z Monicą, a Jack próbował włamać
się do mojej strefy!
Już
wyjaśniam. ,,Strefa” to nazwa stosowana do określenia kompletnego
bałaganu, który zawsze panował w pokoju Emmy – była ona bowiem
naszą scenarzystką oraz reporterką, więc miała mnóstwo
papierów, kabli, scenariuszy, planów, ulotek, kart pamięci i Bóg
wie, czego jeszcze. Oczywiście, nikt nie miał prawa nawet dotykać
klamki jej pokoju, aby przypadkiem czegoś tam jej nie zniszczyć. W
jaki sposób – tego już nikt nie wie.
Ale
to nie jest ważne. Czy ja coś mówiłem o tym, że nie wybaczę mu
tego, iż spowodował moją pobudkę? Możemy o tym zapomnieć??? On
przecież wszystkich zignorował, a mnie ułożył do łóżka!!! EJ!
To święto! JUUPPII!!!
Dobra,
może jednak wróćmy do rzeczywistości…
- Zająłem
się Alexandrem, ponieważ śpi w moim pokoju i, w pewnym sensie, w
moim łóżku, a to oznacza, iż mógłbym mieć problemy, gdybym go
tak po prostu zignorował. Rozumiesz? – tak. To są słowa Davida.
Poczułem, jak kroi mi się serce. Wiem, że to niby nic, tylko denne
słowa, a on może mówi tak tylko dlatego, iż dba o własną skórę
i w rzeczywistości wcale tak nie myśli, ale…
Ogarnęła
mnie rozpacz. Cóż, chyba nie mam co liczyć na łaskę z jego
strony.
Gdy
już wygoniliśmy rozjuszoną Emmę z naszego pokoju, spojrzałem na
niego. Wiem. To, co później zrobiłem, było paskudne. Przepraszam
za to. Nie mogłem się powstrzymać. Jego policzek był po prostu
tak blisko, a ja miałem mętlik w głowie…
Uderzyłem
go.
***
- Alec,
naprawdę mu jest przykro. Tylko zobacz na niego – męczył mnie
Jack. Spojrzałem. I co zobaczyłem? Davida, który oglądał okładkę
płyty ,,Sweeney Todd: Demoniczny Golibroda z Fleet Street”, a
otaczało go stadko naprawdę ślicznych dziewczyn.
Nigdy
nie zrozumiem bab… całe stado lachonów atakuje ofiarę, nawet nie
zwracając uwagi na konkurencję…
-
Nie widzę różnicy – odparłem, wściekły. Ten facet najpierw
żartuje, że jestem w jego guście, później patrzy na mnie,
odgrywając monodram o miłosnej tematyce, a po tym zanosi mnie do
pokoju i o mnie dba. Następnie mówi coś, co sprawia, iż poprzedni
czyn traci swoją wartość. A dzisiaj rano Emma mnie informuje, że
zadbał tylko o mnie, przez co jego szczególne zadbanie o mnie wciąż
jest istotne, ale on to niszczy poprzez powiedzenie, iż robił to
dla siebie.
Zrozumieliście
z tego cokolwiek? JA NIE.
I
jak tu nie zgłupieć, ja się pytam…?!
Nie
rozumiem nawet, co ja sam mam na myśli…
Ten
człowiek… Nie miałem najmniejszego wytłumaczenia na to, iż tak
się na niego wściekam. Dlaczego to robiłem? Przecież nie mogłem
go kochać – owszem, kocham jego talent teatralny. Podobnie, jak
kocham umysł Emmy. I tak, jego wygląd mnie fascynuje. Tak samo, jak
figura Carolyn. Możemy więc uznać moje zainteresowanie za
fascynację typową dla artysty. Bez żadnych podtekstów!
Ale,
gdzie w tym sens? Nigdy nie byłem zainteresowany żadnym chłopakiem.
Miałem nawet dziewczynę – Monicę, jednak, gdy dołączyła do
naszego teatru, zrozumieliśmy, iż nie mamy co się bawić w parę,
skoro jesteśmy tylko przyjaciółmi. Czy to oznacza, że ja…?
NIE.
NIE.
Nie, ty kompletny kretynie, zidiociały durniu, NIE.
Dobrze,
robimy mały test:
- Odwracam wzrok przy dziewczynie z dużym dekoltem? TAK (ponieważ jestem zniesmaczony…),
- Podniecam się na widok chłopaka bez koszulki? NIE (ponieważ takowego jeszcze nie widziałem…),
- Rumienię się na Jego widok? NIE (nigdy się nie rumienię, nawet przy gorączce…),
- Wpakowałem się kiedyś do Jego łóżka? TAK (byłem tam wbrew mojej wiedzy… o wolę nie pytajcie…),
- Chciałbyś uprawiać z Nim seks? NIE (mam mentalny Pas Cnoty i jestem zniewieściałą królewną…).
No.
NIE jesteś taki. Przyoblecz mor… TWARZ w rogala/banana/tęczę…
Nie, coś mi się w mózgu pomyliło.
O
ile Pan Mózg jeszcze się nie wyprowadził…
***
Boże.
ZA
JAKIE GRZECHY, JA SIĘ PYTAM?!?!?!?!?!
Moi
drodzy, za pięć sekund popełnię morderstwo… Cóż, podobno
gejem nie jestem (NA PEWNO nim nie jestem!!!), więc pobyt w
więzieniu nie będzie ekscytujący, ale…
Co
my tu gadu-gadu odwalamy, JA GO ZABIJĘ!!!
Tak,
za pięć sekund facet, który podoba mi się bardziej, niż koza
Arabowi, zostanie przeze mnie uduszony, uwieszony, utopiony,
upieczony, ukatrupiony, uderzony, ucało… NIE!!!
Dobra,
to może nie będę go mordować…
Pewnie
zastanawiacie się, o co się rozbiega i co za debilizmy odstawiam,
co? Sorry. Cofnijmy się w czasie o godzinkę…
PRZESZŁOŚĆ:
Był
wieczór. Czy też, późna noc. W malutkim pokoju, który dzieliłem
z Davidem, siedzieliśmy całą zgrają: ja, mój współlokator,
Carolyn, Jack, Monica i, o dziwo, Emma. Ta ostatnia była wyraźnie
znudzona. Pewnie wolałaby pisać nową tragedię, może o
licealistce, która nie może jeść na pseudo-imprezie pizzy z
obawy, że przytyje?
Taak,
wiem. Nabijam się z Carolyn. Nieładnie. Ale już nie mogę
wytrzymać w miejscu, gdy widzę, jak ona co chwilę się ociera o
nogę Davida lub proponuje mu piwo – była w tej samej klasie, co
David, jednak ona już osiągnęła pełnoletność – ciekawe, ile
razy nie zdała? Dobra, wiem. To też było niemiłe…
Teraz
rozprawia o tym, jakiej to musi przestrzegać diety, aby nie przytyć.
Cóż, ja chyba wolę dziewczyny, które mają coś więcej, niż
piersi i przelicznik kalorii – może mózg? Cóż, Emma była za to
strasznie chuda. A tyle jadła…!
(w
tamtym momencie ta cho… Emma pochłaniała DRUGĄ pizzę. Rozmiar
tej tłuścizny? [czyt. jedzenia] MEGA).
Nagle
Jack krzyknął coś, czego nie zapomnę do końca życia:
-
Dobra, kochani, co powiecie na butelkę? – zamachnął się butelką
piwa. O dziwo, to właśnie on, niepełnoletni, zdobył alkohol.
Wypił porcję swoją, Davida, Emmy i połowę ,,dawki” Moniki.
David i Emma byli grzeczni. Więc przyznaję, iż ja grzeczny nie
byłem, właśnie kończyłem DRUGĄ butelkę. Rozpijajmy młodzież…
Pierwszy
kręcił Jack. ,,Trafił” na Carolyn. Oczywiście, tak naprawdę,
to on decydował, kto będzie jego ,,ofiarą”. Gdy dziewczyna
poprosiła o wyzwanie, wiecznie niewyżyty kretyn nakazał jej unieść
do góry bluzkę – moim zdaniem, całkiem niepotrzebnie, skoro, po
takiej olbrzymiej dawce alkoholu (dla mnie szaleństwem była jedna
PUSZKA, a dziewucha wypiła trzy butelki…), sama by to zrobiła. A
skoro już mowa o rozmiarze… To miała naprawdę spore piersi. I tu
znów się zamyśliłem. O dziwo, nic ten widok na mnie nie
podziałał. Na Davida… on też je ignorował. Zamiast na
koronkowy, półprzeźroczysty stanik, patrzył na mnie. Prosto w
oczy. Jakby przewiercał mnie na wylot. Było to takie straszne i
cudowne… Działało na mnie elektryzująco…
STOP,
romantyku (ekhem, ROMANTYCZKO…).
TERAŹNIEJSZOŚĆ:
Jednak ta piękna chwila musiała zostać przerwana, gdyż zakręcona przez
Carolyn butelka trafiła prosto na Davida. Dlaczego wybrała właśnie
jego – cóż, łatwo było się domyślić tego nawet tak pijanej
osobie, jak Jacku. Gdy poprosił o wyzwanie, ta flądra, żeby już
nie nazywać jej lafiryndą, ona… ona… Kazała mu się rozebrać
w rytm muzyki.
Rozległy
się śmiechy i gwizdy. Emma zaklaskała ironicznie – nienawidziła
tego typu zadań, odkąd nakazaliśmy jej w ósmej klasie przeczytać
jej niedokończony scenariusz. Wraz z instruktorem zrobiła z niego
wspaniałą sztukę absurdu, ale nas prawie spetryfikowała.
David
po raz kolejny na mnie spojrzał, przez co się zarumieniłem. Wstał,
poszedł na koniec sali, pstryknął guzik przy drzwiach, gasząc
lampę zwisającą z sufitu. Jedynym źródłem światła stała mała
lampka na stoliku. Było bardzo ciemno, ale doskonale widziałem
każdy centymetr postaci mojego obiektu fascynacji. Zdjął koszulę,
teraz już strasznie pogniecioną, i tanecznym ruchem podszedł do
nas, po czym rzucił swoją koszulką w Carolyn. Rozległy się piski
i oklaski. Miałem wrażenie, że zwymiotuję. Było to dla mnie
obrzydliwe…
Lekko
się kołysząc, David zaczął zataczać wokół każdego z nas
coraz to ciaśniejsze kręgi, jednocześnie powoli rozpinając swoje
spodnie. Znajdował się coraz bliżej mnie, a ja byłem w stanie
jedynie go obserwować z niemym przerażeniem, słysząc swoje głośno
bijące serce. W pewnym momencie David był już tak blisko mnie, iż
delikatnie otarł się o moje ramię. Dobrze, że było ciemno,
inaczej każdy, a zwłaszcza on, zobaczyłby moje rumieńce, które
były teraz zapewne czerwieńsze od krwi. Tak. WŁAŚNIE SIĘ
ZARUMIENIŁEM.
Nie
wiem, dlaczego. Ale sądzę, iż alkohol ma na to duuży wpływ.
Krążąc
wokół mnie, David zdjął swoje skarpetki, całkowicie ignorując
spodnie, które niebezpiecznie się z niego zsuwały. W pewnym
momencie były już tak nisko, iż ledwo co sięgały mu ud.
Jednocześnie nogawki dżinsów zaplątały się o siebie, przez co
David, robiąc w pewnym momencie duży krok, by przejść ode mnie do
Moniki, potknął się o nie, upadając. Niechybnie rąbnąłby na
podłogę, gdybym w porę się nie rzucił pod niego. Przez to
leżałem, przygnieciony, a on znajdował się na mnie.
Ktoś
zapalił światło. Jack. Uśmiechał się nieprzytomnie, po czym
podreptał na pościel Davida, na której się położył. Zjeżyłem
się. Poczułem jednak mocne uderzenie w żebra.
To
David próbował się podnieść, przypadkiem wbijając we mnie
łokieć. Westchnąłem z ulgą, gdy ze mnie zlazł. Byliśmy
mniej-więcej tej samej postury, więc ciężko mi było leżeć z
kimś takim na brzuchu.
Gdy
już siedzieliśmy na swoich miejscach, a Jack niewinnie zasnął na
łóżku Davida, nasz niedoszły striptizer zakręcił butelką.
Oczywiście, to on wybierał swoją ofiarę. Nic tu nie zależało od
losu, a było ustalone przez niego. Dlatego byłem zdumiony, gdy
butelka trafiła mi pod nogi. ON WYBRAŁ MNIE?!
Wstałem,
bezgłośnie oświadczając, iż proszę go o wyzwanie. David
uśmiechnął się promiennie, co wydało mi się być wyjątkowo
sztuczne.
-
,, Siedem minut w Niebie”- powiedział, a uśmiech na jego twarzy
stawał się coraz szerszy. – Możesz wybrać, z kim.
Dziecinko,
kpisz ty ze mnie…? Mi może oranżada zaszkodzić, a ty oczekujesz,
iż po piwie będę myśleć pierwszy raz w życiu. A jużci!
Poczułem
suchość w gardle. Nie miałem najmniejszego pojęcia, co mam robić,
gdy już mnie zamkną w jakiejś szafie czy łazience. I, co
najważniejsze, z kim?! Popatrzyłem na twarze zgromadzonych.
Caroline była pijana, w dodatku, niestety, pełnoletnia, Emma nigdy
się nie zgodzi na takową grę, prędzej pójdzie do opiekuna i go o
wszystkim powiadomi, a Monica… Ona też piła, i była przecież
moją byłą dziewczyną. I istniało spore prawdopodobieństwo, iż
powtórzy wszystkim naszym znajomym, co się stało…
Mogłem,
oczywiście, wybrać Jacka. Tyle tylko, iż nie miałem najmniejszego
pojęcia, jakim cudem zaciągnęlibyśmy go w jakieś inne miejsce,
niż podłoga. Spał jak suseł na kołdrze Davida. Emma miała
rację. On się potwornie ślinił. Jednak, skoro nas porównała, to
znaczyło, iż ja też tak paskudnie wyglądałem, gdy spałem…?
Cóż, z drugiej strony, to David powtórzył mi te słowa. David…
Został
mi już do wyboru tylko David. David. David.
- Em…
Wykorzystajmy może naszą gwiazdę? – zaproponowałem, starając
się, by zabrzmiało to luźnie, a najlepiej kpiąco. Owszem, David
mógłby się na mnie zdenerwować lub obrazić, jednak… Miałem
szansę. Nie miałem innego wyboru. Miałem nawet usprawiedliwienie i
atmosferę zabawy. Chyba nie weźmie tego na poważnie…?
Uśmiechnąłem się szeroko i złapałem Davida w pasie. – Co,
zgadzasz się? – Zadałem mu (mam nadzieję, iż retoryczne)
pytanie, a ten złapał moją rękę, wyswobodził się z moich
dziwacznych objęć i pociągnął w stronę łazienki. Ja chyba
śnię…
Małe
pytanko. Można upić się taką ilością alkoholu w powietrzu???
Oczywiście, jeżeli coś takiego w ogóle istnieje w piwie…
David
zamknął drzwi na klucz. Był starszy ode mnie – oczywiście, że
to właśnie on dbał o nasz pokój. Cóż, naprawdę dobrze, że nie
wybrałem nikogo innego. Jeszcze ten drań zamknąłby mnie od
zewnątrz z Moniką czy kimś innym…
Usiadłem
na zimnej podłodze. Na moje szczęście, był na niej mały, puchaty
dywanik, więc nie musiałem martwić się o jakieś przeziębienie.
Poza tym, teraz on stał nade mną, a nie mógł siedzieć przy mnie.
- Alec…
Jesteś aż takim masochistycznym psiakiem, że nawet siadasz na
wilgotnych, lodowatych kafelkach, abym patrzył na ciebie z góry? – zakpił David, powodując swoimi słowami intensywny rumieniec na
mojej twarzy. Moje policzki zapewne stały się czerwieńsze od krwi,
gdy ten drań… usiadł mi na kolanach. Uśmiechnął się z
wyższością. – Ty naprawdę masz pecha… Cóż, że też nikogo
innego nie wybrałeś do swojej podniebnej podróży… Co, a jak
zaczniemy grać w słoneczko, to ustawisz się znów pode mną? – zaśmiał się, będąc w pełni rozluźnionym.
Czy
ja kiedyś naprawdę myślałem, że może jest jakaś szansa na to,
bym mu się podobał? Jeżeli tak, to przepraszam za tak wielkie
wprowadzenie świata w błąd…
Zakręciło
mi się mocno w głowie. Zacząłem kaszleć, po czym odepchnąłem
Davida od siebie. Aktorzyna zaczął mnie poklepywać po plecach, aż
się w miarę uspokoiłem. Zamrugałem, zdziwiony. Miałem wrażenie,
iż…
Wróć.
Nie miałem żadnych wrażeń, przemyśleń czy opinii.
Kręciło
mi się w głowie. I wtedy zadałem sobie pytanie: a skąd Ty wiesz,
jak powinno smakować piwo? Może smakuje normalnie, ale coś do
niego dodano… lub nie smakuje normalnie, a dodano do niego pewnej
substancji podejrzanie podobnej do płynnego ognia…
- Brawo,
geniuszu. Wreszcie się zorientowałeś. Sporo ci zajęło, wiesz? – zakpił David, po czym pogłaskał mnie dość łagodnie po plecach.
- Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale naprawdę widać po
tobie, że piłeś. I czuć, gdyż śmierdzisz wódą… Nawet
goryczy piwa nie można wyłapać. Jesteś pijany, geniuszu…
Dlatego cię tu zabrałem, żebyś nie zwymiotował mi w pokoju…
Zaatakowałem
go lewym sierpowym, jednak procenty ukazały pełnię swych mocy.
Przeczołgałem się go klozetu. Ledwo zdążyłem unieść deskę, a
już zostałem zmuszony pozwolić zawartości żołądka wyruszyć w
podróż dookoła łazienki.
- Jesteś
kompletnym debilem, wiesz? Debilem do kwadratu, debilem do potęgi zwyrodnienia…
***
Gdy
już David doprowadził mnie do stanu życia i stania o własnych,
chudych nóżkach, wyszliśmy do ludzi.
Czy
też, chcieliśmy wyjść do ludzi, ale ludzie się na nas wypieli i
uciekli z naszego pokoju.
Zauważę,
iż nie zapomnieli o słonych paluszkach, koszuli Davida, reszcie
procentów i… materacu z dolnej części naszego łóżka.
Zaśmiałem się, odrobinę pijany. David rąbnął mnie w potylicę,
powodując włączenie się syreny alarmowej, czyt. MNIE.
Zajęczałem
głośno, po czym wdrapałem się na moją część łóżka. I wtedy
zrozumiałem, jaką moc posiada paralizator.
David
wlazł za mną ,,na górę”, pozbywając się swoich podeptanych
spodni.
-Co?
Gdybym nie musiał cię niańczyć, to bym gości pilnował i nie
straciłbym materaca… - zawył z żalem, po czym popchnął mnie na
pościel, kładąc się na mnie. Byłem zdziwiony. Zdawało mi się,
że David jest ode mnie sporo cięższy, teraz jednak czułem się
jak Syzyf. Ważył tonę…!!!
-Ostrzegam,
że wciąż słabo się czuję, więc jak nie chcesz, bym zwrócił
to pseudo-piwsko, to lepiej ze mnie zejdź… - Zajęczałem,
wyraźnie czując swój żołądek i jego łokieć. Okropnie kręciło
mi się w… STOP! ,,Kręcenie się” to za lekkie określenie.
Miałem we łbie istny rollercoaster, tylko wyznaczonej trasy i końca
nie było…
David
położył się przy mnie, z dziwacznym uśmieszkiem wpatrując się
w moją małą poduszkę.
Moja
poducha była super. NIKT takiej nie miał i KAŻDY o niej marzył.
Monica
specjalnie dla mnie ją wyhaftowała w skomplikowane, intrygujące
wzorki. Mi skojarzyły się z wzorem dywanu w moim pokoju, ale
poduszka była na tyle mięciutka i przyjemnie pachnąca, iż mógłbym
na niej leżeć nosem w dół godzinami.
Odwróciłem
wzrok od arcyciekawego przedmiotu i zaszczyciłem swoim spojrzeniem
oczka Davida.
-Co
tak zamilkłeś…? Masz ładne oczka… - Palnąłem, po czym
podłożyłem sobie poduszkę pod łepetynkę i zamknąłem oczy. –
Nie doczekałem się wczoraj końcówki twojego występu, Aktorzyno…
MÓZGU,
WHY ME?!?!?!
Wreszcie
zrozumiałem, na czym polega bycie pijanym. Jest się po prostu
de-bi-lem.
David
zaśmiał się, podejrzanie smutno. Otworzyłem ślepia. Chociaż w
pokoju paliła się tylko mała lampka, doskonale widziałem smutne
spojrzenie, jakim zostałem obdarzony przez nastolatka. Mój łóżkowy
partner (to naprawdę brzmi dwuznacznie…) przykrył nas kołdrą,
po czym położył głowę na mojej wręcz zapadniętej piersi.
Czułem się bardzo nieswobodnie, zwłaszcza w momencie, gdy
spostrzegłem, jak David uporczywie próbuje znaleźć na moim torsie
jedną choć częściowo mięciutką powierzchnię. Byle nie mój
brzuchol…
-Mogę
ją dokończyć, jak chcesz… - Wyszeptał, po czym podsunął mi
pod oczy dwa palce. Co z nim, chce mi wydłubać gałki, satanista?!
– Pod warunkiem, że zamkniesz swoje jakże urocze ślepia, dobrze?
Inaczej mogę wydać z siebie co najwyżej alarm do opiekuna, iż
ktoś się rozpił na wycieczce… - Aktor, wredny aktor, grający
aktor, zdolny aktor, oszust, złośliwiec, kombinator, snob, to
jeszcze teraz sadysta i szantażysta!
Oczywiście,
po jakże przerażającej groźbie zmęczonego jak diabli i leżącego
brzuchem do góry chłopca musiałem zrobić to, co ten mi kazał.
Ułożyłem się wygodniej, na boku. Jednocześnie wysunąłem ramię
na bok, aby David mógł oprzeć o nie swoją jasną główkę.
Aktorzyna skorzystał z propozycji, wtulając się jednocześnie
nosem w moją pierś. Co z nim, przyjaciół szuka?
Postanowiłem,
iż jutro z samego rana (czyt. Jak wstanę w południe) idę do
Moniki i zabieram ją na spacer, po czym znów będę z nią w
związku.
Już
wyjaśniam, dlaczego. ON SIĘ O MNIE MIZIA!
Może
nadinterpretuję, ale…
Poprzedniego
dnia byłbym albo zachwycony, albo zdołowany. W tej chwili ogarnęło
mną takie zdenerwowanie, iż postanowiłem nie reagować już nigdy
na niego. Koniec. Nie jestem gejem. Nie jestem też bi. Wolę ciało
Moniki, niż cielsko Davida. On…
-Nie
przedstawię ci dzisiaj już żadnej sztuki, gdyż-iż-ponieważ
planuję dać ci prywatny pokaz w jakiś inny dzień, dobrze?
Prześpij się. Jutro zajęcia będziemy mieć wieczorem, więc
możesz spać do obiadu. Spędzimy jednak ten dzień razem, gdyż
wypada poszukać materaca…
Odepchnąłem
go. Wiem, iż nadinterpretowałem. Przesadzałem, zachowywałem się
jak zauroczona małolata…
Odwróciłem
się do niego plecami i zacisnąłem mocno powieki.
-Objęcia
Morfeusza są przyjemniejsze od tulasków Davida…- Wyszeptałem
bezdźwięcznie, po czym zasnąłem, a właśnie wypowiedziane
kłamstwo tułało mi się po głowie aż do świtu.
***
Kto
nigdy nie spał z kimś na wąskim łóżku, ten nie wie, co to
horror. David wiercił się całą noc, skutecznie sprawiając, iż
mój sen był płytki – jest w ogóle takie określenie??? – a
ciało całe w siniakach. Mógłbym wybrać się na Pandorę i
nazwano by mnie Avatarem. W Egipcie zostałbym nazwany płaską
wersją bogini Nut, tak byłem NIEBIESKI.
Dodatkowo,
mój łóżkowy partner (to określenie jest naprawdę dziwne…) w
nocy ewoluował i zmienił się w hybrydę koali i kangura.
Dowód?
Obudziłem się rano (taak, przed dziewiątą, nie wiem, jakim
cudem), będąc niemal duszonym w tulasku przez Davida. Ja wam mówię,
zgodnie z prawami fizyki (o której nie mam najmniejszego pojęcia…)
to jest kompletnie nierealne, aby skopać kogoś, jednocześnie go
tuląc. No błagam…
Oficjalnie
przyznaję, iż mam bigos zamiast mózgu.
Wracając
do tematu, bo, jak się domyślam, nie macie ochoty wysłuchiwać
jęków i narzekań skacowanego, głupszego od podeszwy buta debila.
Gdy
tylko się obudziłem, David jakże czule został przeze mnie
zepchnięty z wyrka. Tak, wylądował na ziemi. Zeskoczyłem z łóżka
i poczułem dziwną ochotę, by połączyć twarz Davida i podeszwę
mojego glana w jedno.
A
MNIE SIĘ CZEPIAJĄ, ŻE SIĘ ŚLINIĘ?!
Ten
kretyn miał całą mor… TWARZ upapraną we własnej ślinie.
Dodatkowo jakże uroczo i romantycznie opluł swoje ubranie i włosy.
A MNIE SIĘ CZEPIAJĄ…
W
tamtym momencie, gdy narzekałem na niesprawiedliwość świata i
ogólną wyższość niskich nad wyższymi, poczułem się słabo do
tego stopnia, iż wylądowałem na obślinionym Davidzie. Przez moje
pięciosekundowe zasłabnięcie leżałem na obudzonym, ale nie
pobudzonym nastolatku. Patrzył na mnie tak, jakbym był karaluchem,
który zgubił się w drodze ze śmietnika. Muszę przyznać, iż
swąd śmieci był aromatem w porównaniu z wonią, którą można
było ode mnie wyczuć.
Uśmiechnąłem
się przepraszająco, po czym pomogłem Davidowi wstać. Chłop
zachwiał się niebezpiecznie, przez co został zmuszony do oparcia
się o mnie. Jęknął cichutko, powodując u mnie napad dobrego
humoru.
-A
myślałem, że to ja będę rano jęczeć o aspirynę i
delegalizację alkoholu… - zażartowałem, jednocześnie
zastanawiając się, jak poprawnie się określa zakazanie czegoś.
Skoro legalizacja to pozwolenie, to zakazem będzie…
MÓZGU,
DAMN U!!!
W
każdym (pamiętajcie, nigdy nie mówicie w tym momencie ,,bądź”)
razie, pomogłem Davidowi utrzymać równowagę. Przez chwilę
czekałem, aż rzuci kąśliwą ripostę, lecz ten tylko wzruszył
ramionami i poklepał mnie po ramieniu.
-Wybacz…
po prostu spanie z osobą o twojej posturze może stać się nową
karą w Piekle. Było mi, cóż, piekielnie niewygodnie… -
zajęczał, a ton jego głosu nie zdradzał żadnych kpin bądź
obrazy. Zaniepokojony, usadowiłem nas w szerokim, niskim fotelu pod
ścianą. Pod wpływem dziwnego impulsu poczułem wręcz fizyczną
potrzebę, by pogłaskać go po włosach. Poddałem się tej dziwnej
zachciance. O tak… Jedno muszę przyznać jego włosom: zawsze, ale
to zawsze są miękkie i przyjemnie pachnące. Zanurzyłem palce w
jego lokach i przymknąłem oczy, oddając się tej dziwnej, jednak
przyjemnej czynności.
O
dziwo, całe procenty w magiczny sposób zniknęły z mojego
organizmu.
Przez
chwilę siedzieliśmy w miękkim fotelu w ciszy, a ja napawałem się
każdym pojedynczym puklem włosów. Miałem ochotę zamruczeć,
jednak powstrzymałem się – muszę jednak przyznać, iż zrobiłem
to z wielkim trudem. To by było kompletnie… złe. Niestosowne,
nieeleganckie, dziwne…
Niestety,
chociaż powstrzymałem moje struny głosowe, nie zapanowałem nad
pozostałymi częściami mojego ciała. Nachyliłem się nad nim.
Gdzieś po głowie tułała mi się myśl, iż tak naprawdę, mój
ulubiony aktor jest ode mnie niższy o ładnych parę centymetrów.
Ale to nie było istotne. Nic nie było wtedy istotne. Wszystko, cały
świat, straciło swoje znaczenie.
Liczyło się już tylko jedno.
Nasze
złączone wargi.
***
Podejrzewam,
iż nasz pierwszy pocałunek trwał co najmniej kilka minut, jednak
dla mnie każda sekunda, podczas której kosztowałem jego warg była
niczym wieczność.
W
moim odczuciu całowaliśmy się całe milenium, aż nastąpił
koniec świata i zostaliśmy brutalnie rozdzieleni.
David
objął mnie kurczowo, a ja się mentalnie zachłysnąłem. Nasz
pocałunek, mój pierwszy od czasów Moniki i zdecydowanie pierwszy
taki kontakt z innym chłopcem… Byłem wręcz zszokowany, iż to
zrobiłem. Jednocześnie szokowałem się i napawałem tym, iż David
odwzajemnił pocałunek.
Radość
skończyła się jednak, zanim zdążyłem pojąć jej ogrom.
Nasze
milenium całowania zakończyło się; nastąpił Armagedon.
David…
odepchnął mnie.
-Co
ty sobie wyobrażasz…? – Sapnął zszokowany, z trudem próbując
złapać oddech, Ja sam ciężko dyszałem, jednak siedziałem niczym
sparaliżowany. Nie byłem w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku
ani zareagować w jakikolwiek inny sposób. Mogłem jedynie wpatrywać
się w twarz Davida.
Był
wściekły. Złość i gniew emanowały od niego, niemal mnie
miażdżąc swoją potęgą. Prócz tych emocji zostałem
przytłoczony wielką dawką smutku i strachu, które dostrzegłem w
jego oczach. Jednak tym, co mnie jednak wprawiło w melancholię, był
żali i… jakby tęsknota…
Poczułem łzy w oczach. Byłem
przerażony niemniej niż on. Nawet nie uświadomiłem sobie momentu,
gdy pojedyncza, samotna łezka spłynęła mi po policzku. Poczułem
sól w jamie ustnej. Już miałem się odezwać, gdy David mnie
zaatakował.
-Czy
ty jesteś jakiś chory? Jesteś gejem?! A ja spałem z tobą w
łóżku? Coś mi robiłeś w nocy?! Przyznaj się, pedale!!! –
Jego furia bynajmniej nie zdołała przykryć przerażenia. Głos
chłopca drżał, gdy byłem ganiony w ten dziwny sposób, a całe
ciało trzęsło się, jak z zimna. Ukradkiem zauważyłem, iż ma
zaciśnięte pięści. – Odpowiadaj, geju! Dlaczego to zrobiłeś,
dlaczego ty m-mnie… - urwał. Jego głos całkowicie się załamał
z… bólu. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, iż mój aktor
zareaguje w taki sposób...
-Proszę,
wysłuchaj mnie, Davidzie… - zacząłem łagodnym i w miarę
możliwości kojącym tonem, chociaż wewnątrz trząsłem się z
nadmiaru uczuć, jednak nastolatek nie miał najmniejszego zamiaru
dać mi się wypowiedzieć.
-Nie
wypowiadaj mojego imienia! Co ty sobie myślisz, że ja jestem jakimś
pedałem, jak ty, żeby mój pierwszy pocałunek był taki…Z jakimś
GEJEM!!!
-Słuchaj,
rozumiem to, dobrze? Byłem jednak pewien… Myślałem, że ty też…
Cały czas zachodziłem w głowę, czy jesteś taki jak ja, i czy w
ogóle ja jestem taki… Cały czas mnie podrywałeś i się mną
bawiłeś, myślałem, iż właśnie o to ci chodziło… Nigdy sam
bym się taki nie stał, aż do teraz…- Głos mi się załamał.
Zdałem sobie sprawę z tego, iż zacząłem rzewnie łkać. – Aż
do teraz nie wiedziałem na pewno, jaki jestem, ale… Gdyby nie ty,
byłbym normalny, ale ja się chyba… nie… To znaczy, ja się w
tobie nie zakochałem, na pewno cię nie kocham, nie martw się o to…
- Zatrząsnąłem się spazmatycznie, zaczynając się kiwać w przód
i w tył. Zaczęła mnie ogarniać panika, gdy podniosłem głos,
kłamiąc. Gdyż w tamtym momencie już wiedziałem, że to, co mu
powiedziałem o moich uczuciach względem niego, było kłamstwem.
Zrozumiałem,
że jestem w nim zakochany.
David
wpatrywał się we mnie, podejrzanie cichy i spokojny. Jak ocean, gdy
znikną ślady sztormu. Objął mnie i przyciągnął do siebie.
Wtuliłem twarz w jego tors, wdychając jego zapach. Pachniał
pięknie, chociaż czuć było już odrobinę potu. Gdy zacząłem
płakać, nie potrafiłem już przestać. Wszczepiłem palce w jego
łopatki, kurczowo się go trzymając.
David
nawet nie syknął. Jedynie zaczął uspokajająco gładzić po
plecach. Czułem się tak, jakby ktoś zmiażdżył mi serce i
rozszarpał je na strzępy, a kojący dotyk składał je w spójną
całość, niczym słodki, płynny miód.
Siedziałem
skulony w jego ramionach przez kilka następnych godzin. W tym czasie
słońce zdążyło zająć honorowe miejsce na niebie, a materac
został odeskortowany pod nasze drzwi. Gdy Jack zapukał i
poinformował nas o dostarczeniu przedmiotu, David delikatnie odsunął
się ode mnie. Niedaleko; cały czas mocno go trzymałem. Chłopak
spojrzał na mnie, a ja z przestrachem odwzajemniłem jego
spojrzenie. Przełknąłem kolejne słone łzy, gdy poczułem na
policzku ciepłe palce Davida. Jęknąłem, bynajmniej nie namiętnie.
Był to rozpaczliwy, pełen desperacji dźwięk. David pogłaskał
mnie drugą dłonią po mojej ciemnej czuprynie.
-Przepraszam,
Aleksandrze… Ale ja nie mogę odwzajemnić twoich uczuć. Nie mam
prawa… Jeżeli ty mnie nie kochasz, to może mógłbym spróbować
stworzyć z tobą związek oparty nie na miłości, ale… Nieważne…
Zauważyłem, iż często jesteś przy mnie nerwowy i zestresowany,
więc wszystkie moje działania miały na celu odrzucenie mnie przez
ciebie. Miałem nadzieję, iż dzięki mojemu zachowaniu zaczniesz
odczuwać wobec mnie wstręt, może zniesmaczenie… Proszę, nie każ
mi dłużej się tłumaczyć. Nie możemy być w związku…
Przepraszam… Przynajmniej mnie nie kochasz. Jeżeli chodzi ci tylko
o ciało, to też muszę odmówić, ale…
Słuchałem
tych słów, a każda pojedyncza sylaba była kolejnym ciosem w
pierś. Czułem, jak każdy wyraz wżyna się w moje ciało, rujnując
moją psychikę.
Zamknąłem
oczy, popadając w rozpacz.
***
Minęło
kilka tygodni. Od powrotu do domu ani razu nie widziałem Davida.
Chciałem o nim zapomnieć. Nieskutecznie.
Myślałem o nim każdego dnia. Zamiast wstawać z łóżka, poświęcałem godzinkę lub dwie na fantazjowanie o momencie, w którym się spotkamy. Układałem w głowie scenariusze rozmowy. Niestety, każda konwersacja z wymyślonym Davidem kończyła się kłótnią.
Przeżywałem te spory z fikcyjnym przyjacielem tak, jakby działy się one w rzeczywistości. W końcu przyłapałem się na tym, iż wymyślony David towarzyszył mi przez całe dnie. Nie potrafiłem się na niczym skupić.
W połowie sierpnia moje fantazje uległy zmianie; mój wybranek wreszcie mi przebaczył. Ba, wyznał mi...
Że jest biseksualny.
Spotkaliśmy się wtedy w parku, tuż obok naszej starej szkoły. David uśmiechnął się na mój widok, po czym podbiegł do mnie i mocno mnie przytulił. Niepewnie odwzajemniłem uśmiech.
Poszliśmy na spacer.
Szliśmy, wdychając woń świeżo skoszonej trawy i kwitnących kwiatów - słowem, zapach słońca.
David wyjawił mi, dlaczego tak zareagował na moje słowa w trakcie obozu. Był biseksualny i ukrywał swoją orientację. Przestraszył się, gdyż sądził, iż odkryłem jego sekret i zacząłem się z niego naśmiewać.
Oczywiście, natychmiast mu przerwałem i żarliwie zapewniałem go, że w żadnym razie nie mógłbym postąpić z nim tak okrutnie.
David tylko się uśmiechnął, po czym... pocałował mnie.
Do końca sierpnia, przez cudowne dwa tygodnie, byliśmy razem. Budziliśmy się razem, jedliśmy razem, myliśmy się razem, spaliśmy razem.
Na początku września wybiła godzina zero.
Zadzwoniła do mnie moja instruktorka teatralna. Okazało się, że Emma napisała scenariusz nowej sztuki. Miałem zagrać główną rolę w duecie z Davidem.
Moja iluzja pękła na miliardy fragmentów.
Wymyślony David zniknął, a pozostała wyłącznie pustka przemieszana ze strachem.
Gdybym przyjął pierwszą w moim życiu główną rolę, musiałbym spotkać prawdziwego Davida.
Od razu odrzuciłem rolę. Serce mnie bolało, jednak nie mogłem postąpić inaczej. Powiedziałem instruktorce, iż rezygnuję z teatru, nie tylko z roli.
Nie żałowałem tej decyzji, chociaż zaledwie parę miesięcy wcześniej byłem wprost zafascynowany czarnym teatrem. Potrafiłem godzinami oglądać niesamowite wykorzystanie światła i cienia na czarnym tle, ciężką pracę aktorów... Najbardziej zachwycałem się, gdy scena była dzika i kolorowa, na samym środku stała gromada zupełnie niewidzialnych ludzi, a ja i pozostali widzowie mieliśmy przed oczami jedynie neonowe obrazy...
Marzyłem o zagraniu w takim spektaklu. Rola, którą instruktorka mi zaproponowała, dawała dodatkowe pole do popisu - miałbym na sobie lazurowy kostium i - w odróżnieniu od większości osób - byłbym widoczny.
Ale musiałbym grać z Davidem u boku.
Decyzja była prosta - odrzuciłem tę ofertę.
Postanowiłem coś ze sobą zrobić. Okazało się, że zostałem przyjęty na studia. Moje oceny nie były zachwycające, więc przyjęła mnie naprawdę słaba, niszowa uczelnia.
Zacząłem studiować pedagogikę. Nudny, zupełnie nieciekawy kierunek, ale nie mogłem grymasić - nie zostałbym przyjęty nigdzie indziej.
Oczywiście, poszedłem na studia dzienne. Aby jeszcze bardziej zapełnić pustkę w życiu, znalazłem pracę. Zapisałem się na siłownię. Początkowo wysiłek fizyczny był okropny - zamiast wyłączyć umysł, podczas pracy myślałem o Davidzie. Z trudem zmieniłem ten nawyk.
Pierwszy rok nauki wyglądał tak samo. Chodziłem na wykłady, pilnie się uczyłem. Wieczorami i rankami pracowałem na pół etatu. Całe soboty spędzałem na bieżni, w cieplejsze dni w parku lub w ogrodzie kolejnego pracodawcy. Niedziele? Uczyłem się.
Sesję przeszedłem bez problemów. Jako jedyny student nie balowałem przez pół roku, aby później panicznie zakuwać. Nie stresowałem się, mając praktyki.
W pewnym momencie pokochałem moje studia i moją rutynę. Dzięki nim mogłem zapomnieć o Davidzie.
No, może nie do końca ,,zapomnieć". Po prostu byłem tak zajęty, iż nie miałem czasu na myślenie o nim.
W czerwcu, gdy już zaczęły się wakacje, byłem przerażony. Nie dość, że nagle zyskałem za dużo wolnego czasu, to jeszcze dostałem dwie okrutne, diabelnie bolesne wiadomości.
Mój dawny teatr miał premierę spektaklu. Otrzymałem ładne zaproszenie na przedstawienie. Loża dla vip-ów zupełnie za darmo. Dowiedziałem się, iż moją niedoszłą rolę otrzymała Carolyn.
Zaproszenie wręczyłem mojemu ulubionemu profesorowi. Wykładał filozofię. Chociaż po każdym wykładzie wychodziłem z sali głupszy, niż byłem, to uwielbiałem zajęcia z tym mężczyzną.
Druga wiadomość była jeszcze gorsza.
Moja dawna klasa urządzała spotkanie. Nie chciałem tam iść, jednak Emma przyjechała do mojej kawalerki i wręcz siłą zaciągnęła mnie na ten zlot.
I wtedy go ujrzałem.
Po prawie roku znowu zobaczyłem Davida.
Zmienił się, bynajmniej nie na plus.
Miał podkrążone oczy, szarą skórę, przemęczone spojrzenie.
To już nie był ,,mój" David, a zupełnie inna osoba.
Podszedłem do niego nieśmiało. Bałem się naszego spotkania. Serce biło mi jak młot. Czułem okropny ucisk w brzuchu. Myślałem, że zwymiotuję.
David jakby zapomniał o tym, co się między nami wydarzyło. Zachowywał się bardzo neutralnie. Opowiedział mi o swojej ciężkiej pracy na studiach. Harował jak wół, aby utrzymać stypendium. Był jednym z wielu; w czerwcu zrezygnował z naszego teatru. Nie miał nawet siły, aby ugotować sobie kolację po wykładach.
Stał się wrakiem człowieka. Stracił swoją pewność siebie - wyraźnie czułem to w jego zachowaniu.
Rozmawialiśmy cały wieczór. David spostrzegł, że ja również nie byłem taki, jak dawniej. Zdziwił się, że nie żartowałem co chwilę. Był zaskoczony moją powagą, a nawet ponurością.
Gdy knajpka, w której byliśmy, była już zamykana, musieliśmy się rozstać. David zmusił mnie do podania numeru telefonu. Komórka już dawno mi przestała działać, ale stacjonarny wciąż funkcjonował.
David odprowadził mnie pod same drzwi mojego mieszkania. Chciał wejść do środka, jednak zatrzasnąłem mu drzwi przed nosem. Gardłowym tonem poprosiłem go o wyjście, opierając się czołem o drzwi. On był tak blisko mnie... dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów drzwi.
Gdy tylko usłyszałem trzaśnięcie drzwi do klatki schodowej, padłem na kolana. Trzymając dłonie na drzwiach, zaniosłem się płaczem.
Następne miesiące były pasem cierpienia. David przychodził do mnie absolutnie każdego dnia. Im dłużej miał przerwę od studiów, tym bardziej żywy i radosny się stawał. Było prawie tak, jak dawniej.
Zrozumiałem, że mogłem zrobić tylko jedno. Mogłem być dla niego.
Nie grałem. Znów byłem oddanym przyjacielem. Z czasem również ja odzyskałem uśmiech.
Kochałem Davida przez następne lata. Mieliśmy porobione licencjaty. Wspieraliśmy się podczas pisania prac magisterskich. Ja milczałem przez cały czas. Cierpliwie znosiłem każdą kolejną dziewczynę. Niektóre naprawdę lubiłem. Gdyby one były mężczyznami, a ja nie znałbym Davida, to szybko bym się w nich zadurzyłbym.
Nie czułem urazy do Davida za to, że ciągle miał jakąś dziewczynę, a raz nawet się jednej oświadczył. Cieszyłem się jego szczęściem. Patrzyłem na narzeczoną Davida z uśmiechem. Ją kochałem jak siostrę za to, jak dbała o Davida.
On sam zawsze o mnie pamiętał. Zdarzało się, że zapominał o rocznicy z dziewczyną, a zamiast tego zabierał mnie na chłodne browary. Często jego dziewczyny były zazdrosne. Zamiast biegać za nimi z kwiatami, on wolał stawiać mi lody lub wódeczkę.
Po skończeniu studiów wszystko uległo zmianie. David nie mógł nigdzie znaleźć pracy. Chwytał się każdego zajęcia, aby przetrwać. Ja sam od razu zostałem zatrudniony w przedszkolu. Zarabiałem kiepsko, jednak wciąż moja sytuacja finansowa była znacznie lepsza od tej Davida.
On zajął moje miejsce w mojej poprzedniej robocie. Ciężko pracował dorywczo. Nie było go stać na wynajem lub kupno mieszkania, zatem wprowadził się do mnie - jego narzeczona, Ava, mieszkała wciąż z rodzicami.
Uczucie, które żywiłem do Davida, wciąż płonęło.
Czasami poznawałem jakiegoś faceta. Próbowałem się w nim zakochać. Chodziłem na randki z różnymi mężczyznami, Davidowi mówiąc, jakie to piękne panienki zaliczałem.
Oczywiście, żaden z moich związków nie przetrwał miesiąca - każdy w pewnym momencie orientował się, że był jedynie zastępstwem. Rzucając mnie, wciąż mieli nadzieję na to, że odwzajemnię ich uczucia.
Tymczasem ja bezdusznie łamałem im serca, samemu trzymając własny ból głęboko w sobie.
W przedszkolu miałem grupę kochających mnie dzieciaczków. Żałowałem tego, iż nie mogłem mieć własnych dzieci. David ze śmiechem mi obiecał, że będę ojcem chrzestnym jego i Avy brzdąców.
Pedagogika i praca w przedszkolu były najlepszym, co mnie spotkało.
Pewnego razu postanowiłem zabawić się w reżysera. Wraz z malcami stworzyliśmy piękną sztukę, mieszaninę dziecięcych fantazji: małe księżniczki, wielcy rycerze... Okazało się, że moi podopieczni byli bardzo zdolni. Pokochali teatr równie mocno, co niegdyś ja i David.
Zachęcony umiejętnościami maluszków, odnowiłem kontakt z moją dawną instruktorką teatralną i Emmą. Kobiety wciąż ściśle współpracowały. Moja koleżanka zaczęła uczyć w naszej dawnej szkole, nadal tworząc wraz z instruktorką dzieła sztuki. Emma znalazła dla mnie i mojej grupy kilka festiwali i imprez teatralnych organizowanych specjalnie dla malców.
Jeździłem z moją trupą po całym kraju. Zawsze zdobywaliśmy jakąś sporą nagrodę. Chociaż znaczna część pieniędzy zawsze szła na opłacenie autokarów, to i tak zdołaliśmy wyremontować stołówkę i zakupić nowe atrakcje na plac zabaw.
Na jednym z takowych wyjazdów poznałem Ją.
Astrid Johnson. Znałem ją, i to doskonale. Astrid była krytykiem filmowym i teatralnym. Specjalizowała się w musicalach. Zaczęliśmy rozmawiać. Wymieniliśmy się numerami telefonów.
Prawie zapomniałem o rozmowie z Astrid. Wróciłem do domu, do Davida. Znów moje życie było nudną rutyną.
Pewnego dnia Astrid do mnie zadzwoniła. Początkowo sądziłem, iż nastąpiła jakaś pomyłka. Okazało się jednak, że ma dla mnie rolę. Otrzymałem propozycję zagrania w filmie o teatrze.
Od razu się zgodziłem. Zdjęcia miały odbywać się w dogodnym terminie. Oczywiście, najpierw musiałem pokonać konkurencję na castingu. Podobno wybór był łatwy dla reżysera. Astrid powiedziała, że moje doświadczenie w teatrze będzie bardzo przydatne.
Otrzymałem jedną z dwóch głównych ról. Pierwszorzędna produkcja z Hollywood.
Zdjęcia zaczęły się w wakacje, gdyż szukano wciąż pozostałych aktorów. Zaciągnąłem Davida na przesłuchanie. Dostał się. Otrzymał drugoplanową rolę.
W wieku dwudziestu siedmiu lat byliśmy już wielkimi celebrytami. Otrzymywaliśmy mnóstwo ról. Oczywiście, początkowo przyjmowaliśmy wszystko, co nam proponowano. Musieliśmy porzucić nasze dotychczasowe prace.
Pierwsza rola, jaką odrzuciłem, to rola homoseksualnego narkomana. David miał grać mojego dilera, któremu oddawałbym się w zamian za kolejne działki.
Mając trzydzieści lat, David i Ava stanęli na ślubnym kobiercu. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy o tym, ale wybranka mojego ukochanego była w stanie błogosławionym. Osiem miesięcy po ślubie miała urodzić piękną córkę, Alexandrę.
Byłem świadkiem na ich ślubie. Uroczystość nie była huczna; wręcz przeciwnie. W urzędzie było mało osób: ja, świadkowa, para młoda oraz świeżo upieczeni teściowie. Po wypowiedzeniu przysięgi, wymianie obrączek i podpisaniu kilku druczków, pojechaliśmy na wesele.
To byłby jednocześnie najgorszy i najlepszy dzień w moim życiu, gdyby nie to, co się stało później.
Stałem przy Davidzie, na którym było już widać ślady starzenia - maleńkie zmarszczki na czole i przy oczach nie tylko go postarzały, ale również dodawały mu uroku. Mój ukochany właśnie związał się na całe życie z kimś innym, niż mną. Miałem ochotę płakać.
Parę łez popłynęło po moim policzku. David nachylił się w moją stronę i zmartwiony spytał, jak się czuję. Skłamałem, że płaczę ze wzruszenia.
Obserwowałem pierwszy taniec pary młodej.
I wtedy to sobie uświadomiłem.
David nie mógł trafić lepiej. Ava była mądra, piękna i zdolna. On był szczęśliwy. Cieszyłem się, widząc jego uśmiech. Oczywiście, głęboko w sercu odczuwałem ból związany z tym, że te łagodne dłonie nie błądziły po moim ciele, że te czułe spojrzenia nie płynęły w moją stronę...
Zanim wybiła północ, wyszedłem na taras. Musiałem odetchnąć świeżym powietrzem, przytłoczony sprzecznymi emocjami.
O mały włos nie zemdlałem.
Stojąc na tarasie w ciepłą, gwieździstą noc, ujrzałem jego.
Był ode mnie znacznie niższy. Mógł mieć maksymalnie dwadzieścia pięć lat. Szczupły, smukły, elegancki w dopasowanym garniturze. Jego blond włosy sterczały na wszystkie strony - zupełnie tak, jakby został porażony prądem.
Dokładnie obejrzałem jego twarz. Wydatne kości policzkowe, wąskie usta... I te szare, wesołe oczy. Był w nich jakiś błysk.
Wystarczyło jedno spojrzenie w te oczy, abym zupełnie przepadł.
Mając trzydzieści lat, zakochałem się.
W dniu wesela jeszcze o tym nie wiedziałem, ale teraz mogę Wam to wyznać z ręką na sercu:
Zakochałem się z wzajemnością.
Wraz z Derekiem wciąż żyjemy razem, długo i szczęśliwie. I nawet śmierć nas nie rozłączy.
Myślałem o nim każdego dnia. Zamiast wstawać z łóżka, poświęcałem godzinkę lub dwie na fantazjowanie o momencie, w którym się spotkamy. Układałem w głowie scenariusze rozmowy. Niestety, każda konwersacja z wymyślonym Davidem kończyła się kłótnią.
Przeżywałem te spory z fikcyjnym przyjacielem tak, jakby działy się one w rzeczywistości. W końcu przyłapałem się na tym, iż wymyślony David towarzyszył mi przez całe dnie. Nie potrafiłem się na niczym skupić.
W połowie sierpnia moje fantazje uległy zmianie; mój wybranek wreszcie mi przebaczył. Ba, wyznał mi...
Że jest biseksualny.
Spotkaliśmy się wtedy w parku, tuż obok naszej starej szkoły. David uśmiechnął się na mój widok, po czym podbiegł do mnie i mocno mnie przytulił. Niepewnie odwzajemniłem uśmiech.
Poszliśmy na spacer.
Szliśmy, wdychając woń świeżo skoszonej trawy i kwitnących kwiatów - słowem, zapach słońca.
David wyjawił mi, dlaczego tak zareagował na moje słowa w trakcie obozu. Był biseksualny i ukrywał swoją orientację. Przestraszył się, gdyż sądził, iż odkryłem jego sekret i zacząłem się z niego naśmiewać.
Oczywiście, natychmiast mu przerwałem i żarliwie zapewniałem go, że w żadnym razie nie mógłbym postąpić z nim tak okrutnie.
David tylko się uśmiechnął, po czym... pocałował mnie.
Do końca sierpnia, przez cudowne dwa tygodnie, byliśmy razem. Budziliśmy się razem, jedliśmy razem, myliśmy się razem, spaliśmy razem.
Na początku września wybiła godzina zero.
Zadzwoniła do mnie moja instruktorka teatralna. Okazało się, że Emma napisała scenariusz nowej sztuki. Miałem zagrać główną rolę w duecie z Davidem.
Moja iluzja pękła na miliardy fragmentów.
Wymyślony David zniknął, a pozostała wyłącznie pustka przemieszana ze strachem.
Gdybym przyjął pierwszą w moim życiu główną rolę, musiałbym spotkać prawdziwego Davida.
Od razu odrzuciłem rolę. Serce mnie bolało, jednak nie mogłem postąpić inaczej. Powiedziałem instruktorce, iż rezygnuję z teatru, nie tylko z roli.
Nie żałowałem tej decyzji, chociaż zaledwie parę miesięcy wcześniej byłem wprost zafascynowany czarnym teatrem. Potrafiłem godzinami oglądać niesamowite wykorzystanie światła i cienia na czarnym tle, ciężką pracę aktorów... Najbardziej zachwycałem się, gdy scena była dzika i kolorowa, na samym środku stała gromada zupełnie niewidzialnych ludzi, a ja i pozostali widzowie mieliśmy przed oczami jedynie neonowe obrazy...
Marzyłem o zagraniu w takim spektaklu. Rola, którą instruktorka mi zaproponowała, dawała dodatkowe pole do popisu - miałbym na sobie lazurowy kostium i - w odróżnieniu od większości osób - byłbym widoczny.
Ale musiałbym grać z Davidem u boku.
Decyzja była prosta - odrzuciłem tę ofertę.
Postanowiłem coś ze sobą zrobić. Okazało się, że zostałem przyjęty na studia. Moje oceny nie były zachwycające, więc przyjęła mnie naprawdę słaba, niszowa uczelnia.
Zacząłem studiować pedagogikę. Nudny, zupełnie nieciekawy kierunek, ale nie mogłem grymasić - nie zostałbym przyjęty nigdzie indziej.
Oczywiście, poszedłem na studia dzienne. Aby jeszcze bardziej zapełnić pustkę w życiu, znalazłem pracę. Zapisałem się na siłownię. Początkowo wysiłek fizyczny był okropny - zamiast wyłączyć umysł, podczas pracy myślałem o Davidzie. Z trudem zmieniłem ten nawyk.
Pierwszy rok nauki wyglądał tak samo. Chodziłem na wykłady, pilnie się uczyłem. Wieczorami i rankami pracowałem na pół etatu. Całe soboty spędzałem na bieżni, w cieplejsze dni w parku lub w ogrodzie kolejnego pracodawcy. Niedziele? Uczyłem się.
Sesję przeszedłem bez problemów. Jako jedyny student nie balowałem przez pół roku, aby później panicznie zakuwać. Nie stresowałem się, mając praktyki.
W pewnym momencie pokochałem moje studia i moją rutynę. Dzięki nim mogłem zapomnieć o Davidzie.
No, może nie do końca ,,zapomnieć". Po prostu byłem tak zajęty, iż nie miałem czasu na myślenie o nim.
W czerwcu, gdy już zaczęły się wakacje, byłem przerażony. Nie dość, że nagle zyskałem za dużo wolnego czasu, to jeszcze dostałem dwie okrutne, diabelnie bolesne wiadomości.
Mój dawny teatr miał premierę spektaklu. Otrzymałem ładne zaproszenie na przedstawienie. Loża dla vip-ów zupełnie za darmo. Dowiedziałem się, iż moją niedoszłą rolę otrzymała Carolyn.
Zaproszenie wręczyłem mojemu ulubionemu profesorowi. Wykładał filozofię. Chociaż po każdym wykładzie wychodziłem z sali głupszy, niż byłem, to uwielbiałem zajęcia z tym mężczyzną.
Druga wiadomość była jeszcze gorsza.
Moja dawna klasa urządzała spotkanie. Nie chciałem tam iść, jednak Emma przyjechała do mojej kawalerki i wręcz siłą zaciągnęła mnie na ten zlot.
I wtedy go ujrzałem.
Po prawie roku znowu zobaczyłem Davida.
Zmienił się, bynajmniej nie na plus.
Miał podkrążone oczy, szarą skórę, przemęczone spojrzenie.
To już nie był ,,mój" David, a zupełnie inna osoba.
Podszedłem do niego nieśmiało. Bałem się naszego spotkania. Serce biło mi jak młot. Czułem okropny ucisk w brzuchu. Myślałem, że zwymiotuję.
David jakby zapomniał o tym, co się między nami wydarzyło. Zachowywał się bardzo neutralnie. Opowiedział mi o swojej ciężkiej pracy na studiach. Harował jak wół, aby utrzymać stypendium. Był jednym z wielu; w czerwcu zrezygnował z naszego teatru. Nie miał nawet siły, aby ugotować sobie kolację po wykładach.
Stał się wrakiem człowieka. Stracił swoją pewność siebie - wyraźnie czułem to w jego zachowaniu.
Rozmawialiśmy cały wieczór. David spostrzegł, że ja również nie byłem taki, jak dawniej. Zdziwił się, że nie żartowałem co chwilę. Był zaskoczony moją powagą, a nawet ponurością.
Gdy knajpka, w której byliśmy, była już zamykana, musieliśmy się rozstać. David zmusił mnie do podania numeru telefonu. Komórka już dawno mi przestała działać, ale stacjonarny wciąż funkcjonował.
David odprowadził mnie pod same drzwi mojego mieszkania. Chciał wejść do środka, jednak zatrzasnąłem mu drzwi przed nosem. Gardłowym tonem poprosiłem go o wyjście, opierając się czołem o drzwi. On był tak blisko mnie... dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów drzwi.
Gdy tylko usłyszałem trzaśnięcie drzwi do klatki schodowej, padłem na kolana. Trzymając dłonie na drzwiach, zaniosłem się płaczem.
Następne miesiące były pasem cierpienia. David przychodził do mnie absolutnie każdego dnia. Im dłużej miał przerwę od studiów, tym bardziej żywy i radosny się stawał. Było prawie tak, jak dawniej.
Zrozumiałem, że mogłem zrobić tylko jedno. Mogłem być dla niego.
Nie grałem. Znów byłem oddanym przyjacielem. Z czasem również ja odzyskałem uśmiech.
Kochałem Davida przez następne lata. Mieliśmy porobione licencjaty. Wspieraliśmy się podczas pisania prac magisterskich. Ja milczałem przez cały czas. Cierpliwie znosiłem każdą kolejną dziewczynę. Niektóre naprawdę lubiłem. Gdyby one były mężczyznami, a ja nie znałbym Davida, to szybko bym się w nich zadurzyłbym.
Nie czułem urazy do Davida za to, że ciągle miał jakąś dziewczynę, a raz nawet się jednej oświadczył. Cieszyłem się jego szczęściem. Patrzyłem na narzeczoną Davida z uśmiechem. Ją kochałem jak siostrę za to, jak dbała o Davida.
On sam zawsze o mnie pamiętał. Zdarzało się, że zapominał o rocznicy z dziewczyną, a zamiast tego zabierał mnie na chłodne browary. Często jego dziewczyny były zazdrosne. Zamiast biegać za nimi z kwiatami, on wolał stawiać mi lody lub wódeczkę.
Po skończeniu studiów wszystko uległo zmianie. David nie mógł nigdzie znaleźć pracy. Chwytał się każdego zajęcia, aby przetrwać. Ja sam od razu zostałem zatrudniony w przedszkolu. Zarabiałem kiepsko, jednak wciąż moja sytuacja finansowa była znacznie lepsza od tej Davida.
On zajął moje miejsce w mojej poprzedniej robocie. Ciężko pracował dorywczo. Nie było go stać na wynajem lub kupno mieszkania, zatem wprowadził się do mnie - jego narzeczona, Ava, mieszkała wciąż z rodzicami.
Uczucie, które żywiłem do Davida, wciąż płonęło.
Czasami poznawałem jakiegoś faceta. Próbowałem się w nim zakochać. Chodziłem na randki z różnymi mężczyznami, Davidowi mówiąc, jakie to piękne panienki zaliczałem.
Oczywiście, żaden z moich związków nie przetrwał miesiąca - każdy w pewnym momencie orientował się, że był jedynie zastępstwem. Rzucając mnie, wciąż mieli nadzieję na to, że odwzajemnię ich uczucia.
Tymczasem ja bezdusznie łamałem im serca, samemu trzymając własny ból głęboko w sobie.
W przedszkolu miałem grupę kochających mnie dzieciaczków. Żałowałem tego, iż nie mogłem mieć własnych dzieci. David ze śmiechem mi obiecał, że będę ojcem chrzestnym jego i Avy brzdąców.
Pedagogika i praca w przedszkolu były najlepszym, co mnie spotkało.
Pewnego razu postanowiłem zabawić się w reżysera. Wraz z malcami stworzyliśmy piękną sztukę, mieszaninę dziecięcych fantazji: małe księżniczki, wielcy rycerze... Okazało się, że moi podopieczni byli bardzo zdolni. Pokochali teatr równie mocno, co niegdyś ja i David.
Zachęcony umiejętnościami maluszków, odnowiłem kontakt z moją dawną instruktorką teatralną i Emmą. Kobiety wciąż ściśle współpracowały. Moja koleżanka zaczęła uczyć w naszej dawnej szkole, nadal tworząc wraz z instruktorką dzieła sztuki. Emma znalazła dla mnie i mojej grupy kilka festiwali i imprez teatralnych organizowanych specjalnie dla malców.
Jeździłem z moją trupą po całym kraju. Zawsze zdobywaliśmy jakąś sporą nagrodę. Chociaż znaczna część pieniędzy zawsze szła na opłacenie autokarów, to i tak zdołaliśmy wyremontować stołówkę i zakupić nowe atrakcje na plac zabaw.
Na jednym z takowych wyjazdów poznałem Ją.
Astrid Johnson. Znałem ją, i to doskonale. Astrid była krytykiem filmowym i teatralnym. Specjalizowała się w musicalach. Zaczęliśmy rozmawiać. Wymieniliśmy się numerami telefonów.
Prawie zapomniałem o rozmowie z Astrid. Wróciłem do domu, do Davida. Znów moje życie było nudną rutyną.
Pewnego dnia Astrid do mnie zadzwoniła. Początkowo sądziłem, iż nastąpiła jakaś pomyłka. Okazało się jednak, że ma dla mnie rolę. Otrzymałem propozycję zagrania w filmie o teatrze.
Od razu się zgodziłem. Zdjęcia miały odbywać się w dogodnym terminie. Oczywiście, najpierw musiałem pokonać konkurencję na castingu. Podobno wybór był łatwy dla reżysera. Astrid powiedziała, że moje doświadczenie w teatrze będzie bardzo przydatne.
Otrzymałem jedną z dwóch głównych ról. Pierwszorzędna produkcja z Hollywood.
Zdjęcia zaczęły się w wakacje, gdyż szukano wciąż pozostałych aktorów. Zaciągnąłem Davida na przesłuchanie. Dostał się. Otrzymał drugoplanową rolę.
W wieku dwudziestu siedmiu lat byliśmy już wielkimi celebrytami. Otrzymywaliśmy mnóstwo ról. Oczywiście, początkowo przyjmowaliśmy wszystko, co nam proponowano. Musieliśmy porzucić nasze dotychczasowe prace.
Pierwsza rola, jaką odrzuciłem, to rola homoseksualnego narkomana. David miał grać mojego dilera, któremu oddawałbym się w zamian za kolejne działki.
Mając trzydzieści lat, David i Ava stanęli na ślubnym kobiercu. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy o tym, ale wybranka mojego ukochanego była w stanie błogosławionym. Osiem miesięcy po ślubie miała urodzić piękną córkę, Alexandrę.
Byłem świadkiem na ich ślubie. Uroczystość nie była huczna; wręcz przeciwnie. W urzędzie było mało osób: ja, świadkowa, para młoda oraz świeżo upieczeni teściowie. Po wypowiedzeniu przysięgi, wymianie obrączek i podpisaniu kilku druczków, pojechaliśmy na wesele.
To byłby jednocześnie najgorszy i najlepszy dzień w moim życiu, gdyby nie to, co się stało później.
Stałem przy Davidzie, na którym było już widać ślady starzenia - maleńkie zmarszczki na czole i przy oczach nie tylko go postarzały, ale również dodawały mu uroku. Mój ukochany właśnie związał się na całe życie z kimś innym, niż mną. Miałem ochotę płakać.
Parę łez popłynęło po moim policzku. David nachylił się w moją stronę i zmartwiony spytał, jak się czuję. Skłamałem, że płaczę ze wzruszenia.
Obserwowałem pierwszy taniec pary młodej.
I wtedy to sobie uświadomiłem.
David nie mógł trafić lepiej. Ava była mądra, piękna i zdolna. On był szczęśliwy. Cieszyłem się, widząc jego uśmiech. Oczywiście, głęboko w sercu odczuwałem ból związany z tym, że te łagodne dłonie nie błądziły po moim ciele, że te czułe spojrzenia nie płynęły w moją stronę...
Zanim wybiła północ, wyszedłem na taras. Musiałem odetchnąć świeżym powietrzem, przytłoczony sprzecznymi emocjami.
O mały włos nie zemdlałem.
Stojąc na tarasie w ciepłą, gwieździstą noc, ujrzałem jego.
Był ode mnie znacznie niższy. Mógł mieć maksymalnie dwadzieścia pięć lat. Szczupły, smukły, elegancki w dopasowanym garniturze. Jego blond włosy sterczały na wszystkie strony - zupełnie tak, jakby został porażony prądem.
Dokładnie obejrzałem jego twarz. Wydatne kości policzkowe, wąskie usta... I te szare, wesołe oczy. Był w nich jakiś błysk.
Wystarczyło jedno spojrzenie w te oczy, abym zupełnie przepadł.
Mając trzydzieści lat, zakochałem się.
W dniu wesela jeszcze o tym nie wiedziałem, ale teraz mogę Wam to wyznać z ręką na sercu:
Zakochałem się z wzajemnością.
Wraz z Derekiem wciąż żyjemy razem, długo i szczęśliwie. I nawet śmierć nas nie rozłączy.
O kurwa... To bylo zajebiste. Sam poczatek byl taki sobie, ale kiedy zaczely sie opisy, a dialogi skonczyly po prostu bylem wniebowziety. Fajnie, ze David sie nie okazal gejem, a Alec znalazl sobie faceta. Wiek sie nie liczy, kazdy w kazdym wieku ma szanse spotkac kogos cudownego.
OdpowiedzUsuńSerio, to bylo swietne. Az brak mi slow..
Szczerze? Nie wiem ich nawet, czy chciałam wcześniej spiknąć Davida z Alexandrem, czy nie. Alec i tak zasłużył na kogoś, kto odwzajemni jego uczucie
UsuńDziękuję bardzo za pochwałę :3
Jeśli piszesz o czymś, co znasz z doświadczenia idzie ci o wiele lepiej. Trochę dziwnie się rozstali po tym spotkaniu w parku. Co się właściwie stało? Nie było przecież żadnego powodu do tego, mogli się nadal ukrywać. Ciekawi mnie, dlaczego Aleks tak właściwie bał się grać z Dawidem. Myślał, że prawda wyjdzie na jaw? Uczucia bohaterów momentami są dość niejasne. Z tego aktorzyny niezły egoista. Zwalił się facetowi na łeb i korzystał pełnymi garściami.
OdpowiedzUsuńMogę ich zabić? Najlepiej obydwu! Boż bożenko…, jak oni wokół siebie krążą, niczym w przysłowiu ,, wiódł ślepy kulawego”. Niby dorastają razem, ale chyba tylko cieleśnie. Łebki nadal durne. Jak ten cały Dawid mógł być tak ślepy? Jadł za mało masła?
I mało Dereka w Dereku! Jakaś scenka tylko z nim na koniec by się przydała. I czuły buziak, żeby aktorzynę szlag z zazdrości trafił, bo ta jego Ava na pewno się tak nie umiała całować.
Z tego co napisałam chyba widać, że mi się podobało prawda? Wciągnęłam się w tą nieco zbyt krótką historię bez trudu, a wcale niełatwo mnie zaciekawić. Powinnaś częściej pisać obyczajówki.
Alec nie tylko bał się wyjawienia prawdy, ale również przerażała go myśl o samym Davidzie - bał się, że David wciąż będzie na niego wściekły.
UsuńPoczątkowo zamierzałam napisać otwarte zakończenie: Alec spotyka Dereka i trafia go strzała Amora - resztę dopowiedzieliby sobie czytelnicy. Jednak po tym, jak przez ponad dziesięć lat kochał się w Davidzie, mógł znów trafić na kogoś, kto by nie odwzajemnił jego uczucia. Zależało mi na happy endzie, zatem dopisałam tę końcówkę o ich przyszłości. David mógłby być przerażony tym pocałunkiem - przecież jego kolega był taaaaaki heteroseksualny. W jego mniemaniu.
JEST, wreszcie coś Ci się podoba!!! A następną obyczajówkę mam już w główce... :3
Genialne. Ten tekst jest sztuką. Po prostu nie wiem co napisać... opisy, dialogi - idealne, fabuła i rozwinięcie akcji - idealne. Cieszę się, że tak właśnie skończyła się historia Aleca. Wyszedł na prostą, został celebrytą, spotkał miłość swojego życia. Wychodzi na to, że odrzucając rolę w tamtym przedstawieniu wyszło mu na dobre. Nie wiem co pisać, bo wciąż jestem w „zawieszeniu” emocjonalnym. To jeden z niewielu razy, kiedy mam zaszklone oczy czytając jakiś tekst... Szczególnie przy zakończeniu.
OdpowiedzUsuńJak Ty zrobiłaś grubą czcionkę? :o
UsuńJestem bardzo szczęśliwa, czytając Twoje słowa. Wniosek jest taki: muszę cofnąć się w rozwoju :/
Może to nie odrzucenie teatru mu pomogło, a zostanie odrzuconym przez Davida?
Dzięki za opinię :) Twoje słowa naprawdę wiele dla mnie znaczą :)
Jak zrobiłam grubą czcionkę? Ma się obcykany HTML B)
UsuńDobra tak serio to znam zaledwie kilka kombinacji.
Robisz tak:
Skasuj kropki po literkach b
Efekt:
Skasuj kropki po literkach b
Skasowało się -,- Eh, napiszę ci na gg.
UsuńFajnie się czytało, ale ten skrót myślowy na końcu trochę mnie szoknoł. Pewnie znowu zrobiłoby się sporo odcinków.
OdpowiedzUsuńmusiałam napisać takim skrótem, inaczej wyszłoby mi sto stron :/
UsuńZakochałem się! W tobie i w opowiadaniu, piękne, cudowne, inne. Bardzo mi się podobało choć szkoda, że to tylko one-shot. Pisz takich więcej ~ twój Krysiaczek
OdpowiedzUsuńBędę pisać :) Tylko uważaj, aby Kamil nie przeczytał tej części o kochaniu mnie! Chociaż mi bardzo podobają się Twoje słowa. Piękne, cudowne, inne? Jak mi się przyjemnie zrobiło...
UsuńJeju... Wywróciłaś moją psychikę na drugą stronę, jednocześnie patrosząc uczucia...
OdpowiedzUsuńCzyli świetne!
Najpierw było spokojnie, nieco uroczo. Niby go nie lubił, niby lubił, a potem bum! Było mi strasznie szkoda Aleca, gdy David go odepchnął. Niemal do końca miałam nadzieję, że w końcu się zejdą. Zaskoczyłaś mnie zakończeniem, ale to dobrze. Kocham nieoczekiwane zwroty akcji!
Podoba mi się jak stworzyłaś bohaterów, choć to tylko one shot wydają się oni być rzeczywiści.
Jednym zdaniem:bardzo dobry tekst, kochana!
O matulu. O matuuuluu. Jestem naprawdę zachwycona. Często spotykam się z tym, że autorzy opowiadań zamias nowego rozdziału wstawiają jakieś kiepskie zamienniki nazywając je one-shotami. Po pierwszych akapitach tego opowiadania myślałam, że znowu będzie to tekst typu "fascynacja, odkrycie swojej seksualności, trudności w raju, wielkie love story" wraz z kolejnymi linijkami opka bardzo pozytywnie się zaskoczyłam. Oczywiście można z tego wywnioskować, iż naprawdę masz talent do pisania wszelakich tekstów. I tan boski koniec. Nie wymarzyłabym sobie nic lepszego.
OdpowiedzUsuń~KireiKichiku
Hm, ten rozdział nie był zapychaczem. Parę lat temu go napisałam, jednak przerwałam go w połowie. Podejrzewam, że - gdybym go skończyła wtedy - to bym właśnie stworzyła zakończenie, w którym David i Alec są w sobie zakochani. Na szczęście, porzuciłam je, po czym znalazłam je i napisałam zakończenie, nie pamiętając, co wcześniej planowałam :) Dziękuję za miłe słowa :)
UsuńJak dla mnie, szkoda, że wtedy go nie skończyłaś. Podczas czytania odniosłam wrażenie, że cała fabuła była budowana właśnie pod ich związek. Uczucia bohaterów są strasznie niejasne, niby David go podrywa, ale na pocałunek reaguje histerią i przebąkuje coś o relacji opartej na seksie - brawo, tak zachowuje się krypyo-gej przed coming outem. Do tego David żerował na Aleksandrze kilka lat - po tym czasie czułby się chociaż w jakiś sposób zobowiązany, żeby mu to wynagrodzić, choćby seksem oralnym, bo byłoby mu zwyczajnie głupio. Poza tym: Aleksander 'kochał' go przez +/- dziesięć lat i nagle na weselu Davida zakochuje się w innym. Mocno naciągane. Jeżeli to nie była prawdziwa miłość, zakochałby się w kimś już dawno temu, jeśli była, wciąż kochałby Davida i ktoś zawsze byłby substytutem. Końcówka stanowczo za krótka i niczego nie wyjaśniająca. Byłoby lepiej nawet zrobić z tego 2-3 częściowe opowiadanie i pociągnąć wątek dalej: na weselu zaintrygował go mężczyzna. Stopniowo go poznawał, zakochał się i zapomniał o starej miłości - to kupuję.
UsuńOpowiadanie wiele straciło przez to, że nie zostało puchatym fluffem na zimne wieczory :)
Proszę, nie traktuj tego jako hejt: uważam, że piszesz bardzo dobrze (już sam fakt, że przeczytałam, chociaż właściwie czytam tylko dwóch polskich autorów) i te komediowe wstawki (dywagacje Aleksandra ze swoim mózgiem) oraz dialogi były świetnym urozmaiceniem i lekkim prztyczkiem w nos wśród tej całej cukrowości.
Pozdrawiam i życzę weny :)
~ Yenefer of Vengerberg
Może masz rację - może miałam opisać wyjście z szafy oraz związek tej dwójki. Teraz nie mam pojęcia, jakie miało być zakończenie. Komputer się zepsuł, po paru latach wrzuciliśmy dysk z tego komputera do nowego... i znalazłam tę historię. Początkowo nawet nie byłam pewna, kto to napisał. Dopiero przy tych komicznych momentach się zorientowałam, że to... moje.
Usuń,,Kochanie" Aleksandra... no, za późno uświadomiłam sobie, że tego nie wyjaśniłam. Wzorowałam się na mojej krewnej, która przez dekadę była ,,zakochana" w swoim przyjacielu, a później sobie uświadomiła, że to nie była miłość, a przywiązanie i przyjaźń.
Końcówkę specjalnie zrobiłam tak krótką. Miało być bajkowe, właśnie takie nierealne. Nie chodziło już o tego nowego partnera, tylko o sam fakt, że poszedł do przodu. Najwyraźniej nie wyszło...
Spokojnie, potrafię wyczuć hejt. Cieszę się, że poświęciłaś swój czas, aby nie tylko przeczytać, ale też skomentować tę historię. Jeśli mowa o dialogach i komizmie - to kolejny powód, dla którego nie rozpisywałam się: po prostu nie potrafię już tak pisać, więc byłoby widać diametralną różnicę. Jedyne opowiadanie, które jest właśnie takim słodkim fluffem z komizmem, to Słodka Historia, ale przyznaję, że dziwnie się czuję, pisząc różne wesołe scenki :/
Dziękuję bardzo za taki komentarz. Zapamiętam Twoje uwagi :)
Serdecznie pozdrawiam :)